XII
Dzień później Megumi musiał spotkać się ze swoim przyjacielem, ale nie przewidział, jaka pogoda wtedy ich zaskoczy. A od rana padał deszcz i ogólnie było zimno, przez co chłopak nie miał najmniejszej ochoty w ogóle wstawać z łóżka. Myślał nawet nad przełożeniem spotkania, ale Yuuji go wyprzedził, uprzedzając, że jeśli ten odwoła ich dzisiejsze wyjście, to ten się śmiertelnie obrazi. Brunet uniósł kąciki ust w lekki uśmiech, patrząc na ekran telefonu. Cóż, Itadori znał go aż za dobrze... Ale teraz już nie było innej możliwości jak tylko spotkać się z przyjacielem mimo niechęci wobec aktualnego klimatu za oknem.
Chłopak leniwie wstał z łóżka i jeszcze w piżamie pomaszerował do kuchni, a w międzyczasie zadzwonił Sukuna, więc ten też od razu odebrał. Na szczęście w domu akurat nie przebywał Toji, więc chłopak miał trochę więcej luzu.
- Dzień dobry, kochanie - w słuchawce zabrzmiał zasapany głos szatyna.
- Cze... - zaczął niepewnie młodszy - Cześć... Co ty robisz?
- Właśnie biegałem, a teraz odpoczywam na ławce. Czemu pytasz? - zaśmiał się.
- Dziwnie mówisz...
- Co pomyślałeś, Megumi? - spytał wymownym tonem, przybierając też taki wyraz twarzy.
- Ja? Yyy... - nagle speszony automatycznie spojrzał w bok - Nie wiem... Dlatego pytam...
- A mi się wydaje, że wiesz doskonale - powtórzył śmiech - Już masz takie myśli, maluszku? Myślałem, że jesteś grzeczniejszy...
- Zamknij się - warknął podniesionym tonem.
- Mój szczeniaczek chyba ząbkuje. Taki rozjuszony jest...
- Masz szczęście, że nie stoisz obok mnie...
- W każdej chwili mogę tam stanąć - zmienił ton na niewinny - Powiedz tylko słowo, a będę.
- Dzisiaj nie możesz... - westchnął - Muszę się spotkać z Yuujim.
- No tak, zapomniałem... Wczoraj go wystawiłeś dla swojego wspaniałego chłopaka.
- Nie wspaniałego, raczej wkurzającego.
- Ale wciąż chłopaka. I właśnie dlatego mnie kochasz. Bo jestem wkurzający. Pewnie już nawet za mną tęsknisz, co?
- Może tylko troszeczkę...
- Troszeczkę? - zaśmiał się.
- Tak.
- A wiesz, że są inne sposoby, żebym tak dyszał jak po bieganiu?
- Nie wiem, nie interesują mnie takie rzeczy - burknął.
- Niemożliwe, Megumi. Wszystkich interesują.
- Mnie nie.
- Nie chciałbyś, żebym pocałował cię niżej niż usta? - spytał trochę żartobliwie, trochę z oburzeniem.
- Yy... Nie... - poczuł mimowolne wypieki, aż znów spojrzał gdzieś w przeciwnym kierunku niż przód, a przy tym po jego ciele przeszły tajemnicze dreszcze.
- No jak to?!
- Tak to - warknął, marszcząc brwi - Muszę już kończyć. Zadzwoń... Nigdy! Nara!
- Jesteś naprawdę uroczy, szczeniaczku - zaśmiał się - Więc zadzwonię wieczorem. Miłego dnia, słodziaku - po czym pierwszy się rozłączył.
Megumi ze złością odłożył telefon na blat. Następnie szybko chwycił za butelkę wody, którą nalał sobie do pierwszej lepszej szklanki, po czym zaczął zachłannie pić. Gdy skończył, zdecydowanie odłożył naszynie, aż to uderzyło o powierzchnię.
Brunet nie wiedział co ma myśleć o tym, co powiedział Sukuna. On naprawdę nigdy nie zastanawiał się nad tymi sprawami, nie widział w nich siebie. Nawet, będąc ze starszym, nie brał pod uwagę czegoś takiego, ale nie z braku gotowości, on po prostu nie myślał o tym. Ale kiedy szatyn uświadomił mu, że istnieje bardziej intymna czynność między kochankami niż całowanie, coś go ruszyło... Ciało zareagowało wyraźnym pobudzeniem i wyższą temperaturą, chociaż nie aż tak mocno, jakby to mogło w niego uderzyć. Ale na pewno to sprowokowało jego osobiste motylki w brzuszku, przez co teraz czuł je intensywniej niż zwykle. I im dłużej obserwował swój stan, tym bardziej przepadał, tonąc w przyjemnym obciążeniu. Lecz nagle potrząsnął głową, wychodząc spod wpływu magicznej siły zrodzonej w jego ciele. Nie mógł jej ulegać, a przynajmniej nie teraz. Przecież musiał się spotkać z Yuujim, ale na pewno nie w takim stanie... Czym prędzej podniegł do zlewu, gdzie odkręcił zimną wodę i zaczął opłukiwać ciepłą od wypieków twarz, przy czym także chciał się odświeżyć. Niedługo potem zjadł też jakieś śniadanie i poszedł się szykować, czyli w sumie nic szczególnego.
Nagle do drzwi Fushiguro ktoś zadzwonił, a chłopak miał przeczucie, że doskonale wie, kto to. Dlatego też w ogóle nie śpieszył się z otwieraniem i podszedł dopiero, gdy skończył się ubierać do końca.
Megumi ledwo nacisnął klamkę i pociągnął, a już zauważył Yuujiego we własnej osobie, który ze zniecierpliwieniem trzymał ręce na torsie.
- Czemu mnie nie wpuszczałeś? - spytał szatyn z wyrzutem.
- Musiałem coś jeszcze zrobić - odpowiedział beznamiętnie, zostawiając otwarte drzwi i odchodząc od nich.
- Niby co? - poszedł za nim, a wtedy został przywitany przez dwa psy, które radośnie machały ogonami i wąchały nogi chłopaka. Ten z uśmiechem je głaskał i zaczął do nich mówić - Ojejku, a co to za dwa słodziaki tutaj, co? Jak dawno was nie widziałem...
- Bo niedawno wróciły... - odpowiedział Megumi, nie kryjąc delikatnego uśmiechu na widok dwójki swoich czworonożnych przyjaciół.
- To tym byłeś taki zajęty ostatnio?
- No... - spojrzał w bok - Powiedzmy... Ale to nie jest istotne - szybko zmienił temat - W sumie to możemy już wychodzić, bo jestem gotowy.
- To świetnie! - oznajmił z ekscytacją, kiedy dostrzegł na szyi przyjaciela coś nietypowego. Przyglądając się chwilę, pojął, że to nowy łańcuszek z blaszką, która, jakby chroniła niebieski diamencik - Hej, a co to? - spytał, wskazując na ozdobę.
- Nic! - szybko schował naszyjnik za czarną koszulkę z przerażoną miną - Znaczy...
- Rozumiem, rozumiem... - uśmiechnął się pewnie - Postanowiłeś coś zmienić w swoim stylu!
- No właśnie... - odpowiedział niepewnym uśmiechem.
- No i dobrze. A wiesz co? Nawet ci pasuje...
- Naprawdę? - spojrzał w bok, nieco zawstydzony. Mimo wszystko nie potrafił powstrzymać wymuszonego przez mięśnie uśmiechu na wspomnienie, że dostał to od Sukuny.
Jednak Yuuji już zignorował to pytanie, jakby nie dosłyszał. Zamiast tego wrócił do psów, z którymi zaczął krótką zabawę, bo ta zakończyła się wraz z wyjściem jego i Megumiego.
Dwójka spędziła razem czas, błądząc po jednej z ich ulubionych galerii, a przy okazji coś zjedli. No i ogólnie dobrze się bawili, a Megumi uznał, że dobrze zrobił, wybierając przyjaciela zamiast domu. Postanowił też, że musi poprawić z nim intensywność spotkań, bo jest mu to winny. Nawet, jeśli teraz w jego życiu był Sukuna, z którym najchętniej spędzałby każdą wolną chwilę. Mimo bycia szczerze zakochanym, nie chciał niszczyć tak cennej przyjaźni, jaka go łączyła z Yuujim.
***
Itadori wrócił do domu jakoś po 22, co nie umknęło uwadze Sukuny, bo dzięki temu wiedział, że Megumi prawdopodobnie też już wrócił, a to dawało mu znak, że już może zadzwonić. Mimo to postanowił najpierw podokuczać młodszemu bratu.
Kiedy Yuuji ze zmęczeniem zdejmował buty, podszedł do niego starszy szatyn ze znaczącym uśmiechem. Oparł się o ścianę, krzyżując ręce na klatce piersiowej, a wtedy zaczął:
- Co to za wracanie tak późno do domu?
- Jest normalna pora - odpowiedział młodszy, patrząc na drugiego ze zmarszczoną ze zdziwienia miną - O co ci chodzi?
- Było się na randce, tak? - kontynuował.
- Jakiej randce? - otworzył szerzej oczy, po czym znów zmarszczył brwi - Z Megumim?
- No nie wiem, nie wiem... - spojrzał gdzieś w górę z głupim uśmiechem.
- Ty jesteś jakiś jebnięty... - pokręcił głową, po czym przyznał - Ale Megumi chyba naprawdę się zakochał...
- Coś ci powiedział? - nagle z ożywieniem przeniósł uważny wzrok na brata.
- Nie, nic... Ale zachowuje się jakoś inaczej... Jest milszy niż zwykle i okazuje więcej emocji... Szczerze mówiąc - podrapał się w tył głowy - nie wiedziałem jak mam na to reagować, bo nie jestem przyzwyczajony do takiego Megumiego... A, gdy wspominałem o tobie, wcale się nie złościł tylko mnie słuchał z uśmiechem. Czaisz, z uśmiechem... - zaraz zaśmiał się, kręcąc głową ze zdezorientowaniem - Nie rozumiem go...
- Coś jeszcze?
- No tak! Nosi jakiś naszyjnik. Myślę, że chce się przypodobać temu chłopakowi, w którym jest zakochany...
- Z pewnością tak jest - uśmiechnął się, mrucząc sam do siebie.
- Co?
- Nic, nic - zaśmiał się - Dobra, już sobie idę, żeby nie truć ci więcej.
- I przy okazji zbadaj sobie łeb, bo chyba coś nie tak...
- No tak, tak... - powtórzył śmiech.
Sukuna szybko wrócił do swojego pokoju, a Yuuji jeszcze patrzył na niego jak na kompletnego idiotę, ale ten już miał to gdzieś. W końcu jego myśli krążyły wokół Megumiego, którym był jeszcze bardziej zauroczony po tym, co usłyszał od Itadoriego. Dlatego też z uśmiechem pośpiesznie wbiegł do pokoju, zamknął drzwi i zadzwonił do swojego słodkiego szczeniaczka.
- Czego znowu chcesz? - spytał brunet zaspanym tonem.
- Ojej, obudziłem cię? - uśmiechnął się.
- Tak.
- A cóż takiego mogło wieczorem zmęczyć tak energiczną bestię jak ty? - znów zmienił ton na prowokujący.
- Nie zaczynaj... - westchnął ciężko - Jeśli dzwonisz tylko po to, to się rozłączam, bo chcę spać.
- Jak było na spotkaniu?
- Normalnie.
- Yuuji mówił ci coś o mnie?
- Coś tam wspominał, ale go nie słuchałem za bardzo...
- Kłamiesz - zaśmiał się - Yuuji mówił, że słuchałeś... I to jak!
- Dobrze udawałem.
- Mówił jeszcze, że podobno jesteś zakochany...
- Wydaje mu się - ziewnął.
- Tak zakochany, że nosisz dla tego chłopaka naszyjnik.
- Nic takiego mu nie powiedziałem! - wrzasnął.
- Widzisz, wszyscy widzą, jak mnie kochasz, szczeniaczku - uśmiechnął się, mówiąc pewnie.
- Nie kocham!
- Kochasz, kochasz... - zaczął podśpiewywać.
- Spierdalaj! - po czym się rozłączył.
Sukuna odpowiedział śmiechem, spoglądając na ekran telefonu z zakończonym połączeniem. Lecz nim zdążył pierwszy zadzwonić, zauważył, że Megumi zrobił to pierwszy. Pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem, po czym odebrał:
- Tak, słońce? - spytał szatyn z tym swoim uśmieszkiem.
- Przepraszam... Poniosło mnie... - brunet mówił niepewnie.
- Przyzwyczaiłem się... - dodał śmiech.
- To prawda, że nie słuchałem Yuujiego, gdy o tobie mówił... Ale to dlatego, że myślałem wtedy o tobie... Tylko mu przytakiwałem i się uśmiechałem, a on myślał, że go słucham. A tak naprawdę nawet nie wiem o czym dokładnie mówił...
- Jesteś naprawdę słodki, Megumi...
- A... Ty o mnie myślisz?
- W każdym momencie mojego życia, które bez ciebie byłoby nudne i bez sensu - mówił natchniony, jakby właśnie recytował jakiś miłosny wiersz - Nawet mi się śnisz.
- Ty też jesteś słodki, Sukuna - zaśmiał się brunet.
- Dobra, ale ty bardziej.
I tak rozmawiali jeszcze przez pół nocy, chociaż obydwaj już nawet zaczęli ziewać i prawie przysypiali. A mimo to nie chcieli kończyć rozmowy, było im zbyt dobrze ze sobą, nawet przez telefon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top