XVIII
Następnego dnia Sukuna już pojawił się w szkole, a od samego rana miał dużo na głowie. Zaczynając od pomocy w czymś tam, przez rozmowę z trenerem, aż po najdurniejsze powody, by zająć mu czas. W dodatku nauczyciele zrobili sobie dzisiaj jakiś dzień sprawdzianów i kartkówek, a jak już tego nie mogli, to wymyślili inne zadania na ocenę. Aż szatyn miał wrażenie, że niektórzy zrobili to specjalnie dla niego, aby mu dokopać. Najbardziej jednak cierpiał na tym oczywiście Megumi, któremu chłopak nie zdążył nawet napisać nic miłego na dobry dzień, co go strasznie frustrowało...
Wreszcie po lekcjach Ryomen miał mieć chwilę spokoju, ale po załatwieniu jeszcze jednej sprawy. Także chłopak szedł zdecydowanie, kiedy zauważył na korytarzu najcudowniejszego ucznia tej szkoły. Postanowił to wykorzystać, dlatego na chwilę zmienił kierunek, szybko podchodząc do bruneta. A gdy już przy nim stanął, w pędzie wyszeptał mu na ucho:
- Przepraszam, że się nie odzywałem. Wszystko ci wyjaśnię, ale zaraz. Spotkajmy się w łazience.
Po czym znacząco wyprzedził, zostawiając zdezorientowanego Megumiego samego. Młodszy właśnie patrzył na plecy chłopaka, odruchowo dotykając ucha, którym przed chwilą poczuł na skórze jego ciepły oddech. Aż drgnął, przypominając sobie o czułości, z jaką ten wyszeptał do niego to wszystko. Natychmiast zapomniał o wszystkim i czym prędzej uciekł tam, gdzie chciał Sukuna.
Minęła dłuższa chwila, a wtedy w łazience pojawił się gość specjalny, czyli sam kapitan szkolnej drużyny piłkarskiej. Kiedy Megumi go zobaczył, natychmiast do niego podbiegł, rzucając się na jego usta. Bez żadnego przygotowania całował go mocno i zachłannie, aż starszy ledwo wszedł w ten potwornie przyjemny rytm. Momentalnie poczuł szybsze tętno, kiedy jego usta namiętnie odpowiadały szalonym wargom ukochanego. Zwłaszcza, że ten jeszcze z równym zaagażowaniem jeździł po całej sylwetce starszego, jakby w transie.
Nagle Fushiguro oderwał się, dysząc ciężko, a za chwilę spojrzał w oczy piłkarza:
- Czemu się nie odzywałeś? - spytał - Cholernie tęskniłem...
- Ja też, Megumi... - marszczył brwi, próbując wyrównać oddech.
Jednak nie było mu to dane, gdyż poczuł ciągnięcie za rękę. Jak się okazało, brunet zaciągnął go do jednej z kabin, gdzie ponownie wpił się w jego usta, a ten jak zwykle uległ, przy czym ułożył dłonie gdzieś na biodrach młodszego. Jednak ten, oparty o jedną ze ścian, niemal od razu zakrył ręce starszego, swoimi, po czym poprowadził je wyżej, lecz już pod czarną bluzkę. A czując na swojej ciepłej skórze przyjemny dotyk Ryomena, drgnął wraz z delikatnym stękiem prosto w jego pulsujące usta. Sam jednak nie pozostawał dłuższy, gdyż zaczął odważnie rozpinać jego pasek od spodni, co śniadoskóry zauważył bardzo szybko. Za chwilę to on przerwał pocałunek, oddychając ciężej przez mimowolnie rosnącą ekscytację:
- Megumi... - zaśmiał się cicho - Nie jestem przygotowany na taką sytuację...
- Zrobimy sobie dobrze nawzajem - rzekł lekko, dobierając się spragnionymi wargami do gorącej szyi starszego, a przy tym mocno chwycił w dłoń dół jego koszulki.
- Czemu ty się tak łatwo podniecasz, aniołku? - westchnął, przygryzając wargę.
- Jeszcze nie jestem podniecony...
- Więc zaraz to zmienimy.
Nagle Sukuna złapał mocno obydwa nadgarstki młodszego jedną ręką, po czym uniósł je nad jego głowę, a ten zdążył tylko poczuć szybsze bicie serca, kiedy starszy zbliżył się do jego rozchylonych warg, a za chwilę wtargnął językiem do środka. Za to drugą dłonią zaczął mocno naciskać na skórę bruneta pod ubraniem, kierując ją w wiadome miejsce, przez co młodszy zaczął napinać mięśnie wraz z coraz szybszym pobudzeniem...
Ryomen bezczelnie potarł palcem o sutek bladoskórego, a wtedy ten jęknął krótko oraz drgnął, czując na twarzy wypieki, z jakich ciepłe i ciągnące iskry powędrowały wiele niżej po jego ciele. Gdy piłkarz kontynuował zabawę coraz intensywniej, nagle drastycznie zjechał po rozgrzanym brzuchu kochanka, po czym rozpiął spodnie młodszego. Następnie pewnie wsunął tam dłoń, a tym samym zsunął usta na jego szyję, gdzie zaczął tworzyć niewinne, krótkotrwałe malinki. Te jednak zupełnie wystarczały, aby omamiony przyjemnością Megumi odchylił głowę, nawet nie podnosząc powiek. A gdy starszy zrezygnował z blokowania rąk młodszego, wtedy ten natychmiast złapał nimi materiał na ramionach ukochanego. Przy tym wszystkim rozchylał wargi, z których wychodziły coraz to uleglejsze i mimowolne odgłosy. Zmieniały one skalę w zależności od tego, jak mocno dotykał go Sukuna, a ten lubił zmieniać prędkość i intensywność zupełnie niespodziewanie. Za to jego wargi łapczywie drażniły skórę młodszego tuż pod żuchwą, żeby zaraz zejść aż na obojczyki.
Brunet aż skulił się, czując coraz gwałtowniejsze mrowienie gdzieś w okolicy brzucha i coraz niżej. Już od jakiegoś czasu drżał w mokrych ciuchach przez pot, jaki pojawiał się stopniowo pod wpływem jego rozgrzania. Wszystko w nim buzowało, a jednocześnie rozpływało się, przez co on aż przygryzał wargę, chociaż niepotrzebnie. O wiele mocniej dyszał, a jeszcze zachłanniej stękał, krzywiąc czerwoną twarz...
Nagle zauważył, że Sukuna wyjął z jego spodni dłoń, ale na jej zastępstwo już powoli zjeżdżał język. Megumi, widząc to, w miarę możliwości podniósł wyżej powieki, czując nagły zryw podniecenia, szczególnie, gdy starszy postanowił najpierw podrażnić jeszcze jego sutki, unosząc mu koszulkę. Jednak w miarę szybko ześlizgnął się po drżącym brzuchu bruneta, na co ten aż ponownie odchylił głowę do tyłu, ale teraz już złapał ukochanego za włosy.
Fushiguro jęknął łamiącym się głosem, czując język piłkarza na swoim nie wiadomo kiedy odkrytym kroczu, a także jego dłonie na biodrach. A co gorsze, nie wyglądało na to, jakby starszy miał się śpieszyć. Brunet aż spojrzał w dół, a wtedy zalała go gorąca fala onieśmielenia. Sukuna tak zwyczajnie ruszał językiem, a nawet nie zwyczajnie... On jeździł nim pewnie i zdecydowanie, jakby wiedział doskonale, co robić i gdzie. I nie tylko nim... Używał wszystkich narządów mowy tak bezwstydnie, że nawet Megumi czuł teraz na sobie wielki grzech... Jednak najgorsze było to, kiedy po tych wszystkich pieszczotach, chłopak zaczął się zassiewać na jego rozjuszonym przyrodzeniu. To już wywołało w ciele młodszego skrajne pobudzenie, które z każdą sekundą rosło i rosło... Aż poczuł, że to koniec, na co gwałtownie odchylił głowę i pociągnął mocno starszego za włosy, przy czym wystękał jego imię.
Zaraz po tym ogarnęła go ulga, której niestety towarzyszył ciężki oddech. Chłopak ze zmęczeniem przekręcił głowę w bok, zauważając wtedy przez pół przymknięte powieki, że drzwi od kabiny nie były domknięte. Przez bycie pod wpływem cudownego stanu ukojenia i rozanielenia uśmiechnął się delikatnie, dysząc:
- Ktoś mógł nas zobaczyć...
- Szybko się zorientowałeś, Megumi... - zaśmiał się starszy, na wszelki wypadek szybko wsuwając z powrotem bieliznę i spodnie na biodra młodszego. Kiedy to zrobił, szybko wstał i posłużył mu jako podparcie, z czego ten skorzystał natychmiast.
- Wiedziałeś, że są otwarte? - spytał spokojnie, zapinając spodnie.
- Nie wiedziałem. Miałem ciekawsze rzeczy do obserwowania... - ułożył usta w parszywy uśmieszek.
Brunet pokiwał niepewnie głową, układając ręce gdzieś na plecach starszego podczas, gdy się w niego delikatnie wtulił. Wtedy ten odruchowo położył dłoń na głowie młodszego, głaszcząc go powoli.
- Sukuna... - zaczął Megumi.
- Hm? - głos szatyna brzmiał ciepło.
- Czy ty... Połknąłeś?
- Tak.
- Nie powinieneś mieć odruchu wymiotnego?
- Nigdy nie miałem - zaśmiał się cicho.
- Ja też chyba powi... - mówił, spoglądając na rozpięte spodnie starszego, ale ten mu przerwał.
- Nie, nie, nie, Megumi... - powtórzył śmiech - Wszystko powoli, pamiętasz? I tak jesteś już zmęczony...
- Chciałbym ci sprawić przyjemność - spojrzał na niego, jakby błagalnie.
- Już mi ją sprawiłeś - wyszeptał czule do jego ucha - Czuję się spełniony jako mężczyzna, mogąc doprowadzać moją ukochaną osobę do takiego stanu...
- Nie wolałbyś się w niej spełniać?
- Megumi, jesteś cholernie zboczony! - zawołał, jakby z oburzeniem, jednak miał na ustach uśmiech.
Nagle po pomieszczeniu rozniosło się wołanie:
- Meeeguuumiii!
Nie minęła nawet chwila, a przejęty brunet dojrzał przez uchylone drzwi twarz Yuuji'ego, który momentalnie otworzył szerzej oczy na widok swojego przyjaciela w objęciach jego brata. Szybko przeniósł wzrok na wiadomy stan spodni starszego, a wtedy zmarszczył brwi, wrzeszcząc:
- Co?!
- Wytłumaczę ci to, Yuuji... - zaczął niepewnie Megumi, patrząc z przerażeniem na niższego.
- Poczekaj, Yuuji... - Sukuna wyszedł na zewnątrz, ledwo powstrzymując śmiech. Spróbował położyć ręce na barkach brata, ale ten zrobił unik, patrząc na starszego z wyrzutem.
- Nie dotykaj mnie, zboczeńcu - warknął Itadori.
Ryomen westchnął cicho, kręcąc głową, aż wybuchnął śmiechem, co młodszy skomentował:
- I co się śmiejesz, idioto?
- To chyba nie ja jestem tu idiotą... - odpowiedział przez śmiech. Kiedy się w miarę uspokoił, dodał - Debilu, tyle czasu ci zajęło dojście do tego, w kim zakochał się Megumi... Totalnie nie ogarnąłeś, że chodzi o mnie... Każdy by się domyślił... - po czym kontynuował śmiech.
- Zamknij się! - warknął z bezsilnością - A ty, Megumi - zwrócił się do drugiego z żalem - Jak mogłeś mi to zrobić?!
- Przepraszam... - bezmyślnie odpowiedział brunet.
- Przecież nie zrobiłeś nic złego! - zaprotestował Sukuna.
- Zawiodłem się na was! - wrzasnął młodszy szatyn - Nie odzywajcie się już do mnie! - po czym wyparował z łazienki, trzaskając drzwiami.
Itadori miał ochotę rozwalać wszystko na swojej drodze i wrzeszczeć. Został oszukany nie dość, że przez brata, to jeszcze przez swojego najlepszego przyjaciela. Obydwaj od początku znali prawdę i nie chcieli mu powiedzieć, robiąc z niego większego głupka niż ten jest naprawdę. Niestety był w szkole, a poza tym miał jeszcze zajęcia dodatkowe z Gojo, więc mógł jedynie przełknąć złość i poczekać, aż dojdzie do domu, a wtedy pokrzyczeć.
Chłopak szedł przez chwilę, a przez ten czas zdążył ochłonąć. Kiedy stanął przed drzwiami do odpowiedniej sali, po prostu nacisnął klamkę i wszedł do środka. Tam jednak czekał go kolejny szok, z tym, że tym razem od razu zmieszał się i nie był w stanie nic powiedzieć...
Na brzegu biurka siedział Gojo, a naprzeciwko niego Geto, który z wymownym uśmiechem dostarczał białowłosemu zmysłowych pieszczot na szyi, przy czym dłonią delikatnie sunął po jego udzie. Za to sam zainteresowany błądził ręką po plecach bruneta, chociaż najczęściej jednak schodził niżej, gdzie zaciskał palce na jego pośladku. A do tego wszystkiego odwzajemniał nikczemny uśmieszek, ponętnie przygryzając wargę.
- Musimy poprowadzić zajęcia... - prawie, że wyszeptał Geto, nie odrywając się od kochanka.
- Rzuć szkołę - odpowiedział Gojo, jakby zainspirowany - Będziesz pracował u mnie...
- Ty nie potrzebujesz nauczyciela matematyki... - zaśmiał się.
- Właśnie, że potrzebuję... Musisz mi dawać korepetycje... Bardzo dużo korepetycji...
Za chwilę Satoru spojrzał w stronę drzwi bez większych emocji, za to, gdy zauważył to brunet, zrobił to samo, a wtedy taktycznie oderwał się od wyższego. Spoglądając na zdezorientowanego Itadoriego, uśmiechnął się delikatnie:
- Yuuji... Ja...
- Dobra, idź - Gojo poklepał go po ramieniu z takim samym uśmiechem - Wyjaśnię mu to.
Brunet pośpiesznie poprawił ubranie, pokiwał głową w stronę ucznia, po czym szybko wyszedł.
I szatyn został sam z synem dyrektora, który wciąż zachowywał spokój, jakby nic się nie stało. Patrzył na młodszego bez większego zainteresowania, ale, jakby oczekiwał, że ten się odezwie. Dlatego też Yuuji pod presją zaczął:
- Przepraszam... Nie wiedziałem...
- Spoko, to moja wina - zaśmiał się, spoglądając w bok - Powinienem być bardziej odpowiedzialny. Masz jakieś pytania czy chcesz już przejść do zajęć?
- Możemy przejść do zajęć... - niepewnie odpowiedział.
Starszy pokiwał głową, po czym zaprosił Itadoriego do najbliższej ławki, bo tam już były rozłożone materiały do ich dzisiejszej pracy. Yuuji usiadł bez protestu, wciąż zastanawiając się nad sytuacją, która go spotkała, gdy wszedł do sali. Zmieszanie wciąż go trzymało i tym bardziej było mu głupio, bo Gojo uśmiechał się przyjaźnie, próbując jak najlepiej pomóc. Tylko, że teraz przestał wyglądać tak niewinnie w oczach młodszego. Niby Yuuji wiedział, że przecież to dorosły mężczyzna, jakby nie patrzeć, więc to raczej pewne, że jego relacje nie polegają na tym samym, co pierwsze nastoletnie miłostki i tak dalej. Ale nigdy tak nie myślał o nim, a tym bardziej o nauczycielu matematyki... Mimo wszystko to byli dorośli, dojrzali ludzie, a przede wszystkim prawie mu obcy, za to Sukuna i Megumi... Znał ich od zawsze. Jak oni mogli mu to zrobić... Sam nie wiedział, czy jest bardziej zły, że jego brat i przyjaciel są ze sobą, czy to, że mu nie powiedzieli. I dlaczego on tego nie zauważył, jeśli Sukuna od początku lubił Megumiego i nie krył tego... Nagle zorientował się, że właśnie bezmyślnie obserwuje dłoń Gojo, który akurat trzymał w dłoni butelkę wody... Sam nie wiedział czemu, ale to natychmiast zaczęło mu podsuwać różne skojarzenia, przez co aż zmarszczył brwi ze zmartwieniem. Nie wiedział, co się z nim dzieje...
- Nie możesz się skupić - przyznał młody mężczyzna - Dlaczego?
- To nic. Wszystko w porządku - odpowiedział wymijająco.
- Myślisz, czy ja i Suguru... - zaczął z uśmiechem, ale młodszy mu przerwał.
- Nie myślę, czy robicie to ze sobą! - wrzasnął, po czym wyprostował - Znaczy myślę... Znaczy nie... Znaczy...
- Mogłeś po prostu spytać, Yuuji.
- Nie powinieneś trzymać czegoś takiego jak tajemnica nauczycielska czy coś?
- I tak już widziałeś. Po co mam cię okłamywać?
- Nie boisz się, że rozpowiem to po całej szkole?
- Wszyscy wiedzą, że coś mnie i jego łączy. Ale nie wszyscy wiedzą, co dokładnie.
- To... Co was łączy?
- Jesteśmy przyjaciółmi - uśmiechnął się - Ale pozwalamy sobie na więcej.
- Już rozumiem... Ale to nie jest to samo, jakbyście byli razem?
- Nie lubimy się w romantyczny sposób. Wiesz, jak to działa...
- Tak, wiem...
- Czy już rozwiałem twoje wątpliwości?
- Chyba tak...
- Więc wracamy do zajęć.
Ale nieważne, jak bardzo Gojo by się starał, Yuuji wciąż myślał o czymś innym niż matematyka lub ogólnie zajęcia. Wtedy białowłosy westchnął:
- Coś jeszcze?
- Nie! - pokręcił głową z ożywieniem, czując, że zawodzi - Po prostu... Zostałem zdradzony przez dwie najważniejsze osoby i teraz nie wiem co o tym myśleć...
- Sukunę i Megumiego?
- Skąd wiesz? - spojrzał na niego zaskoczony.
- Zgaduję... - przewrócił oczami.
- Tak... - odpowiedział niepewnie.
- Masz do nich żal, bo ze sobą chodzą i ci nie powiedzieli?
- Skąd wiesz, że ze sobą chodzą?! - wrzasnął, marszcząc brwi.
- Nie kryją się jakoś specjalnie... Głupi by zauważył...
- A ja nie zauważyłem!
- Ty jesteś mądry inaczej - zaśmiał się - Nie martw się. Każdy ma jakieś wady. Ja na przykład w ogóle nie jestem poważny.
- Ale mi nie powiedzieli! - wrzasnął, wstając.
- Dobra... - uśmiechał się wymownie, patrząc na chłopaka i próbując zachować spokój, bo młodszy naprawdę go bawił - Na dzisiaj skończymy, bo mi zaraz tu wybuchniesz, a nic nie napiszesz...
- Dobra! To pa!
Yuuji wybiegł z sali szybciej niż tam wszedł, a wtedy przynajmniej Gojo nie musiał już hamować śmiechu.
***
Itadori wrócił do domu dopiero wieczorem, nie dając wcześniej żadnej oznaki życia. Zresztą Sukuna i tak nie dopytywał, przekonany, że może Yuuji jest trochę głupi, ale na pewno nie zabłądzi, a w razie co to będzie w stanie się obronić. No, przecież sam go tego nauczył i widział wszystkie postępy młodszego.
Naburmuszony szatyn szybko zdjął buty i kurtkę, a następnie poszedł do salonu, skąd zawołał:
- Sukuna! Chodź tu szybko!
Starszy zaraz pojawił się w pokoju i usiadł obok młodszego, opierając łokieć na bocznym podparciu.
- Co tam, bobasku? - spytał z ciut wrednym uśmiechem.
- Czemu bobasku? - spojrzał na niego, marszcząc brwi.
- Taki masz iloraz inteligencji - zaśmiał się.
- Dobra, to spierdalaj - warknął.
- Nie no, to tylko żarty! - zaczął tłumaczyć z ożywieniem - Nie jesteś wcale taki głupi! W niektórych kwestiach jesteś nawet mądrzejszy ode mnie...
- Jak długo? - spytał nagle.
- Ale co?
- Jesteś z Megumim...
- A czy to ważne? - nie chciał pogrążać brata w jego nieświadomości.
- Gadaj.
- Nie wiem dokładnie - skołował się - Pamiętasz jak wróciłem do domu i pytałeś czy coś paliłem lub piłem?
- No...
- Wtedy poprosiłem Megumiego o chodzenie. To był najlepszy dzień w moim życiu.
- Kochasz go?
- Jeszcze pytasz?! - spojrzał w górę z marzycielskim uśmiechem - Yuuji...
- Co?
- Pierwszy raz się tak zakochałem.
- Robiliście to już?
- Yuuji! - spojrzał na niego, marszcząc brwi w zdziwieniu.
- Odpowiadaj.
- Tak... - westchnął.
- Obiecaliśmy sobie, że o tym powiemy, jak już to zrobimy... - burknął z wyrzutem, patrząc w bok.
- Dobra, Yuuji, słuchaj - zmienił ton na niespotykanie poważny - Nic nie mogliśmy ci powiedzieć, bo się baliśmy, że jego stary się przypadkiem dowie. Możesz być zły na mnie, ale Megumi nigdy by cię nie skrzywdził.
- Ile razy?
- Yuuji... - westchnął, ale zaraz postanowił powiedzieć - To dość świeża sprawa. Dopiero przedwczoraj zrobiliśmy to pierwszy raz. I drugi...
- I tak jestem na was obrażony - spojrzał na niego z wyrzutem, po czym poszedł do swojego pokoju.
Sukuna zaśmiał się, kręcąc głową.
Tymczasem Megumi właśnie skończył jeść kolację i już miał po sobie zmywać, kiedy usłyszał w drzwiach:
- Zostaw, ja to potem zrobię - powiedział spokojnie Toji, dodając - Chodź, musimy pogadać.
Zdezorientowany brunet odłożył wszystko, wytarł ręce, po czym zgodnie z prośbą ojca poszedł za nim, jak się okazało, do salonu. Mężczyzna już siedział z tą swoją miną, która nie zdradzała zupełnie niczego. Megumi usiadł naprzeciwko, patrząc na niego pytająco, a wtedy ten bez przedłużania zaczął:
- Wiem, czemu psy szczekały wtedy w nocy...
- Ale... - otworzył szerzej oczy, szukając na szybko wymówek pod wpływem stresu - Miałem zły sen!
- Daj spokój, Megumi - westchnął - Umiem odróżnić krzyk z przerażenia od takiego jęku...
- Ale...
- Psy mnie nie obudziły. Nie mogłem spać, bo słyszałem aż za dużo... - spojrzał w bok z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy, przypomniawszy sobie tamtą koszmarną noc.
Brunet już nie wiedział co odpowiedzieć, a zamiast to sam w zawstydzeniu spuścił wzrok w dół.
- Pierwszy raz?
- Tak... - odpowiedział niepewnie, zaskoczony spokojem ojca. W końcu rozmawiali na TEN temat.
- Wpuściłeś go do domu, a mówiłem, że nie chcę go tu więcej widzieć...
- Ale skąd wiesz, że to o niego chodzi?! - nagle ożywił się.
- Megumi... Zauważyłem, że się zmieniłeś od kiedy ten pajac ci się oświadczał. Nie jestem ślepy i umiem zauważyć, że się zakochałeś... - powiedział to, jakby ciszej i z mniejszą pewnością.
- I nie przeszkadza ci, że jestem z chłopakiem, a nie dziewczyną?
- Przeszkadza mi to, że... - zaczął z krzywym uśmiechem, ale zaraz zmienił, mówiąc przez zaciśnięte zęby - Nie przeszkadza... - po czym dodał już normalnie - Chcę, żebyś był kochany przez dobrą osobę.
Chłopak spojrzał na niego zaskoczony:
- Myślałem, że nie chcesz, żebym z kimś był...
- Wolałbym, żebyś nadal był dzieckiem - westchnął ciężko - Ale już dorastasz...
- Czemu nigdy ze mną nie rozmawiasz? - spytał, jakby z wyrzutem. Czuł, że mężczyzna rozumie więcej niż chciał mówić.
- Wiesz, że to dla mnie krępujące... - spojrzał w bok, drapiąc się w kark.
- Czasem jesteś jak dziecko - skrzyżował ręce na torsie.
- A ty jak mama - zaśmiał się.
- Czemu?
- Yyy... - nagle zaciął się, przejeżdżając wzrokiem po suficie. Od razu pożałował, że to powiedział.
- Dobra, już wiem.
- Nie o to mi chodziło! - zmarszczył twarz w zmieszaniu.
- Ta, jasne. To w taki sposób mnie zrobiliście?
- Megumi!
- Co ,,Megumi"? Mam prawo wiedzieć.
- Szczerze mówiąc... Nie wiem...
- Dobra, wszystko rozumiem.
- To nie tak, Megumi!
- Po prostu robiliście to ciągle i wszędzie.
- Czemu taki jesteś? - zmarszczył brwi w irytacji, chociaż w środku naprawdę peszył się coraz bardziej. Próbował nawiązać z synem normalny kontakt, a ten musiał od razu zaczynać z grubej rury - To ten pajac, tak?
- Nie. Po prostu zaczynam rozumieć jedną rzecz...
- Jaką?
- Czemu ciągle mi się chce... Mam to przez ciebie - zmarszczył brwi, jakby z wyrzutem.
- To nie tylko moja wina! - zaczął się bronić jakkolwiek się dało.
- Wiesz, jakie to uciążliwe? - westchnął - Jak sobie z tym radzić?
Toji znów spojrzał gdzieś w przeciwnym kierunku, co było jednoznaczne.
- Aha, no dzięki - burknął, po czym uśmiechnął się złośliwie - To ja też będę sobie tak radził...
- Tylko spróbuj! - automatycznie uniósł wyżej palec wskazujący.
- Boisz się, że będą z tego dzieci? - kontynuował z tym samym uśmiechem.
- Megumi! - warknął, po czym powiedział stanowczo - Dobra, koniec. Chcę rozmawiać z tym pajacem.
- Po co? - spojrzał na niego zdziwiony.
- Chcę się dowiedzieć, kto mi tak zepsuł syna.
- Nic mu nie zrobisz?
- Postaram się... - westchnął, przewracając oczami.
- Tato...
- Dobra! Ale jak mnie będzie denerwował...
Megumi tylko pokręcił głową na nie z poważnym wyrazem twarzy, z czym Toji już nie mógł walczyć. Megumi wygrał i koniec. Zero przemocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top