8. badanie autentyczności

Wychodząc ze szkoły byłam w siódmym niebie. Spojrzałam w telefon, żeby upewnić się, o której mam autobus i wtedy stanął przede mną Sasori.

-Jedziesz ze mną? - zapytał spokojnie i trochę przepraszająco. W końcu cały dzień się do niego nie odzywałam.

-Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, ale jutro mogę z tobą jechać - co jak co, ale nadal wolałam jeździć z Akasuną niżeli autobusem w towarzystwie pijaków i wrzeszczących gimbusów. Ha! Teraz już mogłam tak mówić! Więc dlaczego go okłamałam, mówiąc, że mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia? Bo na razie nie miałam ochoty z nim jechać, chciałam w spokoju wrócić do domu i przemyśleć to i owo.

Mimo to, Sasori wydawał się być trochę zawiedziony moją odpowiedzią.

-No dobrze - odszedł, a ja wróciłam do sprawdzania godziny autobusu. Ruszyłam w stronę przystanku, po drodze wstępując do piekarni po słodką bułkę.

Usiadłam na przystanku delektując się pączkiem z nadzieniem toffi. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam Sasuke, który stał na miejscu dla autobusów na swoim motorze. Ludzie stojący nieopodal mnie zaczęli między sobą szeptać, a ja nie wiedząc czemu poczułam się zawstydzona tą sytuacją.

-Jedziesz ze mną? - zapytał spoglądając do tylu, czy przypadkiem nie jedzie autobus.

-Raczej nie, muszę jeszcze coś zrobić - odpowiedziałam podchodząc bliżej, żeby nie krzyczeć na całą okolicę.

-Ehh... Kurde, myślałem, że mnie nie spławisz tak jak czerwonego - powiedział i odjechał, a ja chciałam wrócić na swoje miejsce, jednak siedziała na nim jakaś starsza pani. Posłałam jej krzywe spojrzenie i zabrałam swoją torbę. W końcu przyjechał autobus. Zajęłam jedno z wolnych miejsc i skupiłam wzrok na widoku za oknem.

Całą drogę myślałam o Sasuke i Sasorim. Czy tak naprawdę nie przepadam za Uchihą czy może moje uczucia wobec niego uległy zmianie? Ostatnio wydawał się dużo uprzejmiejszy, tak jakby przemyślał swoje zachowanie i postanowił się zmienić. Ale ludzie tak po prostu się nie zmieniają. Czy rzeczywiście mógł tylko udawać skruchę?

Przez moje analizy prawie przegapiłam przystanek, na którym miałam wysiąść. Wchodząc na podwórko zauważyłam samochód mamy.

-A więc już jest? - wyszeptałam sama do siebie i weszłam na korytarz. - Cześć! - zawołałam i szybko pobiegłam do pokoju. Rzuciłam torbę na łóżko i umyłam w łazience ręce. Zeszłam na dół, a mama położyła talerz z zupą na stół.

-Dzwonili do mnie państwo Akasuna - powiedziała kobieta, a ja spojrzałam na nią ze zdziwieniem zmieszanym z zainteresowaniem. - W zasadzie dzwonili do mnie już w piątek, ale zapomniałam ci o tym powiedzieć.

-No więc? - zapytałam spokojnie zaczynając jeść obiad.

-Zaprosili naszą rodzinę w sobotę na kolację - powiedziała, a ja westchnęłam.

Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że moi rodzice i rodzice Sasoriego mieli dobry kontakt, może nie byli przyjaciółmi, ale czasami spotykali się żeby pogadać. Mi nigdy nie spieszyło się, żeby do nich iść, dlatego też nie wiedziałam nic o Sasorim.

-Jestem umówiona - odpowiedziałam spokojnie, ale zdaniem mamy nie był to ton spokojny.

-Nie, nie jesteś. Wypada, żebyś w końcu poznała najbliższych sąsiadów, zwłaszcza, że z ich synem chodzisz do klasy. - odpowiedziała mama i poszła do łazienki, ja tylko wystawiłam język w jej stronę, jednak gdy drzwi zamknęły się wróciłam do jedzenia obiadu. Jakiś czas później usiadłam do lekcji.

-Kakashiego to chyba pogięło z tymi pracami domowymi... - wymruczałam sama do siebie i wplątałam palce we włosy. W głowie miałam od groma wzorów, jednak żaden nie był odpowiedni do tego zadania.

W zasadzie przez całe odrabianie pracy domowej mówiłam sama do siebie. Ujawniło się to u mnie dopiero, gdy przeszłam do tej szkoły, czyżbym wariowała przez to towarzystwo i taką ilość zadań?

Przed dziewiętnastą zamknęłam ostatni zeszyt i odetchnęłam z ulgą. W końcu spokój... Poszłam zrobić coś do jedzenia i usiadłam na tarasie, jednak mój odpoczynek na świeżym powietrzu nie trwał długo, ponieważ zaczął padać deszcz. W salonie siedziała moja mama, z którą na razie nie miałam zamiaru rozmawiać, więc jedyne co mi zostało to powrót do pokoju i patrzenie przez okno jak krople wody płyną przez szklaną taflę.

Drugiego dnia nie poszłam do szkoły, jakoś nie czułam się na siłach, żeby od razu tłumaczyć moim znajomym o zaistniałej sytuacji i zmianie planów. Musiałam to na spokojnie wszytko przemyśleć, obmyśleć 'plan działania'. Bądź co bądź, miałam w planach odkryć, czy Uchiha rzeczywiście chciał się zmienić.

~~~~~~~~~~~~~

W środę skutecznie omijałam temat weekendu. Ostatnią godzinę mieliśmy z panią Kurenai. Na koniec lekcji kobieta poprosiła mnie, żebym chwilę została. Oczywiście pytała o nieobecność i prosiła o usprawiedliwienie. Miałam już wychodzić, gdy pani zapytała o jeszcze jedno:

-Sakura, czy masz jakieś problemy? - czyżby obca kobieta pytała o mnie i moje samopoczucie? Nie powiem, miło, ale nie miałam zamiaru zwierzać się komuś, komu nie ufam, dlatego wymusiłam sztuczny uśmiech.

-Oczywiście, że nie, do widzenia - wyszłam z sali i ruszyłam na schody, jednak zatrzymał mnie Sasuke.

-Co się z tobą dzieje? - zapytał odsuwając mnie na bok. - Jesteś jakaś nieobecna.

Zauważył? Jak to możliwe? Przecież udawałam, że jest dobrze, uśmiechałam się i żartowałam z nimi... Nawet Ino nic nie zauważyła!

-Eee... - zatkało mnie, jak miałam zareagować? Co mu powiedzieć? - Nie rozumiem...

Mój ton był na tyle mało przekonujący, że Uchiha uśmiechnął się z fascynacją.

-Domyśliłem się z samego rana, teraz tylko czekam, aż wyżalisz się lub wypłaczesz w moją koszulę - powiedział, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Może to nie będzie zły pomysł?

-Mała sprzeczka z mamą. Jak zwykle wszytko planuje za mnie i... Nie mogę z wami iść do kina w sobotę - powiedziałam wszystko na jednym wydechu, a on zaśmiał się cicho i podszedł bliżej, by unieść mój podbródek.

-I tylko z takiego powodu zniszczyłaś sobie humor? - zapytał hipnotyzując mnie wzrokiem. - Przecież kino możemy przełożyć - dodał, a ja miałam wrażenie, że zaraz spalę się ze wstydu. Stoimy w tak dwuznacznej pozycji...

-A co wy robicie? - usłyszałam nagle, z sali wyszła pani Kurenai. Sasuke odsunął się ode mnie i ręce włożył w kieszenie.

-Nic takiego - powiedział do kobiety złym tonem, tak jakby przerwała nam w bardzo intymnej chwili. Bo może przerwała. - Do zobaczenia, Sakura - dodał i odszedł. W końcu ruszyłam schodami w dół, sięgnęłam po telefon, żeby przejrzeć się w czarnym ekranie. Tak jak myślałam, moja twarz była czerwona niczym burak. W celu ukrycia tego choćby trochę zakryłam buzię włosami. Wyszłam na dwór, a chłodny wiatr rozwiał całą tę kurtynę ukazując moją zawstydzoną twarz. Podeszłam do Sasoriego.

-Dobrze się czujesz? - zapytał chłopak, a ja spojrzałam na niego spod byka, licząc, że nie zauważy rumieńców.

-Ta... Jedźmy już - odparłam i wsiadłam na motor. Chłopak ruszył z parkingu i dziesięć minut później staliśmy przy mojej bramie.

-Sakura... - zaczął nieco zakłopotany. Spojrzałam na niego z zainteresowaniem pomieszanym ze zdziwieniem. - To spotkanie w weekend... Żeby było jasne, to nie mój pomysł - powiedział, a ja posłałam mu ciepły uśmiech.

-Domyślam się - odpowiedziałam i pomachałam do niego przechodząc przez bramę. Chłopak odmachał i odpalił motor.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top