°11°
Bardzo przepraszam za spóźnienie, jednak pewne okoliczności nie pozwoliły mi wstawić rozdziału na czas. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Przed wyjazdem do Ameryki wystąpili jeszcze w paru programach, by móc ukazać swoje umiejętności oraz najnowsze piosenki. Po raz kolejny ukazywali sie z tej najlepszej strony, by wszyscy zobaczyli, jakimi są pozytywnymi osobami, od których aż kipiała energia. Dodatkowo nagrali parę odcinków do swojego programu, by ich fankom nie było smutno, gdyby stracili czas na dalsze kręcenie. Przed wyjazdem mieli naprawdę dużo roboty, by wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Jednak, gdy w końcu nadszedł dzień wyjazdu, wszystko było załatwione. Nie byli z niczym spóźnieni, ani nie musieli niczego nadganiać. Wydawać by się mogło, że zaczynają z czystą kartą.
W końcu mieli możliwość zapoznania się z większą rzeszą fanów. Mogli poznać ich kultury oraz zachowania. Mogli zapamiętać kolejne kontakty wzrokowe oraz omdlewające Armys. Mieli możliwość dawania ludziom nadziei oraz radości. A to ich napędzało do działania.
Z tego względu, z szerokimi uśmiechami, znaleźli się w Ameryce Południowej. Jednak nie okazało sie to takie proste, jak wcześniej im się wydawało.
Ponieważ podczas wylotu Namjoon hyung zgubił swój paszport. Gdy zauważył swój błąd, rozpętała się burza. Fotele były przeszukiwane, a wszystko przewracane byleby znaleźć cenny przedmiot. Członkowie niezmiernie zestresowani obserwowali, kręcący się, personel. Sami również pomagali w poszukiwaniach. Rozpętało się prawdziwe pobojowisko. W końcu bez paszportu ich lidera nie mogli znaleźć się w Chile. To wszystko komplikowało i cholernie stresowało.
A Namjoon hyung stał pośrodku tego wszystkiego ze zwieszoną głową. Widać było po nim, że czuł się winnym całej, zaistniałej sytuacji. Taehyung z chęcią poklepałby go po ramieniu, jednak stres związał zbyt mocny supeł w jego żołądku. Z tego względu obserwował z daleka załamanego boga destrukcji.
Na szczęście po czasie ktoś przyszedł z paszportem lidera w rękach. Namjoon podszedł do niego i odebrał przedmiot z ogromną wdzięcznością, wymalowaną w oczach. Reszta zaczęła głośno krzyczeć z radości przemieszanej z ulgą. Jednak krzyk i tak nie maskował głośnego odgłosu opadających ciężkich kamieni z serc.
Jednak pomimo tej jednej sytuacji, szczęśliwie znaleźli się w Chile. Zakwaterowali się w hotelu i przeżyli pierwszy dzień, przygotowując się na koncert. Kolejnego dnia mieli swój pierwszy koncert w Santiago, którego nie mogli się doczekać. Musieli pokazać się z jak najlepszej strony, by każdemu zakomunikować jak daleko zaszli.
Dużo ćwiczyli przed koncertem, jak i rozpoczęciem całej trasy. Marzyli o tym, by zachwycić fanów całokształtem, by ci niczego nie żałowali. Chcieli dawać im radość swoimi występami i wywoływać uśmiechy na ich twarzach. Marzyli o tym, by fani docenili chwilę, która trwałaby podczas ich koncertu. Nie znieśliby myśli, gdyby ci mówili, że niepotrzebnie wydali pieniądze, bądź stracili swój cenny czas.
Dlatego tak harowali. Ich dumy oraz ambicje rozkazywały im, by wciąż trenowali, dając z siebie wszystko. By ich głosy brzmiały pięknie oraz dźwięcznie, by nie różniły się od tych z wersji studyjnych, a jeśli nawet to, żeby brzmiały od nich lepiej. Nie chcieli zawieść tak wielu osób, które polegały na nich. Nie chcieli dawać satysfakcji osobom, które były przeciwko nim i tylko czekały na moment, w którym powinie im się noga.
Ich program "Burn the stage" rozkręcił się. Kręcili go w każdym możliwym momencie, jeszcze bardziej utożsamiając się z fanami. Wciąż stresowali się wszystkim, co ich otaczało. Jednak fakt, że mogli podarować komuś cząstkę prawdziwych nich wspomagał i ocieplał ich, zziębnięte z nerwów, dusze.
Cieszyli się z faktu, że była ich cała siódemka. Tak zwana szczęśliwa cyfra. I oni byli dla siebie taką szczęśliwą cyfrą. Dawali sobie nawzajem radość, byli dla siebie motywacją oraz wspomagali się w najtrudniejszych chwilach. Byli dla siebie podporą, która zawsze znajdzie się w chwili upadku, i która do niego nie dopuści.
Przez całe zamieszanie związane z wyjazdem Taehyung i Jungkook przystopowali ze swoimi zalotami. Woleli wszystko przemyśleć. Nie mówili o tym, ale obaj sądzili, że wszystko ruszyło za szybko. Dodatkowo cały wir nagrywania, ćwiczenia oraz występowania tak bardzo ich wciągnął, że wciąż byli w nim, całkowicie nim pochłonięci. Nawet nie mieli pojęcia, kiedy ten w końcu ich wypluje.
Zachowywali się tak jak kiedyś. Przyjaźnie i miło, a ich gesty były stonowane. Tylko czasem dochodził do nich jakiś subtelny ruch, gdy jedna strona już nie mogła wytrzymać, a druga odpowiadała jej tylko długim spojrzeniem.
I być może zwiastowało ono wiele, jednak nie mogli się o tym przekonać. I to z wielu różnych powodów.
Oczywiście głównym były treningi. Przepracowywali się, wiedzieli o tym. Jednak co mieli począć, gdy wszystko musiało wyjść idealnie?
W końcu nadszedł drugi dzień koncertu. Tego pierwszego Bangtani wykonali wszystko perfekcyjnie, męcząc się niemiłosiernie. Jednak każdy uśmiech rozaenielonych fanów oraz okrzyk radosnej widowni wynagradzał im wszelkie zmęczenie.
Mężczyźni znaleźli się w wielkiej hali i wykonali ostatnie ćwiczenia. Pomimo tego, że koncert się jeszcze nawet nie zaczął, czuli w kościach znaczące przemęczenie po tym wczorajszym oraz związanym z nim ćwiczeniach.
Zwłaszcza Jungkook, który dobrze wiedział, że jego ciało dzisiaj nie pracowało dobrze. Było przetrenowane i zmęczone, błagające o odpoczynek, który mógłby uleczyć nadwerężone mięśnie. Jednak ten nie mógł mu go dać, i jeszcze bardziej zaostrzał swój zakres ćwiczeń.
Był cholernym perfekcjonistą. I wszystko musiało wyjść cholernie perfekcyjnie.
A Taehyung dobrze o tym wiedział. I ledwo skrywał swoje zdenerwowanie na młodszego, gdy widział, jak ten wszystko próbuje zatracić w tańcu. Jak przecenia swoje ciało i nadweręża je, osłabiając się tym samym. Miał ochotę palnąć go w głowę i powiedzieć mu coś znaczącego.
Jednak nie zrobił tego. Ponieważ nie miał pojęcia, co takiego znaczącego mógłby mu powiedzieć.
Z tego względu mężczyzna nie zrobił nic. Aż do samego koncertu.
A gdy ten się zaczął, Taehyung ujrzał rzeszę fanów, przez zapalające się światła i o wszystkim zapomniał. Po prostu wpatrywał się w tłumy rozemocjonowanych Armys, które kurczowo ściskały Army Bomb. I mężczyzna uśmiechał się szeroko, widząc, jak wiele osób czekało specjalnie na nich.
Ale to znaczyło również, jak wiele osób czegoś od nich oczekuje.
Mimo tego zaczęli wszystko bezbłędnie. Taehyung oddał się tańcu, śpiewał swoje kwestie na tyle głośno, by mieć pewność, że nawet ci, siedzący daleko, słyszeli jego głos, którego używał specjalnie dla nich. I wszystko było idealnie. Bo czuł się na scenie jak ryba w wodzie.
Po wykonaniu paru piosenek wyszli za kulisy. Mieli chwilę przerwy, by móc złapać oddech. Koncert trwał już dobrą godzinę, może więcej. Czuli się cholernie zmęczeni. Ich głośne oddechy słychać było z pewnością na scenie.
Taehyung przysiadł na obrotowym krześle i spojrzał w lustro. Wyglądał dobrze, jednak znaczący stres odznaczał się na jego twarzy. A ten pogłębił się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, jak do pokoju wtoczył się zziajany Jungkook.
Młodszy od razu usiadł na kanapie i westchnął głęboko. Był zlepiony od potu, oczy miał zamknięte. Wyglądał, jakby za chwilę miał zemdleć.
A Taehyung na jego widok wyrwał się swojej stylistce, która poprawiała jego makijaż. Mężczyzna usiadł przed Jungkookiem i spojrzał na niego zmartwiony. Czuł, jak jego serce szybko biło z emocji, gdy tak patrzył na wykończoną twarz Jeona.
- Jungkookie. - Powiedział krótko i zobaczył, jak ten rozchylił powiekę. - Musisz trochę przystopować. - Dopowiedział, a następnie przejechał swoją ręką po policzku młodszego.
Po chwili jednak jego ręka została zrzucona, gdy nadbiegła stylistka Jungkooka, by móc otrzeć jego pot.
Taehyung odsunął się na parę metrów od chłopaka, jednak wciąż popatrywał na niego zmartwiony. Po chwili usiadł przy nim i złapał za jego rękę, która lekko się trzęsła.
- Zwolnij tempo, błagam cię. - Powiedział Taehyung, wciąż patrząc na młodszego. Serce krajało mu się na jego widok.
- Wszystko musi być idealnie, hyung. - Powiedział Jungkook, który ledwo poruszył ustami. Jego ciężki oddech przeszkadzał mu w wypowiedzeniu tego jednego zdania.
- No właśnie. Dlatego pod żadnym pozorem nie możesz być tak wykończony. Dbaj o siebie, Kookie.
- Zrobię to po koncercie. Teraz muszę dać z siebie wszystko. - Powtarzał uparcie Jeon, a Taehyung zacisnął gwałtownie usta. Zaczynał się robić podirytowany, widząc, jak ten uparcie wierzy w swoje racje.
- Przestań być takim kretynem i przejrzyj na oczy, że ledwo mówisz. Jak chcesz zaśpiewać cokolwiek na scenie, jako główny wokalista? - Zapytał, podnosząc głos. Stylistka Jungkooka spojrzała na niego spod rzęs, jednak on nic sobie z tego nie robił.
- Dam radę, hyung. Daj mi spokój - Wymruczał ten, a następnie odwrócił głowę, by nie patrzeć na starszego. Ten zacisnął pięści i wstał gwałtownie z kanapy.
A następnie wyszedł z pomieszczenia, zostawiając Jungkooka samego. I poczuł się z tym okropnie, jednak się nie zawrócił. Nie chciał powiedzieć paru słów za dużo.
Bo młodszy zaczynał go już naprawdę irytować. Wczorajszego dnia również chorobliwie się przemęczał, nie doceniając swojego ciała, które nie mogło znieść tak prędkiego rytmu. Jeon wciąż trenował i wyciskał z siebie siódme poty, byleby wyjść jak najlepiej. A żadne słowa krytyki od Taehyunga do niego nie docierały, gdy ten chciał dla niego jak najlepiej.
Bo naprawdę zależało mu na tym durnym płodzie, który swoją głupotą niszczył swój cenny organizm.
Po chwili Taehyung usłyszał w słuchawce, że ponownie będą musieli wychodzić na scenę. Mężczyzna stanął pod nią, słysząc krzyki fanów. Jednak teraz nie sprawiały mu tej samej radości, gdy wciąż widział przed oczami twarz Jungkooka.
Kim przed wejściem na scenę usłyszał jeszcze krzyki Namjoona hyunga, który tłumaczył Jeonowi, by ten się nie przemęczał. Jednak Taehyung dobrze wiedział, że młodszy nie posłucha również lidera, stawiając na swoim.
Był naprawdę cholernie uparty.
Głupi, uparty królik.
Po wejściu na scenę znów rozbrzmiał się chór braw oraz krzyków. Fanki były niesamowicie podekscytowane, a ich telefony czekały w gotowości na kolejne nagrywanie. Mężczyźni uśmiechnęli się szeroko do Armys, a następnie powiedzieli parę słów. Po chwili znów zaczęły się występy. Dla niektórych naprawdę mordercze.
Na przykład dla Jungkooka, któremu kręciło się w głowie, a on czuł się, jakby był chory. Jednak nic sobie z tego nie robił. Śpiewał i tańczył najlepiej jak potrafił. Dodatkowo stwarzał iluzję flirciarskiego. Zwłaszcza w stosunku do jednej osoby.
Bo gdy Taehyung był obok niego, ten posyłał mu długie spojrzenia, które znaczyły naprawdę dużo. Pomimo tego, że jego hyung wcześniej zdenerwował go swoimi pouczeniami i morałami, to teraz miał ochotę go zawstydzić. A najbardziej pragnął, by myśli Kima skupiły się na czymś innym niż jego słaby stan.
Dlatego udawał, że wszystko jest w porządku. Dlatego ponownie wkraczał w sferę, której postanowili nie naruszać. Ale to było i tak wiadome, że w końcu to zrobią. W końcu to co się wcześniej zaczęło między nimi zmieniać, było nieodwracalne.
W takim stanie i z takim postanowieniem Jungkook wykonywał kolejne choreografie. Mężczyzna czuł, jak jego głową zaczyna boleć coraz mocniej, a wszystko wokół zdawało się kręcić. Ale to przecież tylko iluzja światła, prawda?
A Jeon myślał, że niczego po nim nie widać. Jednak inni wszytko zauważali. A zwłaszcza jedna osoba.
Bo Taehyung widział każde potknięcie młodszego, bądź jego odruchy, które były niezgodnymi gestami do choreografii. Widział, jak ten krzywił się, bądź przewracał oczami, gdy coś go zakłuło. Widział, jak męczył się z samym sobą, który powiedział sobie, że musi być przecież idealny.
A oczy Taehyunga wciąż do niego wracały. Mężczyzna nie miał nawet siły, by patrzeć na Armys, bo jego wzrok skupiony był na młodszym. Widział, jak temu coraz gorzej szło. W choreografii do fire, zdawał się już przewracać. A Kim cały czas na niego patrzył, chcąc w każdej chwili go złapać i zejść z nim ze sceny.
Po wykonaniu całej piosenki, mężczyzna odwrócił się do drugiego plecami. Następnie wykonał gest palcami, by okazać mu swoje wsparcie. I by ten wiedział, że się nie gniewa. Nawet za te durne podchody na scenie, które robił Jeon w jego kierunku.
Dlatego stał przez dłuższy moment z ręką za plecami i wystawionymi palcami. W myślach kalkulował, czy młodszy na pewno widzi. Miał nadzieję, że jego gest doszedł do wzroku Jeona, by ten wiedział, że drobna sprzeczka ich nie poróżniła. Że nie musi dłużej odstawiać scen, ani dłużej na niego tak patrzeć. Bo Taehyung również nie potrafił nie reagować na to spojrzenie młodszego, które zaburzało jego racjonalne myślenie.
I gdy Kim już zwątpił, że jego gest został zauważony i chciał zabrać rękę, poczuł, jak o jego ramię ociera się dłoń Jungkooka. I Taehyung uśmiechnął się lekko pod nosem, a następnie przystąpił do kolejnej choreografii. Jeszcze parę i koncert mógł zostać zakończony.
A choć Taehyung nienawidził zakończeń koncertów, to tego nie mógł się doczekać.
Dla Jungkooka.
Dlatego gdy w końcu koncert się zakończył, mężczyźni zaczęli mówić pożegnalne słowa do zapłakanych Armys. Taehyung przyciągnął mocno do siebie Jungkooka, by ten czasem nie zasłabł pod sam koniec. Poza tym starszy lubił jego bliskość.
W końcu po chwili mogli zejść ze sceny. Bangtani jeszcze długo machali do fanów, aż w końcu znaleźli się za kulisami. A tam Jungkook od razu utracił równowagę i zasłabł. Potrzebny był mu respirator oraz pomoc.
Po chwili młodszy znalazł się w pokoju, a cała reszta za nim. Taehyung obserwował, jak ten leżał wycieńczony, ciężko oddychając. Wokół niego kręcili się pielęgniarze, wydający polecenia. Taehyungowi chciało się płakać i jednocześnie krzyczeć. Nie mógł znieść widoku Jungkooka w takim stanie.
I zrobiłby wszystko, byleby tylko być na jego miejscu.
Bo Jungkook wyglądał naprawdę źle. Był blady, a jego spierzchnięte usta rozchylały się delikatnie, chcąc złapać cenny oddech. Pot odznaczał się na czole młodszego i zraszał jego włosy, które zakręcały się od wilgotności. Powieki Jeona były przymknięte, jakby ten nie mógł znieść swojej słabości.
Po chwili jeden z mężczyzn, wspomagających Jungkooka rozkazał, by zdjąć młodszemu spodnie. Na to lider zespołu zaczął wyprowadzać jego członków, by wyszli z pomieszczenia. Młodszemu i tak było wystarczająco duszno, by ci jeszcze tworzyli niepotrzebny tłok wokół niego.
A Taehyung poczuł się cholernie niesprawiedliwie, gdy zobaczył, jak Jimin zostaje w pokoju i wspiera Jeona. Miał ochotę zawrócić się i wykłócać ze wszystkimi w pomieszczeniu, by i on mógł zostać. Chciał złapać kurczowo za rękę młodszego i patrzeć mu w oczy. Pragnął wywołać lekki uśmiech na tej przemęczonej, nienaturalnie bladej twarzy. Jednak mimo tego nadal tak bardzo perfekcyjnej.
Ale nie mógł. Bo został wyproszony z pokoju, w którym leżał najmłodszy, który ostatnio naprawdę bardzo namieszał mu w głowie. A Taehyung nie miał pojęcia, co miał ze sobą począć. Czochrał gwałtownie swoje włosy pod wpływem zdenerwowania. W jego żołądku wytwarzał się niemożliwy do pokonania stres, któremu mógł zaradzić tylko zdrowy Jungkook.
Mężczyzna stanął w przedsionku. Sam zaczął blednąć, a jego ręce drżały. Naprawdę przejmował się najmłodszym. Chciał leżeć tam zamiast niego, by Jeon nie musiał przez to wszystko robić.
W końcu czego się nie robi dla przyjaciół.
I jednocześnie zastanawiał się, co w tym momencie robił Jimin. Czy to on wykonywał wszystkie obowiązki, które w mniemaniu Taehyunga, należały do niego? Czy to on był dla Jeona deską ratunkową, jego wsparciem, które wywołuje u młodszego uśmiech na twarzy? Czy to on mógł go jako pierwszy przytulić, gdy ten tylko się ocknie? Na samą myśl zaciskał kurczowo wargi ze złości.
Miał ochotę walić pięściami w ścianę. Zamiast tego po prostu się po niej zsunął i usiadł, zastanawiając się głęboko. Jego oczy zaszły mgłą łez, które pojawiły się ze smutków oraz zmartwień o młodszego.
Bo jego widok nie chciał uciec sprzed tych zapłakanych oczu Taehyunga. Jednak pierwszy raz w życiu to nie był przyjemny widok.
Bo tym razem ten widział go schorowanego, słabego, niezdolnego do wzięcia oddechu. I to tak bardzo weszło w jego psychikę, że mężczyzna nie mógł się odpędzić od obrazów przez nią podawanych. Chciał po prostu wziąć młodszego w ramiona i po prostu go przytulić. Nawet jeśli miałoby to być lekkie, subtelne muśnięcie, by nie zrobić Jeonowi krzywdy.
I gdy tak siedział zajęty swoimi rozmyślaniami o tym, jak bardzo zależy mu na Jungkooku, nagle usłyszał jego głos. Mężczyzna szybko podniósł wzrok i wpatrywał się w korytarz przed sobą, wiedząc, że ten się zbliża. I po chwili mógł ujrzeć najpiękniejszą, choć nieco zmęczoną, twarz na świecie.
A Jeon po prostu na niego patrzył i z lekkim uśmiechem zmierzał w jego stronę. A Kim wstał powoli i jedyne czego pragnął, to tego, by wziąć go w ramiona.
Piszę ten rozdział po obejrzeniu Burn the stage. Naprawdę wstrząsnął mną widok przemęczonego Jungkooka i postanowiłam o tym napisać, zwłaszcza, że pasowało to do historii. Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał :*
Ostatnio boli mnie wasza aktywność, więc dajcie temu rozdziałowi trochę miłości, pomimo tego, że akcji było w nim naprawdę mało :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top