Rozdział 2

- Cześć - przywitał się tez Diego.

- Zauważyłem ze ty się coś tak długo patrzysz na moją rodzinę. Em i czym mógł się dowiedzieć czemu?

- Wiesz, wzrokowo chciałem cię tu przyciągnąć, abyś poznał się z moja siostra...

- Naszą - przerwał mu Tomas.

Diego się popatrzył na brata i pokiwał głową.

Ja natomiast już schowałam twarz w dłoniach.

- O, czyli udało ci się - powiedział i się zaśmiał.

Jezu, ma uroczy śmiech.

- Tak, wiec bardzo się ciesze.

- Siostra za bardzo się stresuje wiec przedstawie ci ją. Nazywa się Sofia Sánches, ma szesnaście lat - powiedział tym razem Tomas.

- Mam nadzieje ze nie jesteś dużo starszy od niej.

- Nie, nie jestem. Tez mam szesnaście lat.

- O to dobrze. Jak się nazywasz?

- Marcus.

- Okej, wiec Marcus, podaj jej messengera, czy coś gdzie tam sobie piszecie - powiedział znów Diego.

- Sofia na pewnie by chciała tego?

- Tak, a jak nie to zmusimy ja. Wiesz... Musi kogoś w końcu poznać - powiedział Tomas.

Miły braciszek. Bardzo miły.

- Okeej. To można jej telefon?

- Tak, już - powiedział Tomas.

Podniosłam głowę i zobaczyłam, że wspomniany brat zaczął próbować odblokować mi telefon.

- Nie. Nie. Nie odblokujesz mi telefonu.

- Tak, tak, tak. Odblokujesz go teraz.

- Oj nie.

- Marcus. Możesz na moim telefonie mnie dodać, później jakoś zmusimy ja by ciebie dodała - powiedział do chłopaka Diego.

- Em jasne.

Dopiero teraz zauważyłam, jakie Marcus miał śliczne oczy, były w kolorze brązowym, mimo takiej zwykłości, były na prawdę piękne. Z widoczna nutka rozbawienia, ale cóż ze strony trzeciej osoby przysłuchującej się mojej i braci przekomarzanek może być to zabawne, co zresztą jest.

- Ej, Sofia, Marcus się coś ciebie spytał - powiedział do mnie Diego

- Co? - zmarszczyłam brwi, patrząc nadal na Marcusa.

- Spytałem się, czy byś chciała się kiedyś przejść po mieście?

- Em, jasne. A kiedy będziesz miał czas?

- Bym musiał pogadać z rodzicami. Jak coś to się spiszemy. Nie zapomnij do mnie napisać. Do zobaczenia! - powiedział i już oddalił się w stronę rodziny.

- No więc teraz musisz na pewno do niego napisać - powiedział Tomas leżący na kocyku i zajadający się chipsami.

- To wasza sprawka.

- Nie moja, tylko Diego - przypomniał mi leżący brat.

- Mhm. Daj chipsy...

Diego się zaśmiał z mojego aktualnego stanu.

Nie no, super bracia, na prawdę.

Przeszkodzili mi w odpoczynku na plaży, zaczęli mnie swatać z tym całym Markusem i wkurzyli mnie.

- Jak wrócimy do domu to musimy coś wszyscy razem obejrzeć - powiedział Tomas.

- Spoko, tylko co? - spytał się Diego.

- Coś się wymyśli, jak będziemy ogarniać się do seansu.

- Jasne.

Otworzyłam książkę na stronie, na której skończyłam i wlepiłam swój wzrok na literach.

- Diego, a jak tam z ta twoja laska?

- Jaka znowu?

Japierdole. Na serio?

Nie mogliby kiedy indziej o tym pogadać, tylko wtedy kiedy zaczynam czytać?

- Maria?

- Maya.

- No właśnie. To co z nią?

- Nic. Gadam, spotykam się z nią i tyle.

- Możecie się kurwa zamknąć? Chciałabym w końcu przeczytać ta ksiazkę - powiedziałam cała wkurzona.

- Nie.

Westchnęłam.

Dałam ponownie zakładkę i zamknęłam książkę i zaczęłam patrzeć w morze.

- Nie gadaj ze teraz będziesz obrażona - powiedział do mnie Tomas.

- Uwierz, będę.

- Mhm. Nie pójdziemy z tobą na lody.

- I tak nie pójdziecie ze mną.

- A chcesz się założyć?

- Nie, bo wiem ze pójdziecie ze mną, by tylko wygrać ten zakład.

- No może masz racje, ale pójdziemy, co nie? - powiedział, po czym się zaśmiał.

Westchnęłam.

Zobaczyłam ze rodzina Markusa się już zebrała i idą. Chłopak popatrzył się na mnie i do mnie pomachał, po czym ja sama mu odmachałam.

Bracia musieli to zauważyć.

- No będzie to wielka miłość, mowie ci Diego.

Właśnie w tym momencie walnęłam ręką w czoło. Miałam ich już serdecznie dość.

Minęło chyba pół godziny, po czym w końcu się zebraliśmy.

Wróciliśmy do domu, gdzie już byli rodzice.

- Jak się bawiliście - zapytała się mama gdy zasiedliśmy wszyscy na obiad.

- Dobrze - odpowiedzieli razem bliźniacy.

- A ty Sofia?

- Dobrze się bawiłam... Dopóki nie przyszli bracia do mnie.

- Chociaż poznałaś nowego kolegę - powiedział Tomas.

- Jakiego kolegę? - spytał się tata.

- A taki Włoch, jest w jej wieku, Markus Rossi.

- Okej. Mam nadzieje ze nie zmusiliście jej, aby go poznała.

- Niee, nie zmusiliśmy. Sam podszedł do nas.

- Bo się na niego patrzyłeś - powiedzialam lekko wkurzona do Diego.

- Oj tam, to taki mały szczególik, nie istotny, na prawdę.

- Czyli tak jakby zmusiliście ją, by poznała go.

- Nie! Nie zmusiliśmy. Sama zaczęła się odzywac gdy zaproponował jej spotkanie.

- Tak było. Nie kłamiemy - dolaczył się do Diego Tomas. Świetnie.

Mama z tatą jedynie pokiwali głową. Wiedzieli ze akurat z tym im nie przemówią do rozsądku, niestety.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top