2.6 Powrót ukochanego
Zadzwonił mój budzik. Ósma rano. Leniwie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Czułam się wyspana i spokojna, dopóki nie rozejrzałam się po pomieszczeniu. W tym momencie poczułam przypływ ogromnego stresu. Jakim cudem jestem w domu Sasoriego? Wyskoczyłam z pościeli, w której z reguły śpi on, jednak nie było go gdzieś obok, a ja byłam w całym swoim wczorajszym out ficie, w którym siedziałam w pracy. Prawdopodobnie nic się nie wydarzyło. Teraz muszę jedynie wyjść z tego domu bez niezręcznych rozmów.
Wstałam i pospiesznie ułożyłam pościel. Muszę działać szybko, albo spóźnię się do pracy, a autobus nie poczeka. Sięgnęłam po torebkę i telefon, który miał zaledwie dwadzieścia dwa procent baterii. Co takie się wczoraj działo, że nie pamiętam?
Na palcach zeszłam po schodach, Rozejrzałam się i zobaczyłam Sasoriego śpiącego na kanapie. Ten widok spowodował, że na chwilę zatrzymałam się. Leżał bez koszulki, koc, którym pewnie w nocy był przykryty, teraz leżał na ziemi. Ramieniem zasłaniał swoje oczy. No i dodatkowo nie wykorzystał okazji, którą miał dzisiejszej nocy. Jego sylwetka wskazywała, że nie zaniedbywał siłowni. Pamiętam go jeszcze z czasów liceum. Już wtedy mnie zaskoczył, a teraz... Teraz wyglądał dużo lepiej. Podczas każdego jego oddechu, mięśnie na brzuchu lekko pracowały.
W końcu otrząsnęłam się i odwróciłam na pięcie. Wtedy usłyszałam ciche chrząknięcie. Ten dźwięk spowodował zesztywnienie każdego mojego mięśnia. Poczułam niewyobrażalny stres. Odniosłam wrażenie, że moje nogi przykleiły się do białych kafelek.
- Znów uciekasz bez pożegnania? – zapytał z rozbawieniem chłopak, który obserwował mnie spod pół przymkniętych powiek. Skrzyżowałam z nim wzrok. Jego brązowe oczy błyszczały w promieniach porannego słońca. Przystojny...
- Nie chciałam cię obudzić – odpowiedziałam z zakłopotaniem. W głowie odliczałam kolejne sekundy, które tracę w przygotowaniach do pracy. Jeśli tak dalej pójdzie, nie zdążę wyrobić się na autobus.
- Jak już tu jesteś, poczekaj. Mama przygotowała dla nas śniadanie nim wyszła z domu – powiedział i podniósł się z kanapy.
- Niestety, chyba nie dam rady, nie zdążę do pracy na dziesiątą – wyjaśniłam z zakłopotaniem, a chłopak przeczesał ręką zmierzwione włosy.
- Podwiozę cię – zasugerował. – I tak jadę w tamtym kierunku o tej godzinie, a bez odpowiedniego posiłku nie będziesz odpowiednio produktywna.
- No dobrze – westchnęłam i dałam się poprowadzić do kuchni, w której przygotowany był dla nas stosik chłodnych już naleśników.
~~~~****~~~~
Akasuna podjechał pod moją bramę swoim czerwonym, dużym SUV'em. Ten kolor zawsze do niego pasował. Wyważony, jasny odcień czystej czerwieni. Niezbrukanej innym kolorem. Z Sasuke tak nie ma. Do niego pasowało kilka kolorów: granat, czerń, błękit, czerwień.
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i kiwnęłam głową, ostatecznie akceptując swój wybór. Dziś założyłam na siebie czarny kombinezon. Zdecydowałam się także na założenie tych samych szpilek co wczoraj. Po prostu wyglądałam nich zbyt dobrze, żeby z nich zrezygnować. Wyszłam z domu zamykając go na klucz i poszłam do samochodu.
- Jak się czujesz w nowej pracy? – zaczął luźną rozmowę, gdy tylko zaczęliśmy podróż do centrum. Otrząsnęłam się z letargu, który przejął moje myśli, gdy znów zobaczyłam go w oficjalnym stroju. Czarny garnitur i czerwona koszula świetnie na nim leżały. Zawsze spodziewałam się, że stanie się poważnym biznesmenem po szkole i najwyraźniej wspaniale odnajdywał się w tej roli.
- Dobrze, współpracownicy są wspaniali – przyznałam uśmiechając się lekko. – Mam nadzieję, że sprawię się na tyle, bym mogła dłużej tam popracować. – Zawsze chciałam spokojnej pracy za dobrą stawkę, jednak nie spodziewałam się, że można zdobyć taką pracę w jakiejś wielkiej firmie. Firma prawnicza z pewnością nie pokrywała się z moimi wyobrażeniami, a póki co, wydawało się, że to spełnienie marzeń.
Pozostało jedno... Odnaleźć mojego ukochanego Uchiha Sasuke, którego szuka teraz Suigetsu. Zastanawiam się tylko, jak da mi znać o jakichś postępach... Nie chciał mojego numeru, nie wie, gdzie mieszkam. Zna tylko imię i nazwisko.
- Z pewnością, w końcu masz do tego odpowiednie kwalifikacje – odpowiedział czerwonowłosy lekko uśmiechając się z satysfakcją. Spojrzałam na niego z lekkim zdezorientowaniem. – W porządku? Wydajesz się zamyślona – stwierdził zerkając na mnie, a ja kiwnęłam głową na znak, że jest ok.
- A ty, studiujesz i pracujesz? – zapytałam, a on kiwnął głową.
- Można tak powiedzieć, znaczy, raczej bardziej skupiłem się na pracy, studia to tylko dodatkowa aktywność, żeby zdobyć papierek. – Otworzył się. Przyjrzałam się mu z zainteresowaniem, jednak on nadal miał swoją minę, zmieszanie znudzenia i obojętności. Trochę tak jakby chciało mu się spać.
- Ino mówiła, że miałeś możliwość studiować za granicą. To prawda? – zapytałam nachylając się do niego.
- Tak, mogłem studiować w Stanach, ale zrezygnowałem z tego. A ty, jak się czułaś w Korei? Jak tam było? – uciął temat. To było do przewidzenia, on nigdy nie lubił rozmawiać zbyt długo na swój temat i teraz to potwierdził. Odpowiedziałam pobieżnie o moich ostatnich pięciu latach, a później Sasori zatrzymał się zaraz przed szklanymi drzwiami do firmy, w której pracowałam. Zamknięta droga kierowała wprost do podziemnego parkingu dla zmotoryzowanej części pracowników. Zdziwiło mnie zdecydowanie Akasuny, jednak pozostawiłam to bez komentarza. - Miłej pracy – powiedział, a później wysiadłam z samochodu i wparowałam do firmy. Byłam zaledwie dwie minuty przed czasem.
Podeszłam do recepcji, a recepcjonista podniósł się i skłonił się na przywitanie.
- Pani Haruno, miło panią widzieć – powiedział kulturalnie i podał mi mój prywatny identyfikator. – Prosiłbym o podpisanie potwierdzenia odbioru karty.
Podpisałam kartkę, którą mi podstawił i wzięłam identyfikator do ręki. Faktem było, że już wczoraj dałam zdjęcie, jednak recepcjonista mówił też o tygodniu oczekiwania. Nie rozumiałam, ale zaakceptowałam. Podziękowałam i poszłam dalej.
~~~~****~~~~
Gdy nadszedł weekend, westchnęłam z ulgą. Od poniedziałku ten dziwny, grafitowy samochód nie pojawił się w okolicy mojego domu, a przynajmniej nie pojawiał się, gdy obserwowałam.
Dziś popołudniu wstawiłam dwie butelki jasnego wina do lodówki. Przygotowałam także słodki deser, ponieważ miały do mnie wpaść Ino i Temari. Blondynki pojawiły się punktualnie, przywożąc dodatkowe butelki wina i przekąski.
- Muszę wam coś powiedzieć – westchnęła zachwycona Ino i opadła na fotel. Spojrzałyśmy na dziewczynę z zainteresowaniem. – Sai do mnie wrócił! Przyjechał w poniedziałek!
- Nigdy nie przepadałam za gościem – stwierdziła Temari biorąc kilka wafelków śmietankowych. – Ale wiem, że wrócił do Japonii. Poza upojnymi nocami z tobą, dał też znać Shikamaru, że wrócił.
Po słowach blondynki, Yamanaka zakłopotała się.
- A ty, kiedy w końcu zostaniesz panią Nara? – ogryzła się i sięgnęła po wino. To samo uczyniłyśmy my.
- Miałyśmy dziś świętować wraz z Sakurą. Za sukcesy w pracy – powiedziała Temari i po wzniesieniu toastu, wszystkie wypiłyśmy po trochu trunku. – A tak dla uściślenia, Ino. Termin mamy na lipiec w przyszłym roku – odpowiedziała z błyskiem w oku, a my zaśmiałyśmy się.
Tego wieczora bawiłyśmy się świetnie. Planowałyśmy, żeby w środku wakacji zorganizować spotkanie po latach naszej klasy licealnej. Wspominałyśmy każdego chłopaka z naszej klasy. Dziewczyny opowiadały o ich studniówce. Właśnie w takich chwilach czułam, że dobrze zdecydowałam się wrócić do ukochanej Konohy.
Sobotniego poranka pojechałam na zakupy. Wysiadłam na przystanku przy najbliższym supermarkecie i weszłam do sklepu. Do koszyka wkładałam rzeczy, które miałam na liście. Przechadzałam się między alejkami. Do wzięcia zostało mi tylko kilka torebek z zupkami do szybkiego przygotowania. Weszłam w alejkę i wtedy go zobaczyłam, a w zasadzie parę osób.
- Kupmy ten ramen – jęczał Naruto, próbując przemycić do koszyka kolejne zupki ekspresowe. – Przecież nie ma nic lepszego.
- Przecież mogę zrobić ramen – odpowiedziała Hinata z zakłopotaniem, jednak z równie silną determinacją wyciągała z koszyka zupki i odstawiała je na półkę.
- Hinatka, przecież nie możesz siedzieć tyle w kuchni. Chcę, byśmy mieli dla siebie więcej czasu. – Blondyn próbował zakręcić Hyuugą tak, by wyszło na jego, jednak dziewczyna była nieustępliwa.
- Te zupki są niezdrowe – pokręciła przecząco głową i nagle spojrzała na mnie. Uniosła rękę do ust. – Sakura?
Uśmiechnęłam się do dziewczyny, a zdezorientowany Naruto wydał z siebie dziwny dźwięk i zaczął się rozglądać. Dopiero, gdy odwrócił się na pięcie, zauważył mnie i był tak samo zszokowany jak Hinata.
- Cześć, nie chciałam wam przeszkadzać – powiedziałam i podeszłam bliżej. – Wyglądacie przeuroczo.
Na te słowa Uzumaki dodatkowo objął Hinatę i uśmiechnął się szeroko.
- Trochę to trwało, ale w końcu dorosłem do poważnego związku – przyznał i zaśmiał się głośno. – A jak tam u ciebie?
- Powoli do przodu – odpowiedziałam spokojnie i wybrałam kilka torebek z zupkami ekspresowymi do koszyka z zakupami. Nagle odwróciłam się i uważnie przyjrzałam się chłopakowi. – Wiesz może, gdzie jest Sasuke? Co się z nim dzieje?
- Znaczy się... Ymm... Jak to ująć – zaczął z zakłopotaniem i podrapał się po karku, a co za tym szło, on musiał coś wiedzieć. Hinata odchrząknęła, zwracając na siebie moją uwagę.
- To trochę skomplikowane – powiedziała, ratując swojego ukochanego z opresji. – Mogę dać ci radę. Jeśli nie chcesz zniszczyć sobie życia, nie szukaj go – dodała, dotykając mojego ramienia. Odniosłam wrażenie, że od czasów liceum nieco spoważniała i podbudowała swoją pewność siebie. Nieznacznie, ale jednak.
- Śmieszne – odpowiedziałam, smutniejąc. – Wszyscy, którzy coś wiedzą, mówią mi to. Hinata, Naruto. Proszę powiedzcie mi, co się dzieje. Wskazówka – poprosiłam, a dziewczyna przygryzła wargę. Naruto korzystając z zamieszania, wpakował do ich koszyka kilka zupek ramen. Teraz spojrzał się na nas, licząc, że może wyplątał się z tego. Ja jednak wymagałam od niego odpowiedzi tak samo, jak od Hinaty.
- Wybacz Sakuro, ja nic nie wiem – odpowiedziała, spuszczając wzrok. Przeniosłam wzrok na Uzumakiego, który przygryzł wargę.
- Trzyma się dobrze – powiedział nagle, a my obie spojrzałyśmy na niego zszokowane. Ja, ponieważ w końcu ktoś dał mi znak, że Sasuke żyje, a Hinata pewnie dlatego, że takie słowa nie miały paść w mojej obecności.
- Naruto, wiesz, gdzie on jest? – zapytałam z nadzieją zbliżając się do chłopaka, on westchnął ciężko i spojrzał na swoją dziewczynę, która była aż blada ze stresu. – Naruto, błagam cię. Powiedz mi.
- Wybacz Sakura, nie mogę powiedzieć nic więcej, sam nie wiem, gdzie on jest. Ale rozmawiałem z nim jakiś miesiąc temu. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że trzyma się dobrze.
Oparłam się o wózek. Nie wierzyłam w słowa Naruto. Na chwilę gwar w supermarkecie nieco ucichł. Ja jedynie przyswajałam te słowa.
- Więc nie wiesz, gdzie on jest? – zapytałam, a on przecząco pokiwał głową. – Co robi? – Znów przecząca odpowiedź.
- Postaram się z nim skontaktować tak, byś też mogła z nim porozmawiać – powiedział nagle, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem. Nadzieja... To jedyne czego muszę się teraz trzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top