O

Brązowe oczy wpatrywały się w zdjęcie białego psa w czarne łaty, które było ustawione na blokadę ekranu czerwonego telefonu, należącego do rudowłosego Egzekutora. Do drugiej części słynnego duetu. Soukoku. Jedno słowo, trzy sylaby, siedem liter. A tak cholernie mocno bolą. Wcześniej nie czuł tego tak mocno, ale z każdym dniem drażniło go to bardziej. Kiedyś osiągnie poziom Chuuyi... Chuuya. To jego telefon trzymał Osamu, nie pojmując jak ktoś może kochać psy. To są takie głupie istoty. Tak... obrzydliwe. Dazai gardził psami, tak samo jak Chuuya robił to z nim.

Nie rozmawiali już tydzień. Całe siedem dni siedzieli w milczeniu. Na koncertach udawali, że wszystko gra. Wywiady? „Wszystko w porządku". „Nie, nic się nie stało". A stało się. To niezachwiane dotąd zaufanie, zaczynało rozpadać się w drobny mak. I co najlepsze w tym wszystkim, Chuuya nie chciał się pogodzić. Nawet jak sam szatyn przychodził do niego, nie odzywał się, uparcie udając, że nie go nie zauważa.

Dazaia zasępiał się na widok Nakahary, który zamiast nucić pod nosem jakąś piosenkę, siedział cicho na wysuniętym parapecie z ołówkiem w dłoni i zeszytem w pięciolinie na podkulonych kolanach. Widział już go takiego. Zaraz po tym jak się poznali i rudzielec pozwolił sobie pomóc finansowo, w sensie wyraził zgodę na to, by Osamu wprowadził się do tego mieszkania. Było małe i przytulne. Przeżyło jeden remont i wiele kłótni oraz słyszało od groma melodii, płynących spod zwinnych palców młodego kompozytora, jakim był Nakahara.

Szum wody ustał. Oznaczało to jedno. Za parę minut właściciel telefonu wyjdzie z łazienki. Dazai westchnął i odłożył telefon na stolik. Nie odgadł hasła, ale znając Nakaharę, nie było ono zbyt skomplikowane. Może to było imię tego psa, albo imię pierwszej miłości rudowłosego... Nie. Chuu, z tego co opowiadał nie miał żadnych poważnych związków, w sensie, nie był zakochany w nikim, aż w takim stopniu, by upamiętnić takową osóbkę... A może... Dazai szybko poderwał urządzenie i wprowadził to, na co wpadł przed chwilą. „WPROWADZONO NIEPRAWIDŁOWE HASŁO". Ciemnowłosy z rezygnacją zostawił czerwoną komórkę i położył się na kanapie. Zasłonił ręką oczy. Miał dość już dość
W ciszy rozległ się dźwięk przekręcanego klucza, a z małej łazienki wyszedł Chuuya, który wycierając włosy skierował się do salonu. Spojrzał na swojego współlokatora i na stolik, na którym walały się różności. Od zeszytów w pięciolinie po stare, wręcz zabytkowe, czasopisma z ich twarzami. Trzymali je chyba ze względu na dobre teksty, które kiedyś strzelali, a było ich... sporo. Jakby nie patrzeć są ludźmi i teksty typu: "woda jest mokra" albo "masło ma smak masła" pojawiały się w ich życiu dość często. Może czasem zbyt często...

  - Znowu próbowałeś odblokować mój telefon? - Rudowłosy usiadł na białym fotelu, który jako jedyny mebel w tym pokoju, nie licząc kanapy, nie był zasypany przeróżnymi rzeczami.

  - Nie - mruknął Dazai. Dopiero po chwili zrozumiał co się stało. - Odezwałeś się do mnie!

  - No cóż. Jesteś i tak denerwujący, więc jaka różnica, czy mi trujesz o rodzajach bandaży, czy milczysz. - Nakahara powoli wycierał ręcznikiem mokre włosy. A poza tym, skończyła mi się książka i nie mam czego słuchać.

  - Jak miło słyszećtwój głos! - Osamu zignorował ostatnie zdanie, zaczynając kolejną rozmowę na temat koszulki. - Czemu nie wyrzucisz tej koszulki? Na plecach ma pełno dziur.

  Niebieskie oczy zabiłyby szatyna, jednak spojrzeniem nie można nikogo pozbawić życia. Czasem Chuuya żałował, że tak nie jest. Bardzo żałował.
  - To pamiątka.

  - Ale...

  - Te dziury zrobiła Ai.

  - Ten kundel ze zdjęcia na twojej blokadzie?

  - DAM CI KUNDLA, PORAŻKO ŻYCIOWA! PIEPRZONA MAKRELO!

  Dazai ledwo uchylił się przed latającym kapciem. Coś Chuu bardzo lubi rzucać obuwiem.

  - Nie chciałem cię urazić!

Chuuya miał już coś powiedzieć, jednak przeszkodził mu dźwięk, który zwiatsował, że ktoś dzwoni. Odebrał telefon.

  - Słucham? Nie, nie robimy niczego takiego. A o co chodzi? Mhm. Rozumiem. Postaramy jak najszybciej dotrzeć. Jasne.  Ok.

  - Kto to był? - Dazai przeciągnął się i przytulił ozdobną poduszkę.

  - Tanizaki. A teraz wstawaj. Musimy się zbierać. Sytuacja kryzysowa.

***

Pod mieszkaniem przyjaciela pojawili się nie całe pół godziny później.

Lekko wilgotne jeszcze włosy Nakahary falaowały na lekkim, lecz zimnym, wietrze. Długa ręka naciągnęła na nie, po raz kolejny, czerwony kaptur, który wystawał spod czarnej kurtki.

  - Dazai. Przestań. Nie jestem dzieckiem.

  - Jak uważasz, ale to ty będziesz umierał na przeziębienie.

  - Nie będę umierał na przeziębienie. Tylko ty to potrafisz... - Chuuya wbił do domofonu numer mieszkania, który został im podesłany SMS-em.

Dźwięk, który wydawał, był rytmiczny. Po kilku takich seriach (możnaby to było uznać za pipczenie budzika połączone z mruczeniem kota, ale to nie bylo zbyt trafne porównanie) rozległ się znajomy głos.

  - Chuuya-senpai? Dazai-San? - Dazai się skrzywił. Nie pojmował dlaczego do niego wszyscy zwracają się albo per pan, albo bez żadnych tytułów. Nie licząc Ody i Ango. Oni prawie zawsze zdrabniali jego imię. A Chuuya? Tysiąc różnych tytułów. Mistrzu, kolego, nauczycielu... Kiedy ta ruda kulka zdobyła tyle zaszczytów?

  - Tak to my. - Rudzielec odezwał się głośno. - Wpuść nas!

Zamiast odpowiedzi rozległo się głośny i niezbyt przyjemny pisk, przy którym mechanizm otworzył drzwi. Dazai szybkim i mocnym ruchem pociągnął za klamkę. Przepuścił przyjaciela i sam wszedł do środka.
Na klatce panował chyba większy chłód niż na zewnątrz.

  - To... które piętro? - Ciemnowłosy stanął obok Chuuyi, który mierzył wzrokiem schody.

  - Siódme. Mieszkanie numer pięćdziesiąt  dwa.

  - To przed nami długa przeprawa...

  - Mhm... - Nagle za ich plecami rozległ się dźwięk podobny do tego, który towarzyszy starymu składom kolejowym.

Obejrzeli się i zauważyli windę, z której wysiadała jakaś starsza kobieta. Przy wchodzeniu żaden z nich nie rozejrzał się porządnie. Porównali starą windę z schodami. Rozważyli wszystkie za i przeciw. I podjęli decyzję.

***

  - Jak będziemy wracać, wybiorę schody - mruknął ciemnooki, który pośpiesznie opuścił ciasne pomieszczenie.

  - Czyżbyśmy się bali ciasnych pomieszczeń? - Złośliwy uśmieszek wykwitł na twarzy Nakahary.

  - Nie. Po prostu nie chcę skończyć życia w ten sposób.

  - Co masz na myśli? - Chuuya ruszył korytarzem w poszukiwaniu mieszkania przyjaciela.

  - Zatrzaśniety metalowej puszce. - Dazai ruszył za rudum mężczyzną. Ten stanął przed drewnanymi drzwiami z mosiężną liczbą 52.

  - Mhm - mruknął i zadzwonił dzwonkiem. Po chwili dodał. - Nawet ze mną?

  - Nawet. Nikomu temu bym nie życzył. Nawet najgorszemu wrogowi. Może poza tymi chłopakami, co gnęblili cię w szkole - poprawił się.

  - Aż taki pamiętliwy jesteś?

Nie otrzymał odpowiedzi, bo w tej chwili drzwi się otworzyły i ujrzeli czarnowłosą dziewczynę. Jej wzrok był ostrzejszy niż krawędź miecza samuraja przed bitwą.

  - Czego chcecie? - Zimny ton wywołał u Egzekutorów nieprzyjemne dreszcze.

  - Przyszliśmy do...

Dazai nie skończył swojej wypowiedzi, gdyż za dziewczyną pojawił się Jounichirou,

  - Och, cześć! Naomi, czemu ich nie wpuścisz?

Dziewczyna usunęła się im i wpuściła do mieszkania.
Tam, na korytarzu, zdejmowali kurtki. A Dazai dodatkowo maskę, która była nieoderwalnym elementem jego ubioru prywatnego. Chuuya zaś zdjął kaptur i wykonał ruch jakby chciał poprawić kapelusz, którego nie miał. Całą drogę mruczał pod nosem i przeklinał nieszczęsne nakrycie głowy, o którym zapomniał, które było nieodłączną częścią jego całego stylu. Bez niego czuł się trochę nago.

  - O mój Boże! Jounichirou, czemu mu nie powiedziałeś, że zapraszasz Soukoku!

  - Mówiłem - westchnienie wysokiego chłopaka było cierpiętnicze.

  - Co mówisz, Naomi? - Z salonu wyjrzał blady owal, a za nim kolejny. Oba były okalane czarnymi kosmykami, z tą jednak różnicą, że włosy u drugiego owalu na końcówkach stawały się białe.

  - Ty też tu? - Osamu wszedł do miło urządzonego salonu.

Wzdłuż ściany, od drzwi na korytarz do tych prowadzących na balkon, ciągnął ciemny segment obsypany ramkami z fotografiami przedstawiającymi dwójkę rodzeństwa oraz różnymi drobiazgami. Pod oknami stał stół w odcieniu segmentu z kompletem krzeseł z jasnym odbiciem. Dalej, w kącie, stał telewizor. Pod kolejną ścianą ustawione były fotele, między którymi wciśnięto szklany stolik. A między szarą kanapą, która ciągnęła się od drzwi, a ścianą stał barek, na którym królowały świeczki, ale nie zabrakło też zdjęć. Tym razem przedstawiających dwie nastolatki.

  - Siostra mnie zaciągnęła. - Wskazał na brunetkę, która przyglądała się nowoprzybyłemu mężczyźnie.  - To jest Gin.

Dziewczyna poprawiła maskę, którą miała na twarzy. Musi chyba być na prawdę ładna albo szpetna, choć po oczach widać,  że to pierwsze, że postanowiła zakryć swoją twarz.

  - Hej! - Dazai uśmiechnął się, przymykając oczy, jak często robił. A wtedy wszystkie dziewczyny mdlały ze szczęścia. Siostra Akutagawy nie była wyjątkiem. Zarumieniła się i uciekła wzrokiem.

  - Jaka to "sytuacja kryzysowa", Tanizaki? - Nakahara wszedł do pokoju, a za nim gospodarz. Ten nie odpowiedział od razu.

  - Akcja "BSD". Objaśnienię ją później, a teraz zapraszam na obiad. Dziś kuchnia włoska. - Na stole wylądowało kilka ulotek. - Wybierajcie, co chcecie.

Dazai już widział, oczyma wyobraźni, jak Chuuya reaguje na tą propozycję i uśmiał  się w duchu.

  - Macie gary? - Wokalista zaczął wstawać z fotela, na którym ledwo usiadł.

  - Mamy.

  - A makaron?

  - Też.

  - Warzywa?

  - Są.

  - To dajcie mi trochę czasu.

Osamu uśmiechnął się pod nosem. Proponowanie Nakaharze kupnuch dań, gdy można było coś ugotować, to był grzech. A i tak Wiewiórka była łagodna tym razem...

Po dłuższej chwili na stole pojawiły się talerze z makaronem polanym sosem. A te, w dwa razy krótszym czasie, zniknęły. Ale już puste.

Gospodarz odprowadził do drzwi dwie nastolatki, które wybierały się na jakąś imprezę u znajomego. Gdy wyszły, Tanizaki zamknął drzwi na górny zamek.
Po tym usiadł przy stole, gdzie czekali na niego przyjaciele.

  - Akcja "BSD". To luźny skrót od "Sister Birthday".

  - No na prawdę luźny - mruknięcie Nakahary przerwało wypowiedź wysokiego chłopaka.

  - Zbliżają się urodziny Naomi. - Jounichirou zignorował komentarz swojego starszego kolegi. - A jej do szczęścia już niczego nie brak. Ma wszystko.

  - To w czym problem? - Dazai podniósł do ust szklankę z wodą.

  - W tym, że nie ma rzeczy, którą mógłbym jej kupić i być pewnym, że będzie zadowolona. - Tu zrobił chwilę przerwy, by skupić uwagę słuchaczy. Co było kompletnie zbędne. Słuchali go bardzo uważnie. - I przypomniałem sobie, że nie była jeszcze za kulisami sceny podczas naszego koncertu.

  - I co z tego? - Akutagawa przechylił łagodnie głowę.

  - Pomyślałem, że może udałoby się wcisnąć, w nasz napięty grafik, jeden koncert. W pobliżu Yokohamy.

  - Mhm... - Chuuya zamyślił się. Chyba jako jedyny, oprócz Kouyou, której oczywiście nie było, bo po co, znał terminarz występów, wywiadów i tras niemal na pamięć. I mógł nim dowolnie manipulować, bo Ozaki się na to zgodziła. - Można byłoby przestawić w kolejności ten w Tokyo, który ma być za tydzień, z tym za miesiąc, który zaplanowany jest na obrzeżach...

  - Świetnie. No to ustalone. Idę powiadomić fanów. - Osamu wstał i z telefonem w dłoni wyszedł na balkon.

  - No to ja może zadzwonię do Kouyou... - Akutagawa również się podniósł i wyszedł gdzieś przyglądając telefon do ucha.

  - Dzięki. - Twarz wyższego z rudowłosych, którzy siedzieli jeszcze przy stole, rozpromieniła się pod wpływem uśmiechu.

  - Nie ma za co. - Chuuya wzruszył ramionami. - I tak nie chciało mi się jechać teraz do Tokio. Za duży tam ruch jak dla mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top