22. "moje dziecko"
Tydzień zaczął się dla mnie bardziej niefortunnie. Przez cały czas padał deszcz, rano okazało się, że nasz samochód odmówił tacie współpracy, przez co musiałam sama poradzić sobie z dotarciem do szkoły. Z niewiadomego powodu jeden autobus po prostu przejechał obok mnie, opuszczając przystanek, a drugi w ogóle nie przyjechał.
Ostatecznie dotarłam na drugą godzinę lekcyjną, z mokrą głową, przemoczonymi, ubłoconymi skarpetkami. Ogólnie, wyglądam, jak siedem nieszczęść.
-Sakura, co ci się stało?! - zapytał Naruto jako pierwszy dopadając mnie przy drzwiach do sali matematycznej.
Uśmiechnęłam się do niego niemrawo.
-Pech mi się stał... - mruknęłam i weszłam do sali. Jako pierwsza zajęłam swoje miejsce i wyciągnęłam zeszyt, książki i długopis. Przed nami usiadł Shikamaru i Sai, w krótkim czasie dołączyła do nas Temari.
Cała trójka prowadziła zawziętą dyskusję na temat integracji klasowej. Dwa razy próbowali mnie wciągnąć do rozmowy, jednak ja odmawiałam, tłumacząc, że nie dokończyłam wcześniej pracy domowej i chcę ją zrobić teraz.
Moją pracę przerwał ktoś, kto zasłonił mi oczy dłońmi. Zaśmiałam się i odwróciłam się przy okazji podnosząc się z drewnianego krzesełka.
-Bałem się, że dziś cię nie zobaczę - powiedział składając niewinnego całusa na moim policzku. Szybko położyłam ręce na jego piersiach odsuwając się kilka centymetrów. Speszonym wzrokiem rozejrzałam się po klasie.
-Sasuke - powiedziałam cicho, a chłopak spojrzał na osoby siedzące w sali. Szybko jednak jego przenikliwe spojrzenie wróciło do mojej osoby.
-Coś nie tak? - zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową i wtuliłam się w jego tors.
-Cieszę się, że jesteś przy mnie... - powiedziałam szybko, ignorując jego pytanie. Odsunęliśmy się od siebie, a ja ponownie zajęłam miejsce na niezbyt wygodnym siedzeniu.
Uchiha uklęknął przy moim biurku i spojrzał na mój zeszyt. Sięgnął po jeden z kolorowych długopisów należących do Temari i zasłonił dłonią cześć kartki, bym nie mogła zobaczyć, co tak kreśli.
Ja jednak zignorowałam jego dziecinne zachowanie i wróciłam do liczenia jednego z kilku przykładów, których nie zrobiłam w weekend.
Gdy zadzwonił dzwonek, Sasuke odszedł do swojego biurka, a ja zerknęłam na miejsce, które uprzednio Uchiha zakrywał własnym ciałem. Uśmiechnęłam się widząc wiadomość od niego, napisaną czerwonym świecącym markerem.
'Dziś. Ty, ja, nasze miejsce.
Nie przyjmuję odmowy, aniołku :*'
Bardzo ucieszył mnie fakt, że nie będę musiała wracać do domu sama. Nagle coś mi się przypomniało. Spojrzałam na miejsce, w którym powinien być Sasori. Nie było go. Nie przyszedł do szkoły.
Na sercu poczułam pewnego rodzaju ulgę, ale zrobiło mi się także przykro. To przeze mnie nie ma go dziś w szkole.
Zagryzłam wargę i spuściłam wzrok. Szybko jednak uniosłam twarz, ponieważ nauczyciel matematyki, pan Kakashi, rzucił dziennikiem o biurko.
-Chciałem sprawdzić pracę domową, ale jak za was patrzę, myślę, że lepiej będzie zrobić wam kartkówkę - powiedział, a wszyscy w klasie jęknęli przeciągle.
Tym razem jednak nikt nie zamierzał sprzeciwiać się słowom mężczyzny. Nawet Kiba posłusznie załatwił sobie kartkę i przesiadł się do wolnego stolika.
-------------
Sasuke otulił mnie od tyłu opierając brodę o czubek mojej głowy. Staliśmy tak przez chwilę ciesząc się swoją obecnością.
-To co... - zaczął chłopak odwracając mnie w swoją stronę. - Jedziemy?
Pokiwałam głową w górę i w dół, następnie skierowaliśmy się do motoru chłopaka. Sasuke nałożył na moją głowę kask i zapiął mi go pod brodą. Ze specjalnego bagażnika wyjął drugi kask. W tym momencie pewna byłam, że zaplanował to już dużo wcześniej.
-Tym razem też mam spodziewać się takich niespodzianek jak poprzednio? - zapytałam specjalnie podnosząc ton głosu, żeby chłopak cokolwiek usłyszał. Zamiast odpowiedzi do moich uszu doszedł tylko stłumiony przez kask śmiech.
Uchiha wsiadł na maszynę i odwrócił się do mnie, żeby kontrolować to, jak ja siadam zaraz za nim. Oplotłam ręce wokół jego brzucha. Motor powoli ruszył, a ja głową wtuliłam się w plecy chłopaka.
Tą sielankową niemalże sytuację przerwało gwałtowne hamowanie. Sasuke zdjął kask i zaczął rzucać wiązką przekleństw w czyjąś stronę. Wychyliłam się trochę zza ciała chłopaka, by zobaczyć kto był sprawcą nieprzyjemnego zatrzymania. Oczywiście byli to Kiba i Naruto.
-Nie wściekaj się, bo ci żyłka na czole pęknie - zaśmiał się blondyn i oparł się o motor. - Idziecie na pizze?
-Jak zaraz nie zabierzesz rąk z mojego dziecka, to nie dożyjesz tej pizzy - warknął Sasuke. Uzumaki uniósł ręce w geście kapitulacji odchodząc w tył kilka kroków. Widząc, jak wściekł się motocyklista, Kiba również zdecydował się odsunąć na bezpieczniejszą odległość, o ile można było taką określić przy młodszym z Uchihów.
Sasuke już nie odpowiedział. Ponownie odpalił silnik motoru i wyjechał z parkingu szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top