Pierwsze fajewerki

Muzyka w salonie brzmiała tak głośno, że sąsiedzi pojawili się w drzwiach Longbottoma już dwa razy. Nikt się tym jednak za bardzo nie przejął i dalej kontynuowano imprezę. Jedyna trzeźwa Lily stale uspokajała zdenerwowane państwo Downson próbujący im przekazać słowa w stylu ,,To się więcej nie powtórzy; Tak, będziemy ciszej". Bezskutecznie. Wszyscy tańczyli, czując dosadnie obecność alkoholu we krwi. Dzięki temu zabawa była jeszcze większa, co za tym idzie - głośniejsza. Około godziny pierwszej towarzystwo postanowiło w końcu usiąść i ,,normalnie" porozmawiać. Było to dla wszystkich nie łatwe zadanie, z powodu Ognistej Whiskey, ale bardzo się starali.

— Więc, ja i mój przyjaciel Syriusz jesteśmy naaaaprawdę zabawni. — Potter skierował się w stronę Syriusza, obejmując go ramieniem.

— Jesteśmy? — Syriusz spojrzał lekko rozbawiony na przyjaciela, który próbował przekazać swoją pijacką myśl.

—Tak jesteśmy, nie jesteśmy. My... mamy te nasze śmiechy.

— O czy-m ty gadasz James?

Remus który również ledwo kontaktował, ale starał się to ukryć. Rogacz miał zdecydowanie słabą głowę. Sam Remus nie był lepszy. Alkoholu nie spożywał za często, więc picie na raz, a dużo zdecydowanie oddziaływało na niego negatywnie. Wszystko to było winą Syriusza, który przez cały wieczór dbał o to, aby szklanka Lupina nie była, ani przez chwile pusta. Black twierdził, że Remus powinien się odprężyć przed pełnią i trochę zabawić. Szatyn był pewien, że jutro będzie tego okropnie żałować, jednak czuł się obecnie dobrze i nie chciał, aby zostało to przerwane.

— Tak, miedzy nami są te śmiechy.

— Tak ma-my śmiechyyy.

— Kawały, śmiechy, aaaahhh.

Zarówno Dorcas jak i Alice udały się już wcześniej do pokoju gościnnego na piętrze. Pan domu, Frank, obecnie spędzał czas w łazience, a Peter leżał na dworze w altanie, śpiąc od dobrej godziny. Lily jako jedyna osoba nie pijąca, pilnowała trójki ,,ocalałych" Huncwotów, próbując uspokoić Pottera.

— James idź już lepiej spać.

— Ale Lilyyyy, ja nie chce. — James ujął rękę swojej ukochanej patrząc jej w oczy.

— Jesteś pijany.

— Nie, nie jestem pijany. Jestem James.

— Chodź pomogę ci wejść po schodach — rudowłosa westchnęła i podeszła do okularnika, usiłując go podnieść z kanapy. — Poradzę sobie Syriusz.

Evans wiedziała, że wprowadzenie pijanego chłopaka nie będzie proste, ale widziała również w jakim stanie jest Black i Lupin. Wejście na górę mogłoby być znacznie trudniejsze przy ich pomocy. Dlatego też wolała się podjąć sama tego wyzwania.

— Aaaaa dostanę buziaka na dobranoc? — Potter poprawił spadające okulary, lekko kołysząc się na nogach.

— Nie. Znaj moją litość, że ci w ogóle pomagam.

Evans skierowała się wraz z chłopakiem w stronę schodów, ostrożnie po nich wchodząc. Kiedy w końcu udało się jej go ułożyć w łóżku, w salonie zapanowała cisza. Jedynie Black i Lupin siedzieli na przeciwko siebie, głupio się uśmiechając.

— Mówiłem, że będzie fajnie.

— Jest, ale trochę mi niedobrze — odparł Lupin odchylając głowę do tylu.

— Chodź pomogę ci wejść na górę.

Syriusz podszedł do Remusa, podając mu swoją rękę. Jednak przez swój stan, potknął się o własne nogi wpadając na kanapę obok przyjaciela.

— Dobra, może jednak nie dam rady.

Lupin zaśmiał się krótko i ponownie spojrzał na Łapę. Lubił patrzeć na jego szare oczy i czarne włosy o które zawsze dbał. W jakiś dziwny sposób to go uspokajało. Jego uśmiech zawsze poprawiał mu humor, zwłaszcza po gorszych pełniach. Przy Blacku czuł się bardzo przeciętnie. Czysto krwiste pochodzenie jednak robiło swoje. Arystokrackie rysy były dość mocno widoczne, co dodawało mu jeszcze większej urody i nie przeciętnego wyglądu.

— Cooo? Ładnie wyglądam?

— Jak zawsze — odparł Lupin bez zastanowienia.

Blacka podkusiły te słowa do zrobienia dość głupiej rzeczy. Jednak lubił ryzyko i to co zakazane, a więc bez głębszych przemyśleń zbliżył się do chłopaka. Podciągną się na rękach i wtulił w Lupina, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi.

— Co robisz?

— Sprawdzam temperaturę twojego ciała.

To było najgłupsza odpowiedź jaką mógł wymyślić, ale nie wiedział właściwie co ma odpowiedzieć. Black powędrował palcem od szyi chłopaka do obojczyka, odchylając jego koszule. Lupin nieświadomy tego co robi, powtórzył ten sam czyn co przyjaciel. Obaj robili coś złego. Syriusz o tym wiedział, ale Remus nie musiał. Czarnowłosy postanowił pójść trochę dalej i przejechał ustami po żuchwie szatyna.

— Łapa — wykrztusił cicho Remus.

— Hmm? Coś nie tak? — spytał tak jakby nic się nie działo.

Przez chwile Remus uciekał wzrokiem od Blacka. Chłopak widząc to ponownie się do niego zbliżył, decydując się na kolejny krok. Powoli obrysował jego wargi językiem, obserwując reakcje szatyna. Remus wstrzymał oddech, czując jak przechodzą go dreszcze. Sam zapach Syriusza powodował u niego w tym momencie szybsze bicie serca. I pomimo tego, że był zawstydzony, poczuł chorą potrzebę powtórzenia tej samej czynności na ustach jego przyjaciela. Jednak kiedy już się nad nim pochylił zobaczył, że ten niespodzianie zdążył zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top