Rozdział 7
Po szesnastej przebrałam się na wygodniejszy strój do siedzenia na plaży, zabrałam swój ukochany kocyk do siedzenia nad wodą, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i zeszłam na dół.
Chciałam jeszcze zajść do sklepu, by kupić jakieś słodycze na spotkanie z Marcusem. Chciałam, aby posmakował smaków Hiszpanii, czyli nie tylko jedzenie z restauracji, ale też i słodycze, napoje, a coś wątpię, że próbował, patrząc, że pisał o tym, że pije tu tylko wodę, bo nie wie, które napoje się opłacają do kupienia. Tak samo było u niego ze słodyczami.
Gdy zakładałam buty, akurat bracia wyłonili się z salonu.
- Idziesz na randkę z Marcusem? - spytał się Tomas.
- Nie. To nie randka, tylko zwykłe spotkanie, bez wkurwiających braci.
- Ała, moje serce... - powiedział Diego i teatralnie chwycił się za miejsce, gdzie znajduje się serce.
- Zdychaj w męczarniach - odpowiedziałam.
- Ja w dobrych intencjach rozmawiam z tobą, a ty się tak odzywasz? Strasznie nie ładnie...
Westchnęłam.
- Dobra ja idę, a jak was zobaczę gdzieś koło siebie, to uduszę was gołymi rękami i zakopię gdzieś w bardzo dobrym miejscu, i obiecuję to kurwa zrobić.
- Groźnie - odpowiedział mi Tomas.
Przewróciłam oczami i wyszłam w końcu z tego wariatkowa.
Skierowałam się od razu do sklepu, aby kupić, to co chciałam, po czym poszłam w stronę plaży.
Nadal było dużo ludzi na plaży, ale nie interesowali mnie, szukałam tylko Marcusa, który napisał nie dawno, że już jest na naszej plaży.
Gdy znalazłam chłopaka, który siedział na kocu pod kamieniami, podeszłam do niego.
- Hej - przywitałam się.
- Cześć. Przyszłaś.
- Czemu bym miała nie przyjść?
- Nie wiem, ale ciesze się, że przyszłaś.
Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego.
- Kupiłam dla ciebie słodycze i mini napoje do spróbowania.
- Dzięki.
Spędziliśmy dobre kilka godzin i niestety nadszedł czas na powrót do domu.
Po powrocie do domu poszłam od razu do pokoju, aby odłożyć niepotrzebne rzeczy.
Wchodząc do pokoju, zauważyłam braci, którzy leżeli przy sobie na moim łóżku.
- Co wy tu robicie?
- Czekaliśmy na ciebie - odpowiedział Diego.
- Czemu?
- Chcieliśmy się dowiedzieć jak minęła ci randka - powiedział Tomas.
- To nie była randka.
- A co niby? Przecież spotkanie na plaży, i to w dodatku z chłopakiem!
Chwyciłam się z zażenowania ręką na czole.
- Nie była to żadna randka! Zresztą i mogłam pójść na plaże z jakąś dziewczyną!
- Wtedy nie byłaby randka, tylko zwykle spotkanie!
- No to tez było zwykle spotkanie!
- Nie! Byłaś z chłopakiem na plaży, wieczorem! Gdzie zawsze były ładne zachody słońca!
Westchnęłam.
- Wypad! Odczepcie się już ode mnie.
- Nie.
- Mamo! Tato!
- Już, już! Idziemy.
Wstali i wyszli z mojego pokoju. Na całe szczęście.
Odłożyłam rzeczy, których nie potrzebuje i zeszłam na dół.
Usiadłam na swoim miejscu w jadalni i popatrzyłam się na tatę.
Ojciec uśmiechnął się.
Po chwili wróciła mama i mogliśmy prawie niemal zacząć jeść, ale zawsze tradycja wygrywa.
- Jak minął wam dzień? - zapytała się mama.
- Nam dobrze, oglądaliśmy filmy, graliśmy.
- Mi tez minął dobrze, chociaż oni zabrali mi telewizor i nie mogłam oglądać później.
- No i poszłaś na randkę z chłopakiem.
- Nie była to żadna randka! Kiedy wy to zrozumiecie?
- Diego, Tomas. Jak Sofia mówi ze to nie randka to nie randka - powiedziała mama.
- Nie, nie będziemy tak myśleć.
- Dobra nieważne. A jak wam minął dzień? - zapytałam.
Rodzice opowiedzieli i zaczęliśmy jeść.
Po kolacji wróciłam do pokoju.
Mogłabym chyba dziś. Zrobić nocny maraton czytelniczy, ale zanim to, to przyniosę sobie do pokoju zapasy na to.
Zeszłam ponownie na dol do kuchni.
W pomieszczeniu akurat była mama patrząca w okno w kuchni.
- Mamo?
- Tak?
- Coś się stało?
- Nie, a co miało się stać?
- Nie wiem. Nie patrzysz się za długo zazwyczaj w okno bez powodu.
- Mhm. Wiesz, na razie nie chce wam niczego mówić, przyjdzie czas, na odpowiedz.
- Czyli to jakaś sprawa, która jest związana z każdym z tego domu?
- Tak.
- Okej.
Mama się do mnie odwróciła i oparła o blat roboczy.
- Po coś tutaj przyszłaś? - zapytała się uśmiechem?
- Tak. Przyszłam po jakieś niezdrowe rzeczy jak chipsy.
- Wiesz, ze to na razie nie pora na to?
- Wiem... Ale chce obejrzeć jakiś film, wiec fajnie by było mieć coś dobrego do przekąszenia.
- Jasne, jasne. Bierz i zmykaj do pokoju.
Pokiwałam głową, wzięłam chipsy, żelki i wróciłam do pokoju.
Po odłożeniu tych rzeczy na stoliku nocnym ułożyłam się wygodnie z jedna z książek.
Boję się tego co powie nam mama, boję się ze to będzie informacja o przeprowadzce, albo o rozwodzie...
Westchnęłam.
Nie mogę teraz o tym rozmyślać, czas wziąć się za maraton czytelniczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top