28. te sprawy
Wychodziłam właśnie ze szkoły w towarzystwie Hinaty i Ino, gdy dostałam wiadomość. Zdjęłam rękawiczkę i wygrzebałam telefon z kieszeni kurtki, by sprawdzić, co się stało.
„Spotkajmy się, wyślę ci lokalizację. Shana :D"
Moje brwi uniosły się nieco w górę. Po pierwsze, skąd dziewczyna Itachiego miała mój numer, a po drugie... dlaczego odezwała się tak nagle po niemal dwóch tygodniach?
-Chodźmy na zakupy – zaproponowała Ino, odrywając mnie na chwilę od wyświetlacza.
-Nie mogę, idę uczyć się z Naruto do biblioteki – wyjaśniła Hinata nieco speszonym głosem, a ja uśmiechnęłam się.
-Wybacz, ja również jestem umówiona – powiedziałam i ruszyłam w stronę bramy. Yamanaka chyba nie była zachwycona naszym postępowaniem, jednak, gdy pokiwałam im na dowidzenia, przestała przeżywać i w końcu postanowiła się zająć swoim życiem.
Jak się okazało, lokalizacja, którą wysłała mi Shana była w ścisłym centrum miasta. Stanęłam przed jednym z kilku biurowców i rozejrzałam się z wyraźnym niepokojem. Żadnym sposobem nie byłam w stanie zlokalizować rudowłosej. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Szybko go odebrałam.
-Odwróć się w lewo, laluniu – usłyszałam i telefon rozłączył się. Po chwili namierzyłam osobę, której szukałam. Siedziała na jednym ze schodków prowadzących do eleganckich, obrotowych drzwi biurowca. – Daj mi dopalić – poprosiła zaciągając się papierosem i dopiero po chwili uniosła wzrok na mnie, tak jakby coś sobie przypomniała. – Masz ochotę?
Pokiwałam przecząco głową, przypominając sobie jak chłopaki uczyli mnie palić. Nie, to zdecydowanie nie dla mnie. Po chwili niedopałek wylądował w specjalnej przegródce w koszu, a Shana poprowadziła mnie do wnętrza budynku. Machnęła pani przy recepcji ręką i ruszyła do windy.
-Ymm... Po co chciałaś się ze mną widzieć? – zapytałam i weszłyśmy do malutkiego pomieszczenia.
-Nie miałam okazji ci podziękować za pomoc podczas tamtej imprezy – wyjaśniła i wybrała piętro, na którym miałyśmy wysiąść.
-Nie trzeba, nic właściwie wtedy nie zrobiłam – odparłam, cały czas obserwując, jak winda wjeżdża na coraz to kolejne piętra.
-E tam, i tak źle się czuje z faktem, że dopiero dziś się do ciebie zwróciłam. Niestety, zostało mi trochę pracy, ale zaraz będę wolna – wyjaśniła i przestąpiła z nogi na nogę, zdejmując przy okazji futro, którym do tej pory była okryta.
-Gdzie tak właściwie jesteśmy? – zapytałam, a ona spojrzała na mnie z niemałym szokiem wymalowanym na twarzy.
-To ty nie wiesz? Przecież to firma ojca Sasuke. Naprawdę nic ci nie mówił?
Pokręciłam głową przecząco z lekkim zakłopotaniem. Shana jedynie wzruszyła ramionami i wysiadła na dziesiątym piętrze, ruszyła korytarzem i stanęła przed dwuskrzydłowymi, ciemnymi drzwiami.
-W takim razie czeka nas ciekawa rozmowa – rzekła i otworzyła drzwi na oścież, złapała mnie za rękę i wepchnęła do środka, niemal od razu sadzając na kanapie. – Póki co, chcesz kawy czy herbaty?
-Herbaty – powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu wyglądającym jak plan zdjęciowy. Ognistowłosa zawołała kogoś i poprosiła o herbatę dla mnie, sama poszła w stronę fotografa, który czekał na nią z wyraźną niecierpliwością. Po chwili wszystkie światła skierowane były na Shanę, która pozowała do zdjęć. Pomiędzy reflektorami kręcił się fotograf, wykonując kolejne ujęcia, a za nim stało kilka długich wieszaków z wieloma ubraniami. Co chwilę ktoś podchodził do Shany, poprawiając jej włosy.
Mogłam się spodziewać, że osoba jak ona będzie spełniać się w modelingu. Przecież tak ją określiłam przy pierwszym spotkaniu. Obserwowałam ją popijając przy okazji herbatę, aż rozeszły się podziękowania fotografa, a wszyscy zaczęli się zbierać. Shana pobiegła się przebrać i wróciła do mnie.
-Mamy piętnastą, a więc chodźmy na obiad – zaproponowała, więc skierowałyśmy się w kierunku windy, jednak zamiast zjechać na parter, pojechałyśmy na pozom minus jeden. Tam znajdował się parking.
Otworzyłam usta ze zdziwienia, gdy dziewczyna podbiegła do niskiego, złotego samochodu marki BMW.
-O jacie... - wyszeptałam wsiadając na miejsce pasażera. – Ile ty zarabiasz? – zapytałam dotykając deski rozdzielczej samochodu.
-Nie tyle, by mieć to cacko na własność. Itachi załatwił mi moje maleństwo w kolorze jakim chciałam, a ja wzięłam go w leasing z wykupem – wyjaśniła dziewczyna z widocznym rozbawieniem. – Ot, moja tajemnica.
Nagle coś mi się przypomniało, coś co burzyło mi całe postrzeganie rodziny Uchiha.
-Momencik. Ojciec Sasuke i Itachiego ma firmę. Twój chłopak jeździ jakąś wypasioną bryką, ale przecież pracuje w szkole... - powiedziałam mówiąc ostatnie słowa niezwykle niepewnie. Bo w tej sytuacji nic nie mogło być w stu procentach pewną wiadomością. – Jak to możliwe?
Shana zaśmiała się i w końcu odpaliła samochód.
-Bo ich ojciec nie chce im oddać firmy, póki nie będzie miał pewności, że potrafią zarządzać nią i pieniędzmi. W tym celu każdemu z synów dał ultimatum. Udowodnisz, że potrafisz, dostaniesz. Ita chciał pokazać, że potrafi się uniezależnić od pieniędzy tatusia, no, może poza samochodem, który dostał na urodziny, ale przecież to matowe maserati to jego dzieciątko i oczko w głowie. Nie mógł go zostawić na, nie daj boże, łaskę Sasuke! W szkole w sumie nic nie robi, a jakąś kasę z tego ma, ją inwestuje na giełdzie i tak to leci... – Shana gadała jak najęta, nie zwracając uwagi, że coraz bardziej przekracza prędkość. Złapałam się mocniej uchwytu nad drzwiami samochodu i zacisnęłam wargi.
-Shana... może zwolnisz? – zapytałam, jednak to wywołało krótki śmiech Sakagami.
-W każdym razie, Sasuke jest bardziej uparty. Jestem ciekawa, co zrobi po osiągnięciu pełnoletniości. Jest zupełnym przeciwieństwem swojego starszego brata. Zawsze kłóci się z ojcem o wszystko! Dosłownie! – ciągnęła, nie robią sobie nic z mojej wcześniejszej uwagi. Właśnie zdałam sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego, wolę jeździć z Sasuke czy Sasorim motorem, niż z Shaną samochodem. – Będziesz musiała nad tym popracować, jeśli chcesz mieć wspaniałego partnera życiowego. W przeciwnym razie młody wyrośnie na duże dziecko.
W końcu przerażająca jazda skończyła się, a my zaparkowałyśmy pod bardzo elegancką restauracją.
-Uwielbiam tu jeść – powiedziała gasząc silnik samochodu. – Zapraszam cię na obiad. - Wysiadłam i niemal od razu zdałam sobie sprawę, że moje nogi są niczym z waty. Przez to wszystko, nie miałam siły kłócić się z nią, że restauracja, którą wybrała jest zbyt wykwintna. Musiałam przeżyć fakt, że prawdopodobnie wydam połowę swojej kasy na jeden obiad.
Usiadłyśmy przy stoliku, Shana zamówiła dla nas jedzenie oraz picie, uspokajając mnie, że na pewno mi zasmakuje. Później przyszedł czas oczekiwania, podczas którego, przy naszym stoliku zapadła dziwna cisza.
-Jak poznałaś Itachiego? – zapytałam nagle, a dziewczyna uśmiechnęła się na samą myśl.
-To w sumie zabawna opowieść. To było jakoś w trzeciej liceum... Chodziliśmy do równoległych klas i w sumie nagle wpadł mi w oko tylko i wyłącznie z wyglądu. Postanowiłam go poznać bliżej. Knułam, knułam, aż wpadłam na pomysł. Itachi był typem osoby, która mogła przesiadywać godzinami w bibliotece, z resztą, do tej pory tak ma. Bardzo lubi książki. Więc postanowiłam zagadać do niego w bibliotece. Usiadłam koło niego i poprosiłam o pomoc z matmy. Jak pewnie się domyślasz, jeśli poprosisz chłopaka o pomoc w czym jest świetny, postawi to sobie za główny cel, by ci pomóc. By udowodnić, że naprawdę jest najlepszy – zaśmiała się. – I tak jakoś wyszło. Na początku był moim korepetytorem, a później kręta droga do związku. Ale są pewne sprawy, gdzie sprawdza się powiedzenie „cicha woda brzegi rwie". Itachi zaskoczył mnie w wielu kwestiach – stwierdziła, a w jej oczach błysnęła fascynacja. – A jak z niektórymi sprawami u Sasuke? – zapytała niespodziewanie i oparła policzek na dłoni. – Jeśli jest taki jak Itachi, to z pewnością nie musisz się martwić akurat w tych sprawach.
-Nie rozumiem, o czym mówisz – zaśmiałam się nerwowo, jednak zdawałam sobie sprawę, do czego bije rudowłosa. Zapewne moje zakłopotanie odbiło się na twarzy, bo Shana uśmiechnęła się złośliwie.
-Chyba nie powiesz, że udało ci się go trzymać na dystans w tych sprawach. To taki typowy samiec alfa, myśli, że wszystko mu się należy – zachichotała. – Ale jeśli jesteś w stanie zatrzymać jego i te zapędy, to szanuję – dodała i uśmiechnęła się do kelnera, który przyniósł dla nas wodę. – Ale wiesz, Sakura. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała rady, to do mnie będziesz mogła śmiało się odezwać.
-Dzięki – wyjąkałam i wypiłam trochę wody. Jak można o takich sprawach mówić tak swobodnie?
~~~~****~~~~
I nadszedł dzień wigilii klasowej. Ustawiliśmy ławki w jedną kolumnę i przykryliśmy je białymi obrusami. Kilka osób zajęło się strojeniem choinki, inne przystroiły salę, a jeszcze inna grupa przygotowywała poczęstunek dla klasy, znaleźli się także tacy, którzy siedzieli i przeszkadzali poprzez komentarze, wyżeranie jedzenia i tym podobne. Oczywiście Sasuke musiał znaleźć się w tamtej grupie. Przypomniała mi się rozmowa z Shaną na temat niego i jego brata. Mimowolnie poczułam zakłopotanie, które szybko stłumiłam.
-Pomógłbyś – zwróciłam mu uwagę biorąc z jego dłoni kolejną mandarynkę, której obierki zostałyby pewnie na ławce i pod nią. Faceci to jednak lenie i świnie.
-Wy świetnie sobie radzicie – zauważył Sai, który towarzyszył mu w tym zajęciu. Oczywiście Kiba, Gaara i Shikamaru też się obijali. Wywróciłam oczami i odwróciłam się w stronę tablicy.
-Sakura, spójrz! Tak jest dobrze? – usłyszałam głos Ino. Dziewczyna wskazała za siebie, na Sasoriego, który trzymał kolorowy łańcuch. Jego mina bez emocji była tak karykaturalna w połączeniu z tymi wszystkimi kolorami, że musiałam zasłonić sobie usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem. Chłopak ponownie wspiął się na ławkę i wyciągnął nieco girlandę, by zaprezentować, jak miałoby to wyglądać.
-Może trochę w prawo? – zapytałam przesuwając ręką. Sasori przesunął się w drugą stronę. – Nie w lewo! – zaprotestowałam, a czerwono włosy spojrzał na mnie przez ramię.
-Sakura – powiedział zupełnie poważnie. – To jest lewo.
Zrobiłam się czerwona na twarzy. Chłopak jednak nie drążył tematu i po prostu wyrównał girlandę tak by wyglądała dobrze, przyczepił ją do ściany taśmą klejącą i zeskoczył z ławki.
-Jaki matrix!
-Tak, tego można było się spodziewać!
-Sasori niemal gromowładny, zawsze pomoże damom w opałach.
Komentarzom z „loży szyderców" nie było końca. Być może Akasuna puściłby tę uwagę mimo uszu, jednak ja nie. Odwróciłam się do nich i zamachnęłam się, starając się by choć jedne oberwał w łeb za niewyparzony język. Niestety, Uchiha z ogromną gracją uniknął ataku.
-Sakura, można przygotować już prezenty? – zapytała Hinata, która zjawiła się obok mnie. Kiwnęłam ochoczo głową.
-Weź kogoś do pomocy, ja mam jeszcze coś do zrobienia – odpowiedziałam i poszłam w kierunku stolików, na których nadal stały niepokrojone ciasta.
-Naruto! – wrzask Yamanaki było zapewne słychać w całej szkole, a blondyn szybko się zjawił. – Pomóż Hinacie – zasugerowała i mrugnęła do niego porozumiewawczo, ten głąb jednak podrapał się po czole, oczywiście, że nie zrozumiał gestu, którym obdarowała go blondynka. Mimo to, poszedł pomóc Hyuudze.
W końcu wszystko było gotowe, a my usiedliśmy do ogromnego stołu. Klasową wigilię, czas zacząć!
Witam Was moi drodzy!
Jak podoba Wam się kolejny rozdział?
Czy spotkam kogoś na Xmasconie jutro?
Czekam na komentarze i gwiazdki, to bardzo motywuje do działania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top