XIX
Sobota rano, a Sukuna jeszcze spał w najlepsze, kiedy usłyszał, że ktoś dzwoni. Z jakiegoś powodu miał telefon na twarzy, dlatego natychmiast drgnął, wstając z irytacją, gdy poczuł wibracje. Zaraz spojrzał na ekran, a wtedy natychmiast odebrał, zmieniając nastawienie:
- Dzień dobry, mój malutki szczeniaczku - rzekł słodkim głosem, jak zawsze, co powinno obrzydzać Megumiego, ale z jakiegoś powodu uśmiechał się na ten dźwięk.
- Hej... - brunet zaczął niepewnie - Dowiedział się...
- Ale Yuuji dostanie ochrzan zaraz... - warknął.
- Nie, Sukuna! Spokojnie! To nie przez niego...
- To przez kogo?
- W sumie to... Przez nas...
- Co? - uśmiechnął się zdziwiony.
- Jednak nie spał i nas słyszał...
- Co mu powiedziałeś?
- Że miałem zły sen, ale nie uwierzył... Stwierdził, że umie rozpoznać, kiedy ktoś krzyczy z przerażenia i jęk...
- Oho... - ledwo co powstrzymał śmiech - Bardzo duże mamy problemy?
- Właściwie to nie - przyznał, jakby sam zaskoczony - Wczoraj rozmawialiśmy wyjątkowo spokojnie, ale...
- No co?
- Musisz przyjść...
- Po co?!
- Chce z tobą porozmawiać...
- Siłą? - zaśmiał się.
- Obiecał, że nie zrobi nic złego...
- Nie chcę, Megumi! - zamarudził.
- A kochasz mnie?
- Bardzo mocno.
- Więc musisz przyjść. Od tej rozmowy zależy, czy będziemy mogli dalej być razem...
Szatyn jeszcze chwilę ponarzekał, ale finalnie się zgodził, chociaż bardzo niechętnie. Przecież życie było mu miłe i nie chciał go stracić, a przynajmniej nie z rąk jakiegoś napakowanego ojca jego chłopaka. Zresztą czego ten mógł chcieć jak nie skopania jakiegoś frajera, co zabiera jego syna i pokazuje mu rzeczy, jakich nie powinien znać niewinny chłopiec...
Jednak musiał iść, przede wszystkim dlatego, że to było ważne dla Megumiego, a poza tym może faktycznie to spotkanie mogło pozytywnie wpłynąć na ich związek...
Chłopak robił do siebie grymasy jako okazanie niechęci, idąc do kuchni, kiedy zauważył w salonie Yuuji'ego z rozłożonymi książkami od matematyki. Zainteresowany najpierw chwycił jabłko z miski na owoce na blacie, po czym szybko podbiegł do młodszego, sprawdzając, co u niego.
- Co tam, Yuuji? - spytał starszy.
- Y... Nic! - wypuścił z rąk telefon, kiedy usłyszał głos Sukuny - To znaczy... Uczę się na sprawdzian...
- Ostatnio o wiele lepiej się uczysz... - spojrzał na niego podejrzliwie - Bardzo dziwne...
- Co? Dziwne? - zaczął się śmiać nerwowo - Czemu niby?
- Zawsze ledwo zdawałeś z matmy... - spojrzał mu głęboko w oczy z powagą - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to ma jakiś związek z dwójką tych pajaców?
- Co?! Oczywiście, że nie! - mówił zestresowany pod presją.
- Ty nie umiesz kłamać, Yuuji. Jesteś pewny, że nie powinienem o czymś wiedzieć?
- Hipokryta! - nagle wrzasnął, odwracając się do niego tyłem, jakby naburmuszony - To ty mnie oszukiwałeś tyle czasu!
- Byłeś pierwszą osobą, której powiedziałem, że podoba mi się Megumi... - westchnął - Wiedziałeś, że się strasznie zakochałem... Jak mogłeś myśleć, że się mu narzucam? Megumi, gdyby chciał, spławiłby mnie. To nie pierwszy lepszy, delikatny chłopiec.
- Nie chcę cię słuchać... - warknął, dalej obrażony.
Sukuna tylko pokręcił głową, uznając, że dalsza rozmowa nie ma sensu, więc poszedł do siebie. Wtedy Yuuji odetchnął z ulgą. Ryomen miał zupełną rację, jego młodszy brat kompletnie nie umiał kłamać. I gdyby nie pretekst o aktualnej dramie między nim a dwójką jego najważniejszych osób to starszy już by wszystko wiedział, a nie mógł. Wprawdzie tego nie chciał tylko i wyłącznie szatyn, bo wiedział jaki stosunek do Gojo ma jego brat, a on naprawdę lubił korepetytora i czuł, że dzięki niemu może się bardziej spełniać jako uczeń. W końcu to on potrafił go nauczyć w taki sposób, że chłopak niemal chłonął wiedzę niczym zdolny człowiek. Nawet Satoru go często chwalił i zaprzeczał temu, aby jego podopieczny był tak głupi jak o sobie myślał. Tym samym podnosił mu samoocenę i Yuuji czuł się doceniany jak nigdy. Zresztą Geto też był mu bardzo przyjazny i jego także chłopak lubił.
Mimo wszystko poczekał aż Sukuna wyjdzie, a dopiero wtedy mógł swobodnie wyjąć telefon i kontynuować wcześniejsze zajęcie. Już nie tracił czasu na pisanie wiadomości, po prostu zadzwonił do korepetytora. Wprawdzie chwilę czekał, ale w końcu starszy odebrał.
- Cześć, Yuuji. Co tam? - wyraźnie dyszał, choć próbował mówić jak najspokojniej.
- Przeszkadzam ci? - spytał niepewnie, domyślając się, co może ten teraz robić.
- Nie no, co ty... - zaśmiał się delikatnie, odkasłując - Coś się stało?
- Zapomniałem o sprawdzianie! - zawołał z przerażeniem - Miałem się z tobą pouczyć wczoraj...
- Ym... - chwilę myślał, po czym przyznał - Faktycznie, Suguru mi mówił o tym... Dobra. Słuchaj, jestem teraz poza domem, a wracam... Geto! - nagle warknął, jakby gardłowo, po czym mówił dalej - Yuuji, będę dopiero jutro wieczorem w domu. Jeśli masz czas, możemy się wtedy spotkać.
- Dobra... - dalej mówił niepewnie - Bawcie się dobrze z Geto, pa... - po czym się rozłączył.
Kiedy tylko zakończył połączenie, natychmiast zaczął sobie wyobrażać, co robi jego nauczyciel matematyki razem z jego korepetytorem. Mając coraz odważniejsze wizje, tylko krzywił się coraz bardziej, aż pokręcił przecząco głową. Nie może o tym myśleć, to nie jego sprawa...
Tymczasem Sukuna właśnie podjeżdżał prosto pod dom Fushiguro. Już nie musiał ukrywać samochodu, bo jego obecność była wręcz zapowiedziała. Nagle wpadł na pomysł, że może powinien jednak zaparkować gdzie indziej. W końcu nie ufał ojcu Megumiego, a ten mógł zrobić wszystko ze swoją nieobliczalnością. Ale było już za późno...
Chłopak jak rzadko kiedy wyszedł niepewnie z pojazdu i tak samo zaczął iść w stronę drzwi od domu. Dopiero wtedy przeszedły go dreszcze, a w jego serce uderzył lekki lęk. Bo, oczywiście, że lekceważył mężczyznę i tak dalej, ale mimo wszystko Toji był silny i raczej duży, a do tego nerwowy, więc mógłby rozpętać awanturę, a do tego łatwo sprowokować chłopaka jego syna. Ale to działało w obydwie strony, co tylko pobudzało obawy szatyna. W końcu nie chciał narobić Megumiemu problemów, a co ważniejsze, tak zniechęcić do siebie jego ojca, że ten zabroni im się spotykać. Jasne, że dalej by robili, ale Fushiguro byłoby z tym źle. Wszak mimo wszystko był raczej wrażliwy i delikatny w sferze emocjonalnej i to mogłoby tylko go obciążać...
Piłkarz zapukał zdecydowanie, chociaż ręka mu trochę zadrżała. A kiedy zobaczył ruch klamki, serce mu stanęło od stresu, za to zaraz odetchnął z ulgą, zobaczywszy niewinną twarz Megumiego. Wtedy to brunet patrzył na chłopaka niepewnie, jakby zmartwiony.
- Będzie dobrze - wyszeptał pewnie Sukuna ciepłym głosem, łapiąc mocno dłoń niższego.
- Nie denerwujesz się? - spytał zaskoczony.
- Jeśli mam być szczery - posłał w jego stronę uśmiech - Cholernie się denerwuję.
- Bądź dla niego miły...
- Spróbuję... - syknął.
Po czym Megumi zaprowadził ukochanego za rękę prosto do salonu, gdzie Sukuna usiadł na kanapie, luźno rozkładając nogi jak zwykle. Do tego skrzyżował ręce na torsie, wzdychając cicho. Nagle zauważył, że młodszy odchodzi, a wtedy spytał:
- Hej, gdzie uciekasz, aniołku? Zostawisz mnie samego z tą bestią? - mówił ze smutną miną.
- Mój ojciec powiedział, że chce z tobą rozmawiać w cztery oczy... - spojrzał w bok.
Wtedy Sukuna aż przełknął powoli ślinę, nie wiedząc, czego się spodziewać. Lecz, kiedy Megumi zniknął, zaraz po salonie rozniosły się znacznie mocniejsze i pewniejsze kroki, co szatyn uznał za znak, że potwór już po niego idzie. Za chwilę zauważył przed sobą Toji'ego we własnej osobie, który usiadł naprzeciwko, natychmiast krzyżując ręce na klatce piersiowej, a do tego położył stopę bokiem na swoim udzie. Jego twarz wyrażała wyraźną niechęć do gościa, który w jego stronę kierował podobną minę, tyle, że bardziej zuchwałą, jakby miał wszystko gdzieś i sam był najważniejszy.
Dwójka wymieniała ciężkie spojrzenia, nie okazując żadnej słabości. Żaden nie chciał ulec drugiemu ani zdradzić choćby jednej słabości. Nagle mężczyzna rzekł oschle, groźnie mrużąc oczy:
- Nie lubię cię.
- Wzajemnie - odpowiedział Sukuna z krzywym uśmiechem.
- Megumi mógł wybrać każdego, a wybrał akurat takiego pajaca - odpowiedział nieprzyjemnie.
- Cóż... - przybrał nietaktowny wyraz twarzy, układając usta w zadziorny uśmieszek - Propozycja dalej aktualna.
- Myślisz, że możesz mnie prosić o jego rękę? - spytał kpiąco.
- Ja nie proszę, tylko chcę.
- Chcieć to sobie możesz, ale z dala od mojego domu - dyskretnie zmarszczył brwi z irytacji.
- Po co miałem tu przychodzić? - westchnął znużony.
- Chcę wiedzieć, w jakim frajerze zakochał się mój syn.
- Takim samym jak jego ojciec.
- Jedno trzeba ci przyznać... Masz jaja, żeby tak ze mną rozmawiać - pokręcił głową, prychając w uśmiechu.
- Megumi nie narzeka.
- Obiecałem mu - powiedział przez zaciśnięte szczęki - że będę miły, dlatego... Robię to z wielkim oporem, ale... - westchnął z irytacją - Spróbujmy przez chwilę porozmawiać normalnie.
- Nie ma problemu - prychnął.
Nagle między nimi znów zapadła cisza, podczas której zaczęli zabijać się spojrzeniami. Sukuna kierował w stronę starszego bezczelny wzrok, za to mężczyzna tylko zaciskał pieści, byle nie dać się wyprowadzić z równowagi.
- Czemu akurat ty... - Toji mruknął do siebie pod nosem.
- Bo jestem przystojny i wspaniały! - młodszy zawołał z chwałą, jakby to były jego wielkie osiągnięcia.
- No... - już chciał coś powiedzieć, ale zaraz odpuścił z desperacją - Niech ci będzie...
- Jestem też świetnym piłkarzem! - przechwałek ciąg dalszy.
- Na jakiej pozycji?
- Napastnik... - spojrzał na mężczyznę ze zdziwieniem, dlaczego tego to zainteresowało.
- Nawet gust ma jak matka... - zaśmiał się cicho, zakrywając usta i znów kręcąc głową - Ale na pewno nie jako kapitan...
- Jestem kapitanem! - odpowiedział żywo, marszcząc brwi.
- No nie mogę... - chwilę tak przesiedział, po czym wybuchnął śmiechem.
Sukuna patrzył na mężczyznę zdezorientowany i mocno skołowany. Nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić i zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. On był gotowy na śmierć, ale nie na taki widok, jaki teraz miał przed sobą...
Po krótkiej chwili brunet znów spojrzał poważnie na Ryomena, a wtedy dodał lekceważąco:
- Ty kapitanem? Chyba w snach... Kto wpadł na taki idiotyczny pomysł?
- Mój trener - odpowiedział z wyrzutem.
Wtedy Toji znów dostał ataku śmiechu, co wystarczająco zniechęciło szatyna, przy czym zmarszczył brwi w oburzeniu. Zaraz wstał z zamiarem dołączenia do swojego chłopaka, ale wtedy mężczyzna go zatrzymał:
- Dobra, czekaj - teraz brunet zaczął już poważniej - Zostajesz na obiedzie.
- Zostaję? - spytał zdziwiony. Nie chodziło o to, że ten, jakby go zaprosił, ale o to, że zdecydował za niego.
- Doceń, że chcę cię karmić - warknął oschle, po czym wstał i nie mówiąc więcej, poszedł do kuchni.
Ryomen aż się za nim obejrzał, nie wiedząc, co ma o nim sądzić. Co ma sądzić o tym wszystkim... Przecież zarówno on jak i Toji byli dla siebie nieprzyjemni, nie ukrywając wspólnej pogardy dla siebie. Nie szczędzili sobie także gorzkich słów... Co się stało, że mężczyzna nagle powiedział coś takiego i co to miało w ogóle znaczyć...
- Wariat - szepnął do siebie, po czym szybko ruszył prosto do pokoju Megumiego.
Gdy brunet tylko zobaczył piłkarza, natychmiast do niego podbiegł. Wtulił się w niego mocno, jakby nie widział go sto lat, na co ten jedynie objął jego ramiona ręką.
- Jak było? - spytał czule młodszy.
- Twój ojciec jest dziki... - przyznał ze skołowaniem.
- Co? - zaśmiał się.
Dwójka przeszła na łóżko Fushiguro, na którym się położyli, a dokładnie Megumi objął bok starszego, kładąc policzek na jego piersi. Wtedy kontynuowali rozmowę:
- Jak to jest dziki? - spytał bladoskóry - Słyszałem, że się śmieje... Czemu?
- Chwilę rozmawialiśmy. Potem spytał, czemu wybrałeś akurat mnie to mu powiedziałem, a jak wspomniałem o tym, że jestem napastnikiem i kapitanem to się zaczął ze mnie nabijać! - wyznał z naburmuszeniem.
- Nie denerwuj się... - delikatnie pogładził go po brzuchu przez materiał. Potem przyznał z lekką niepewnością - To dlatego, że on też kiedyś był...
- To dlatego powiedział, że nawet gust masz jak swoja matka... - zaśmiał się do siebie, uświadamiając sobie to.
- Nie chciałem ci mówić... - podniósł się z wyraźnym zawstydzeniem, przez co spojrzał w bok - Nie chciałem, żebyś myślał, że lubię cię z tego powodu...
- Przecież wiem, że lubisz mnie, bo jestem dobry w łóżku... - uśmiechnął się wymownie, obejmując jego potylicę dłonią.
- Sukuna! - zmarszczył brwi.
- Żartowałem, maluszku - zaraz sprawnie przyciągnął go do swoich ust, po czym wymienili kilka czułych muśnięć.
- Megumi, nic nie kombinuj! - nagle usłyszeli wściekły głos Toji'ego z dołu, na co brunet westchnął, przewracając oczami.
- Nic nie robię! - wrzasnął młodszy, po czym wrócił do chłopaka, wtulając nos w zgięcie jego szyi - Matko, ta podłoga jest chyba za słaba... - westchnął - Ale ja nigdy nie słyszałem...
- Jak twoi starzy to robią? - zaśmiał się, błądząc dłońmi po ciele młodszego.
- Sukuna... - wyszeptał, nauczony, że nie może zbyt głośno krzyczeć. Zaraz przyznał z zawstydzeniem - Ale tak...
- Czemu miałbyś coś kombinować?
- Bo... Wczoraj jak rozmawialiśmy to się okazało, że mój ojciec też kiedyś się zakradał do mojej mamy do pokoju i wiesz... Powiedział, że jestem jak mama, ale to nieważne... Wtedy wyszło, że ciągle ze sobą spali, więc szybko zrozumiałem, że to dlatego mi się teraz ciągle chce... Spytałem go, jak sobie z tym radzić. Ale on tylko spojrzał gdzieś indziej, więc mu odpowiedziałem dla żartu, że też będę stosował taką metodę.
- I jak zareagował? - uśmiechał się.
- ,,Tylko spróbuj!" - zaczął udawać ojca - No a ja spytałem, czy boi się, że będą z tego dzieci, a wtedy on stwierdził, że chce z tobą rozmawiać, bo mnie zepsułeś...
- Oj tak, bardzo zepsułem... - wyszeptał zmysłowo, po czym sprawnie zmienił pozycję tak, że teraz zawisł nad młodszym.
Posłał w jego stronę ciepły uśmiech, co ten odwzajemnił, przesuwając dłonie po jego ramionach aż do karku i policzka, a wtedy Sukuna pocałował go namiętnie, wpychając mu do ust język. Megumi aż objął nogami biodra starszego, wyczuwając jego niezwykłą energię, od której natychmiast poczuł cieplejszą temperaturę za sprawą silnych dłoni szatyna, naciskających na jego wrażliwą skórę po całym ciele.
Po dłuższej chwili Ryomen wyrwał się z objęć zachłannego języka młodszego, a zamiat tego płynnie zjechał tuż za jego ciepłe ucho. Chwilę je pieścił, czując na swoich łopatkach przyjemnie drażniące opuszki palców młodszego, przez co drgnął.
- Myślisz, że teraz by usłyszał? - wyszeptał zmysłowo Sukuna, układając usta w nikczemny uśmiech.
- Gdybyś to ze mną robił w tym momencie, mógłbyś się pożegnać z następnym razem - zaśmiał się, mrużąc oczy ze słabości wobec aktualnej rozkoszy - Mój ojciec sam by cię wykopał.
- Właśnie... - nagle przypomniał sobie - Twój stary powiedział, że zostaję na obiedzie, a potem dodał, żebym docenił, że chce mnie karmić... Czy on jest na coś chory?
- Zaakceptował cię - uśmiechnął się, szepcząc, przy czym przyciągnął go go mocno do siebie, wpijając się w jego usta.
- Megumi... - wydyszał starszy między pocałunkami.
- Całowania mi nie zabronił - po czym bez zahamowania wsunął język w usta piłkarza, zalewając go mocnymi ruchami.
Po jakimś czasie, gdy Megumi już wykorzystał całe swoje napięcie w miarę możliwości, dwójka zeszła na dół, gdzie już czekał na nich stół z jedzeniem, którego niesamowity zapach szedł po całym domu. Przede wszystkim królował porządny kawał mięsa, a dokładnie jeszcze parująca pieczeń o niesamowitym, niemal idealnym kolorze. Do tego pieczone ziemniaczki, do popicia jakiś sok pomarańczowy i jakieś mało znaczące przystawki, gdyby ktoś chciał. I chociaż na stole były już trzy pełne talerze, to nie brakowało dodatkowego jedzenia, jakby to, co było nie wystarczyło. Megumi wiedział, że całe to jedzenie zniknie i nic się nie zmarnuje, znając apetyt swojego opiekuna, a jak był tu jeszcze Sukuna to już w ogóle...
Trójka zasiadła bez zbędnych ceromonii czy coś w tym rodzaju, życzyli sobie smacznego, chociaż szatyn jedynie niepewnie pokiwał głową, po czym przeszli do jedzenia. Z początku było cicho, za to dźwięk sztućców wręcz odbijał się echem. Ale nikomu to nie przeszkadzało, gdyż każdy jadł z wielkim apetytem, na granicy między zachłannością a jeszcze umiarem. Chociaż młodszy Fushiguro znacznie odstawał od reszty, bo był o wiele spokojniejszy od ojca i chłopaka, którzy niczym wygłodniałe wilki chłonęli coraz to kolejne kawałki.
W pewnym momencie Megumi zauważył, że Toji dyskretnie zerka co jakiś czas na Sukunę, nieznacznie unosząc kąciki ust w górę. Wtedy brunet także uśmiechnął się szczerze, znając tę minę. Wiedział, że jego ojca cieszy apetyt chłopaka, bo dzięki temu ten mógł ocenić, jak intensywnie trenuje śniadoskóry... Ryomen zdał jeden z testów. Zresztą zachowanie młodszego było tak znajome mężczyźnie, że nawet na moment przeszły przez niego ojcowskie impulsy dumy.
Potem, w miarę jedzenia, zaczęli rozmawiać, chociaż najstarszy oczywiście zachowywał odpowiedni dystans między sobą a Sukuną. Przecież jeszcze nie byli na etapie przyjaźni i brunet dalej go sprawdzał, czy na pewno jest odpowiednim chłopakiem dla jego syna. No a przy okazji oceniał jego warunki fizyczne pod kątem sportu, skoro ten uważał się za tak wspaniałego piłkarza... Szatyn tak się wczuł, że nawet prawie zapomniał o swojej pogardzie do niego, dając siebie poznać od innej, nieco lepszej strony. Toji także nieco odpuścił, pozwalając Sukunie zbliżyć się trochę do ich rodziny.
Po wszystkim na stole nie zostało nic poza naczyniami, zgodnie z przypuszczeniami najmłodszego. Sukuna nie potrafił zatrzymać dla siebie zachwytu zdolnościami kulinarnymi pana Fushiguro i mówił o tym nawet kilka razy. W ogóle cały ich dom był wspaniały, a relacja Toji'ego i Megumiego na swój sposób nawet urocza...
W końcu nadszedł czas pożegnania. Szatyn szybko przytulił swojego ukochanego, dając mu buzi w czoło zamiast w usta, aby nie prowokować jego ojca, po czym przeszedł razem ze starszym do przedpokoju. Tam dwójka pewnie uścisnęła sobie dłonie, a wtedy brunet korzystając z okazji, zbliżył się nieco, a wtedy rzekł półszeptem:
- I tak cię nie lubię, piłkarzyku od siedmiu boleści... - przy czym posyłał mu cyniczny uśmiech.
- U mnie też nic się nie zmieniło, staruszku - odpowiedział tym samym, po czym specjalnie dodał prowokująco, układając usta w zuchwały uśmiech - A tak poza tym, rucham ci syna.
- Jak się zaraz stąd nie zabierzesz - ścisnął mocniej jego dłoń, nie zmieniając uśmiechu - to nie będziesz już miał czym.
Toji puścił rękę młodszego, a wtedy ten odwzajemniając pewną minę, zaczął rozmasowywać dłoń. Tym samym pokiwał głową, a następnie wyszedł, gdzie dopiero mógł wrzasnąć:
- Kurwa, jak mocno!
Jeszcze spojrzał z wyrzutem na dom, po czym poszedł do samochodu, wciąż próbując złagodzić pulsujący ból w środręczu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top