Epilog
Czytał list ze łzami w oczach. Pociągnął noskiem i otarł oczy.
Nic nie rozumiał.
Po przeczytaniu złożył list na mały kwadracik i schował go do kieszeni swoich czarnych jeansów.
Założył swoje czarne, zniszczone Converse'y i wybiegł z domu. Od razu zaczął kierować się do domu blondyna.
Kiedy już tam dotarł, zapukał trzy razy do drzwi. Otworzył mu je sam Andrew Hemmings, który po zobaczeniu nastolatka, złapał go za koszulkę.
-Gdzie do kurwy jest Luke?!
-N-nie wiem- wysapał Michael. Choć nigdy nie miał styczności z rodziną Luke'a, domyślał się, że to musi być jego ojciec- Zostawił mi tyl-
-Andrew?- zza drewnianej podłogi wychyliła się niska blondynka. To musiała być matka Luke'a- Zostaw tego chłopaka.
Andrew puścił Clifforda.
-Przepraszam za mojego męża, jest bardzo porywczy. Liz Hemmings- przedstawiła się. Nastolatek podał rękę i cicho się przedstawił- Może wejdziemy to środka?
~*~
Usiedli w trójkę na skórzanej kanapie z listami w ręku.
-Wiesz, gdzie jest nasz syn? Martwimy się o niego. Wyszedł wczoraj bez słowa i nadal nie wrócił.
-Gówniarzowi zachciało się imprezy i pewnie teraz chleje gdzieś w jakimś klubie, a ty się nie potrzebnie martwisz- prychnął Andrew. Michaelowi prawie oczy wypadły z orbit, kiedy usłyszał jak Hemmings mówi o swoim synu.
-Andrew- mruknęła pani Hemmings.
-No co? Taka prawda. Źle wychowaliśmy gówniarza.
Podczas małej wymiany zdań państwa Hemmings, Micheal wstał z kanapy i skierował się do pokoju swojego blondyna.
W pokoju zaczął szukać. Nie wiedział nawet, czego szukał.
Podszedł do biurka i znalazł pogniecioną kartkę z zeszytu, na której było napisane "Dach".
Coraz bardziej zdenerwowany nastolatek wybiegł z mieszkania blondyna i obrał kierunek na samą górę klatki schodowej.
Na górze, w oczy rzuciła mu się drabina i wejście prowadzące na punkt docelowy.
Niezbyt ostrożnie się po niej wspiął i otworzył małe, metalowe drzwiczki na suficie.
Od razu po wejściu, zobaczył kogoś. Kogoś leżącego. I ten ktoś to Luke.
Clifford w ekspresowym tempie pokonał odległość dzielącą jego i blondyna. Ukucnął obok niego, a w jego oczach zebrały się łzy, które uparcie starał się powstrzymać.
Podniósł jego głowę i położył ją na swoich kolanach.
Blondyn był blady. Jego usta były sine, a włosy w nieładzie. Obok niego znajdowało się puste opakowanie po tabletkach nasennych.
Clifford już nie dawał rady powstrzymać potoku łez. Teraz lały się one niczym wodospad.
Mike wydał z siebie jęk rozpaczy i pochylił się nad głową Luke'a.
-L-Lukey, obudź s-się. Lukey- powtarzał jego imię jak mantrę, ale Hemmings nadal się nie obudził. Clifford już wiedział, że Luke, jego Luke nie żyje.
Micheal zaczął krzyczeć. Nie mógł uwierzyć, że jego małego blondynka już nie ma. Nie mógł uwierzyć, że go już nigdy więcej nie dotknie, nie przytuli, nie pocałuje... że go nigdy więcej nie zobaczy.
On odszedł.
-Czemu to zrobiłeś, Lukey? Było ci ze mną źle? Co zrobiłem nie tak?- Mike wiedział, że Luke ma problemy, ale przecież mógł z nimi iść do niego! Hemmings był zawsze mile widziany w domu Clifforda.
-Kocham Cię bardzo Lukey. Nigdy o tobie nie zapomnę- przytulił do siebie niebieskookiego. Po policzkach osiemnastolatka nadal toczyły się słone łzy. I najwidoczniej nie chciały przestać.
-Kocham Cię Lukey- to były ostatnie słowa Michaela Clifforda skierowane do Luke'a Hemmingsa.
~*~
To jest epilog
Epilog który spieprzyłam
Przepraszam :((
Ogólnie to, jestem w szoku, bo napisałam ff w dwa dni, a wymyśliłam je tydzień temu lmao
Dziękuję, że ze mną byliście, mam nadzieję, że się wam podobało haha
I jeszcze dziekuję goodguycalx za sprawdzenie rozdziałów
Do zobaczenia w kolejnych ff!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top