XXIV
Pod domem Fushiguro stanął samochód Sukuny, co powoli zaczęło być tradycją, która przestawała dziwić Toji'ego. Nawet chłopak już nie podejrzewał mężczyzny o to, że ten podejdzie i mu coś zrobi z autem, gdy młodszy nie będzie patrzeć.
Szatyn spokojnie wyszedł z pojazdu, po czym pewnym krokiem podszedł do drzwi z zamiarem zabrania swojego szczeniaczka na randkę. Bez większego wysiłku zapukał w drzwi, oczekując właśnie swojego chłopaka...
Nagle ktoś powoli nacisnął na klamkę, po czym otworzył, a wtedy Sukuna otworzył szerzej oczy. Stała przed nim wysoka kobieta o niesamowitej urodzie, za to każdy jej ruch był gracją w czystej postaci. Ta patrzyła na niego pytająco z taką niewinnością w oczach, że chłopaka to aż onieśmielało:
- Yyy... - nagle odwiesił się - Ja do Megumiego...
- Jasne - uśmiechnęła się delikatnie - Już go wołam. Chcesz wejść czy poczekasz tu?
- Już wychodzimy - nagle do drzwi dobiegł Megumi, uniemożliwiając starszemu wejście.
- Wrócisz na obiad? - zwróciła się do bruneta niesamowicie przyjemnym tonem.
- Nie! Zjem na mieście! - oznajmił szybko, nieco marszcząc brwi, po czym pomachał i wyszedł do Sukuny, zamykając za sobą drzwi.
Zaskoczony szatyn spojrzał pytająco na ukochanego, ale on jedynie pociągnął starszego za rękę i poszedł przed siebie, więc ten po prostu za nim podążył.
Gdy dwójka już wsiadła do samochodu i ruszyła, Sukuna zapytał:
- Co to za kobieta w twoim domu?
- Moja matka... - brunet odpowiedział bez entuzjazmu.
- Megumi, ale... - zaczął się zastanawiać - Mówiłeś, że nie masz matki...
- Bo... - spojrzał w bok, krzyżując ręce na klatce piersiowej, a przy tym przybrał naburmuszony wyraz twarzy - Nieważne...
- Masz przede mną jakieś tajemnice?
- Boże no! - wrzasnął - Po prostu obraziłem się na nią, dobra?!
- Spokojnie, szczeniaczku - zaśmiał się - Powoli... Co ci zrobiła?
- Ciągle gdzieś jeździ i mnie zostawia...
- Twój stary ją puszcza? - zdziwił się, biorąc pod uwagę, że jego zdaniem matka Megumiego była niesamowicie urodziwa i atrakcyjna, a do tego wydała mu się bardzo przyjemna w sposobie bycia. A który mężczyzna chciałby coś takiego tracić... - Chyba zacząłem go podziwiać...
- To jej praca - westchnął - I tak mi się to nie podoba... Obcy ludzie częściej ją widują, a to jest MOJA mama, nie ich!
- Chyba zostałeś rozpieszczony trochę, że tak podkreślasz cały czas, że coś jest twoje... - zaśmiał się, uznając młodszego za największego słodziaka, jakiegokolwiek widział - To co to za praca?
- Jest modelką.
- Nie dziwię się...
- Że co? - spojrzał na niego podejrzliwie.
- No co?
- Czy ty uważasz, że moja matka jest ładna?
- Jesteś zazdrosny o własną matkę? - uśmiechnął się, czując niedorzeczność tej sytuacji.
- Tak.
- Megumi... - westchnął, chwytając w dłoń jego rękę - Uważam, że twoja matka jest niesamowicie piękna. Ale ty jesteś do niej bardzo podobny, dlatego mi się podobasz.
- Aha, jestem jakąś podróbką?
- Kurwa... - warknął - Źle to ująłem... Nie o to mi chodziło, Megumi. Po prostu...
- Dobra, weź idź i się z nią ożeń - burknął, odwracając się do okna, wraz z zabraniem swojej ręki.
- Ktoś mnie w tym wyprzedził - zaśmiał się - Kurde, ale twój ojciec ma dobry gust...
- Chujowy.
- Teraz nie wiem czy bardziej jesteś obrażony na mnie, czy jednak na nią...
- Na wszystkich! Na mojego ojca też! Bo zamiast ją zatrzymać to jeszcze ją wspiera w tym wszystkim!
- No wiesz co... - nagle zatrzymał auto, po czym wyszedł z auta - Dobra, chodź. Idziemy na spacer, bo musisz się przewietrzyć...
- Nigdzie nie idę - warknął.
- Potem przespacerujemy się do łóżka - opierał się rękoma o górę pojazdu, a przy tym posyłał młodszemu zachęcający uśmiech.
- Nie chcę.
- Megumi... - westchnął z bezsilności.
- No co?
- Nic, kocham cię... - zaśmiał się sam do siebie, a przy tym zaczął szukać w głowie powodów, dlaczego wciąż kocha te naburmuszoną księżniczkę.
Ale brunet niczym kapryśny kot nie zamierzał wychodzić, więc Sukuna musiał sięgnąć po ostateczność. Najpierw zamknął drzwi od strony kierowcy, po czym poszedł na drugą stronę, otworzył, a wtedy bez problemu podniósł chłopaka. Może nie tak bez problemu, bo ten się wierdził i go zaczął bić, a przy tym wrzeszczał:
- Nie możesz mnie wyrzucać ze swojego samochodu!
- Nie mogę? To patrz - odpowiedział ciut zuchwale, zamykając drugie drzwi.
- To też mój samochód! Chcę tam wrócić!
- Co? - wyśmiał go, idąc gdzieś z chłopakiem na rękach - Od kiedy jest twój?
- Od kiedy jesteśmy razem!
- Teraz to się popisałeś! - pokręcił głową ze zdumieniem - Szkoda, że tylko ja za niego płacę...
- Boo... - zaczął szukać wymówek - Płacisz za mnie!
- Z jakiej racji?
- Bo mnie kochasz!
- Chyba mnie pojebało... - mruknął pod nosem.
- Co? - spojrzał mu w twarz uważnie.
- Nic, nic...
W końcu Megumi odpuścił, spokojnie przykładając głowę do piersi chłopaka, co totalnie trafiło w Sukunę. Brunet był tak rozkoszny w oczach starszego, że ten aż poczuł szybsze bicie serca, a w brzuchu dopiero co spokojne motyle. Teraz te znowu latały jak szalone, przez co aż było mu głupio, że jakiś chłopak tak na niego działa... Ale to nie był jakiś tam chłopak... To był jego szczeniaczek, nieważne czy szczekał, czy lizał go po twarzy...
- Megumi... - rzekł ciepło i cicho Sukuna.
- Hm? - spojrzał na niego niewinnie.
- Wiesz co? Nie mam nic przeciwko noszeniu cię, ale strasznie chciałbym z tobą pochodzić za rękę...
- Po co? Brzmi jak jakieś romansidła dla bab...
- Lubię cię trzymać za rękę. Czuję się wtedy, jakbym trzymał w ręce cały świat.
- Zamknij się! - wrzasnął, chowając twarz - Takie teksty są dla bab!
- Ojoj, czyżbyś się zawstydził? - powiedział to prowokującym tonem.
- Wcale nie!
Wtedy Sukuna postawił chłopaka na ziemi, a następnie złapał jego obydwa nadgarstki, zbliżając się do jego twarzy na niebezpieczną odległość, aż stykali się czołami.
- Skoro się nie zawstydziłeś - zaczął starszy pewnie, patrząc w szeroko otwarte oczy młodszego - to czemu jesteś cały czerwony? To na mój widok?
Brunet chciał automatycznie się odsunąć, ale jedynie drgnął, zablokowany, przez co zmarszczył brwi. Postanowił się zemścić, dlatego sam zaczął delikatny pocałunek, któremu szatyn oczywiście uległ. Za chwilę jednak poczuł, że młodszy gryzie go w wargę i to tak mocno, przez co automatycznie odsunął usta, a przy tym ułożył je w zadziorny uśmiech.
- Wiem, co chcesz zrobić - wyszeptał Ryomen, drażniąc wargi chłopaka, przez co ten aż zadrżał - ale to mnie tylko podnieca, piesku.
- Jak ci odgryzę chuja to przestanie - odpowiedział z jakąś bezczelnością.
- Po co ty się tak droczysz, co?
- Bo mi się podoba.
Szatyn pokręcił głową, po czym puścił nadgarstki młodszego, ale tylko po, aby za chwilę złapać go mocno po bokach, a wraz z tym wpił się w jego usta gorąco. Brunet drgnął, wyczuwając intensywny pocałunek, do tego zgiął palce, po czym wsunął dłonie na ramiona starszego. Nie miał już siły wojować, a zresztą nawet nie chciał... Jego usta i język były w tej chwili zajęte czymś o wiele przyjemniejszym i sensowniejszym niż jego dramy o byle co. Sam nie wiedział czemu je robi, ale po prostu czuł taką potrzebę i nie umiał z tym walczyć.
Po dłuższej chwili Sukuna oderwał się, a następnie wyszeptał:
- Wiesz na co mam teraz ochotę?
Megumi spojrzał na niego pytająco, a wtedy ten wyszeptał mu coś na ucho, na co bladoskórego przeszły dreszcze.
- Teraz? - spytał brunet.
- Natychmiast - odpowiedział z dziwną powagą.
- Ale zimno jest...
- Chodź, to cię ogrzeję - uśmiechnął się wymownie, łapiąc go za rękę.
Dwójka pobiegła czym prędzej do samochodu, a w środku Megumi natychmiast zajął miejsce na kolanach Sukuny, wkręcając go w gorący pocałunek, a przy tym ułożył dłonie na szyi ukochanego, którymi równie szybko zjeżdżał pod jego kurtkę. W tym czasie szatyn złapał mocno uda młodszego, przyciągając go bliżej siebie, a ten w odpowiedzi zaczął się o niego dziko ocierać, a przy tym pogłębił pocałunek, przez co tętno piłkarza natychmiast przyśpieszyło, a on spiął mięśnie. Sam nie pozostał na miejscu, rękoma przesuwając po ciele bruneta, gdy zaciskał dłoń po całej długości jego uda, a drugą wchodził mu pod ubranie. To, w połączeniu z jego aktywnością, znacząco pobudzało ciało Megumiego, wywołując w nim nagłe fale gorąca złączonego z podnieceniem, przez co aż oddychał ciężej. To z kolei zmuszało jego biodra do jeszcze większej pracy, co skutkowało ocieraniem się o krocze starszego, aż Sukuna niespodziewanie odsunął usta od młodszego, dając sobie możliwość swobodnego oddychania. Chociaż sam oddech miał głęboki i niestabilny, gdy brunet właśnie zbliżał swoje wargi do jego ciepłej szyi, na której zaczął składać mocne pocałunki, czasem kończące się aż malinką. Do tego wszystkiego zsunął z ramion starszego kurtkę, po czym podwinął jego bluzę wraz z koszulkę, odkrywając mięśnie ukochanego ozdobione przyjemnym, ciepłym odcieniem skóry. Dłonie bruneta od razu przylgnęły do ciała chłopaka, na co ten jeszcze bardziej spiął się, a przy tym przesunął obydwie ręce na pośladki ukochanego, na których zacisnął drżące dłonie.
- Megumi... - rzekł ciężko Sukuna, gdy ulegał nieujarzmionej energii Fushiguro, który tak bezwstydnie badał jego ciało - Tak mnie napalasz, że nie wytrzymam zaraz...
- Poczekaj aż we mnie wejdziesz... - wyszeptał zmysłowo przez oddech, wędrując gorącymi pocałunkami coraz wyżej, aż do ucha starszego, które zaczął pieścić z taką samą dziką rozkoszą, co wcześniej szyję ukochanego.
- Ja pierdole, Megumi... - warknął przez szept, przygryzając wargę i czując, że właśnie zalewa go dziki strumień podniecenia, z którym nie potrafił walczyć i mu po prostu ulegał.
- Chcę cię już poczuć, Sukuna...
Na te słowa piłkarz zadrżał, kiedy przeszły go dreszcze, a za chwilę czym prędzej przesunął dłonie na rozporek w spodniach Megumiego, rozpinając go zachłannie. Następnie bez żadnego zahamowania zsunął z bioder młodszego dolną odzież, zostawiając jego szarą bieliznę. Zdecydowanie przyłożył dłoń do wybrzuszenia w bokserkach bruneta, aż ten drgnął, czując za chwilę drażniące ocieranie się ręki Sukuny, co było równie przyjemne. Przy tym poczuł na karku drugą silną dłoń starszego, który przyciągnął go do swoich gorących warg, a wtedy natychmiast rozwinął erotyczny, francuski pocałunek, zainspirowany ruchem ukochanego. Do tego nieco uniósł biodra dla większej wygody, przesuwając ręce po napalonym ciele piłkarza, gdzieś w locie rozpinając mu spodnie, aż spoczął dopiero na jego ramionach. Wtedy szatyn wsunął dłoń w bieliznę bladoskórego, mocno chwytając jego twardą męskość, na co ten aż jęknął mu prosto w usta, napinając ciało.
Ryomen śmiało przesuwał dłoń, ocierając ją w niesamowicie zbereźny sposób, co tylko działało na zmysły młodszego.
- Boże, Sukuna... - zastękał Megumi cały w wypiekach z na wpół otwartymi oczami. Wyrwało mu się w przerwie między pocałunkiem - To mnie tak podnieca, kiedy go trzymasz...
- To strasznie podniecające, gdy się tak zmieniasz podczas naszego ruchania... - wydyszał starszy z zadziornym uśmieszkiem.
- Nie zmieniam się...
- Więc jesteś bogiem seksu cały czas, tylko to przede mną ukrywasz?
- Zamknij się...
- Nie zamknę się - odpowiedział z zuchwałą pewnością, zwiększając intensywność - Będę patrzeć jak zwijasz się z przyjemności od mojej ręki...
- Nie... - zastękał, ściskając mocniej ramiona chłopaka, a przy tym nieco skulił się.
- O tak... Chcę na to patrzeć i patrzeć, aż się w tobie nie znajdę. Ale wtedy też chcę patrzeć, jak się na mnie bawisz.
- Jesteś zboczony... - a jednak przeszły do dreszcze na te słowa. Aż przyłożył policzek do ramienia starszego, czując jego dłoń całym, pobudzonym, drżącym ciałem.
- A tobie się to cholernie podoba.
- Nie podoba...
- Nie podobam ci się, Megumi?
- Sukuna!
- No co, szczeniaczku? - wydyszał, wysuwając z jego majtek rękę, ale od razu zaczął je z niego ściągać - Każdy mężczyzna chce, żeby jego ukochana osoba szalała na jego punkcie.
- Ja oszaleję przez ciebie...
- Ja przez ciebie już to zrobiłem... - westchnął.
- Co?
- Nic. Siedź cicho - zaśmiał się, kręcąc głową.
Za chwilę chłopak złapał młodszego gdzieś w ciepłym karku, ponownie wciągając go w namiętny pocałunek. W tym czasie po omacku zaczął szukać schowka, a w nim czegoś, w czym była potrzebny mu żel. Wreszcie wyczuł jakąś saszetkę i czym prędzej ją wyciągnął, ale, gdy nieco podniósł powieki, by zerknąć, wtedy dostrzegł, że to jakiś głupi sos. Natychmiast go wyrzucił i zaczął szukać dalej. Następna i następna... Aż Megumi oderwał się, żeby zrozumieć, co przeszkadza Sukunie, a widząc w jego dłoni saszetkę z cukrem, aż zaśmiał się:
- Poważnie, Sukuna?
- No co? - zmarszczył brwi.
- Czy ty nie możesz znaleźć zwykłego żelu?
- Bo tu się wszystko wala! Nie wiem, kto mi zrobił taki bałagan!
Brunet pokręcił głową, po czym sam sięgnął do schowka, gdzie coś złapał, a następnie podał starszemu. Wtedy szatyn oburzył się jeszcze bardziej, a młodszy spytał:
- Nie umiesz wyczuć różnicy między tym a keczupem?
- Mają podobny kształt!
- Oj, Sukuna...
- Zaraz się obrażę i chuja poczujesz, a nie... - chwilę potem zrozumiał, co powiedział. Fushiguro znów się zaśmiał, widząc minę chłopaka.
- Ty się już nie odzywaj, kochanie...
Wtedy starszy autentycznie zrobił minę jak mały chłopiec, ale nie na długo, bo za chwilę znów został przyjemnie pocałowany. W tym czasie szybko przechwycił od młodszego pożądaną saszetkę, dzięki czemu ten mógł już swobodnie ułożyć ręce gdzieś na chłopaku.
Sukuna rozerwał małe opakowanie, po czym zaczął moczyć palce, a następnie wyrzucił saszetkę na drugie siedzenie bez namysłu.
Zbliżył palce do Megumiego i wszedł w niego zdecydowanie, na co ten wypiął tors do przodu, chociaż w dalszym ciągu uwodził starszego językiem w jego ustach. I między innymi to podobało się piłkarzowi. To, że brunet mimo swojej łagodnej aury, wcale nie był tak delikatny i mógł dużo znieść, a jeszcze czerpał z tego świadomą przyjemność, aż Ryomen zastanawiał się, skąd Fushiguro to wszystko wziął, jeśli to szatyn był jego pierwszym chłopakiem.
Nagle brunet odsunął usta od starszego, nie otwierając nawet oczu, a przy tym uniósł brodę, kiedy poruszał ciałem zmysłowo w rytm przyjemności rozwijającej się w jego wnętrzu, co niemal natychmiast zainteresowało starszego. Sam zmienił tempo, obserwując twarz chłopaka, ale wtedy ten zaledwie zastękał krótko pod wpływem zmiany, po czym przygryzł wargę i wciąż poruszał biodrami pewnie.
Niespodziewanie szatyn złapał bluzę młodszego i podwinął, a wtedy przylgnął wargami do jego niespokojnego torsu. Zaczął tam składać zaskakująco delikatne pocałunki, które mimo wszystko satysfakcjonowały Megumiego, bo, jakby podporządkował ciało dwóm źródłom rozkoszy, ale, gdy piłkarz wymienił wargi na język, którym jak najcześniej drażnił sutki młodszego, wtedy ten aż zaczął podniesionym, niesamowicie podnieconym głosem:
- Oh, Sukuna... Tak... Taak... Tak... Ahh...
Wtedy szatyn aż uniósł kąciki ust ostro, czując, że brunet zaczął dziko błądzić po nim rękoma. Ale za chwilę to sam piłkarz westchnął ciężko, podnosząc gwałtownie podbródek, gdy poczuł na swoim napiętym, rozgrzanym brzuchu pocałunki młodszego. Ten pewnie szedł coraz niżej, a przy tym już gniótł w dłoniach materiał spodni starszego na jego biodrach, które powoli zsuwał wraz z jego czarnymi bokserkami.
Nagle Ryomen odchylił głowę do tyłu, wydając z siebie twarde stęknięcie, a przy tym ułożył dłoń na głowie bruneta, gdy poczuł swoje przyrodzenie w jego ustach. Fushiguro bez żadnego ograniczenia robił starszemu dobrze, jakby sam się świetnie przy tym bawił. Jego język mocno naciskał na skórę śniadoskórego, a przy tym zostawiał po sobie ślinę, na co Sukuna krzywił się, przygryzając wargę. A, gdy spojrzał na pracującego chłopaka, jego doznania wskoczyły na wyższy poziom od samego patrzenia. Aż wystękał:
- Megumi, gdybyś był dziwką, okradłbym bank i cię wykupił, żebyś już zawsze robił to tylko mi!
Niespodziewanie brunet podniósł się, przez co piłkarz dostrzegł w zamglonych oczach chłopaka takie podniecenie, jakiego jeszcze wcześniej u niego nie zauważył. Była w tym bezbronność walcząca z dzikimi pragnieniami, które tak ślicznie ozdabiały delikatną urodę młodszego.
Sukuna wyjął z Megumiego palce, po czym ten bez żadnego czekania sam wszedł na starszego, podnosząc mu wciąż w oczy z uległością.
- Sukuna, jesteś wspaniały... - wyszeptał brunet prosto w usta kochanka, które za moment musnął.
- A ty najlepszy, Megumi - odpowiedział onieśmielony wyznaniem młodszego - Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak od momentu, gdy cię zobaczyłem... Żaden mecz mnie tak nie ekscytował jak bycie z tobą...
- Chcę, żebyś oszalał z przyjemności...
- Megumi... - uśmiechnął się, łapiąc go czule za policzek - Gdyby dało się dochodzić psychicznie, miałym sto silnych orgazmów dziennie.
- A ja tysiąc...
- Pomyliłem się, miałem na myśli milion... - zaśmiał się, po czym wyszeptał - Nie to jest istotne, szczeniaczku... Istotne jest to, że jestem z tobą tak szczęśliwy, że nie potrzebuję niczego więcej poza twoją obecnością. Jednak bycie ze sobą tak blisko jest dosyć przyjemne, nie sądzisz?
- Bardzo przyjemne...
- Cieszę się, że tak uważasz, bo bez seksu bym nie przeżył... - zaśmiał się, specjalnie gubiąc wzrok młodszego.
- Mówiłeś, że wystarczy ci tylko moja obecność, chuju...
- Trochę podkoloryzowałem... - uśmiechnął się głupio.
- Sukuna...
- Nie bierz wszystkiego tak do siebie, słońce. Jedyną rzeczą, którą teraz powinieneś się przejmować to to, że właśnie w tobie jestem i chociaż tego nie pokazuję, to mnie to cholernie frustruję, bo chcę cię poczuć bardziej...
Wtedy brunet spojrzał w dół nieco speszony, po czym znów podniósł wzrok, a wtedy objał szyję starszego i pocałował go czule. Wraz z tym rozpoczął spokojny, mało rozwijający rytm bioder, na co szatyn ledwie przejechał po boku młodszego drugą ręką, zatrzymując się właśnie na jego biodrze, które objął pewnie, ale nie nachalnie.
Po jakimś czasie Megumi opuścił usta starszego, dysząc ciężko, a przy tym nieco rozwinął ruch, patrząc chłopakowi prosto w oczy spod pół przymkniętych powiek, pod którymi tańczyły mu mocne wypieki. Przez jego ciało przepływały silne impulsy, a do tego dreszcze, co tylko kazało mu być jeszcze zachłanniejszym na drodze do rozkoszy. Sukuna też to wyczuł, bo jego oddech biegł szybko i bez opanowania, a nawet czasem wymknął mu się jakiś uległy dźwięk, czego się w ogóle nie wstydził, przynajmniej nie przed Megumim. Zresztą nie miał czego, bo to była jego naturalna reakcja na zabawę z jego podnieceniem... Za to brunet w pewnym momencie przestał kontrolować własne odgłosy rozkoszy, robiąc to już z automatu przy każdym najmniejszym ruchu, a przy tym niezmiennie spoglądał w oczy starszemu, który w miarę możliwości także poruszał ciałem dość dziko...
W końcu jednak Fushiguro jęknął najgłośniej jak dotychczas, po czym odchylił głowę, jeszcze pogłębiając ruch, będąc w tym masakrycznie dokładnym, na co aż sam szatyn zacisnął już obydwie ręce na biodrach chłopaka, a przy tym krzywił się, przygryzając wargę. Aktualnie wszystko zmierzało ku końcowi, kiedy nagle brunet wypalił ciężkim głosem:
- Gdy już skończymy, pójdziemy coś zjeść?
- Megumi! - warknął pod wpływem silnych doznań.
- No co?! - u niego to samo.
- Myślisz o jedzeniu w takiej chwili?!
- Tak!
- Boże... - uśmiechnął się, przejmując na dosłownie chwilę kontrolę nad własnym oddechem - Co za wariat...
- Sukuna... Ahh... Ja chyba już... - po czym powtórzył imię chłopaka, ale o wiele intensywniej, a przy tym doszedł.
Szatyn dosłownie chwilę po nim, wzdychając głęboko, gdy przy jego ramieniu już leżał zmęczony brunet, dysząc ciężko.
Przez jakiś czas dwójka nic nie mówiła, a jedynie wracała do rzeczywistości po fizycznych doznaniach miłosnych. W końcu jednak Sukuna zaczął, bawiąc się włosami młodszego:
- Zadziwiasz mnie, Megumi...
- Hm? - spytał neutralnie.
- To już drugie miejsce publiczne, w którym chciałeś się kochać...
- Nie ja, tylko ty... Ja tylko się zgodziłem.
- Nie bałeś się, że ktoś nas zobaczy, maluszku?
- Nie myślałem wtedy o innych ludziach tylko o moim gorącym chłopaku piłkarzu, z którym chciałem uprawiać seks.
- Więc jednak to dla ciebie istotne, że jestem piłkarzem? - zaśmiał się.
- Nie dość, że piłkarzem, to jeszcze napastnikiem. To są zawsze najprzystojniejsi zawodnicy w klubie. A ty jesteś moim chłopakiem, nikogo innego. Jak mam nie czuć się z tego powodu lepszy od innych?
- Tylko dlatego, że jestem piłkarzem, to czujesz się lepszy od innych?
- Nie... - uśmiechnął się - Tylko żartuję... Oczywiście, że nie jestem lepszy od innych, ale na pewno mam większe szczęście niż oni. Bo mimo wszystko to nie oni mogą teraz tu z tobą siedzieć, tylko ja. A ty nie myślisz o nich, tylko o mnie.
- Mój świat kręci się dookoła ciebie - odwzajemił śmiech.
- No i właśnie o to chodzi! - po czym zmienił temat - To pójdziemy coś zjeść?
- No pewnie... Po takim czymś na pewno straciłeś dużo energii. Musimy ci ją jakoś dać z powrotem...
***
Druga w nocy, czyli godzina, o której powinno się spać. Jednak nie wszyscy to robili...
Megumi właśnie zadzwonił do Sukuny, a ten, chociaż za trzecim razem, to odebrał.
- Co jest, skarbie? - spytał zaspany szatyn - Wiesz, że powinieneś spać o tej porze?
- Zabierz mnie stąd! - brunet jęknął bezsilnie.
- Co? - zaśmiał się - Co się stało?
- Z tą podłogą naprawdę jest coś nie tak!
- Yy... - myślał przez chwilę, po czym spytał z głupim uśmieszkiem na twarzy - No nie mów, że...
- Od czterech godzin słyszę - tutaj zaczął naśladować swoją matkę - ,,Toji mocniej!", ,,Jeszcze, Toji!", ,,Ahhh, za mocno!", ,,Toji, jaki on duży!", ,,Toji, zrób to!", ,,Przez ciebie ciągle robię się mokra, Toji!"... A on, żeby była ciszej, bo Megumi usłyszy, a ona, że nie będzie jej mówić, co ma robić i ma zamknąć mordę i, żeby robił, co ma robić! Jeszcze łóżko im skrzypi... - mówił z zażenowaniem.
- Nie wiedziałem, że twoja mama taka jest...
- Jest chyba pijana...
- A twój stary?
- Ma mocniejszą głowę...
- To wiele wyjaśnia... - zaśmiał się - Dobra... Oj, Megumi... Daj mu się popisać. Jest z taką piękną kobietą i rzadko kiedy z nią może być...
- Oni to już zrobili chyba z pięćdziesiąt razy!
- Czyli twój ojciec nie krzyczał od tak sobie, że rucha mi matkę... - zaczął się zastanawiać.
- To nie jest twoja matka!
- Jak już weźmiemy ślub to będzie.
- Ciekawe, kto ci na to pozwoli...
- Twój ojciec.
- A ja cię nie chcę!
- Twoje zdanie to wiesz...
- Że co?
- Żartowałem, żartowałem...
- Nasz związek to żart.
Tymczasem rodzice Megumiego właśnie skończyli kilkukrotnie spełniać swój małżeński obowiązek. Toji delikatnie przyłożył policzek do piersi swojej żony, za to ta z gracją wsunęła palce w jego włosy, którymi zaczęła się bawić.
- Kocham cię... - wyszeptał brunet.
- Wiem, Toji... Mówisz mi to cały czas od wczoraj, kiedy przyjechałeś po mnie na lotnisko.
- Nie zostawiaj mnie... - burknął niczym mały chłopiec, wtulając się w nią - Zostań z nami...
- Rozmawialiśmy już o tym...
- A ja nigdy nie mówiłem, że lubię twoją pracę.
- Nigdy mnie nie zatrzymywałeś... - zaśmiała się.
- Jak to nie? - oburzył się - Przecież zawsze mówię, żebyś została.
- A ostatecznie sam mnie zawozisz na lotnisko i życzysz powodzenia. I żegnasz się ze mną, jakbym miała już nie wrócić...
- Jestem twoim mężem, nie będę ci mówić, co masz robić. Jestem po to, żeby cię wspierać. Ale to nie zmienia faktu, że nie podoba mi się to. Ja dla ciebie rzuciłem piłkę...
- Dobrze wiesz, że to nie dlatego... - uśmiechnęła się wymownie - Pamiętasz, gdy mówiłeś, że chcesz mieć syna?
- Trochę nam się pośpieszył... - przyznał ze zdumieniem.
- Gdy już zaszłam w ciążę, byłam pewna, że to będzie dziewczynka. Ale ty się upierałeś, że na pewno chłopiec... - mówiła z delikatnym śmiechem, wsuwając swoje palce między palce mężczyzny.
- Posłuchał się taty... - uniósł kąciki ust w górę, przypomniawszy sobie widok tej małej dzidzi, która dopiero co się urodziła, a przy tym umocnił uścisk ich dłoni.
- Ledwo go wziąłeś na ręce, a już wrzeszczałeś na cały szpital, że to twój syn... I że nikomu go nie oddasz.
- Przestań... - spojrzał w bok, nieco speszony.
- Właśnie w tamtym czasie ustaliliśmy, że ty będziesz na miejscu się nim opiekować, a ja będę jeździć na kontrakty.
- Byłem młody i głupi! - zaczął marudzić - Nie umiem być samotnym ojcem... Megumi potrzebuje matki. Musisz z nim porozmawiać o tych sprawach...
- Megumi już uprawia seks?! - spojrzała na niego zszokowana - Rozmawiałeś z nim o antykoncepcji?
- Kiedy próbowałem, powiedział, że i tak pewnie wie więcej ode mnie, więc, żebym sobie darował...
- Nie wiesz jak to jest z nastolatkami? - zaśmiała się, widząc niezaradność męża. Za chwilę zsunęła go z siebie i sama ułożyła głowę na jego torsie - Jesteś dorosłym mężczyzną i nie umiesz z własnym synem porozmawiać o tym, jak ma uniknąć niechcianej ciąży?
- Akurat o ciążę nie musimy się martwić w jego przypadku...
- Jak to? - spojrzała na niego zdziwiona - Jego dziewczyna jest bezpłodna?
- Ma chłopaka...
- Chłopaka? - uśmiechnęła się - Właściwie to całkiem urocze...
- No tak, tylko... - spojrzał w bok, próbując ominąć temat.
- ,,Tylko" co?
- A, nic...
- Toji - podniosła się, patrząc na mężczyznę poważnie.
- No on... - rzekł cicho - Jest piłkarzem...
- Piłkarzem?! - wrzasnęła, marszcząc brwi - Czemu go nie przepędziłeś?! Wiesz, że nienawidzę piłkarzy!
- Ale ja go lubię...
- Jednego piłkarza w tej rodzinie wystarczy!
- Zakładasz, że wejdzie do naszej rodziny? To pierwszy związek Megumiego... - jego głos wciąż był zaskakująco delikatny jak na kogoś takiego jak on.
- To jeszcze lepiej! - gwałtownie wstała z łóżka i skierowała się do drzwi - Już ja mu wybiję tego piłkarza z głowy...
- Kochanie... - patrzył na nią uważnie.
- Co? - warknęła.
- Chcesz iść nago? - aż się uśmiechnął.
- Nie bądź taki mądry... - burknęła, krzyżując ręce.
Mężczyzna wyciągnął do niej ręce, a ona po dłuższej chwili zdecydowała się jednak wrócić do łóżka, gdzie Toji schował ją w swoich ramionach i zaczął mówić ciepłym tonem:
- Jutro z nim pogadasz... Teraz zajmij się swoim mężem - uniósł kąciki ust, po czym zniżył się bliżej jej piersi, skąd mógł lepiej usłyszeć jej serce. Przy tym mocno się w nią wtulił i rzekł niczym marudne dziecko - Jeszcze się tobą nie nacieszyłem...
- Teraz będziemy się codziennie kochać po kilka razy, a w pozostałym czasie ty będziesz się do mnie ciągle tulił i mówił, że mnie kochasz?
- Gdybyś mnie ciągle nie zostawiała samego, to bym się teraz nie przytulał do ciebie ciągle. Wiesz jak ciężko jest znieść męską tęsknotę za kobietą?
- Myślisz, że ja nie tęsknię za tobą i Megumim? Też nie jest mi łatwo, ale... To moja praca... Chciałeś być z modelką, więc teraz się nie dziw.
- A ty z piłkarzem nie chciałaś - zaśmiał się.
- Toji! - spojrzała na niego oburzona - Każdy piłkarz jest nadęty i w ogóle okropny... Ty jesteś wyjątkowy i dlatego cię szybko zabrałam z tamtego środowiska zanim cię popsuli.
- Jeśli taka była cena za bycie z moją wspaniałą żoną, to niczego nie żałuję. Szkoda, że...
- Nie zaczynaj...
- Prawie uciekłaś mi sprzed ołtarza!
- Będziesz mi to teraz wypominać?
- Nie, ale jesteś niesprawiedliwa. Więc jeśli chcesz dalej mnie zostawiać samego z naszym dzieckiem, to musisz teraz znosić, że będę się do ciebie kleił, dopóki nie wylecisz.
- Toji, jaki ty jesteś uparty i głupi... - uśmiechnęła się, kręcąc głową, po czym pocałowała go krótko w usta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top