Sukienka

Gdyby Dazai miał decydować sam za siebie najpewniej przez ostatni miesiąc nie wyszedłby ze swojego kontenera nawet gdyby mafia stanęła nagle w płomieniach i on sam nie byłby za to odpowiedzialny. Była teraz taka pora roku, że w środku tej metolawej puszki mimo iż przeważał mimo wszystko gorąc to jednak i tak było o wiele lepiej niż byłoby w lato, nie wspominając nawet o zimie. Jego obowiązki jako egzekutora jednak wzywały go, a Mori tym razem wyjątkowo nawet nie chciał odpuścić i posłać na tą misję którą przydzielił mu i Chuuyi kogoś innego kto nie był aż tak ważny jednak dałby sobie raczej bezproblemowo radę (przynajmniej tak zakładał ponieważ jak tylko usłyszał o celu ataku który mają przeprowadzić miał ochotę zaśmiać się szefowi prosto w twarz co najpewniej by zrobił gdyby ryży nie nadepnął na niego sugestywnie widząc, że się do tego zbliża).

To miała być szybka akcja podczas której nikt nie miał ucierpieć oprócz strony przeciwnej. Ich zadaniem było zabrać z magazynu przed którym właśnie stali bombę. Nic więcej nic mniej. Dazai chciał w pewnym momencie nawet odejść czując, że jest to obraza dla jego umiejętności wymyślania strategii i działań na bieżąco oraz jego intelektu który nie raz już pokazywał podczas różnych sytuacji o wiele bardziej poważnych niż to. Może Mori sobie z niego kpił albo chciał zrobić mu na złość (w obie opcje naprawdę mocno wątpił, nawet jeśli czasami naprawdę za sobą potrafili nie przepadać to nigdy taka sytuacja się nie zdarzyła, wbrew pozorom w ich relacji pojawiały się elementy gdzie ukazywali sobie szacunek, a nawet swojego rodzaju sympatię chociaż nie raz grali sobie na nerwach, w większości nie były to działania jedynie czysto złośliwe mające na celu rozzłościć drugiego, mężczyzna sam również nie był takim typem osoby) jednak mimo wszystko był zmuszony do wykonania rozkazów, które otrzymał, wołał przecież mimo to również wykonać coś naprawdę głupiego i mieć już spokój niż w zamian otrzymać do wykonania coś czego zrobienie zajmie mu ponad kilka dni i nie będzie miał czasu by skoczyć do Lupina ze swoimi przyjaciółmi.

Tak więc stało się, że aktualnie siedział w krzakach patrząc na wewnętrzną część swojego płaszcza w której umieścił przenośną konsolę na wypadek gdyby mu się nudziło aż tak bardzo, że nawet obserwacja jak ginął ludzie (a na pewno jacyś mimo wszystko zginął mimo idiotyzmu tego wszystkiego) przestanie go w najmniejszym stopniu interesować. Westchnął rozluźniając krawat pod szyją po czym oparł brodę o swoją obandażowaną kilkoma warstwami bandaży dłoń i spróbował skupić swój zmęczony wzrok na budynku przed nim. Nie był on ani duży, ani mały, wręcz sam raz na jakąś niepozorną składowanie broni, lokalizacja nawet była niezwykle dogodna do tego by taki tutaj założyć, kto wie, może nie chodziło nawet o sam wybuchowy pakunek, a wraz z zyskaniem go Mori będzie mógł przejąć i magazyn, to również była możliwa opcja która miała sens. Z tego jednak co zdołali ustalić na zwiadach w żadnym miejscu nie było nic więcej, jedynie to po co tu przyszli co było wręcz podejrzane biorąc pod uwagę fakt, że reszta budynku stała praktycznie w całości pusta, zupełnie tak jakby ktoś bał się, że dach zaraz się zawali pod własnym ciężarem i chciał on ratować wszystko co tylko mógł uważając, że dosłownie bomba jest najmniej istotna w tym wszystkim. Mogła być to też pułapka, na to również się zapowiadało, nie ważne w jaki inny sposób na to spojrzeć. Nie mogło być za prosto, gdyby tak było to doskonale wiedział, że Mori wysłałby kogoś innego nie zawracając im głowy, lubił jednak antagonizować go w swojej głowie więc na razie odsunął tą myśl od siebie ziewając.

Spojrzał kątem oka na Chuuye jak zwykle nie okazując na swojej twarzy żadnych emocji chociaż odczuwał zirytowane. Jego partner chyba po raz dziesiąty tłumaczył swoim podwładnym przez telefon co mają robić pod jego nieobecność. W tym czasie gdy oni do niego dzwonili i zajmowali mu głowę już dawno by weszli i wyszli z tym po co tu przyszli i tak naprawdę oni sami właśnie gwarantowali im pracę po godzinach. Na szczęście on nie miał takiego problemu ze swoimi ludźmi, zbyt bardzo bali się dostania ewentualnej kulki w mózg żeby zawracać mu głowę takimi bzdurami. Według niego Chuuya był zdecydowanie zbyt pobłażliwy jeśli chodziło o dyscyplinę. Czasami naprawdę miał mu ochotę przypomnieć, że nie jest już w Owcach i skończył się jego czas beztroskiego skakania po łąkach i wąchania kwiatków, a był egzekutorem w pieprzonej mafii portowej, która nie dość, że słynęła ze swojej potęgi to również i z bezlitosnych, jednak rozważnych metod działania. Odchrząknął zwracając na siebie podenerwowane spojrzenie rudzielca po czym wskazał na swój nadgarstek i postukał w niego chociaż nie znajdował się na nim żaden zegarek by zasygnalizować mu, że nie zamierzał stać w tym samym miejscu przez następną godzinę gdy on będzie traktował ludzi którzy pracowali dla jednej z najniebezpieczniejszych organizacji w całym kraju jak małe dzieci, które nie potrafią się nawet same załatwić do nocnika. Niebieskooki tylko wypuścił powietrze ze zrezygnowaniem, mruknął coś do komórki i rozłączył się. Osamu był niemalże pewien, że usłyszał nawet jakieś głosy protestu na to działanie po drugiej stronie połączenia zanim zostało ono przerwane. Miał ochotę wywrócić oczami, to było doprawdy bezczelne, nie rozumiał jak ci ludzie jeszcze nie zginęli ani nie zostali wyznaczeni jako mięso armatnie do kolejnej wymagającej tego misji.

- Jestem zaskoczony, że dłużej się nie dało - Uśmiechnął się szeroko do niższego na co ten tylko warknął w odpowiedzi.

- Oni nie są jeszcze w pełni przeszkoleni, przez następny miesiąc powinienem siedzieć tylko z nimi i należycie ich przygotowywać do wszystkiego, a nie dostawać jeszcze dodatkową robotę - Narzekał choć oboje doskonale wiedzieli, że nie mówił poważnie. Chuuya nigdy nie narzekał całkowicie serio ani na rozkazy przełożonych ani na swoją pracę, najpewniej nie robiło mu nic z tego różnicy i po prostu obecna sytuacja sprawiała mu zwyczajną niedogodność. - Później będę siedzieć do późna i po nich poprawiać bo oni jeszcze nie umieją nawet skręcić komuś karku bez pomocy w postaci przedmiotów. Idiotyczne, to jest naprawdę idiotyczne - W tym momencie mówił już bardziej do siebie niż do niego na co młodszy pokręcił głową z rozbawieniem.

- Idiotyczni to są twoi podwładni, ciekawe od kogo się tego nauczyli - Wystawił mu język po czym przesunął się w bok zaraz po tym jak po chwili jego partner zrozumiał co miał na myśli mówiąc to. Widząc jego wściekły wzrok zaśmiał się tylko pod nosem czując jak od razu się rozwesela. - Oh, no dalej, musisz przyznać, że ten kapelusz wyjada ci rozum jak go nosisz - i to wcale nie jest tak, że zdejmujesz go tylko raz do roku i ludzie bardziej czekają na to niż na święta - Tego już nie odważył się powiedzieć na głos chociaż kusiło go to niebywale. Wiedział jednak, że jeśli zaczną się tutaj kłócić nie skończą przez następną godzinę i to co zostało im powierzone przez Moriego szlag trafi. A naprawdę nie miał ochoty zostać ponownie wezwanym do jego gabinetu by przez następną godzinę słuchać jego narzekania podczas tego jak grali w szachy. Wzdrygnął się, zdecydowanie wolał do tego nie dopuścić, zwłaszcza, że gra z nim przestała sprawiać mu już jakiekolwiek wyzwanie co powodowało, że było to tylko jeszcze bardziej nudne. Czasami nawet specjalnie się potykał w niektórych momentach bądź dawał mu wygrać dla samego powiewu świeżości co nie umykało starszemu jednak żaden z nich tego nie komentował, bo w końcu po co?

Nie odzywając się już do siebie w cichym porozumieniu oboje skierowali się do wejścia budynku bez zachowywania już żadnych środków ostrożności. W końcu wiadome było dla nich jak słońce to, że nikt nie zdoła ich zatrzymać chociażby na tyle długo by oddać przemyślany strzał. A nawet jeśli to w końcu zdolność Chuuyi mogła takowy zatrzymać, druga opcja natomiast była taka, że jego partner będzie nieco złośliwy i przepuści pocisk jednak nie byłoby to nic z czym nie mógł poradzić sobie ze swoim refleksem. Mógł nie być jakimś mistrzem jednak nie zmieniało to faktu, że nie był kompletnie bezużyteczny jak często mówił Chuuya podczas ich typowych i codziennych kłótni. Sięgnął do swojego pasa w gotowości by pochwycić broń lub coś innego co mogłoby się przydać w jakiejś z możliwych sytuacji gotowy na pułapkę. Kiedy jednak otworzyli jak gdyby nigdy nic drzwi i do kompletowanie niczego nie doszło oboje zmarszczki brwi. Brunet od razu uniósł swoją głowę chcąc zaobserwować jakąś kamerę lub system bezpieczeństwa ukryty w jakimś niedogodnym dla nich miejscu jednak ani tego ani tego nie znalazł. Nie wahając się już chwycił za spluwę trzymając ją luźno pomiędzy palcami i cmoknął kilkakrotnie zwracając z powrotem na siebie uwagę swojego partnera.

- Coś tu jest nie tak - Mruknął podchodząc do najbliższego i jedynego mebla w zasięgu ich wzroku. Nic na nim ani w nim jednak nie było. Żadnego mikrofonu ani podsłuchu. W szufladach nawet nie było podwójnego dna co już całkowicie go rozczarowało.

- No kurwa nie zauważyłem - Rudowłosy prychnął jednak było to bardziej dla zasady niż faktycznego zdenerwowania. Podrapał się po tyle głowy po czym dołączył do bruneta. - Znalazłeś coś?

- Tutaj jest całkowicie czysto - Pokręcił głową.

- Gdyby nie tamte raporty to pomyślał bym, że ta rudera jest opuszczona - w
Wraz z informacjami o budowie budynku oraz co powinno się tam znajdować wysłuchali obserwacji, które prowadził jeden z ich podwładnych. Przynajmniej raz na dwadzieścia cztery godziny do budynku wchodziło przynajmniej trzy osoby. Nigdy nic nie wynosiły, ale za to wnosiły, spędzały tam za to od dwóch do czterech godzin. To było jasne jak słońce, że tutaj się coś działo jednak mężczyzna nie zdołał tego dociec. Znając jego nędzne życie to była kolejna rzecz którą mieli się zająć, a o której nie zostali poinformowani w prost.

- Rozdzielmy się, szybciej nam pójdzie - Zaproponował Osamu. - Ja pójdę na lewo, a ty na prawo.

- Hę? Przecież nie wiemy co ci idioci planują, a jak dostaniesz kulką w łeb? - Uniósł brwi po czym prychnął słysząc jego odpowiedź: "Tym lepiej dla mnie". - Może i tobie się spieszy żeby zgnić w jakimś rowie jednak ja nie zamierzam potem tłumaczyć się szefowi dlaczego jego zastępca jest trupem. Idę z tobą.

- Awww, Chuuya się o mnie martwi - złapał się dłońmi za policzki z szerokim i dla nieświadomych mogącym uchodzić za niewinny uśmiechem po czym roześmiał się widząc wzburzenie rudzielca.

- Dlaczego ja muszę z tobą pracować? - Jęknął niebieskooki niestety zdając sobie sprawę z tego, że niestety nie może go teraz natychmiastowo wgnieść w ziemię.

Ruszyli w kierunku który został jako pierwszy wskazany przez wyższego w ciszy od czasu do czasu albo wymieniając między sobą kąśliwe uwagi albo informując się nawzajem, że każdy pokój który sprawdzali był czysty. Co kilka minut natrafiali na kolejne pojedyncze żarówki zwieszone jedynie na cienkim kablu, one same co chwilę migały jakby zaraz miały się zgasić choć nadal walczyły. To włączyło pierwsze alarmy w głowie Dazaia. Żaden z nich nie włączał światła. Zatrzymał się na moment wpatrując przez moment dłużej w jedną z nim dopóki ryży nie zawołał go mówiąc żeby się nie ociągał bo nie ma zamiaru siedzieć tu do wieczora. Tak więc z ociąganiem opuścił swój wzrok odpowiadając na to ciętą uwagą co postutkowało gniewnym prychnięciem z drugiej strony, nie przejął się tym jednak za mocno i po prostu odwrócił się do niego plecami ruszając w całkowicie przeciwnym kierunku nie dbając zbytnio o tego konsekwencje.

Przeskoczył nad jakimś losowym kablem unosząc głowę i podążając w tamtą stronę wzrokiem zatrzymując się przy okazji. Wpatrywał się w tamtą stronę dopóki drugi nie zdążył go dogonić w swoim ślimaczym tempie, a jego brwi z minuty na minutę marszczyły się coraz bardziej nie oszczędzając nawet marszczeń niezadowolenia na jego nosie. Chciał skończyć to jak najszybciej to było tylko możliwie, miał coraz większe złe przeczucia, których wyjątkowo nie chciał żeby weszły w życie. Chyba, że zakładały one w swoich planach natychmiastowe zabicie go. Nie wzięcie na zakładnika, nie torturowanie dla informacji. Po prostu prosta i szybka kulka w łeb na którą nie mógł liczyć nawet od swojego wspaniałego partnera. Poczuł uścisk na prawym ramieniu i opuścił głowę z uśmieszkiem wyższości na ustach.

- Jak tam pogoda na dole? - Zapytał zaczepnie po czym jego oczom ukazał się wysoko i dumnie uniesiony środkowy palec niższego który pociągnął go w kierunku, który tak interesował go moment temu, zupełnie tak jakby czytał mu w myślach co w ich przypadki nie było rzadkie. Jednak miny innych gdy potrafili rozumieć się bez słów w najbardziej absurdalnej sytuacji, którą można wymyślić potrafiły być całkowicie bezcenne. Zwłaszcza, kiedy działali na spontanie. Uwielbiał to.

Dał się grzecznie pociągnąć przez starszego zaczynając nucić pod nosem piosenkę przewodnią z jednej bajki na co wyjątkowo nie dostał komentarza. Zdawało się, że ryży miał już całkowicie dość jego osoby i najchętniejby już skończyć pracę na dziś z nim i to na dodatek w terenie. Uścisk na jego płaszczu wzmocnił się co poczuł przez mocniejsze napięcie materiału co miało być cichym sygnałem by się ucieszył. Zignorował to kontynuując swoje zajęcie. Niedługo potem doszli do drzwi na co niebieskooki zmarszczył brwi, uczucie zaciekawienia przeszło również na wyższego, kiedy pierwsze pociągnięcie za klamkę nie zadziałało tak jak powinno. W tym momencie pałeczkę przejął szatyn wyjmując spod rękawa swojej koszuli dwie cienkie wsuwki do włosów.

Z zwinnością godną wieloletniego włamywacza otworzył łatwo zamek i jednocześnie pociągnął płynnie za klamkę przy okazji ją naciskając przez co drzwi się otworzyły na oścież i najpewniej uderzyłby również jego partnera gdyby ten nie cofnął się z ostrzegawczym warknięciem wydobywającym się z jego gardła. Przeskoczył nad progiem rozglądając się i od razu zauważając różnice w postaci tego, że jedynym wejściem i wyjściem było to którym wszedł oraz na środku pomieszczenia stoi coś w rodzaju małego kwadratowego stołu na którym było postawione czarne pudełko. Poczuł jak rozczarowanie go ogarnia nie słysząc tykania bomby, która mogłaby go bezproblemowo wysadzić w powietrze bez zbędnego chodzenia i sprawdzania wszystkiego dookoła. Spojrzał się spod byka na przedmiot jednak po chwili uśmiechnął się wyjątkowo szeroko dostrzegając błysk z niedaleka. Luźnym krokiem wyszedł na pustą przestrzeń słysząc za sobą jak jego partner porusza się niespokojnie jednak nic nie mówi. Zanim nawet ktokolwiek byłby w stanie się zorientować był już przy pudle podnosząc wysoko rękę do góry, aż nazbyt wysoko żeby tylko i wyłącznie otworzyć przedmiot.

- Dazai! - Usłyszał krzyk, a następnie wystrzał z broni. Jednocześnie poczuł przeszywający books w nadgarstku oraz popchnięcie w bok. Było dokładnie tak jak przewidział.

***

Maszyna pipczała głośno sygnalizując stabilność pulsu szatyna, kiedy lekarz obok sprawdzał ostatnie rzecz przed tym zanim go wypiszę. Sam ranny siedział sobie jak gdyby nigdy nic na łóżku machając nogami w przód i tył pomimo tego iż podeszwy jego butów szurały głośno o kafelki ze względu na jego wysoki wzrost. Bawił się przy tym również kabelkiem od kroplówki którego tak naprawdę już nie potrzebował, ale został z nim na wszelki wypadek gdyby jednak coś zostało źle policzone, a starszy milczał na ten temat doskonale wiedząc, że nie ważne co i jak ten i tak nie przestanie tego robić. Mały gabinet w którym się aktualnie znajdowali nie był jednym z najlepszych i największych, które Moro posiadał w swoim zasięgu, przywieziono go jednak w te konkretne miejsce ze względu na fakt, że nie chcieli wzbudzać paniki w śród mafiozów niższym szczeblem przez to, że w pewnym momencie na pewno rozniosą się jakieś nieprzyjemne plotki jeśli to zrobią. W końcu w ich codzienności w wieżowcu gdzie powinni pilnować więźniów i wypełniać dokumenty nie było miejsca na to, że jeden z egzekutorów regularnie potrzebuje pomocy medycznej przez urazy na misjach. Zazwyczaj były to rany kontrolowane tak jak trochę w tym przypadku, jednak nie zmieniało to faktu, że takie rzeczy następowały i nikt z zewnątrz nie powinien o nich wiedzieć.

Takie coś tylko by podważyło pewność w niezawodność słynnego "Demon Prodigy", który przecież wykonał tak wiele trudnych zadań, których nikt inny nigdy nie mógłby ukończyć w całości. Bez większego zawahania wyciągnął swoją ranną rękę w stronę stolika nadwyrężając kabelek dostarczający mu wszystko czego potrzebowało na tą chwilę jego orazganiz oraz również same szwy, które zostały świeżo co założone i w każdym momencie wypływały u niego okropny był nadgarstka przez fakt, że jeszcze do tego nie przywykł. Westchnął patrząc się na swoje stopy i fantazjując już o tym jak za wcale tak nie długi okres czasu posłużą mu do tego żeby zeskoczyć z jakiegoś urwiska. le do tego potrzeba by była ubrać się dość ładnie. Może mógłby ubrać jakieś ładne pantofelki, był pewny, że jakieś zostały mu z którejś misji, jedynym ich minusem było to, że naprawdę mocno trzymały się podłoża. Dostał również wtedy w zestawie sukienkę, kiedy on w ogóle takową zakładał po raz ostatni? Kim on w ogóle był w tym momencie? Miał wrażenie jakby jego mózg mówił mu jedno, a podświadome uczucie w klatce piersiowej drugie chcąc się pobawić przez moment jego uczuciami i tym, że on sam nie potrafił nawet określić tego czy czuł się kobietą czy mężczyzną w tym momencie. A może nawet czymś pomiędzy albo niczym? Przez jego głowę przeszedł szybki lecz pozostawiający długotrwałe skutki ból głowy. Wpatrywał się bez słowo w swoje uda i talię obejmując przy tym palcami swój wychudzony nadgarstek dopóki nie usłyszała odchrząknięcia z góry nad nim gdzie łaskawie pozwolił sobie unieść głowę.

- Dazai-kun, proszę następnym razem oezynja nie wystawiaj żył - Przeszedł od razu do konkretów wyraźnie zmęczony wybrykami starszego. - I tak miałeś to nieszczęście, że Chuuya-kun był obok i cię odepchnął, ale gdyby wystrzelili w ciebie pełnym ogniem mógłbyś już nie ujrzeć światła słonecznego.

- Nie narzekałbym na taki zabieg okoliczności.

- Przynajmniej następnym razem nie wystawiaj się na celownik na misji - Uderzył go lekko papierem w głowę. - Przyjdź jutro na kontrolę. Przez najbliższy czas Chuuya również będzie ci trochę pomagał dopóki się nie zagoi.

Jęknął tylko w wyrazie jasnego nie zadowolenia z takiego obrotu spraw, a Moro jedynie poklepał go pobłażliwie po ramieniu po chwili wręcz jedną ręką wypychając sztywnego jak kłoda nastolatka za drzwi by ten dołączył do swojego partnera, który był zmuszony na niego czekać na zewnątrz i straszyć wzrokiem każdą nieliczną osobę, która miała to nieszczęście zostać wysłaną przez jednego z egzekutorów na to konkretne piętro. W drodze wyjątku nie powitały go już na starcie żadne pretensje przez fakt, że starszy rozmawiał cicho przez telefon najpewniej z jednym z jego ludzi, zupełnie tak wcześniej zanim weszli do budynku by wykonać powierzone im zadanie. Został całkowicie zignorowany, jedynie raz niebieskie tęczówki podniosły się by posłać mu wrogie spojrzenie, które, pewnością nie wróżyło dla niego zbyt łaskawej przyszłości.

Tak więc zajął się swoim ulubionym zajęciem jakim było czytanie swojego ukochanego podręcznika o samobójstwie mimo faktu, że pamiętał każdą metodę na pamięć od a do z przez fakt ile czasu wpatrywał się czasami bez przerwy w tekst oraz to, że nie raz je już wypróbowywał. Nie zamierzał jednak z tego powodu się zaniechać, w końcu jak to lubił mówiąc dobra książka nigdy nie przestanie być dobra, nie ważne ile razy ją przeczytasz. Dopiero po jakiś dziesięciu minutach gdzie wczytywał się w swoje ulubioną część zapisu usłyszał jak ryży odsuwa od siebie telefon z ostatnimi rozkazami, a następnie rozłącza się jednak postanowił to zignorować. Co nie wyszło mu na dobre jeśli wziąć pod uwagę to w jaki sposób chłopak spojrzał się na niego po momencie.

- Czy ty jesteś szalony?! Poleceniem było weź bombę, a nie daj się wysadzić razem z nią! - Dazai tylko się zaśmiał pod nosem zadowolony z oglądania furii rudego. Kochał wyprowadzać ludzi z równowagi, a starszy był tego doskonałym dowodem. Z nim jako kozłem ofiarnym nie dało się nudzić.

- Nie widzę różnicy - Wzruszył ramionami doskonale wiedząc jak bardzo dodatkowo zdenerwuje swojego partnera tym stwierdzeniem. Nie żałował jednak ponieważ widok napinających się brwi na twarzy niższego był całkowicie warty tych słów.

- Słuchaj bo nie będę się powtarzać - Odezwał się do niego chwytając go za rękę i ciągnąc w stronę pobocznego wyjścia. Nikt by nawet nie zwrócił uwagi na dodatkowy opatrunek na ręce bruneta jednak nie zmieniało to faktu, że lepiej dmuchać na zimne niż później żałować. - Nie zamierzam cię niańczyć. Ostatnio byłeś już wystarczająco upierdliwy, ale aktualnie mam już ciebie zwyczajnie dość. Dlatego teraz pójdziemy do twojego kontenera od siedmiu boleści i po drodze kupię ci jakąś bułkę czy coś i mam cię nie widzieć na oczy przez następne parę dni.

- Awwww, po prostu przyznaj, że się martwisz - Tracił mu palcem policzek uśmiechając się szerzej by aż poczuć to w kącikach swoich ust.

- Po prostu bądź już cicho - Westchnął zrezygnowany ciągnąc go za sobą w mocnym uścisku. Nie mieli na sobie swoich oficjalnych ciuchów, przynajmniej Chuuya ponieważ jedyne co Dazai z siebie zdjął był jego płaszcz, który zawsze nosił do pracy, a wyjątkowo się go pozbył. Koszuli mimo plam krwi pewnie również nie zmienił na co niebieskooki chciał tylko wywrócić oczami i prychnąć. Później jemu się oberwie jeśli cokolwiek w związku z tym się stanie. Wyższy sam jednak zgotował na siebie taki los i nie mógł winić nikogo innego niż samego siebie. W końcu nikt nie kazał mu pchać żył w tak dobrze odsłonięte miejsce żeby jednym strzałem dało się je idealnie przerwać przy odrobienie precyzji.

Kiedy wyszli na dwór gorąco uderzyło w nich natychmiastowo co było dość niespodziewanie biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze nie tak dawno nie dało się nawet dobrze określić bez pomocy specjalistów czy internetu, która temperatura przeważa bardziej. Zaklął pod nosem na zmienną pogodę i fakt, że ubrał na siebie bluzę po czym nie chcąc słyszeć nic z strony młodego egzekutora zapobiegawczo zaczął go brać od razu w stronę składowiska kontenerów pamiętając, że po drodze była jedna dobra budka z jedzeniem, do której koniecznie chciał wpaść jeśli już miał kupować cokolwiek tej pijawce, której jeśli dasz palec to pożre cię w całości w raz z szkieletem i innymi niejadalnymi częściami, a tak nic mu nie będzie Czego innego można było w końcu po nim oczekiwać skoro sam siebie dokładnie nie umiał zabić.

Dało się słuchać jednocześnie szuranie jak i odbicia lekkich obcasów o cegłę pod nimi, a wiatr delikatnie łuskał ich policzku choć nie dawało to żadnego rodzaju ulgi. Rośliny lekko się lopotały na boki, a ludzie przechodzący obok czy też po drugiej stronie ulicy nawet nie zwracali na nich uwagi co było dość sporym sukcesem. Działo się tak natomiast ze względu na nietypowo-japońską urodę starszego oraz pokryte bandażami ciało brązowookiego. Chociaż można to było również zwalić na fakt, że była taka pora dnia, że każdy spieszył się już tylko i wyłącznie do tego żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Dazaiowi szczerze to nie przeszkadzało, kochał być w centrum uwagi, zwłaszcza kobiet, dzięki czemu zwyczajnie przyzwyczaił się do faktu, że był obiektem zainteresowania. Ryży za to chciał od tego uciec chodź było to praktycznie nieuniknione. Sam jednak był już wystarczająco zmęczony więc postanowił nie dręczyć go bardziej i przeczekać aż będzie mógł walnąć się na swój goły materac i przeżyć kolejny kryzys egzystencjalny. Zupełnie jak w kiepskim filmie o nastolatku z depresją.

Jęknął pod nosem naprawdę chcąc już usiąść i nic nie robić jednak niebieskooki zignorował jego ciche skomlenie najpewniej nawet nie mając zamiaru żeby się łaskawie zatrzymać i dać mu gdzieś usiąść. Tak więc parli przed siebie w stronę okolicy, którą coraz bardziej udawało mu się rozpoznawać by najpewniej w przeciągu maksylanie godziny pożegnać się na swój orginalny sposób i dopiero około za tydzień sprawdzić czy młodszy w jakikolwiek sposób żyje i się nie ugotował jeszcze przez ten czas w swojej metalowej puszczce. Uśmiechnął się do siebie na taką myśl i zaczął się wyjątkowo rozglądać dookoła przez co, że nie w drodze wyjątku nie miał ochoty w żaden sposób przerywać ciszy, która pomiędzy nimi zapadła, a perspektywa podatkowego hałasu nie była aktualnie dla niego aż taka atrakcyjna. To wtedy właśnie jedna z witryn sklepowych przykuła jego uwagę, zatrzymał się nawet przez to ratowanie nie mogąc zbytnio odwrócić wzroku od tego co miał naprzeciw.

Ignorując swoje przyjaciela w zbrodni skierował się w tamtą stronę dopóki nie poczuł jak chłodna szyba o mało nie przyciska się do jego twarz próbując ukraść mu całe ciepło z policzków, które posiadał. Przekrzywił głowę w bok widząc obiekt jego zainteresowania by następnie spojrzeć na etykietkę i nawet się nie skrzywić nawet na moment widząc wygórowaną cenę wydrukowaną na niej. Ze względu na stanowisko, które posiadał mógłby kupić i cały kontener takich sukienek, a jego kieszeń odczułaby to tylko przez kilka sekund gdy jego portfel nieco zmniejszyłby swoją objętość. Jej dolna część była miała kilka pudrowych zdobień jednak bardziej dominował w niej biały materiał, wielką różowa kokarda za to była zawiązana w miejscu w którym powinna być talia po założeniu ubrania i z tego co zdołał dostrzec można by było również zaciskać ją bądź nieco poluźnić w razie potrzeby. Góra przywodziła mu natomiast fartuch szefa kuchni choć na dobrą sprawę ubranie nie miało z tym nic wspólnego i gdyby powiedział to na głos to najpewniej wszyscy spojrzeliby na niego z wątpliwą wiarą. Natomiast jej długie rękawy układały się w ładne fale co samo w sobie dawało mu pewność, że najpewniej jest naprawdę dobra w dotyku.

Poczuł nagłą i palącą potrzebę dotknięcia jej i poczucia tkaniny pod opuszkami palców, by nieco pociąć materiał w swoim uścisku i przekonać się czy faktycznie jest taka fajna. Chciał ją założyć. Nie, on musiał ją założyć. Kiedy miał się już odezwać poczuł pociągnięcie za swoje ramię przez co zamrugał jakby wyrwany z transu i spojrzał na niższego w którego oczach natomiast kryło się już najprawdziwsze zdenerwowanie gotowe by przejść w furię w ramach sprzeciwu. Było jasne, że stanie w miejscu i gapienie się na wystawę kobiecych ubrań bez kontekstu nie było dla niego, kiedy musiał się z nim użerać. Miał akurat coś powiedzieć, kiedy ten mu przerwał.

- Nie wiem co ci chodzi po głowie, ale z pewnością nie jest to nic normalnego. Nie zamierzam robić z siebie debila tylko i wyłącznie dlatego, że tym masz jakiś kaprys. Po prostu chodź.

Przy kolejnym pociągnięciu nawet ani trochę się nie opierał jednak wyciągnął telefon ze swojej kieszeni najszybciej jak tylko mógł, a następnie w pośpiechu włączył aparat i zrobił rozmazane i ledwo do odczytania zdjęcie. Skrzywił się widząc efekt jednak nie mógł już się zawrócić i zrobić lepszej jakości zdjęcia. Jego organizm jakimś cudem nie chciał się odwrócić i spróbować jeszcze raz, a jego oczy były utkwione z tyłu głowy niebieskookiego. Szli tak przez jeszcze moment, kiedy przed ich oczami ukazała się mała budka. W tym momencie Chuuya puścił go i zostawił na moment samego żeby ten, jak to określił: "nie robił mu wstydu" przy składaniu zamówienia. Tak więc zaczął rozglądać się ją za jakąś wolnym siedzeniem na którym mógłby usiąść, nie koniecznie z myślą o tym żeby jego przyjaciel również się zmieścił koło czy naprzeciw niego. Dlatego też widząc jedno i ostatnie pojedyńcze krzesło stojące osamotnione od wszystkich innych uśmiechnął się szeroko od razu kierując się w jego kierunku by przedstawić je nieco bliżej co w zamian dało mu ból ręki. Widząc jednak to jak po kilkunastu minutach ryży patrzy na niego z mordem w oczach od razu uznał, że zdecydowanie było to warte swojej ceny.

Jeśli więc bez zbytniego odzywania się do siebie, a nastolatek mógł poczuć na swoje palące spojrzenie starszego, które nie było przerywane od ponad kilku minut przez co zaskakując samego siebie stwierdził, że czuję się z tym niekomfortowo. Zmarszczył w końcu brwi unosząc głowę by na niego spojrzeń i dostrzec w odbiciu jego tęczówek zagwozdkę której nie potrafił zrozumieć. Jednocześnie nie był zbytnio w stanie zbyt długo patrzeć się na niego bez dziwnego poczucia, że jest to nieprawidłowe.

- Nie gadaj, że to co powiedziałem wcześniej aż tak cię uciszyło. Gdybym o tym wiedział to już dawno bym z tego korzystał - Zaraz po powiedzeniu tego odwrócił wzrok w bok dzięki czemu nie dostrzegł zmieniającej się miny bruneta.

Wiedział, że ten powiedział to tylko po to żeby tako jako rozluźnić atmosferę, w końcu milczenie ze strony samobójcy nie było czymś często spotykanym i wiele osób, które bliżej go znały mogło to wprowadzić w dyskomfort. Zamiast jednak rozpocząć lawinę przekomarzań stało się jeszcze bardziej niezręcznie gdy żaden z nich się nie odezwał. Dazai zacisnął mocniej palce na kanapce przy której jedzeniu zatrzymał się w połowie drogi, a wyraz jego oczy skamieniał gdy otworzyły się nieco szerzej, a źrenica zmniejszyła się kiedy pochopne wnioski względem wszystkiego zaczęły napływać do jego głowy.

Oh.

***

Dazai siedział opierając się ramionami o blat baru w lupinie i słuchając przypadkowej muzyki, która grała z radia obok. Naprzeciw jego twarzy natomiast leżała jedna z jego nowszych komórek i otwarty dymek czatu z jego przyjacielem Odasaku mimo faktu, że przestał z nim pisać ponad pół godziny temu. Przed jego oczami nadal przewijały się wiadomości, które mu wysyłał. Te z jego strony wyglądały chaotycznie, wręcz nie można w nich było znaleźć żadnego składu. Oda natomiast zawsze odpisywał mu krótko, zwięźle i na temat. Nigdy jakoś się nie rozpisywał, nie pisał też zbyt często pierwszy chyba, że wysyłał mu jakieś przypadkowe zdjęcia o których myślał potem przez kilka dni aż nie przysłał kolejnego. Aktualnie zatrzymał się na ostatniej wiadomości którą mu wysłał, mówiła ona natomiast o tym żeby pojawił się dziś w lupinie ponieważ chciał mu coś dać. Nad tym za to był dymek który wysłał on i zapoczątkował rozmowę. A właściwie tylko kilka wiadomości jednak w jego mniemaniu nie miało to znaczenia.

Było to właśnie rozmazane zdjęcie, które zrobił gdy zobaczył ten konkretny sklep idąc z Nakaharą w stronę swojego prowizorycznego domku. Dodał do tego również wiadomość w stylu: "już nigdy tego nie zobaczę" ze smutną buźką i będąc szczerym nie oczekiwał żadnej konkretnej odpowiedzi. Po prostu miał ochotę wysłać to do Odasaku. Nic więcej, nic mniej. Nie napisał mu na którą godzinę konkretnie ma przyjść ponieważ wiedział, że on doskonale wie na którą przyjdzie starszy. Mimo tego od samego początku siedział na swoim miejscu raz po raz biorąc łyka ze szklanki łyski i patrząc powoli jak kulka lodu roztapia się gdy z nudów zaczął ją podtapiać. Westchnął pozwalając swoim kończynom zsunąć się by następnie uderzyć bez większych przemyśleć czołem w drewno. Miał ochotę zwinąć się w kłębek, może ewentualnie zobaczyć czy nikt nie potrzebuje pomocy w przesłuchaniach więźniów dla zabicia czasu, ale jednocześnie nie potrafił ruszyć się z miejsca, zupełnie tak jakby ktoś go przykleił super mocnym klejem do siedzenia w momencie, kiedy je zajął. Jego kończyny były ciężkie, a głowa nie chciała dać mu nawet na moment chwili spokoju stawiając mu przed oczami coraz bardziej ciekawe sytuację. Słysząc kroki zamrugał podnosząc głowę do góry i uśmiechnął się szczerze w kierunku mężczyzny kierującego się na miejsce, które zawsze zajmował gdy się spotykali.

Był ubrany tak jak zwykle, luźna koszulą oraz spodnie z paskiem, jego twarz również zachowywała ten sam spokojny i opanowany wyraz jaki doskonale pamięta z każdego ich spotkania. Jedyne co było w tym momencie dla niego interesujące była zawartość torby, którą ten ze sobą przytargał. Nie wyglądała na pełną, jednocześnie zdawała się być całkiem lekka jednak była niesiona ostrożnie, nawet nie kołysała się lekko gdy ją niósł co oznaczało, że nie chciał naruszyć jej zawartości.

- Dobrze cię widzieć Dazai - Odezwał się jako pierwszy, a brunet od razu poczuł jak jego wieczór znacznie poprawia się.

- Część Odasaku! Myślałem, że przez najbliższy czas nie będziesz w stanie się spotkać przez to, że twój przyjaciel ma zabiegany czas w restauracji? - Oparł swoją głowę o dłoń, którą podparł o blat i uśmiechnął się lekko ciesząc się, że mimo wszystko udało im się zobaczyć, nawet jeśli zapewne było to tylko na krótką chwilę ze względu na to, że jeśli jego przyjaciel chciał się ze wszystkim wyrobić powinien niedługo wracać do siebie do domu.

- Tak, dzieciaki poszły wcześniej spać więc pomyślałem, że mogę ci to dać równie dobrze dzisiaj - Wskazał wzrokiem na plastikową torbę w różowe kwiatki.

Dazai potraktował to jako znak do tego żeby wziął prezent i zaczął go rozpakowywać w czym całkowicie się nie krępował. Już po momencie większość papieru zabezpieczającego znalazła się na podłodze w czym barman wyciekający w tym momencie szklankę nie robił sobie całkowicie problemu przyzwyczajony do zmiennych nastrojów nastolatka, który przypominał mu jego wnuka. Po kilkunastu sekundach kwadratowe pudełko pojawiło się w pełnej okazałości na jego kolanach, a on lekko wystawiając język i przechylając głowę w bok zaczął dramatycznie zdejmować wieczko. W decydującym momencie zacisnął oczy by następnie podnieść je zdecydowanie za szybko i o mało nie sprawiając, że jego zawartość wylądowała na podłodze. Uchylił niego powieki by następnie niekontrolowanie opuścić kawałek kartonu na podłogę i patrzeć się jak zaczarowany na to co jest w środku. Po mniej więcej minucie spojrzał z lekkim zaskoczeniem wymalowanym w oczach na swojego przyjaciela naprzeciw.

- Pomyślałem, że byłaby to dobra niespodzianka, zdawała ci się również podobać sugerując się twoją wiadomością, racja? - Uśmiechnął się do niego lekko widząc jak gwiazdki pojawiają się w źrenicach niższego od razu odejmując mu kilka lat z jego wyglądu.

- Hahaha! Aż szkoda, że nie ma tu Ango! Nie mogę się doczekać aż mu to pokazać w twarz - Zaśmiał się, a mafiozo bardziej uniósł kąciki swoich warg widząc czystą radość na twarzy dziecka. - Czekaj monet - Nakazał mu ze śmiertelną powagą by poderwać się niespodziewanie pełen życia z taboretu i następnie pognać w stronę gdzie były toalety.

Przy okazji gdy ten się przebierał Oda położył na blacie kilka banków jako zapłatę za drinka Osamu oraz jako napiwek, które mężczyzna przyjął bez żadnych sprzeciwów i od razu rozumiejąc bez słów co i jak. Nie potrwało to tak naprawdę nawet tak długo żeby brunet wrócił z powrotem prezentując się w pełnej okazałości z szeroko rozłożonymi ramionami. Sukienka idealnie wpasowywała się w jego figurę, nie wydawało się nawet żeby cokolwiek poprawiał, zupełnie tak jakby ta była specjalnie uszyta dla niego na miarę. Okręcił się parę razy uderzając przy tym kilkukrotnie obcasami butów o zdobione kafelki w trójkąty by sprawić żeby falbanki zakręciły się wokół jego nóg na których ciągle miał spodnie. Najprawdopodobniejsze natomiast było to, że po górną część garderoby nie zamierzał już się wracać.

- I jak? - Zapytał niebieskooki wiedząc od razu jaka będzie odpowiedź. Wiedział jednak, że jego przyjaciel będzie chciał z siebie to wyrzucić.

- Jest taka jak myślałem - Okręcił się jeszcze raz poszerzając tym swój uśmiech. - Czuję się ładnie... - Zaciął się na moment po czym otworzyła szerzej oczy gdy wreszcie zrozumiała jakie uczucie goniło za nią przez cały ten czas, a którego na dobrą sprawę nigdy nie potrafiła rozróżnić, nie ważne ile razy to przechodziła. - Czuję się ładna.

Może nie tyle co ładna, ale na miejscu. Jakby włożyła ostatni element układanki do obrazka, jakby znalazła drugą połówkę rozerwanego obrazka. To było miłe uczucie. I miała nadzieję, że zbyt szybko nie minie ponieważ szczerze nie miała ochoty ponownie przechodzić przez cały ten proces zrozumienia co znowu się zmieniło. Wiedziała jednak, że nie zdołała raczej tego uniknąć. I może było to nawet okej. Przynajmniej według niej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top