T 1/2
Orzechowe włosy, spięte w kucyk, lekko falowały na wietrze wiejącym z północy. Prawiła ostatnie kazanie wyjeżdżającemu bratu, który co chwilę wywracał oczami, potwierdzając równocześnie, że pamięta o tym. Temu wszystkiemu, z lekkim uśmiechem, przyglądał się ciemnowłosy mężczyzna. Zazdrościł przyjacielowi tak troskliwej rodziny. Nie to, że jego taka nie była, ale brakowało mu takich kazań, gdzie przypomniane zostałby nawet takie rzeczy jak to, że w drugiej szafce na górze od lodówki w lewo jest apteczka. Właściwie zastanawiał się skąd Shun wie, gdzie mają apteczkę...
- Za niedługo do was dołączę w Jokohamie. – Wyglądała na lekko poddenerwowaną i co chwilę poprawiała medalion na swej szyi. – Będzie pogrzeb osoby, która była moimi oczami, uszami i ustami w tym mieście. Nie wiem, kto go zabił, ale wiem, jakie katusze będzie za to cierpieć.
Młodzi muzycy przełknęli ślinę. Obaj nie wątpili, iż ten nieszczęśnik, który się dopuścił wcześniej wspomnianego czynu, zapłaci za to i to nie byle jak. Ból jaki przeżyje, a to na pewno się stanie, przewyższy przynajmniej stokrotnie ten, który zadał członkowi Owczarni. Ta organizacja była jedną, wielką rodziną przyjmującą zagubione owce, często nie wiedzące jakim sposobem zeszły z dobrej ścieżki. A te Owce odwdzięczały się dziesięciokrotnie, natomiast każdą krzywdę wyrządzoną najmniejszemu członkowi, oddawały co najmniej stokrotnie.
- Chuuya. – Niebieskie oczy zmierzyły niską postać, a chude, aczkolwiek silne, ramiona ją objęły. – Pamiętaj, że masz się spotkać z Odą. I nie mów o tym Dazaiowi. Saku nie chce, by wiedział o waszej rozmowie – wyszeptała mu wprost do ucha i odsunęła się na odległość ramion.
- Jasne – mruknął i spojrzał na siostrę, która odeszła od niego i przytuliła Osamu.
Nie był zazdrosny. Rozumiał, że mogła chcieć powiedzieć tej makreli coś na osobności. Jakby chciała, żeby też wiedział o czym mowa, to nie szeptałaby mu wprost do ucha. To była cała Shun. Nie kryła się z tym, że ma do różnych osób różne sprawy, o których nie każdy musiał wiedzieć. Dzięki niej nauczył się, że ciekawość nie zawsze się opłaca... Dotknął karku, który zdobiła niezmywalna przez czas pamiątka po błędach młodości.
- Chuu, wszystko w porządku? Boli cię coś? – Zaprzeczył, odrywając dłoń od skóry. – Mhm. I pamiętaj, jak odezwie się ta kanalia, masz od razu dać mi znak. Moi ludzie go namierzą, a wtedy zapłaci za wszystko. – Niebieskie oczy Shun obrały ten nieprzyjemny lodowaty blask, który upodabniał ją do drapieżnika. To spojrzenie charakteryzowało ją jako głowę mafii, bezwzględną i nieubłaganą. – I nie licz, że się zlituję. Nawet jeślibyś błagał mnie na kolanach. Ten skurwiel zapłaci za to co zrobił i za hańbę, jaką cię pokrył.
Brązowe oczy obserwowały kamienną twarz jasnej szatynki. Nawet jeden mięsień jej nie drgnął podczas składania tej obietnicy. Mimo iż on też tak potrafił, było to dlań czymś nowym, niespotykanym. O ile on miał to wyćwiczone do perfekcji, to ona robiła to naturalnie i bez wysiłku. Pod tym względem różniła się od Osamu i była podobna do Nakahary, który również miał ten dar.
- Uważajcie na siebie. – Niebieskie tęczówki nabrały na powrót ciepła, a twarz łagodny wyraz. Ten „zestaw" był typowy dla kochającej siostry, która za wszelką cenę chciałaby ochronić swojego braciszka przed wszelkim złem świata, nawet jeśli miałaby pozbawić się życia. – I zadzwońcie jak dojedziecie.
***
Chuuya usiadł na obdartym siedzisku w rogu sali. Był zniesmaczony wyglądem całego lokalu, mimo iż była to już jego trzecia wizyta w tym miejscu, to nadal odrzucało go w tym miejscu niemal wszystko. Począwszy od przetartych desek tworzących podłogę, po łuszczącą się farbę pokrywającą sufit. Nawet idealnie czysty i zadbany bar go odpychał. Brzydził się przejść przez próg, nie wspominając o wykonaniu jakiejkolwiek czynności wewnątrz. Przypomniał sobie poprzednie dwie wizyty w tym miejscu. Raz musiał odebrać tego podłego parszywca, spitego w trupa. Natomiast jego druga wizyta polegała na obmyślaniu planu koncertu, który był prezentem zarazem. Oba „wypady" w to miejsce nie były przez niego mile wspominane. Wręcz przeciwnie, pragnął o nich zapomnieć, ale nie potrafił. Nawet teraz, mimowolnie, analizował je w poszukiwaniach kontekstów, których mógł nie załapać, nie znając prawdy o Dazaiu. Obarczał siebie winą, że wcześniej nie zauważył tego i ranił przyjaciela. Jednak na głos tego nie przyzna. Jego usta nie były stworzone do mówienia takich rzeczy. Nie potrafił się przemóc i wykrztusić choćby słowa o tym, co go dręczyło.
- Mogę? – Nakahara podniósł wzrok ze stołu i ujrzał wysokiego mężczyznę w ciemnej koszuli. Przez ramię miał przewieszoną jasną marynarkę. – Chuuya?
- Jasne – mruknął rudowłosy i poprawił się niespokojnie na krześle. Nie miał przyjemności rozmawiać z „Odasaku" i czuł się z tej racji niezręcznie.
Szatyn bez słowa usiadł naprzeciwko rówieśnika swego brata. Przyjrzał mu się uważnie, nie pomijając żadnego szczegółu. Począwszy od drobnych i delikatnych zmarszczek na czole, po nienagannie czysty sweter w kolorze skał. Nie pominął także niepewnego błysku w niebieskich oczach. Jego zmysł, który otrzymują tylko autorzy, podsuwał mu już tysiące pomysłów czekających na przesortowanie oraz spisanie na papier.
Chuuya obserwował jak Sakunosuke wygrzebywał z kieszeni paczkę papierosów. Nie robił tego zbyt pośpiesznie, ale także nie przedłużał niepotrzebnie ruchów. Rudowłosy usłyszał ciche przekleństwo, gdy paczka okazała się pusta. Widział jak Oda woła właściciela, który stał za kontuarem i suszył szklanki białą szmatką. Ten podszedł w te pędy do ich stolika z takim uśmiechem, jak ci statyści mają z reklam past do zębów.
- Saku! Dawno się nie...
- Nie nazywaj mnie tak. – Czerwonooki przerwał właścicielowi wylewne powitanie. Wydawał się wściekły. – Tylko jedna osoba może mnie tak nazywać.
- Dobra, nie unoś się tak. Nie chciałem o niej wspominać, chociaż jestem cholernie ciekaw, czy sobie poradziła z tym wszystkim. – Blondwłosy mężczyzna przyłożył palec wskazujący do kącika ust. Był nawet przystojny, a przynajmniej tak wyglądał w czarnej koszuli i z zawiązaną pod szyją czerwoną wstążką. Jego przenikliwe, szare oczy mierzyły postać starego przyjaciela, pozornie ignorując rudego młodziaka, który zaczął się kręcić niespokojnie. – Muszę zdobyć jej numer i zadzwonić. Nie myślałem, że to kiedykolwiek powiem, ale zaczęło mi jej brakować.
- A mówiłem ci, że za nią nie da się, nie tęsknić. – To rozładowało napięcie między mężczyznami. – Ale nie po to cię zawołałem Setsuna, masz moje papierosy?
- Jak mogłobym ich nie mieć? – Szarooki prychnął i obrócił głowę w bok. – A z alkoholu, to co zwykle?
- Nie. Coś bezalkoholowego dwa razy. – Oda sięgnął do kieszeni kurtki po portfel, jednak został zatrzymany dotykiem właściciela.
- Tak rzadko cię teraz widzę, że pozwolę ci dzisiaj żyć na koszt firmy. – Szatyn skinął głową i położył dłoń na stole, by zacząć nerwowo stukać palcami.
Nie minęła nawet chwila, a do ich stolika wrócił Setsun z paczką papierosów i papierośnicą. Tą drugą postawił na stole, a szlugi podał przyjacielowi. Rzucił, że za niedługo przyniesie zamówienie. Ale nie zdążyli nawet pomyśleć o rozpoczęciu rozmowy, gdy do ich stolika podeszła dwójka mężczyzn, tak różniących się powierzchownie, że można byłoby posądzić ich o charakteryzację w tym celu.
- O! Sakunosuke-senpai. Dawno cię tu nie było! – Czarnowłosy dał znak Chuuyi, żeby się przesunął. Ten nie mając wyboru, przesiadł się tak, że swojego przyszłego rozmówcę oraz dwóch nieznajomych miał po swoich bokach.
- Ano – przytaknął, zapalając papierosa. – A gdzie Gogol?
- Rozchorował się. A co? Brakuje ci go? – Białowłosy pochylił się ku starszemu mężczyźnie.
- Nie, po prostu wolę dźwięk saksofonu i fortepianu od fortepianu i kontrabasu. – Wąska strużka dymu wzniosła się ku sufitowi. – Przynajmniej w jazzie.
Jasnowłosy prychnął i obrócił głowę.
- Mam wrażenie, że próbujesz ich spiknąć, a przy tym faworyzujesz.
- Tatsuhiko, weź się uspokój. Nie masz pięciu lat. – Czarnowłosy pokręcił głową.
Jego przyjaciel miał już coś powiedzieć, ale nie zdążył, gdyż zza lady dobiegł ich krzyk. A raczej zza ich pleców, bo Setsun stał za nimi z dwiema szklankami i srogą miną.
- Dostojewski! Shibusawa! Za co ja wam płacę?
- Sakunosuke-senpai on nas odgania od ciebie! – Fiodor pożalił się, ale wstał i podszedł do fortepianu stojącego na podwyższeniu.
Zasiadł na taborecie i otworzył klapę. Przejechał palcami po klawiszach instrumentu, który wydał łagodny dźwięk. Po chwili rozgrzewki pomieszczenie wypełniła melodia. Była dość energiczna, ale i spokojna. Białowłosy uśmiechnął się przepraszająco do trójki mężczyzn przy stoliku i ruszył ku podwyższeniu. Uklęknął na jedno kolano i wysuną spod fortepianu masywny futerał. Rozsunąwszy suwak, wyciągnął masywny instrument oraz smyczek. Usiadł na drugim taborecie i odczekawszy chwilę, dołączył się. Nadając melodii głębi i nowych kolorów.
Chuuya przymknął oczy i zasłuchał się w dźwięki wprawiające cały lokal w przyjemne drżenia. Gdy otworzył je ponownie, cała sala wydała mu się znośna, o ile nie piękna. Znikły wszelkie niedoskonałości. Wydało mu się, że przenieśli się w inne miejsce. Jak nie na inną planetę.
- Niesamowite, nie? – Z szoku wyrwał go głos Ody, który powoli gasił już wypalonego papierosa i wyglądał jakby miał sięgnąć po następnego. – Niby to tylko muzyka, ale potrafi tak odmienić obskurny lokal. Przypomina mi to o czymś, co usłyszałem od mojego przyjaciela. A dokładniej, że chciałby za pomocą muzyki zmieniać ludzi.
Zaśmiał się ciepło i otworzył paczkę z papierosami. Poczęstował Chuuyę i podał ogień.
- Mam ci dużo do opowiedzenia, więc słuchaj uważnie. Jakbyś miał jakieś pytania, pytaj od razu. Nie czekaj, aż skończę, dobrze?
- Mhmy. – Chuuya pokiwał głową. Domyślał się, o czym będą rozmawiać, ale nie dałby nic w zakład o to. Po prostu było to tak dla niego oczywiste, że aż nie miało sensu.
***
Ojacie, dawno mnie tu nie było xD. Następny rozdział może jutro, może dopiero we wrześniu. Nie wiem. Dzięki za cierpliwość i w ogóle. Do następnego!
I tak znowu musiałem rozbić rozdział na dwoje. Ach te rozmowy, są takie długie i trudne do pisania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top