40. Chodźmy "Kotku"...
Właśnie byłam sama w domu, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na godzinę, jednak szybko doszłam do wniosku, że po dwunastej nie mogli wrócić rodzice. Z zażaleń taty wiedziałam, że dziś ma sporo roboty, a mama nie kwapiła się do siedzenia ze mną sam na sam. Poszłam zobaczyć kto, to, a gdy w drzwiach zobaczyłam czerwoną czuprynę, uśmiechnęłam się.
- Sasori, wejdź proszę - zachęciłam go, a Akasuna wszedł do środka.
- Nie przeszkadzam? - zapytał, rozglądając się po wnętrzu, a ja przecząco pokiwałam głową.
- Absolutnie - zapewniłam jeszcze i pokierowałam go do salonu. - Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję. Ze to chciałbym cię zapytać o coś - odpowiedział, opierając się o futrynę drzwi i zerkając na mnie. - Dlaczego zrezygnowałaś z rozmowy z tą Yugao czy Yaguo?
- Ponieważ zdałam sobie sprawę, że muszę mieć trochę zaufania do Sasuke - przyznałam. Od momentu, gdy Uchiha niesprawiedliwie go pobił, miałam wyrzuty sumienia. Nie chciałam też, żebyśmy oddalili się od siebie i wydawało się, że chłopak akceptować naszą przyjaźń i nic więcej.
- Wierzysz w to? - zapytał z lekkim zdziwieniem i obserwował, jak mimo jego sprzeciwu, zaczęłam szykować dwa koktajle owocowe.
- W coś muszę. Prawda? - zapytałam, a Akasuna nieco się zachmurzył.
- Ja mam inne zdanie - powiedział twardo i wszedł wgłąb kuchni, by wyjąć dwie wysokie szklanki. Zabawne było, że on częściej siedział ze mną w kuchni niż Sasuke, z którym z reguły szłam na miasto lub zamawialiśmy jedzenie. - Po prostu nie chcę, byś przez niego cierpiała, a z moich obserwacji właśnie do tego dojdzie.
- Do czego konkretnie dojdzie? - zapytałam ze zmartwieniem i włączyłam mikser, by zmiksować pokrojone owoce.
- Do tego, że przez Uchihów zostaniesz sama - stwierdził i w jednej z szuflad odnalazł łyżeczki barmańskie ze słomką.
- Tego nie możesz wiedzieć - odpowiedziałam i zauważyłam jak Sasori wywraca oczami. - Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie odnajdujesz się w roli eksperta w temacie "czego potrzebuje Sakura" - wytknęłam ironicznie, a czerwonowłosy powoli wypuścił powietrze. Ja w tym czasie przelałam koktajl do szklanek.
- Przepraszam - wyszeptał i odłożył mikser obok zlewu. - Po prostu martwię się o ciebie - przyznał, a ja wzięłam obie szklanki w dłonie i zerknęłam na niego.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem - powiedziałam i skierowałam się do swojego pokoju. Sama chciałam się przekonać do tego stwierdzenia. On był dla mnie jak narkotyk, od samego początku, gdy tylko go poznałam czułam przyspieszone bicie serca utwierdzając się w przekonaniu, że to nie jest i nie będzie zwykła znajomość. Gdyby nie Sasuke, pewnie uległabym temu czerwonowłosemu przystojniakowi. - Pozwolisz, że pójdziemy do mojego pokoju. Muszę się spakować na wyjazd.
Ja znów usiadłam na podłodze, przeglądając zawartość szafy, która rozłożona była na jednej połowie pokoju. Sasori usiadł w tym czasie na fotelu przy biurku i przyglądał mi się z najwyższą uwagą.
- Zamierzasz zabrać ze sobą to wszystko? - zapytał ze zdziwieniem, a ja zatrzymałam wzrok na jednej z większych "kup" ubrań. - Po co ci skórzana kurtka z podszyciem polarowym? - zapytał sięgając po kurtkę, która leżała na łóżku.
- A jeśli będzie zimno? - zapytałam z obawą, a Sasori zaśmiał się.
- Z tego, co wiem, Sasuke zabiera cię na Majorkę, a nie na Alaskę - wytknął i rzucił we mnie tą kurtką. - Ale przynajmniej zrobisz sobie porządek w szafie - dodał z aprobatą, a ja zdjęłam kurtkę z głowy i spojrzałam na niego z lekkim oburzeniem.
- Przecież nie miałam bałaganu - wytknęłam mu i powiesiłam kurtkę na wieszaku. Owszem, nie były to idealnie wymierzone stosiki, idealnie złożonych ubrań, jednak nie była to też jedna masa.
Akasuna od samego początku wydawał się być pedantem i z każdą chwilą utwierdzałam się w tym przekonaniu. Zawsze, wszystko miał poukładane, jego wyczucie estetyki było wręcz niemożliwe dla zwykłego człowieka. Wydawał się być idealny, a za razem jego zachowania, nawyki i otoczenie były nieco bliższe mojemu sercu.
- Wieczny porządek to również nie twoja domena - przyznał z rozbawieniem i zaczął oglądać moje ubrania, wybierając pojedyncze sztuki. - Mogę pomóc ci się spakować, ale tylko jeśli bezapelacyjnie będziesz się ze mną zgadzała - zasugerował, a ja przystałam na tę propozycję.
Sasori przeglądał ubrania i w pewnym momencie wybrał odpowiedni jego zdaniem stój i mi go podał.
- Przymierz go, a ja powiem, czy możesz to zabrać ze sobą - odpowiedział i nie czekając na moją odpowiedź, znów wrócił do ubrań rozrzuconych na ziemi.
Nie pozostało mi nic innego, jak posłusznie pójść do łazienki i przebrać się w ubrania zaproponowane przez chłopaka. Nie zdziwiłam się, że zaproponował mi jeansowe, krótkie spodenki i luźną bluzkę z wycięciem pod pachami, tak już biały kardigan z koronki do kolan wzbudzał moje zdziwienie. Obejrzałam się w lustrze i sama zdziwiłam się na widok, który mnie zastał. Wyglądałam... ładnie. Z tą myślą, weszłam do pokoju, a Sasori nałożył mi na głowę kapelusz z bardzo szerokim rondem, który ostatnio kupiłam specjalnie na ten wyjazd.
- Jest ok - stwierdził i zaczął się rozglądać. - A co ze strojem kąpielowym? - zapytał z zainteresowaniem i ułożył na łóżku kolejny stosik ubrań. Warto dodać, że był idealnie ułożony.
- Też mam - przyznałam z zakłopotaniem i otworzyłam jedną szufladę, z której wyjęłam czarny jednoczęściowy kostium kąpielowy z koronką w okolicach piersi. Sasori spojrzał na to z konsternacją godną zawodowego projektanta mody.
- To żart? - zapytał w końcu i uniósł jedną brew oczekując mojej reakcji, która nie nadchodziła. - Nie po to biegamy od trzech miesięcy, żebyś zakryła się tym - wytknął, wskazując strój kąpielowy, który kupiłam w poprzednim sezonie.
- Nie mam nic lepszego - odpowiedziałam zmieszana, a chłopak uśmiechnął się.
- Shana o to nie zadbała? - zdziwił się z lekką ironią, a ja wywróciłam oczami.
- Odpuść złośliwości - skomentowałam i postanowiłam wrócić do łazienki, by znów przebrać się w dresik, który miałam do tej pory. Zatrzymały mnie jednak słowa czerwonowłosego.
- A ty gdzie?
- Przebrać się? - zasugerowałam, a on złapał mnie za nadgarstek i prześwietlił całą moją sylwetkę wzrokiem.
- Dres to niezbyt dobry strój do centrum handlowego - odparł i odpuścił uścisk. - Przecież trzeba kupić coś bardziej poprawnego - wyjaśnił, widząc moją zdziwioną minę.
~~~~****~~~~
Mimo moich licznych protestów, sugestie Sasoriego sprawiły, że zgodziłam się pojechać z nim do pobliskiego centrum handlowego. Lubiłam z nim jeździć na motorze, przy nim czułam się nawet bezpieczniej niż z Sasuke. Po prostu, w temacie jazdy motorem, Akasuna był bardziej przewidywalny. Uchiha lubił nagle przyspieszyć na prostej, pustej drodze, mój towarzysz tych zakupów tego nie robił.
Zdawałam sobie sprawę, że muszę wybrać jakieś bikini. Sasori miał w tym aspekcie sporo racji i moim jedynym usprawiedliwieniem było zakręcenie i zakłopotanie. Po prostu zapomniałam o czymś tak oczywistym jak nowy strój kąpielowy. Wybrałam dwa komplety i poszłam do przymierzalni. Ukrywając się za kotarą, przejrzałam swoje fundusze. Na szczęście, było mnie na to stać.
Przebrałam się w pierwszy strój kąpielowy i stwierdziłam, że naprawdę wyglądam ładnie. Do tej pory stwierdzałam, że bieganie nie dawało mi zbyt wiele, jednak ono delikatnie i efektywnie wpływało na moje ciało.
- Pokaż się, Sakura - powiedział Sasori, a ja wyjrzałam zza przymierzalni i zachichotałam, widząc jego niezadowoloną minę, gdy ekspedientka próbowała z nim flirtować poprzez notoryczne zerkanie na niego i uśmiechy. - Twoją fryzurę już widziałem - dodał, zatrzymując na mnie swoje spojrzenie.
Siedział na materiałowej czarnej kanapie, która idealnie wpasowała się w styl tego eleganckiego sklepu. Ekspedientka podeszła do nas i znów zerknęła na chłopaka.
- Może podać coś do picia? - zapytała, próbując zabrać nieco jego uwagi dla siebie, a on jedynie pokiwał przecząco głową, uporczywie patrząc na mnie.
Wyszłam zza kotary nieco zakłopotana. Moja sylwetka nie była tak kobieca jak na przykład ta Hinaty. Miałam sporo niedociągnięć, które powinny pójść pod skalpel, by coś zmienić, mimo to Akasuna lekko uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Teraz jest dużo lepiej - stwierdził i przekręcił głowę, by napatrzeć się na ten obrazek, dopóki nie zasłoniłam się kotarą.
- No wiesz... - powiedziałam, nieco się rumieniąc.
- Jesteś urocza, gdy się zawstydzasz - stwierdził, odchylając się na kanapie i wzdychając przeciągle. Ja w tym momencie wróciłam do przymierzalni. - Czy jesteś pewna, że to jedyna rzecz, o której nie pomyślałaś w trakcie przygotowań do wyjazdu?
- Jestem pewna - stwierdziłam, przebierając się. W końcu wyszłam z przymierzalni i podeszłam do kasy. Ekspedientka spojrzała na mnie oceniającym wzrokiem i skasowała strój kąpielowy.
- Cztery tysiące, sto trzydzieści jenów - powiedziała, a ja sięgnęłam do torebki i zaczęłam przeszukiwać wnętrze w poszukiwaniu portfela.
- Moment, musiałam zostawić portfel w przymierzalni - powiedziałam i pobiegłam z powrotem do pomieszczenia, w którym przez nieuwagę zostawiłam jedną z ważniejszych rzeczy w życiu. Wracając zobaczyłam, jak ekspedientka wciąż wdzięczy się do Sasoriego, który bierze papierową torbę z kostiumem. - Już mam - powiedziałam unosząc portfel w górę.
- Wspaniale, w takim razie chodźmy, kotku - podkreślił ostatnie słowo, zerkając na dziewczynę, która nieco się skrzywiła.
- Ale... - zaczęłam, a on złapał mnie za rękę.
- Nie ma ale, mamy jeszcze sporo planów na dzisiejszy dzień - zapewnił i pociągnął mnie w stronę wyjścia, a gdy tylko skręciliśmy za róg, puścił mnie. - Wybacz, że cię wykorzystałem, ale ta dziewczyna zachowywała się jak wariatka.
- Jak to? - zapytałam, a on sięgnął do torby i wyjął z niej karteczkę, na której był napisany jej numer telefonu, a obok narysowane serduszko. - Nie dziwię jej się - dodałam, a on zerknął na mnie ze zdziwieniem. - Podobasz się większej części płci pięknej.
- Ale nie tej, która interesuje mnie - odpowiedział i zgniótł karteczkę w dłoni, a następnie wyrzucił ją do kosza. Przygryzłam wnętrze policzka.
- Sasori...
- Wracajmy, bo nie spakujesz się do poniedziałku - westchnął i podszedł do windy, by zjechać na parking podziemny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top