T 1/2
Pisząc to, autor szukał usilnie tysiąca innych zajęć. Nie potrafił wziąć się do kupy i skończyć tego. Obiecuję poprawić ten rozdział (kiedyś)! A piosenkę dedykuję wszystkim osóbką, które nie wiedzą czy ich miłość ma prawo bytu, albo przestały wierzyć w nią. (Nie wiem co mnie naszło, ale tak coś nie wiem sama)
***
Jasnowłosy chłopiec zapukał w drewnianą framugę. Nie chciał uszkodzić płóciennych drzwi, które prowadziły do pokoju młodego panicza. Bał się potwornie, bo nie znał młodszego brata Pani. Nie miał okazji widzieć go na oczy. Tydzień temu, kiedy młody Pan przybył do rezydencji, chłopiec nie był obecny. A od tamtego czasu, we włościach Owiec, krążyły plotki, że prawowita głowa klanu zamknęła się we własnym pokoju i nie wychodził z niego za dnia. Z tej racji starsi puścili w obieg plotki, że stał się wampirem lub złym duchem w pokutę za swoje złe uczynki względem rodziny i poddanych.
Chłopiec przełknął ślinę. Nie to, że wierzył w te wszystkie bajki czy coś w tym stylu! Tego nie miał w zwyczaju. Kształtował opinię samodzielnie, bez czyjejś pomocy... Ale wzdrygnął się na myśl, co może zastać za drzwiami – jego wyobraźnia podsuwała mu okropne obrazy ścian w ludzkiej krwi, zamalowanymi dziwnymi znakami, które były wykonane podejrzaną, cieknącą farbą. Może jednak trochę w nie wierzył. Ale tylko odrobinkę! Taką naprawdę malutką.
- He? Kim jesteś? – Jasnowłosy drgnął przerażony, gdy ktoś położył mu dłoń na ramieniu.
- PRZEPRASZAM! PANI KAZAŁA MI TYLKO OBUDZIĆ PANICZA, GDYBY TEN JESZCZE SPAŁ! – Odwrócił się i pokłonił w pas. Zacisnął powieki, próbując opanować drżenie.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię – mruknął nieznajomy, który podrapał się po karku. – Możesz jej powiedzieć, że już nie śpię.
Chłopiec podniósł głowę i otworzył oczy. Uchwycił spojrzenie niebieskich tęczówek, takich jak u pani, tylko wyrażających niepewność. Pewnie to musi być panicz, pomyślał i się wyprostował. Miał przed sobą mężczyznę, który był ledwie kilka cali wyższy od niego. Plotki mówiły, że ma z dwa metry, jasnowłosy prychnął w duchu. I, że jest bardziej okrutny. Wygląda jak niewinny pisklak albo jagnię...
- Nie krzycz następnym razem. Nikt w tym domu nie jest głuchy, chyba że ty nie dosłyszysz.
- Prz... PRZEPRASZAM! – Ostry ton, który ciął powietrze niczym nóż, dosięgnął uszu chłopaka, który zaczął gorliwie przepraszać. – JUŻ NIE BĘDĘ!
Ciche westchnięcie i rudzielec wyminął młodzieńca i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nie miał totalnie ochoty na rozmowy. Ten młody człowiek przypominał mu strasznie Dazaia. Równie głośny i nieznośny. Mimo że to ich pierwsze spotkanie, miał dziwne wrażenie, że Osamu i jasnowłosy należą do tej samej grupy osób. A pro po tej chodzącej porażki. Młody Nakahara miał niezbyt przyjemne przeczucie, że coś mu się stało. Nie to, że się martwił o tą pierzoną Makrelę. Wcale! Po prostu już przywykł, że ktoś ciągle nawija mu nad uchem, kiedy próbuje się skupić nad czymś albo robi wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Pod tymi względami Dazai przypominał mu bezpańskiego kota, który próbuję wkraść się w czyjekolwiek łaski.
Przetarł wierzchem dłoni oczy. Czuł, że wypływały z nich dalej słone łzy, jednak takowych niebyło. Jedynym dowodem na to, że kiedyś istniały, była opuchlizna i zaczerwienienia wokół oczu. Miał dość tego, że to co zagrzebał głęboko w sercu, próbowało wydostać się na zewnątrz, przy okazji raniąc go przy każdym, nawet najmniejszym, drgnieniu. Wykańczało to psychicznie, a mając jeszcze takiego przyjaciela jak Osamu, bycie przy zdrowych zmysłach było bardzo potrzebne. Z resztą, cały świat był pełen wariatów. Sam był nimi szczelnie otoczony. Gdzie nie spojrzeć, jakieś urojenia i syndromy. Nie zdziwiłby się, gdyby powiedziano mu, że oszalał. Ale jednak dzięki Shun, która (chcąc, nie chcąc) wychowała go na silnego człowieka, umiał podołać wyzwaniom rzuconym mu pod nogi. Teraz doceniał te wszystkie kłótnie i kary, jakie spotkały go od jej strony. W sumie, to pojął, że ona nie chciała tego robić, ale sam ją do tego zmuszał. Za każdym razem.
***
- Panicz już nie śpi. – Shun odwróciła się od palety i spojrzała na młodzieńca, który wszedł właśnie do jej pracowni.
- Rozumiem. Teraz, pójdziesz po gościa. Przyjedzie koło pierwszej, ale bądź tam wcześniej. Totalnie nie zna terenu, a ja nie chcę się nikomu narażać.
- Oczywiście. – Chłopiec pochylił się i wycofał. Dostał zadanie, więc czas je wykonać.
Pani jest dzisiaj piękniejsza niż wczoraj, pomyślał, kiedy spojrzał na swoją pracodawczyni przez ramię. Pochłonięta myślami, wykonała zgrabny ruch ręką, zostawiając kolorową smugę na płótnie. Ta kobieta idealnie pasuje na głowę szajki - silna, niezależna, inteligentna. Jest też żoną idealną, ale tak trochę na odwrót. Jednak takowe panny bardziej miały większe branie. Ile listów z oświadczynami, które wylądowały zwinięte w kulkę do kosza, albo w niszczarce do papieru. A ta kobieta nie dość, że nie miała zatargów z innymi klanami, to jeszcze otwarcie mówiła, że nie zamierza wychodzić za mąż. Jakby każda kobieta była w jakimś stopniu do niej podobna, świat byłby strasznym miejscem dla mężczyzn.
Chłopak westchnął i ruszył się ku głównemu wyjściu. Miał być przed tajemniczym gościem, który mógł spowodować, że jego pani mogła się komuś narazić. I tego nie chciała. Ciekawość zżerała go od wewnątrz, jednakże opanował się i ruszył wykonać zadanie. Jednak nie zadawał sobie sprawy, kogo przyprowadzi do rezydencji i jakie mogą być tego skutki. Mimo to z uśmiechem na twarzy zostawił swoją sforę psów pod okiem młodszej siostry, która powoli wchodziła w służbę klanowi Nakahara. Tak jak przed nimi ich rodzice i dziadkowie, teraz oni będą doglądać psów posłusznych każdemu skinieniu palca u głowy rodu. Dziwił się jak zwierzę może wyczuć, że ktoś jest albo nie jest godny tego stanowiska. Pani była godna według czworonogów, więc nikt nie wszczynał buntu. Ta wieś jest zbyt zabobonna.
***
- Mogę wejść? – Drewno uderzyło o drewno, kiedy drzwi się otworzyły.
- Po co się pytasz, skoro i tak masz zamiar wparować bez pozwolenia? – Chuuya spojrzał na swoją siostrę. W jej niebieskich oczach płonęły wesołe ogniki, które nie pasowały pod żadnymi względami do poważnej głowy yakuzy. – Czego chcesz?
- Idziemy na spacer. Musisz się dotlenić, odstresować i w ogóle. – Podeszła do niego i chwyciła za nadgarstek.
- Zostaw mnie. Jestem zmęczony. – Wyszarpnął się i przeturlał na drugi bok, a równocześnie tyłem do niebieskookiej.
- Kurczę, czym zmęczony?! Dopiero wstałeś! – Chwyciła jego ramię i go obróciła na plecy. – I jak się... – Urwała, bo teraz zauważyła podrażnioną skórę wokół oczu jej braciszka. – Chuuya, to on, prawda? On się znowu do ciebie dobiera.
Odpowiedziało jej milczenie. Jeśli nie odpowiadał, to znak, że ona ma rację. Bo po co potwierdzać coś, co się stwierdziło pewnym głosem? Bez zawahania.
- Ile temu wznowił kontakt? – Kiedy odpowiedziała jej ściana milczenia, z naciskiem i determinacją dodała. – Mów.
- Rok. – Rudzielec przewrócił się na bok, tak aby widzieć pokój.
- Rozumiem. Spokojnie, zajmę się nim. Obiecuję. – Przyklęknęła przy łóżku. Już kiedyś złożyła taką obietnicę. Było to dziesięć lat temu. Tak jak kiedyś, dziś też dotrzyma danego słowa. – A teraz chodź nad jezioro. Dawno tam nie byliśmy.
***
- Czy to na pewno ten autobus? – Dazai spoglądał to na swojego przyszywanego brata, to na wysłużony pojazd.
- Daj już spokój. Jeszcze ja nim jeździłem. – Oda poklepał Osamu w plecy, popychając go ku pojazdowi. – Wsiadaj, kupię ci bilet.
***
- Nie wiedziałem, że zaprosiłaś znajomych ze szkoły. – Chuuya oparł się o pień rozłożystego drzewa, które pochylało się częściowo nad niebem odbitym w tafli wody.
- Ale przyznaj, ucieszyłeś się na ich widok. – Białe zęby zostały wyszczerzone w szerokim uśmiechu.
- Raczej nie. Strasznie wyrośli, i nabrali siły.
- Ano Tetchou i Minouchi zmienili się od waszego ostatniego spotkania. Pamiętasz, jak ciągle krzyczeli, że dołączą do reprezentacji? Spełnili swoje marzenie. – Uśmiech został zastąpiony przez marsowy grymas. – Poświęcili kilka dni dla mnie. To może sprowadzić ich na dno, ale i tak to zrobili.
- A czasem obaj nie wyznawali ci w gimnazjum miłości? – Spojrzenie niebieskich tęczówek spotkało się ze sobą. Nie potrzebowali zbędnych słów. Mimo że próbowali mieć przed sobą jakieś tajemnice, to nie potrafili ich utrzymać. Przynajmniej tak sądził Chuuya.
- Ale żaden się nie nadaje na mojego męża – podsumowała. - Dobra, powinniśmy wracać...
- Zostanę tutaj jeszcze trochę. – Rudzielec osunął się powoli po pniu na ziemię. – Chcę się znów poczuć dzieckiem. Przynajmniej przez chwilę.
- Rozumiem, braciszku.
Delikatny uśmiech rozjaśnił ponownie twarz między orzechowymi kosmykami. Podeszła do niego i poczochrała ogniste włosy, które z automatu zostały poprawione. Cichy śmiech, polecenie rzucone szeptem i delikatne tętnienie ziemi pod przygłuszonymi przez trawę krokami. Biało-czarna kulka ułożyła głowę na kościstych kolanach swego najlepszego przyjaciela i obserwowała jak osoba, której jej pan ufa odchodzi.
- Pamiętasz, Ai? Pamiętasz jak się poznaliśmy?
***
Przed oczami Dazaia ukazał się istny pałac. Jakby nie przewodnik, który czekał na niego na rozdrożu dróg, pomyliłby tę posesję z świątynią. Więc, to tutaj wychował się Chuu, pomyślał i spojrzał na jasnowłosego chłopaka.
- Koda-kun...
- Nie wiem czy pani i panicz są w domu – mruknął i przeszedł przez bramę. Gdy tylko to zrobił, podbiegła do niego sfora psów. – Aya, miałaś je przypilnować!
- Pilnowałam. – Dziewczynka, która wyszła za stworzeniami, prychnęła i odwróciła ostentacyjnie głowę w bok. Tak jak Chuuya, Osamu uśmiechnął się w duchu. – A kto to? Dlaczego przyprowadzasz podejrzane osoby do rezydencji?
- Aya. To gość Pani, zaprosiła go. A teraz go przeproś. - Oczy dziewczynki nie wyrażały najmniejszej ochoty na przepraszanie. – Aya!
- Spokojnie, nic się nie dzieje. Zazwyczaj mam takiego złośnika w domu. – Ciemnowłosy przywołał niewinny, a zarazem przyjazny uśmiech i zamachał rękoma. – Właśnie po niego przyjechałem...
- Hm... Czyli jesteś tutaj po...
Starszy Koda nie dokończył, bo drzwi wejściowe się otworzyły i wyszła z nich kobieta ubrana w proste, męskie kimono w kolorze brudnego błękitu, który świetnie komponował się do orzechowych włosów i niebieskich niby, niebo w południe, oczu. To musi być ona, siostra mojej Wiewiórki.
***
No to jeszcze najlepszego waffashi (wiem, że dopiero jutro, ale jutro będę się zajmować drugą częścią tego czegoś i będę szykować się na komunię [za jakie grzechy muszę tam iść?]). Jeszcze dodam -_Isha_- i Oumine_ (tak strasznie to spóźnione, ale teraz sobie przypomniałam, że nic dla was nie zrobiłam, jak skończę dwa shoty, to wam zadedykuję ;-;).
Ok, no to jeszcze będzie jedna część tego "T" i nastanie jeszcze jedno "T", ale raczej jedno częściowe.
I proszę o odpowiedź na to pytanie. Tak ładnie proszę.
Czy ktoś by przeczytał, jakby się ukazała, historię Shun? Bo jeszcze jeden rozdział i raczej nie pojawi się fizycznie w fabule (żaden spoiler to nie jest. Ostatni rozdział o tym mówił).
Komentujcie tutaj, jeśli jesteście na TAK.
Komentujcie tutaj, jeśli jesteście na NIE.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top