2.33 zbrodnie na sercu
Kto mówi, że szybko opublikuje następny rozdział, a później znika na dwa tygodnie? XD Oczywiście, że Guucci xD - klasyk, klasyków, że gdy mam zapał, chęć i wenę, to uderzą we mnie kolokwia, projekty i sprawy studenckie. Kto jest studentem, to wie, kto chce być to się dowie, a kto nie jest, nie był i nie chce, niech uwierzy xD. Plusem jest to, że chyba wszystko, a przynajmniej większość zostanie zdana w pierwszym terminie, a co za tym idzie, zbliżają się moje wakacje i powrót z nowym opo już wkrótce.
*Sasuke*
Akcja musiała zostać odwołana, nikt nie pojawił się, by odebrać nam fałszywego ładunku ze statku. Wróciłem do auta i wyciągnąłem plik kartek z koperty. Przejrzałem typowo urzędowe papiery. Przekazał mi całą firmę. Wszystko, co otrzymał od ojca, co zdobył sam. Itachi przekazał mi cały majątek. Tylko dlaczego?
Wykonałem do niego telefon, jednak odpowiedziała mi automatyczna sekretarka. To samo tyczyło się połączenia z telefonem firmowym. Postanowiłem zatem pojechać do jego mieszkania, by dowiedzieć się, co się konkretnie dzieje.
Otworzyłam mi Shana. Wydawała się zdziwiona moim przyjazdem. Chyba robili sobie wieczór filmowy, ponieważ dziewczyna była w różowym dresie, a jej włosy związane były w niedbały kok.
- Gdzie Itachi? - zapytałem, nie przekraczając progu mieszkania, mimo, że kobieta wcześniej odsunęła się, zapewne zachęcając mnie do wejścia.
- Pojechał w jakiejś sprawie do ojca. Powiedział, że nie ma sensu, bym jechała z nim, ponieważ nie będzie to miła rozmowa - wyjaśniła i pokazała dłonią wnętrze. - Wejdziesz?
- Nie będę zawracać ci głowy - powiedziałem i wróciłem na schody, bo jak najszybciej zbiec na parter.
- Wpadnij kiedyś na obiad! - zawołała za mną, ale nie zatrzymałem się. Spotkanie z ojcem mogło się odbyć jedynie w rodzinnym domu. "Niemiła rozmowa". Czy Itachi miał zamiar kłócić się z ojcem? Nawet jeśli, dlaczego przepisał wszystko na mnie?
Przyspieszyłem, jadąc do domu, którego nie chciałem ujrzeć nigdy więcej. Już skręcając na ulicę, przy której stała willa rodziców, czułem, że coś jest nie tak. Po obu stronach jezdni stały radiowozy i wozy pogotowia. Zatrzymałem samochód i dobiegłem do bramy. Tam złapało mnie dwóch szeregowych policjantów, wyrywałem się, a do mnie dopadli kolejni. To wzbudziło jeszcze więcej nerwów wewnątrz mnie. Choć, to mało powiedziane. Czułem furię. Niczym niezmąconą wściekłość, która przycichła, gdy usłyszałem znajomy głos.
- Puśćcie go, to syn Mikoto i Fugaku - wyjaśnił prokurator Hyuuga. Ojciec Hinaty.
Wpadłem do jasnego, starannie urządzonego przez matkę domu. Teraz pełnego techników policyjnych, psów tropiących i śledczych. Poznałem Inoichiego Yamanakę, który przyjmował jakieś informacje.
- Co tu się wydarzyło? - zapytałem wstrząśnięty, ledwie rejestrując śladu krwi na białej posadzce. Prokurator Hyuuga stanął obok mnie i przyjrzał się wnętrzom.
- Twoi rodzice nie żyją - powiedział beznamiętnie, a ja opadłem na podłogę. Nie żyją? Moja matka nie żyje? - Twój brat to zrobił. - Prokurator nie miał litości. Nie dbał o delikatność.
Itachi? Dlaczego mój brat poważył się na taki ruch? Dlaczego zabił naszą matkę? Czemu ona była winna? Nie rejestrowałem później już niczego. Zignorowałem słowa prokuratora i śledczych, po prostu wyszedłem na taras, a tam pierwszy raz od bardzo długiego czasu, rozpłakałem się.
(*timeskip*)
Obudziłem się i chciałem wstać, jednak nie mogłem się poruszyć. Byłem przywiązany do szpitalnego łóżka, w sali podobnej do tej, w której leżała Sakura po ataku na nią. Policjant, zapewne mający za zadanie pilnowanie mnie, wstał i pospiesznie wyszedł, chcąc zapewne poinformować wszem i wobec, że obudziłem się.
- Odepnijcie mnie - warknąłem widząc prokuratora i śledczego Yamanakę. - Odepnijcie mnie, kurwa. - Nie panowałem nad sobą, zwłaszcza, gdy dotarło do mnie, że wczorajsze wydarzenia nie były zwykłym koszmarnym snem.
- Będziesz świadkiem w sprawie - powiedział prokurator, zatrzymując się przy oknie.
- Hiashi, chłopakowi właśnie zginęli rodzice, trochę delikatności - zwrócił uwagę śledczy i odłożył na szpitalny stolik dokumenty, które dostałem poprzedniego dnia od Hanzo, a także kluczyki do mojego bugatti. - Zapoznaj się z tym dokładnie - zwrócił się do mnie i odpiął pasy krępujący moje dłonie.
- Nie popełnimy tego samego błędu. Sala, w której leżysz obserwowana jest nawet na dworze. Mysz się nie prześlizgnie i ty również - dodał Hyuuga i wskazał brodą na kopertę. - Możliwe, że nie zwróciłeś na to uwagi, ale między papierami miałeś kilka listów. Jeden od twojego brata, w którym wyjaśnia, dlaczego do zrobił. Jest winny i poniesie za to karę.
Z tymi słowami wyszli, a ja podniosłem się do siadu. Czułem się bezsilny bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ale sięgnąłem po papiery. Nie miałem ochoty czytać wiadomości od brata, ale interesujące wydawały się inne osoby, które zostawiły mi wieści.
Wiadomość od Sasoriego.
"Ukryła się u mnie. Była bezpieczna i mogła odpocząć. Spraw, bym nie żałował, że powiedziałem ci o tym."
Druga była martwiąca, biorąc pod uwagę, że kartka przeszła przez ręce policji, a była to wiadomość od Hanzo.
"Masz mój szacunek, dzieciaku. Jesteś charakterny, a to świadczy o tym, że daleko zajedziesz mimo bólu, który teraz przeżywasz. Zdefiniuj swoją drogę i bądź jej wierny do końca. Gdy będziesz tego potrzebował, z pewnością będziesz wiedział jak się skontaktować."
Żadnych konkretów. Moje serce zarazem zamarło i uspokoiło się. Sakura była u Sasoriego. Była pod moim nosem, bezpieczna, ale u niego. Nie wiedziałem, co na ten moment myśleć. Opadłem na niewygodne, szpitalne łóżko.
(*timeskip*)
Godzinę później na własne życzenie wypisałem się ze szpitala. Hiashi mógł mnie straszyć, ale ja byłem jedynie świadkiem, mogłem robić co chciałem, a ja chciałem wrócić do domu.
Nim jednak zdecydowałem się wrócić do domu, w którym czekał na mnie pies, kazałem zawieźć mnie taksówkarzowi do domu moich rodziców, gdzie mogłem odebrać mój samochód, stojący w tym samym, w którym go zostawiłem. Trzeba było odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
*Shana*
Tkwiłam w jednym miejscu. W głowie miałam pustkę. Od rana w wiadomościach trąbili tylko o tym. Itachi Uchiha, spadkobierca ogromnej firmy zabił własnych rodziców.
Mój ukochany Itachi zabił Mikoto i Fugaku Uchiha. Kiedy podjął decyzję? Czy jestem w to zamieszana, mimo iż nie byłam tego świadoma? Może dał mi jakieś znaki, których ja nie zauważyłam?
Nigdy wcześniej nie byłam tak przerażona. Lada moment do mieszkania mogła wejść policja. Nic dziwnego, że zbladłam, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Odnosiłam wrażenie, że zaraz zemdleję z nerwów, które nie ustąpiły dopóki nie zobaczyłam czarnych, rozwichrzonych na wszystkie strony włosów i grzywki przykrywającej oczy tego samego koloru.
- Sasuke - powiedziałam z wyczuwalną ulgą i wtuliłam się w niego. - Jak dobrze, że jesteś. - Nigdy wcześniej nie cieszyłam się tak z widoku młodszego z braci Uchiha.
- Nic o tym nie wiedziałaś? - zapytał bynajmniej, nie z troski. Odszedł ode mnie i wszedł do salonu, rzucając na szklany stół jakąś kopertę. - Przepisał na mnie wszystko, co miał.
Czy to oznacza, że Sasuke, "zakała rodziny", właśnie stał się jedynym spadkobiercą rodzinnej spuścizny? To była jedyna rzecz, do której ojciec chłopaków nie chciał dopuścić. Czy to było to, co chciał osiągnąć Itachi?
Moje milczenie przedłużało się, w tym czasie brunet usiadł na skórzanej kanapie i wyciągnął do przodu długie nogi.
- Przeczytałem list od niego. Prosił, bym zaopiekował się tobą - wyjawił, a ja instynktownie dotknęłam brzucha. Wciąż był płaski, ale ostatnio źle się czułam, dlatego postanowiłam zrobić test. Nie było odpowiedniej chwili, by mu to powiedzieć, a teraz, z nerwów kompletnie o tym zapomniałam. Sasuke spojrzał na mnie z ukosa. - Czyli to prawda - westchnął bez szczególnych emocji, zapewne dobrze interpretując mój gest. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Czyli on wiedział? - zapytałam z niedowierzaniem, a Sasuke wzruszył ramionami. Jeśli zobaczył test, wiedział o tym od jakiegoś tygodnia. I nic nie powiedział. Mimo to, wciąż zdecydował się na krok, który zaważył na przyszłości.
- Najwidoczniej. No i wierząc jego słowom, jest już daleko stąd - wyjawił, a ja spojrzałam na niego z jeszcze większym szokiem wypisanym na twarzy.
- Co przez to rozumiesz?
- Akatsuki kojarzysz? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. Nasze najbardziej beztroskie lata życia przeplatały się z nazwą tego klubu. - Zebrał zaufanych ludzi. Wyciągnęli go z aresztu i jest daleko stąd. Z racji twojego stanu nie chciał ryzykować i nie zdecydował się na zabranie ciebie, na razie mam się tobą zaopiekować, a on wróci w odpowiednim czasie.
Odwróciłam się w kierunku pokrywającego ścianę okna, skupiłam się na obserwowaniu widoku, jakbym jakimś magicznym cudem mogła go zobaczyć, odnaleźć w tym świecie. Dowiedzieć się, że istotnie, wszystko jest w porządku.
- Policja pewnie będzie cię przesłuchiwać, ale ty nic nie wiesz, wątpię też, by Itachi zostawił tutaj jakieś tropy. Jeśli chcesz - przerwał na chwilę, by odejść w kierunku drzwi. - Możesz zostać tutaj, jednak gdybyś chciała pomogę ci - z tymi słowami zostawił mnie w mieszkaniu samą.
Spojrzałam na kopertę, którą zostawił na szklanym stole. Na wierzchu widniała krótka instrukcja: "przeczytaj i zniszcz".
*Sasori*
Hanzo Salamandra zamieszkiwał w podmiejskim domku, nie zwracając na siebie uwagi tłumów, stąd nie dziwiło mnie już, że nie byłem w stanie odnaleźć go tylko przy udziale moich szpiegów. Teraz jednak siedziałem na beżowej kanapie, naprzeciw niego.
- Posiadanie takiego wspólnika napawa mnie dumą - powiedział, popychając w moją stronę szklankę z alkoholem. Szkło prześlizgnęło się po drewnianej powierzchni. - Za owocną współpracę - powiedział, wyciągając szklankę w górę.
Sięgnąłem po alkohol, jednak nie w smak było mi wznoszenie toastów. W domu zostawiłem macochę i Sakurę. Przypuszczalnie, Uchiha zabierze ją ze sobą już niedługo. I dobrze, teraz, gdy nadchodzi czas wyrównywania rachunków, byłaby tylko ciężarem. I ja dla niej. Vendetta Sasuke skończyła się. Zyskał miasto z całym podziemnym świadkiem. Ludzie mojego nowego wspólnika już pakowali dobytek znajdujący się w domu, mieli opuścić Konohę jeszcze dzisiejszej nocy. Nawet tak drobni gracze jak Akatsuki, rozpłynęli się w powietrzu. Sasuke miał być panem na własnym podwórku.
Jednak, by sprawy się nie komplikowały, musiałem zrobić coś, co złamie jej serce. Nie spodziewałem się, że mnie zaboli to równie mocno.
Wysłanie obszernego, bezlitosnego SMS'a było konieczne, by nie ciągnęły się za mną porachunki z przeszłości. Nie mogłem popełnić tego samego "błędu", który sprowadził na Sasuke i Sakurę tylko nieszczęścia. Gdy Hanzo świętował, ja znów sięgnąłem po telefon. Zadzwoniła tylko raz. Jeden, jedyny raz, który odrzuciłem. Ponownie spojrzałem na wiadomość:
"Ta noc uświadomiła mi, że to by nie wyszło. Nic do ciebie nie czuję. Sądzę, że myślisz tak samo, zatem nie ma sensu robić scen. Rozejdźmy się w ciszy, udając, że ostatnie lata nie istniały. W końcu głupie, dziecięce zauroczenie i sentyment dorosłego to nic nieznaczące głupoty. Jesteś silniejsza niż ci się wydaje. Przestań użalać się nad sobą i pokaż jaka jesteś naprawdę. Może wtedy przestaniesz błądzić jak dziecie we mgle i w końcu odnajdziesz to czego szukasz. Wiem jednak jedno, nie jest to związane ze mną. Nie czekaj na mnie. Raczej nie wpadnę na kolację."
*Sakura*
Wraz z dostaniem tej wiadomości, poczułam się, jakbym właśnie dostała bolesny policzek. Wraz z wiadomością, dotarła do mnie wiadomość, że spokój i bezpieczeństwo w tym domu dla mnie dobiegły końca. Spakowałam te kilkanaście rzeczy, które zabrałam kilka dni wcześniej, uciekając od Sasuke i wyszłam z domu, gdy pani Akasuny nie było. Było dla mnie jasne, że moja obecność w tym domu była nie na miejscu, ale wstyd było mi wracać do Uchihy. Zatem ominęłam ulicę, przy której stał mój dom i skierowałam się na przystanek.
Może powrót do rodziców były mniej niezręczny? Bo kogo jeszcze miałam? Nie mogłam narzucać się Hinacie i Naruto. Odniosłam też wrażenie, że w ciągu tych kilku miesięcy po powrocie straciłam i Ino, moją najukochańszą przyjaciółkę. Sasori postanowił zerwać ze mną kontakt, a Sasuke było mi wstyd spojrzeć w oczy.
Do najbliższego autobusu pozostało pół godziny. Przeklęłam z frustracją, zapominając o tym, że na obrzeżach miasteczka autobusy to rzadki widok. Pozostało mi czekać. Postawiłam więc walizkę obok siebie, sama usiadłam i przyglądałam się własnym butom. Nie miałam ochoty obserwować ruchu na ulicy, czy nawet pola, będącego po drugiej stronie jezdni.
Minęło trochę czasu, gdy usłyszałam kroki kogoś zbliżającego się do przystanku. Nieszczególnie mnie to interesowało. Ludzie jeździli autobusami, więc nie był to szczególnie szokujący widok, osoby czekającej na autobus. Moją uwagę zwrócił dopiero głos osoby:
- Kochanie. Co ty tu robisz? - Uniosłam głowę, by skrzyżować wzrok z czarnymi tęczówkami, które przez długi czas tak ubóstwiałam. Sasuke delikatnym ruchem podciągnął mnie do góry i przyjrzał się mi uważnie. Jego wzrok... Miałam niemal pewność, że jest w stanie wyczytać, co robiłam zeszłej nocy.
- Ja... - wyszeptałam, spuszczając wzrok na buty gotowa by wyznać, że go zdradziłam, jednak on uciszył mnie i przytulił.
- Nie, przepraszam. Nigdy nie musisz się mi tłumaczyć. Po prostu wracajmy do domu - odpowiedział i odchylił się nieco w tył. - Dobrze?
- Dobrze.
Niekonwencjonalny sposób: dedykacja na końcu, specjalnie dla Yjaxia SasuSaku wciąż w grze <3
No i w sumie, nie chciałabym straszyć, ale idziemy ku końcowi, może jeszcze kilka rozdziałów będzie, zobaczę, jak mi to wyjdzie. Ff był skierowany na Sakurę i Sasuke (mimo różnych perypetii). Myślę, czy nie rozwinąć wątku Sasoriego i tej akcji, jednak byłby to już wątek podoczny, jako takie dodatkowe rozdziały.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top