2.7 kres kłamstw
Po zakupach zdecydowałam się na poświęcenie trochę czasu, by spróbować znaleźć Suigetsu. Od naszej rozmowy w zasadzie nic się nie stało. Białowłosy nawet nie wiedział, gdzie mnie szukać, jedyne co znał to moje nazwisko. Usiadłam w malutkiej cukierni naprzeciw biblioteki i obserwowałam, popijając kawę.
- Podać pani coś jeszcze? – zapytała młoda kelnerka, a ja pokiwałam przecząco głową.
- Nie, dziękuję – powiedziałam i upiłam kolejny łyk, zimnego już napoju.
W Internecie znalazłam informację, że biblioteka zostanie zamknięta o trzynastej. To jeszcze zaledwie dwadzieścia minut. Spojrzałam na zegar powieszony na ścianie. Nieświadomie zaczęłam odliczać kolejne sekundy, jednak Suigetsu nie pojawiał się. W końcu z biblioteki wyszła Karin. Zamknęła szklane drzwi na klucz i ruszyła chodnikiem przed siebie. Szybko podziękowałam za kawę, wzięłam siatki i ruszyłam za dziewczyną, która zatrzymała się przed przejściem dla pieszych.
- Karin! – zawołałam, a dziewczyna rozejrzała się ze zdziwieniem i nagle zatrzymała na mnie wzrok. Momentalnie wywróciła oczami z niezadowoleniem.
- Znów będziesz terroryzować mnie o informacje? – zapytała zakładając ręce pod piersiami.
- Nie – odpowiedziałam, a ona lekko uniosła brwi ze zdziwieniem. Nie wierzyła mi i się nie dziwię, ponieważ chciałam informacji. Najpierw jednak musiałam ją jakoś przekonać do swojej osoby. – Gdzie idziesz?
- Na przystanek – odpowiedziała, wskazując przystanek po drugiej stronie ulicy.
- Też na niego idę – odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
- To chodź – stwierdziła i ruszyła na pasy, gdy tylko pojawiło się zielone światło. – No więc... Czego chcesz? – zapytała podejrzliwie.
- Chciałam pogadać, tak po prostu – wyjaśniłam i usiadłam na przystanku. Karin usiadła obok mnie i zamyśliła się na chwilę. – Co się stało, że zdecydowałaś się na pracę w bibliotece? Jeśli mogę zapytać – zastrzegłam, a dziewczyna otrząsnęła się.
- Wielu to zdziwiło, ale chciałam trochę uspokoić swoje życie. Dzięki pracy w bibliotece nieco odetchnęłam, przemyślałam pewne sprawy – powiedziała w końcu i spojrzała na mnie. – A ty, czemu wróciłaś do Konohy?
- Bardzo chciałam wrócić do rodzinnego miasta. Kocham to miejsce – przyznałam swobodnie, a Karin przyjrzała mi się uważnie. Na końcu ulicy pojawił się mój autobus. – Za ile jest twój autobus?
Rudowłosa spojrzała na zegarek zawieszony na nadgarstku.
- Trzydzieści minut – odpowiedziała, a ja podniosłam się.
- Może wpadniesz do mnie na kawę? – Przekonywanie Karin do siebie, ciąg dalszy. Autobus był już blisko, a rudowłosa wyraźnie zastanawiała się nad odpowiedzią. Być może sama miała w tym jakiś cel, dlatego zgodziła się i wsiadła razem ze mną do autobusu. Usiadłyśmy na tyłach, a ja mogłam odłożyć ciężkie torby z zakupami i odetchnąć. Jechałyśmy jakiś czas, dyskutując na temat pogody i korków w mieście.
- Daj, pomogę ci z tym – powiedziała, gdy w końcu wyszłyśmy ze środka transportu. Wzięła ode mnie jedną z toreb i ruszyła za mną wzdłuż ulicy. – Nie myślałaś nad ogarnięciem lepszego środka transportu niż autobus?
- Myślałam, nadal myślę nad kupnem samochodu – przyznałam i skręciłam w uliczkę, na której stał mój dom. – Ale nie wiem, jak się za to zabrać – dodałam z lekkim zakłopotaniem, a Karin poprawiła okulary w ciemnych oprawkach.
- W razie czego, mam kogoś kto może ci pomóc – odpowiedziała nagle, a ja otworzyłam furtkę i przepuściłam ją.
- To byłoby miłe – odpowiedziałam i podeszłam do drzwi wejściowych domu. Karin stała za mną i rozglądała się po okolicy.
- Dosyć tu ładnie – przyznała i przez chwilę uwiesiła wzrok na wyróżniającym się w okolicy budynku. Dom rodziny Akasuna. – Słyszałam, że gdzieś tutaj w okolicy mieszka Sasori.
- Tak – odpowiedziałam powoli, przyglądając się jej z uwagą. – Mieszka tu w okolicy. – Otworzyłam drzwi i zaprosiłam rudowłosą do środka.
- Ta, jest dobrą partią od kiedy przejął rodzinny interes – powiedziała z lekkim rozbawieniem, a ja zmarszczyłam brwi. – Ale on nie jest zainteresowany...
- To dlatego został w mieście – powiedziałam ostrożnie, licząc, że Karin może powiedzieć coś więcej niż Akasuna.
- Tak, ratowanie rodzinnego biznesu. A miał takie możliwości. Gdyby jego ojciec nie zachorował, z pewnością byłby teraz najlepszym studentem na jednej z amerykańskich uczelni. – Odłożyłyśmy zakupy w kuchni i nastawiłam czajnik. Jedna wiadomość więcej, choć niezbyt miła, ale jednak.
- Tak, ale każdy w życiu ma priorytety. Dla Sasoriego ważna jest rodzina. Kawy czy herbata?
- Kawa sypana z mlekiem – odpowiedziała i usiała do stołu. – Najwyraźniej, choć nie ukrywam, z tego co wiem, nieźle tę firmę rozwinął. Studia są mu potrzebne tylko po to, by mieć papierek i żeby nikt się nie czepiał.
Wyjęłam ciasteczka i poukładałam je na talerzyku, po czym odłożyłam je na stół. Do dwóch filiżanek nasypałam kawy i zatrzymałam się przy płycie indukcyjnej, żeby poczekać, aż zagotuje się woda.
- Ale studia prawnicze są trudne niezależnie od miejsca, w którym się uczy – stwierdziłam i wyłączyłam płytę, po czym zalałam filiżanki z kawą. Na stole położyłam jeszcze kawę i cukier, po czym mogłam przynajmniej na chwilę usiąść.
- Nie w momencie, gdy jest się prezesem firmy AS – odpowiedziała z rozbawieniem, a ja momentalnie zbladłam. Jak to firma, w której pracuję? Przełknęłam ciężko ślinę i upiłam trochę kawy, parząc sobie przy tym język. – Już jego ojciec miał w tym konoszańskim, prawniczym światku poważanie, ale Sasori, on wszystko trzyma w jednej ręce. Nasz malutki wydział prawa? On ma tam więcej do powiedzenia niż niektórzy doktoranci.
- Masz rację, Akasuna jest poważnym człowiekiem. Już w liceum było wiadomo, że wiele osiągnie – odpowiedziałam i dopiero teraz posłodziłam kawę. – Tak jak Sasuke. – Karin spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem i zamieszała kawę.
- Wiesz już coś na jego temat? – zapytała z powątpiewaniem, a ja wzruszyłam ramionami.
- Coś wiem – odpowiedziałam ostrożnie i sięgnęłam po ciastko. Rudowłosa miała coś powiedzieć, jednak z jej torebki zaczął wydobywać się dźwięk telefonu. Karin zaczęła w niej grzebać i szybko odebrała dzwoniące urządzenie.
- Tak? – zapytała i przez chwilę słuchała. – Będę nieco później. Eh, czego ty znów ode mnie chcesz? – Znów chwila ciszy. – Dobrze, przyjedź po mnie za pół godziny. – Podała także nazwę przystanku, na którym wysiadałyśmy. W końcu rozłączyła się i odrzuciła telefon na blat. – Irytujący – mruknęła z niezadowoleniem i westchnęła. – W każdym razie, o czym mówiłyśmy?
~~~~****~~~~
Sobotniego popołudnia nie dowiedziałam się już niczego. Podyskutowałyśmy o studiach i kilkanaście minut później skończyłyśmy nasze spotkanie. Karin poszła w kierunku przystanku, a ja rozpakowałam zakupy i odpoczęłam. Myślałam aż do teraz. Poniedziałkowego poranka. Szykowałam się do pracy, a moje myśli wędrowały ku podstawowemu pytaniu, jakie byłam w stanie zadać: „Ile zawdzięczam sobie, a ile prezesowi firmy AS?"
Wchodząc do firmy, przywitał mnie recepcjonista, kłaniając się. Przyłożyłam do bramki swój identyfikator i podeszłam do windy, wjeżdżając na piętro finansowe. Pan Tokuma Hyuuga siedział za biurkiem i rozmawiał przez telefon. Chyba nawet nie zauważył, że weszłam do biura.
- Oczywiście, panie prezesie. Dokumenty zaraz znajdą się na pańskim biurku – powiedział i kiwnął głową. – Oczywiście. Oczywiście.
W końcu odłożył telefon stacjonarny i spojrzał na mnie.
- Och, panna Haruno. Proszę usiąść i przygotować się do pracy, wrócę za chwilę – powiedział i wyszedł z gabinetu. Usiadłam przy swoim biurku i wyjęłam telefon, właśnie wtedy pan Tokuma na powrót wpadł do gabinetu z jakimiś dokumentami.
- Może ja zaniosę dokumenty do prezesa? – zasugerowałam, patrząc, jak mój przełożony przeszukuje przepastne półki z segregatorami.
- Chwila, chwila – powiedział, szukając odpowiednich oznaczeń. – Prezes chce jeszcze czarną, dużą kawę, gdyby była pani skłonna... - zaczął, a ja kiwnęłam głową.
- Pójdę po kawę, a później przyjdę po dokumenty i wszystko zaniosę do prezesa – odpowiedziałam i wyszłam z gabinetu.
Przy automacie było pusto, dlatego wybrałam odpowiedni przycisk, a maszyna zaczęła szykować kawę dla prezesa. Prychnęłam cicho, zakładając ręce na piersiach. Nie mógł mi powiedzieć, gdy rozmawialiśmy o pracy, że to w jego firmie pracuję? Tak bardzo usiłował zrobić ze mnie idiotkę? Pieprzony prezes... Wzięłam kawę i wróciłam do biura, w którym pan Hyuuga właśnie zakończył przygotowanie dokumentów.
- Proszę to zanieść na dziesiąte piętro. Biuro prezesa jest opatrzone sześćdziesiątym szóstym numerem – poinformował mnie, gdy brałam dokumenty. Kiwnęłam głową no i ruszyłam w kierunku windy.
Wjechałam kilka pięter wyżej i ruszyłam korytarzem. Biuro prezesa było dokładnie po drugiej stronie wejścia do windy, na końcu długiego korytarza. Zatrzymałam się przed drzwiami z dwoma złotymi cyframi. Przez chwilę poczułam przypływ stresu. A co jeśli Karin pomyliła się lub zrobiła sobie ze mnie żarty? Co jeśli wpadając do biura, zrobię z siebie idiotkę? Zapukałam do drzwi i usłyszałam ten znudzony głos:
- Wejść.
Położyłam rękę na klamce i powoli ją odchyliłam. Drzwi ustąpiły, ukazując sporych rozmiarów gabinet, który niewiele różnił się od gabinetu, w którym przebywałam z panem Tokumą. Po środku siedział Sasori, odchylając się w skórzanym fotelu i czytając jakiś dokument. Podeszłam do biurka i odłożyłam kubek z kawą, a obok niej położyłam dokumenty.
- Dziękuję, możesz odejść – odpowiedział, nawet nie unosząc wzroku znad czytanego papieru.
- Ty wymagasz za każdym razem wyjaśnień, a sam nie powiesz nic? – zapytałam, a wtedy chłopak uniósł na mnie wzrok z lekkim zdziwieniem. Odłożył dokument i wyprostował się.
- Od kogo się dowiedziałaś? – zapytał, wskazując na fotel naprzeciw siebie. Nie skorzystałam z miejsca do siedzenia. Stałam sztywno, przeszywając go wzrokiem.
- Od Karin. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie mogłeś powiedzieć mi tego już w tamtym tygodniu – powiedziałam z lekkim oburzeniem, a chłopak westchnął i podniósł się z krzesła.
- A jakbyś zareagowała, gdybym powiedział ci, że pracujesz w mojej firmie? Sądzisz, że gdybym sam ci powiedział, przyjęłabyś to w sposób spokojny? Nie miałabyś obiekcji na ten temat?
- Może nie czułabym się jak idiotka – odpowiedziałam gorzko. – Pamiętam, jak odwoziłeś mnie pod firmę. Bawiło cię to, że nie wiedziałam?
- Jeśli ci ulży, to powiem, że dowiedziałem się o twoim przyjęciu do pracy już po rozmowie kwalifikacyjnej. Zadbałem tylko o twój komfort pracy – wyjaśnił spokojnie i przeszedł się po gabinecie.
- Zrezygnuję z tej pracy – odpowiedziałam nagle, a Sasori zatrzymał się tuż za mną.
- I gdzie pójdziesz? Dobrze wiesz, jak trudno jest znaleźć pracę na poziomie w tym mieście – stwierdził nachylając się do mnie. – Nie było żadnej łaski w temacie przyjęcia ciebie na to stanowisko. Jeśli odejdziesz, twoja sprawa. Ale wtedy ci nie pomogę. - Poczułam ciarki przechodzące po mojej skórze, gdy na szyi poczułam jego oddech. – Nie znoszę czekać – dodał i odsunął się ode mnie, po czym usiadł na biurko. – Dlatego dziękuję za szybkie przyniesienie kawy i dokumentów.
Wciągnęłam powietrze w policzki i odwróciłam się na pięcie, zostawiając pieprzonego prezesa z zuchwałym uśmieszkiem samego w biurze. Szłam przed siebie i nim weszłam do windy, skręciłam jeszcze do łazienki. Kilka minut później zaczęłam otwierać drzwi i przez szparę zobaczyłam kogoś kogo się tu nie spodziewałam. Zatrzasnęłam drzwi na chwilę, jednak dosłownie chwilę później wyszłam na korytarz, żeby zobaczyć jak Uchiha Itachi zamyka za sobą drzwi do biura prezesa naszej firmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top