04

- Pamiętasz wszystko? – W odpowiedzi skinęłam głową, na co chłopak posłał mi przyjazny uśmiech i kiwnął na wejście do drugiego pomieszczenia. – W razie czego jestem tuż obok.

- Dzięki – dodałam jeszcze, gdy poszedł zająć się swoją robotą. Odetchnęłam głęboko. W zasadzie ta praca wydaje się dość prosta.

Kucharz-Daniel, który de facto był niewiele starszy ode mnie, poinstruował mnie chyba w każdej dziedzinie, jaka była możliwa, zwłaszcza że była to tylko praca w dość małej pizzerii.

A przynajmniej mniejszej niż większość, w których bywam w Phoenix.

Wyjęłam telefon z kieszeni, żeby wyciszyć dzwonki i mimowolnie uśmiechnęłam się na nową wiadomość.

chris: powodzenia btw.
chris: ten kto zgarnie więcej napiwków stawia chlanie;))
minnie: czyli oranżadę?
chris: ........kurde rozgryzłaś mnie
minnie: ¯\_(ツ)_/¯
minnie: btw. wzajemnie x

Natychmiast odłożyłam komórkę, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Uśmiechnęłam się miło do dwóch dziewczyn, które zamówiły dużą pizzę i zmusiły mnie do ogarnięcia, jak wybiera się zapłatę kartą, bo o tym jakoś pracownik miesiąca, a może i wszystkich innych, skoro wyglądało na to, że był tu jedynym stałym pracownikiem, nie raczył mi wspomnieć.

Mimo tego udało mi się z tym uporać, tak samo, jak z dziesiątką kolejnych klientów. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że może tu przychodzić tyle osób zwłaszcza o tej dość wczesnej porze, ale z tego, co powiedziała mi jedna z tych klientek-gaduł, nie mieli zbyt dużego wyboru w kwestii lokali.

- Mysza, mogłabyś to ogarnąć? – prychnęłam na swoje nowe przezwisko, odbierając od Daniela kartki z rozpiską, które napoje należy dokupić i zaczęłam analizować butelki z lodówki, odhaczając niektóre nazwy. Usłyszałam dzwonek nad drzwiami, ale zignorowałam go, wciąż wpatrując się w tabelki przede mną.

- Hej... – Odwróciłam się na dźwięk znajomego głosu i mimowolnie uniosłam brwi. – Um, Minnie?

- Pamiętałeś czy przeczytałeś z plakietki? – zaśmiałam się, ale Jacob wyłącznie spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Czemu miałbym znać twoje imię?

No tak, elita mnie nie kojarzy.

- Chodzimy razem do szkoły, ale luz, nawet mnie to nie dziwi. Co podać?

- Mam słabą pamięć do ludzi, wybacz – Podrapał się niezręcznie po karku. – Z której jesteś klasy?

- Po wakacjach trzecia C – Oparłam się o blat, a on przez chwilę się zastanowił, po czym pacnął się ręką w czoło.

- No przecież. Przyjaźnisz się z tą Dianą, która rok temu przychodziła na wszystkie treningi i tym... – Przegryzł wargę w skupieniu.

- Idiotą? – podpowiedziałam, dokładnie w momencie, gdy drzwi się otworzyły i do środka wparował Chris.

- Ta praca to cudo, jestem zajebisty, serio, mógłbym opchnąć lodówkę na Antarktydzie – zaczął, przerywając, dopiero gdy dotarł do blatu i dostrzegł bruneta. – A skąd ty tu?

- Tak, właśnie nim – Jacob spojrzał na mnie porozumiewawczo, a ja skinęłam głową. – Cześć, Chris.

- Więc co chcesz zamówić? – spytałam jeszcze raz, a chłopak chyba dopiero przypomniał sobie, gdzie jest.

- Osiem dużych i to będą... – zaczął wskazywać pozycje na ulotce, a ja na szybko notowałam numerki.

- Stary, może pomóc ci to jeść? – zaproponował mój przyjaciel, uśmiechając się szeroko, kiedy ja poszłam przekazać zamówienia do kuchni.

- Chętnie, ale nie jestem pewien, czy sam cokolwiek z nich dostanę, gdy rzuci się na nie grupa nastolatków – Wzruszył ramionami, po chwili wyjaśniając. – Jestem opiekunem na obozie nad jeziorem.

- Sun Rays? – spytałam, a kiedy przytaknął, spojrzałam porozumiewawczo na Chrisa, który od razu kontynuował.

- No i super, mieliśmy tam wpaść, więc możesz się nas spodziewać wkrótce.

- Jasne – Jacob skinął głową, chociaż na moje oko raczej miał to gdzieś. – Nie macie może tu opcji dostawy?

- Wyglądam ci na kierowcę? – parsknęłam, a ten westchnął, siadając przy jednym ze stolików. Z politowaniem uniosłam wzrok ku niebu, na co Chris zaczął się śmiać.

Nie, żebym nie lubiła tego typa, bo go nawet nie znałam, ale zdążył mnie zirytować swoim poczuciem wyższości i stosunkiem wobec dziewczyn. Konkretniej mam na myśli fakt, że jest świadomy, że podoba się dziewczynie, na ten przykład Dianie, ale nie, nie da jej jasnych znaków, tylko a tu puści oczko, a tu zagada, a tu będzie ją olewać przez miesiąc i cóż, wybaczcie, ale takie zachowanie jest dla mnie zwyczajnie żenujące.

Uwinęliśmy się z wielkim zamówieniem Jacoba, jak i z wieloma kolejnymi od różnych par, ekip i samotników, których rozumie tylko pizza. Z uśmiechem poprawiłam swojego kucyka i pożegnałam się z Danielem, wychodząc z budynku. Czułam, że ta praca może mi się spodobać i miałam nadzieję, że tak zostanie. Kiwnęłam głową do Chrisa, który też właśnie zaczął kierować się w moją stronę.

- Powiedz mi mój drogi, jakie mamy na dziś plany – zagadnęłam na wstępie, na co chłopak wzruszył ramionami. – Pójdziemy...

- Na rowery! – przerwał mi wpół słowa, a ja uniosłam zdezorientowana brwi. – No co?

- Moja kondycja już cię przeklina – westchnęłam.

- Obiecam ci nawet na mały paluszek, że nie będziesz żałować, jak zobaczysz, gdzie dojedziemy – Posłał mi znaczące spojrzenie. – Nie jesteś ciekawa?

- Nie.

- Minnie...

- Tylko trochę – burknęłam, a on z szerokim uśmiechem dźgnął mnie w brzuch, za co od razu dostał po łapach.

Dosłownie chwilę później byliśmy przy naszym tymczasowym domku, a Chris gestem wskazał na drzwi z tyłu budynku, za którymi mieściło się dość klaustrofobiczne pomieszczenie, z którego wyciągnął dwa rowery.

- Woah, co jeszcze tu mają, kajak? – spytałam ironicznie.

- Na pewno nie osobne sypialnie – Spojrzał na mnie kątem oka, a ja mimowolnie się zaśmiałam.

Przysunął do mnie jeden z pojazdów, a sam wziął drugi i chwilę później wyjechaliśmy z podwórka. Posłusznie jechałam za nim mimo obaw, które pojawiły się we mnie z chwilą skręcenia w boczną dróżkę, której za nic nie kojarzyłam.

Gdybym nie znała go tak dobrze, to zaczęłabym się martwić, bo gdzieś z tyłu głowy świtała mi któraś z książek, które czytałam, w której chłopak zabrał bohaterkę do jakiegoś domku na drzewie w środku nocy. Ale skoro w naszej sytuacji był jeszcze wieczór, a ona i tak wyszła z tego żywa, to nie miałam się czym martwić, prawda?

- Szykuj drobne i słowa uwielbienia dla mnie! – krzyknął, na co wyłącznie parsknęłam śmiechem.

Nagle skręcił, co od razu po nim powtórzyłam, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Zatrzymaliśmy się przed niewielkim, uroczym sklepikiem, który znajdował się dosłownie kilka minut drogi od obozu i w którym to rok w rok, średnio codziennie kupowaliśmy lody, których nigdy nie widziałam w żadnym innym sklepie, przysięgam.

- Zajmuję toffi! – krzyknęłam, stawiając rower przy drzwiach i pobiegłam do środka, a Chris tuż za mną. Miła starsza pani sprzedała nam dwa lody o moim wymarzonym smaku, a my spokojnie usiedliśmy na krawężniku przed budynkiem.

Słońce powoli zachodziło, a ulice świeciły pustkami. Oparłam łokcie na kolanach, wpatrując się w różowe niebo nad domkami. Moja głowa zapełniła się wszystkimi możliwymi przebłyskami z obozu: nocnymi spotkaniami, ukrywanymi przed opiekunami, wieczornym włóczeniem się po miasteczku, żartami, które sobie opowiadaliśmy, siedząc właśnie na tym krawężniku. Tęskniłam za tym klimatem, beztroską i za ludźmi, z którymi spędzaliśmy te lata.

- Żałuję, że te czasu już minęły – zaczęłam cicho.

- Jeszcze nie minęły – Spojrzałam na niego kątem oka, ale kontynuował. – Dalej tu siedzimy. Razem, jedząc te same lody, a jutro znów będziemy na Sun Rays. Jeszcze dużo przed nami, Minnie.

Mimowolnie uśmiechnęłam się na jego słowa, kładąc głowę na jego ramieniu, a on delikatnie mnie objął i mogę się założyć, że wyglądaliśmy niemal tak samo, jak te dwa lata temu, gdy siedzieliśmy tak samo w tym samym miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top