2.9 Słodziak

Mijały dni, a Temari i Ino zaczęły przygotowania, by ostatecznie pod koniec sierpnia przygotować spotkanie klasowe. Spotkało się to z ogromną aprobatą większości znajomych. Nawet Deidara stwierdził, że może wrócić z Ameryki, by spotkać się ze starymi znajomymi.

Inuzuka Kiba: „To pierwsza taka impreza od lat. idziemy w kase czy zabawe??"

- No tak, ten ćwok nigdy nie dbał o poprawną pisownię - skrytykowała Temari, jednak nie zamierzała poprawiać go na grupie, którą dziewczyny stworzyły specjalnie, by móc się dogadać.

- Nie wyobrażam sobie Sasoriego na tej imprezie - powiedziałam zgodnie z prawdą, przypominając sobie moją ostatnią wizytę w jego biurze, gdy to po raz kolejny zanosiłam mu dokumenty. W zasadzie, już tylko ja biegałam między działem finansowym a biurkiem pana prezesa. Nie byłam w stanie wyjaśnić, czy to chwilowa zachcianka Akasuny, czy może wygoda moich współpracowników, jednak więcej czasu spędzałam z Sasorim niż z panem Hyuuga.

- Ale powiedział, że chce dołączyć - stwierdziła Ino i przejrzała listę zainteresowanych osób. - Przecież sama go pytałaś.

- Tak, ale i tak nie wyobrażam sobie go upijającego się z naszymi starymi znajomymi. Bardziej przypomina mi prawnika w wieku średnim, który nie robi nic poza przeglądaniem papierów - wyjaśniałam, a dziewczyny zaśmiały się. Taka była prawda. Sasori z przytupem wszedł w dorosłe życie, zostawiając za sobą nastoletnie wygłupy, z których większość jeszcze nie wyrosła.

- Może przyznam rację, że nie wyobrażam sobie go siedzącego na konarze drzewa, przy ognisku, pijącego tanie piwo - przyznała Ino i zaśmiała się. - Dlatego proponuję tę salę, w której robiliśmy pierwszą integrację klasową. Przy winie czy wódce będzie nieco lepiej.

Od razu przekazała tę informację na grupę z opcją ankiety. Zaraz później pojawił się spam odpowiedzi. Dobrze, że ludzie się zaangażowali. W innym wypadku byłoby ciężko z podjęciem decyzji, no i w razie złego wyboru, całe pretensje spadłyby na nas.

- Wszyscy są za tym pomysłem - stwierdziła Temari i oparła się o podgłówek fotela. - Zarezerwujmy ją od razu.

TenTen: „Można przyjść z osobą towarzyszącą??"

- Pewnie chce wziąć tego swojego dziwnego gościa - powiedziała z niezadowoleniem Ino.

Inuzuka Kiba: „Jestem za osobą towarzyszącą!!"

- Kiba pewnie też chce przyprowadzić swoją dziewczynę - dodała i zaczęła tworzyć odpowiedź.

Yamanaka Ino: „Chciałam, żeby to spotkanie było osobistym wydarzeniem klasy, jednak jeśli zostanę przegłosowana, to ok."

- Mamy pięć i pół tygodnia na przygotowanie wszystkiego - powiedziała Temari i westchnęła z fascynacją. Lubiła zajmować się organizacją, a taka impreza była idealną do tego okazją. - Będę miała dla wszystkich dodatkową niespodziankę, ale to już na imprezie - powiedziała z uśmiechem i zniżyła wzrok na swoje ręce, ułożone do tej pory na kolanach.

Nie mogłam mieć pewności, o co mogło chodzić blondynce, jednak podejrzewałam, że może chodzić o nią i Shikamaru. Oby tylko to nie było dziecko z wpadki, po jakoś nie wyobrażam sobie ich w roli młodych rodziców.

- Włączmy wiadomości - zasugerowała nagle Temari, a ja spojrzałam na zegarek. Dochodziła siódma wieczorem. Z telewizji usłyszałyśmy charakterystyczną czołówkę wieczornych wiadomości. Codziennie mniej więcej patrzyłam na wiadomości, jednak najczęściej słuchałam jednym uchem, a drugim to wypadało.

~ Witam Państwa, tutaj Fuji News Network. Dzisiejsze wiadomości poprowadzi Kotomi Fukasawa, a dziś... ~ dziennikarka mówiła, jednak my nie byłyśmy szczególnie zainteresowane. Zaczęłam dyskutować z Ino na temat tajemniczej dziewczyny Kiby, gdy nagle uciszyła nas Sabaku.

- Posłuchajcie - zaproponowała i dała nieco głośniej telewizor.

~ Na ten moment odnaleziono jedno ciało zidentyfikowane jako mężczyznę w wieku czterdziestu lat. Nie można jeszcze tego potwierdzić, jednak wszelkie podejrzenia zmierzają ku tezie, że były to jakieś porachunki gangów ~ sprawozdał policjant, a dziennikarz zabrał mikrofon.

~ Z nieoficjalnego źródła wiemy, że budynek do rozbiórki został zaadaptowany przez gang. Jak wynika z zeznań świadków, pod budynek podjechało kilka ciemnych vanów, z nich wyszli uzbrojeni ludzie. Doszło do strzelaniny, a następnie budynek runął najprawdopodobniej za sprawą ładunków wybuchowych. Przeszukiwanie gruzowiska trwa. Dla Fuji News Network, z Konohy, Oogami Rei.

- Przerażające - powiedziała Ino, a ja wstrzymałam oddech. Byłam równie wstrząśnięta. W naszym mieście mogło wydarzyć się coś takiego?

~~~~****~~~~

Przez następne dni cała Konoha żyła tą strzelaniną ze skutkiem śmiertelnym. Dodatkowo, Sasori nie pojawiał się w firmie od poniedziałku. Z jakiegoś powodu połączyłam te dwa fakty ze sobą i w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl, że to wszystko może mieć także związek z Sasuke. Czwartek był moim dniem wolnym. To właśnie czwartkowe popołudnie wykorzystałam, żeby pojechać na miejsce zdarzenia, omawiane przez ostatnie dni w wiadomościach.

Gruzy oddzielone były taśmami policyjnymi. Po gruzach nadal chodziło kilku policjantów i strażaków oraz psy poszukiwawcze. Dotąd odnaleziono cztery ciała, a poszukiwania trwały. Jednak, tak jak myślałam, to ta szemrana okolica. Jako, że Sasori mówił, żebym trzymała się od Sasuke z daleka i, że wtykanie nosa w nieswoje sprawy sprowadzi na mnie niebezpieczeństwo, musiały oznaczać, że najprawdopodobniej znajdę go tutaj.

Przeszłam się po chodniku myśląc, w którą stronę powinnam iść. Wszystkie moje problemy rozwiązały się, gdy zobaczyłam znajomego blondyna.

- Naruto! - zawołałam, a Uzumaki zatrzymał się, patrząc na mnie z niemałym szokiem wymalowanym na twarzy. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się. - Co robisz?

- A idę kupić wodę - powiedział, wskazując pobliski sklep.

- Ale co robisz tutaj? Mieszkasz po drugiej stronie miasta - zauważyłam, a on rozejrzał się z zakłopotaniem. - Wiesz, mówiłeś coś o Sasuke, że masz z nim rozmawiać, czy coś... I nie odzywasz się od dwóch tygodni.

- Sprawy się pokomplikowały - przyznał, drapiąc się po karku. - Gdybyś dałam nam trochę czasu, byłoby łatwiej...

- Czy ma to związek z wydarzeniami w ostatniej soboty? - zapytałam, a chłopak ciężko westchnął.

- Sakura, proszę... Dobrze wiesz, że to nie zależy ode mnie - powiedział cicho i rozejrzał się. Gwałtownie wstrzymał powietrze, gdy zobaczył ten grafitowy samochód zatrzymujący się na chodniku niedaleko nas, samochód, który już raz widziałam. Z determinacją ruszyłam w jego kierunku. - Sakura, nie rób tego! - zawołał Naruto próbując mnie powstrzymać. Nie udało mu się. Już byłam blisko, a auto ruszyło z piskiem opon i odjechało.

- Kto to był?! - zapytałam z irytacją Uzumakiego, a chłopak nieco speszył się. - Wiem, że ty wiesz! Ten samochód widziałam już kilka razy!

Spojrzałam nie budynek, koło którego samochód zatrzymał się. „TAKA", właśnie taki szyld był nad drzwiami z ciemnego szkła. Od razu kojarzyło mi się to z klubem nocnym.

- To był Sasuke - odpowiedział Naruto z zakłopotaniem i zrezygnowaniem. - Miałem ci nie mówić. Z resztą, wszyscy uznali, że lepiej, żebyś się nie dowiedziała. Kiedy widziałaś ten samochód?

- Koło miesiąca temu? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Trudno było mi określić, kiedy dokładnie go widziałam.

- Wtedy to nie był Sasuke. Jego samochód został skradziony. Odzyskał go kilka dni temu. On wiedział, że będziesz obserwowana, jednak nie spodziewał się, że tak szybko cię namierzą - powiedział nerwowo i rozejrzał się, po czym wyjął telefon i przez chwilę spojrzał na telefon. - Jeśli odjechał, to najprawdopodobniej zniknie na kilka tygodni... Nasza obecność tutaj nic nie da. Chodź, odwiozę cię do domu - zasugerował i skierował się z powrotem, skąd przyszedł.

- Dlaczego on to wszystko robi? Nie możemy porozmawiać? - zapytałam z rezygnacją, a Naruto westchnął ciężko.

- Sakuro, to nie takie proste. Od twojego wyjazdu wiele się wydarzyło. Sasuke rok temu stoczył się na dno. Zniknął na jakiś czas, tracąc wpływy po ciemnej stronie tego miasta. Teraz dzieje się tylko gorzej.

- Czym zajmował się Sasuke po skończeniu liceum? - wcisnęłam mu się w zdanie.

- Zrezygnował z rodzinnej fortuny, zaczął żyć na własny rachunek. No i musiał udowodnić ojcu, że sam da radę lepiej i jeszcze go zniszczy. Dlatego ich ojciec oddał Itachiemu firmę - powiedział bez zbędnych emocji i kluczykiem odblokował auto, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera.

- Ale czym konkretnie się zajmuje? - zapytałam dosadnie, a Naruto westchnął.

- Nie jestem w stanie tego jednoznacznie określić - powiedział i zamknął drzwi do samochodu, po czym sam usiadł na miejscu kierowcy. - Kiedyś na pewno z nim pogadasz to się dowiesz - zakończył ten temat i ruszył.

Jechaliśmy w ciszy, obserwowałam widoki za oknem, próbując ignorować niezręczną ciszę.

- Dlaczego odjechał? - zapytałam w końcu z żalem, a Naruto ciężko westchnął. Od samego początku nic, tylko wdychał. Zaczęło to być irytujące.

- Pewnie miał ważny powód - odpowiedział powoli, a ja wywróciłam oczami. Najpierw ponoć mnie szukał, teraz ewidentnie mnie unika. Zdałam sobie sprawę, że nie rozumiem facetów. - Nie mi o tym decydować i to wyjaśniać. Na pewno miał jakiś powód ważny albo trywialny.

- Nie powinnam wymagać odpowiedzi od ciebie - zrehabilitowałam się z lekkim zakłopotaniem. Nie jego winą było zachowanie Uchihy. Nie jego winą jest to, że nie znałam prawdy. On po prostu dostosował się do decyzji swojego przyjaciela.

W końcu dojechaliśmy do mojego domu. Uzumaki popatrzył na mnie z rezygnacją i smutkiem.

- Sasuke jest moim przyjacielem - zaczął, a ja kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Nie musiał mi się tłumaczyć, a jednak postanowił to zrobić. - Ciebie też uznaję za przyjaciółkę... Dlatego proszę. Uważaj na siebie i lepiej go nie szukaj - wyjaśnił i ciężko westchnął. - Obiecaj mi.

- Nie mogę tego obiecać - odpowiedziałam poważnym tonem i chciałam wyjść z samochodu, jednak Naruto złapał mnie za ramię. Jego niebieskie oczy emanowały zrezygnowaniem i obawą. Pierwszy raz widziałam takie jego spojrzenie. Aż przez moją skórę przeszły ciarki. - Postaram się - powiedziałam cicho, a on wymusił uśmiech.

- To chyba musi mi wystarczyć - odpowiedział i pozwolił mi wyjść z auta. Patrzyłam jak odjeżdża i dopiero wtedy ruszyłam do domu. Weszłam na podwórko z poczuciem smutku i rezygnacji. Przygryzłam dolną wargę nie pozwalając sobie na uronienie łzy. Na marne. Pojedyncza, słona kropla wytyczyła ścieżkę po policzku. Zbliżałam się coraz bardziej do budynku, aż nagle, za domem zobaczyłam ruch. Zatrzymałam się, momentalnie blednąc. Wychyliłam się i zmarszczyłam brwi, nie dowierzając w widok jaki napotkałam.

Na trawie tarzał się puchaty, jasnobrązowy pies. Zwierzak nagle zwrócił się w moją stronę i stanął na równe nogi, po czym zaczął biec w moją stronę. Jak udało mi się szybko ustalić, to prawdopodobnie młode psisko. Psiak podbiegł do mnie i zaczął skakać i szczekać machając przy tym ogonem. Kucnęłam, pozwalając by zwierzę polizało mój policzek.

- Co ty tu robisz, słodziaku? - zapytałam głaszcząc szczeniaka i rozejrzałam się wokół. Musiał w jakiś sposób dostać się przez ogrodzenie. Ale jakim cudem? - Jesteś głodny? - zapytałam ponownie psiaka, tak jakbym oczekiwała odpowiedzi. On zamiast dać mi jakikolwiek znak, podgryzającego mój wskazujący palec prawdopodobnie prowokując mnie do zabawy.

W końcu wstałam i skierowałam się do drzwi domu. Otworzyłam drzwi, obserwując jak pies z radością czeka na wpuszczenie do środka. Wyglądał jak puchaty niedźwiadek. Z pewnością musiał być rasowy i z pewnością miał właściciela, który musiał się o niego teraz niesamowicie martwić. Zajmę się tym, gdy już dostanie jeść i ja sama odpocznę.

Weszłam do domu, a pies wbiegł zaraz za mną. Od razu pobiegł do salonu. Zdjęłam buty i uśmiechnęłam się lekko, po czym ruszyłam w kierunku psa.

- Rozgościłeś się? - zapytałam szczeniaka, przymykając oczy i wypuszczając rozluźniająco powietrze.

- Tak - odpowiedział mi znajomy głos, a ja gwałtownie otworzyłam oczy i zobaczyłam kogoś, kogo nie spodziewałam się tu ujrzeć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top