Nauka i kolejne plany

Lipiec dobiegł końca, a więc Huncwotom pozostał jedynie miesiąc wakacji. Potter zaplanował już wszystkim cały sierpień oraz dni spotkań i imprez. Wraz z Lily przeszedlł również do planu zeswatania Łapy i Lunatyka. Korzystają z chłodniejszego dnia, Lily zaproponowała całej trójce, że wybiorą się na wycieczkę rowerową, a bardziej naukę jazdy. Bowiem Potter i Black widzieli rower tylko z perspektywy obserwatora.

— Dobra, zaraz wam wszystko wytłumaczę — rudowłosa wręczyła im do rąk kaski.

— Po co nam to?

— Cóż, wole nie dzwonić po karetkę.

James i Syriusz spojrzeli na siebie z niezrozumieniem. Remus, który znał te dwójkę już tyle lat czuł, że ten pomysł może skończyć się tragicznie. Evans z kolei nalegała na to spotkanie, co z resztą nie było w jej stylu. Lupin nie rozumiał czemu dziewczynie tak bardzo zależało na tym dniu, ale nie chciał tego kwestionować. Cieszył się, że chociaż James ma szansę na spędzenie czasu ze swoim obiektem westchnień. Wraz z pozostałą dwójką Huncwotów już powoli tracili cierpliwość do ciągłego gadania o Rudej Furii.

— Krewetkę?

— Karetkę — poprawił Syriusza Remus, lekko się uśmiechając. — Taki pojazd, który zawozi ludzi do szpitala. — wytłumaczył mu w najprostszy sposób jaki mógł.

— Mam wrażenie, że w nas nie wierzycie. — Potter założył kask, zakrywając swoje wiecznie roztrzepane włosy. — To nie może być, aż takie ciężkie.

— Zobaczymy. — Evans uśmiechnęła się. — Dobra wsiadać na rower i uważnie słuchać.

Lily zaczęła instruować obu gryfonów. O dziwo, Syriuszowi nie szło najgorzej jak na pierwszą jazdę. Co prawda wyglądał jakby miał się zaraz przewrócić, ale stale próbował uniknąć upadku. Gorzej szło w przypadku Pottera, który spadł z roweru w ciągu dziesięciu minut, aż pięć razy. Lily mimo grymasu chłopaka, czuła triumf. Nigdy nie była dobra w lataniu na miotle, a James nie raz jej to wypominał.

— Może dać ci dodatkowe kółka po bokach? — zapytała z trudem ukrywając śmiech.

— Bardzo śmieszne, Evans. — James podniósł się z asfaltu, ponownie siadając na rower. — Miło, że moje upadki powodują twój uśmiech.

Rudowłosa podeszła do niego i poprawiła mu kask.

— Wiesz w końcu jestem w czymś lepsza od Jamesa Pottera.

— Jesteś od niego lepsza w wielu rzeczach — odpowiedział, czując jak szybciej bije mu serce.

— Rogacz przewróc się jeszcze raz, bo nudno! — krzyknął Syriusz podjeżdżając do niego. — Który to już? Siódmy? Ósmy?

— Chyba szósty — powiedział Lupin, również będący w dobrym humorze.

Ostatnia pełnia była dziwnym doświadczeniem. Choć był pewny, że dzień po będzie czuł się fatalnie, o dziwo nic go nawet nie bolało. Nie był zmęczony, a także nie doszła mu żadna nowa blizna. Kiedy obudził się kolejnego dnia, nie zauważył żadnych obrażęn, co go zdziwiło. Nie miał powodów do zmartwień, ale cała sytuacja wydawała się dziwna. Dodatkowo słyszał głos, który wydawał mu się dziwnie znajomy.

— Ależ z was przyjaciele — chłopak poprawił okulary. Zobaczycie jeszcze będę od was lepszy.

— Nie wątpię — Remus użył sarkazmu, a James przekręcił oczami.

Czując determinacje, Potter ruszył i zaczął dość stabilnie prowadzić rower.

— Widzicie — rzekł Black. —Trochę dokuczania i od razu mu wychodzi. Jego mama mnie tego  nauczyła.

Lily widząc, że James całkiem dobrze sobie radzi, także wsiadła na rower i ruszyła za nim.

— Chodźcie, bo nie mogę mu pozwolić na wygraną!

Lupin i Black podążyli w ślady Lily i zaczęli za nią jechać.

— Jak ja uwielbiam mugolskie rzeczy.

— Patrz na drogę Łapa, bo nie będę cię ratować.

— Zawsze mnie ratujesz — Syriusz spojrzał na przyjaciela z błyskiem w oku.

Lily była daleko przed nimi, doganiając Pottera. Syriusz rozkoszował się ciszą i widokiem. Jechali dość spokokojną drogą, dookoła której znajdowały się łąki. Black czuł wolność. Jego matka zapewne dostałaby szału, gdyby zobaczyła go w takiej sytuacji. Ucieczka z domu, była jedną z tych decyzji, których nie żałował. Jedyne czego mu brakowało to Regulus. Młodszy brat został sam w przeklętym, gnijącym domu. Syriusz próbował go przekonać, aby ten uciekł z nim, ale ślizgon stałe odmawiał. Chciał się z nim spotkać, ale Regulus stale nie odpisywał na jego listy. W szkole ciągle się ignorowali, aż w końcu całkowicie o sobie zapomnieli.

— Możesz jeździć?

— Co? — Remus nie rozumiał co jego przyjaciel miał na myśli.

— Po pełni.

— Wszystko w porządku — odrzekł i skupił się na drodzę.

— To dobrze.

Syriusz chciał go zapytać o imprezę. Czuł, że w końcu musi być kiedyś ten moment. Dodatkowo Potter stale mu mówił, aby gdzieś zaprosił Remusa. Nie bardzo wiedział o co mu chodzi, gdyż przekazywał mu to w dość dziwny sposób.

— Zaproś go, ale tak, żeby się nie domyślił, że go zapraszasz.

— Rogacz o czym ty gadasz? Jest druga w nocy.

— O Remusie — odpowiedział zafascynowany okularnik. — Zaproś go.

Black spojrzał na przyjaciela jak na kretyna i rzucił go poduszką.

— Na imprezie... — zaczął, jednak nie dane mu było dokończyć.

— I co Łapa? — Potter zajechał mu drogę przez co obaj się wywrócili. — Umiem zawracać.

— Właśnie widzę — syknął Syriusz i podniósł się z pomocą Lunatyka.

— Mówiłam, że kaski się przydadzą.

— Wróćmy pieszo, błagam.

Cała czwórka zgodziła się na pomysł zmęczonego Pottera.

— Peter nie chciał przyjść? — zapytał jako pierwszy Remus.

— Właśnie, ani Dor czy Frank?

James i Lily spojrzeli na siebie nerwowo. Nawet nie pisali do reszty przyjaciół, gdyż ich zamierzenie co do spotkania było całkowicie inne.

— Nie mogli — odpowiedzieli równo.

Remus i Syriusz spojrzeli na siebie. James i Lily zachowywali się... inaczej niż zwykle.

— Okej. — Black nie przejął się tym i ruszył dalej.

Ważne było, że jego przyjaciel wreszcie ma bliższy kontakt z rudowłosą. Każdy gryfon wiedział, że między tą dwójką coś jest. Jedyne co stało im na drodze to przyjaźń Snape'm, ale już minęła, więc James miał wolną drogę.

— Proponuje w środę jakieś wspólne oglądanie filmu? — odezwał się nagle Potter. — Co wy na to?

— Świetny pomysł — podłapała Lily.

— Czemu nie. — Syriusz także poparł Jamesa, mając na myśli, aby ten spędził czas z rudą.

— Okej. — Remus jako jedyny nie wiedział o co im wszystkim chodziło.

Liczyło się to, że spędzali razem czas i tworzyli wspomniena.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top