5. czerwonowłosy przystojniak
Ścisnęłam nerwowo dłonie w pięści. Co mam zrobić? Jechać z pijanym znajomym, czy wybrać chłopaka z klasy, którego imienia nie znam? Wszędzie jest ryzyko, jednak w końcu zdecydowałam.
-Dobrze - powiedziałam i podeszłam do czerwonowłosego. Chłopak podał mi rękę niczym prawdziwy gentelmen i poprowadził mnie na parking, gdzie za pewne stał jego motor, który już z resztą widziałam. Ostatni raz spojrzałam na Kibę, jednak ten zajął się swoim motorem.
-Jeszcze nie miałem okazji się przedstawić, Sasori Akasuna - powiedział i posłał mi uśmiech.
-Sakura Haruno - odpowiedziałam niepewnie. Stanęliśmy przed jego maszyną i podał mi kask.
-Ja nie jeżdżę tak nieodpowiedzialnie, jak tamci, jednak dla bezpieczeństwa załóż kask - powiedział i usiadł na motorze. Usiadłam zaraz za nim i złapałam się za uchwyt, który służył do trzymania dla pasażera. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Jesteś pewna?
Bez cienia wahania ręce oplotłam wokół jego torsu. Co jak co, ale pod skórzaną kurtką miał świetnie rozbudowane mięśnie. Podałam mu jeszcze adres, a ten ruszył. Jechał bardzo szybko, jednak przy nim jakoś się tego nie obawiałam. Wtuliłam się w jego plecy i czułam jak bije jego serce. Niesamowite uczucie.
W końcu Sasori zatrzymał się, a ja otworzyłam oczy i ujrzałam dom. Odskoczyłam od niego jak oparzona.
-Dziękuję - powiedziałam lekko zmieszana, a on posłał mi delikatny uśmiech zmieszany jakby z politowaniem.
-Mieszkam niedaleko - powiedział, a mi prawie wywaliło oczy z orbit. Mieszka niedaleko i nigdy go nie widziałam?! Jak to możliwe.
-Naprawdę? - zapytałam, a on odwrócił się tyłem do mnie i wskazał brodą gdzieś w oddali.
-Na równoległej ulicy. Może kojarzysz ten biały dom? - zapytał, a moje zdziwienie urosło jeszcze bardziej. Sasori mieszka w domu, który często mijam chodząc z psami. Zawsze o takim marzyłam...
-Tak... - powiedziałam. Nie miałam okazji wspomnieć jeszcze jakie skrępowanie czułam rozmawiając z nim? Otóż ogromne... Nagle rozbrzmiała muzyka, a Sasori wyjął telefon, jednak odrzucił połączenie.
-Muszę już lecieć. Może podwiozę cię jutro do szkoły? Chciałabyś? - zapytał, a ja w głębi duszy zaczęłam tańczyć taniec hula, makarenę i wszystko, co tylko mogłam wykonać, jednak moja twarz zastygła. Musiałam wyglądać jak idiotka...
-Nie chcę robić kłopotu... - powiedziałam, a chłopak znów posłał mi taki zlitowany uśmiech.
-Przecież i tak jadę do szkoły. To żaden problem. Będę o 7:30, dobrze?
-Dobrze...
Po tych słowach odjechał, przez chwilę wpatrywałam się w jego sylwetkę powoli znikającą w tumanach kurzu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że rękę przez cały czas trzymam na sercu, które zaraz chyba wyrwie się z moich piersi. Sasori przyjedzie z tobą do szkół... Czy to sen?
W końcu wzięłam głęboki wdech i weszłam do domu. Rodzice siedzieli w salonie i patrzyli na telewizor. Na szczęście nic nie zauważyli. Przywitałam się z nimi i weszłam do pokoju. Rzuciłam torebkę, którą przez cały dzień miałam przy sobie, następnie opadłam na łóżko. Ten dzień mimo moich wątpliwości był cudowny... Mimo godziny 15.00 zapadłam w sen.
Obudził mnie telefon, spojrzałam na wyświetlacz. Ino. Pewnie Kiba opowiedział o zaistniałych okolicznościach i dziewczyna chce wszystko wiedzieć. Czym ryzykuję odbierając telefon? Na pewno przesłuchanie. Nie mówiąc już o tym, że zostawiłam ją w nie do końca znajomym gronie, plus, mogła napić się alkoholu, a wtedy lepiej nie ryzykować. Telefon przestał dzwonić, więc wyciszyłam go. Trzeba mieć trochę spokoju. Jutro wszystko jej opowiem, o ile będzie co opowiadać. Mimo, że moje przeżycia są ogromne to zbyt dużo sie nie działo.
Wstałam i poszłam zjeść kolację, w końcu było już po dwudziestej. Wróciłam do pokoju z talerzem kanapek i otworzyłam drzwi na taras, skoro jest jeszcze ciepło, to trzeba z tego korzystać. Usiadłam na jednym z krzeseł i położyłam kolację na stoliku. Spojrzałam w przestrzeń i zobaczyłam ten dom. Dom Sasoriego. Trudno było mi się przyzwyczaić, że obiekt moich westchnień, o ile można go tak nazwać, mieszka tak blisko. Po kolacji umyłam się, i nie uwierzycie, co zrobiłam. Poszłam spać.
~~~~~~~~~~~~~
Nazajutrz rano szykowałam się w prędkością światła. Nie chciałam, żeby chłopak czekał choć chwilę, więc co pół minuty zerkałam przez okno, czy przypadkiem nie stoi przed bramą. Szybki prysznic, szybki make up. Jeszcze nigdy tak szybko nie przygotowałam się do szkoły, dwadzieścia minut po pobudce byłam gotowa, a zostało mi jeszcze czterdzieści minut! Przygotowałam śniadanie i zjadłam je. Dwadzieścia kilka minut.
-Może jeszcze raz umyje zęby - zasugerowałam sama sobie i wbiegłam do łazienki. Oczywiście przed umyciem zębów spojrzałam, czy Sasori nie stoi już przed bramą. Po nałożeniu pasty na szczoteczkę, zamiast myć zęby nad umywalką i patrzeć w lustro jak zwykle, stałam wpatrzona w podjazd, który pozostawał pusty.
W końcu zdecydowałam, że zęby są czyste, więc zeszłam na dół i sięgnęłam po torbę. Spojrzałam, czy jest wszystko i usiadłam na blacie w kuchni, żeby wpatrywać się w podjazd. To chyba można nazwać obsesją, jednak czy nie ma osoby, która mnie zrozumie? Zaraz przed wpół do ósmej przed bramą stanął Sasori. Jak szalona popełniłam na korytarz i założyłam tenisówki. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i truchtem pobiegłam do bramy.
-Cześć - powiedziałam, a chłopak odpowiedział i nachylił się do mnie. Spodziewając się, co chce zrobić przysunęłam się do niego i wymieniliśmy całusy w policzek. Wziął ode mnie torbę z książkami i schował ją do bagażnika w motorze. Usiadłam za nim na motorze i dosłownie miałam banana na twarzy. Dobrze, że w tym momencie nie widział mojej twarzy.
-Gotowa? - zapytał, a ja przytaknęłam.
-Tak! - mocniej wtuliłam się w jego plecy i ruszyliśmy.
Na oko dziesięć minut później Sasori zatrzymał się na parkingu szkoły. Zsiadłam z pomocą chłopaka z motoru i w chwili, gdy uniosłam głowę zauważyłam Kibę, Sasuke, Karin i jeszcze dwóch chłopaków, którzy palili papierosy, dyskutowali na jakiś temat i co jakiś czas zerkali na mnie. Idę w zakłady, że właśnie mnie obgadują. Mimo to, przyjacielsko pomachałam do nich, a oni mi odmachali.
-Idziesz do nich? - zapytał czerwonowłosy, a ja spojrzałam na niego. Na ramieniu miał swój plecak, a w dłoni trzymał moją torbę. Przez krótką chwilę walczyłam sama ze sobą, aż zdecydowałam.
-Pójdę z tobą - powiedziałam i razem ruszyliśmy do drzwi szkoły. - Mogę moją torbę?
-Ahh... No tak. Jasne - powiedział i podał mi ją. - Wydaje mi się, że tobie również nie w pełni odpowiada ich... - zastanowił się. - Sposób bycia. - dodał po chwili, a ja spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
-Cóż... Nie widzę sensu w piciu jakiejś dużej ilości alkoholu czy paleniu papierosów - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Jaką mamy pierwszą lekcję?
-Zaczynamy od wf'u. Zaprowadzę cię pod szatnię, żebyś się nie zgubiła - zaśmiał się chłopak, a ja poczułam, jak robię się czerwona. Stanęliśmy pod damską szatnią. - To tutaj, jeżeli...
-Sasori! - damski głos przerwał chłopakowi. Oboje przenieśliśmy wzrok na blondynkę, która szła w naszą stronę.
-Sakura, to Temari. Temari, Sakura - chłopak szybko nas przywitał, po czym wymienił przyjacielski całus w policzek z dziewczyną. Nie powiem... Trochę zabolało. Liczyłam, że jestem wyjątkowa. Ale czego się spodziewać, zapewne jest wiele dziewczyn zainteresowanych kimś takim. Czy to możliwe, by miał dziewczynę? To byłoby bardzo możliwe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top