2.32 być wiernym (18+)
Po ostatnich wspaniałych komentarzach zastanawiałam się, czy może nie wyjaśnić Wam co właściwie planuję. Jednak, postanowiłam, że po prostu będę pisać, a zapewniam, że postaram się, by wszyscy byli zadowoleni. Ale wszystko w swoim czasie, a ten rozdział dedykuję ladyingold23, ponieważ pojawia się to, czego chciałaś ^^
*Sakura*
Czekałam przez chwilę w milczeniu. Co ważnego mógł mieć mi do przekazania?
- Odnośnie rozmowy w nocy... Zastanowiłem się nad tym. - Przez chwilę milczał, patrząc w sufit. - Nie mogę podjąć za ciebie decyzji. To byłoby ograniczenie twojej wolności. Wchodzenie w świat Sasuke, możliwe, że był błędem. Nie wiem, co czułaś, ale wiem, że nie umiałem cię powstrzymać przed tą decyzją. Pragnęłaś tego, a ja po prostu pozwoliłem ci odejść. Nie mógłbym cię zatrzymać na siłę.
Przełknęłam nerwowo ślinę i położyłam się obok niego. Przez chwilę, która wydawała się trwać w nieskończoność, leżeliśmy na jego łóżku, patrząc po prostu w sufit. Wspomnienie Uchihy było dość bolesne. Czułam się, jakbym myślami zdradziła go już dawno.
- A co zrobiłbyś teraz? - zapytałam nagle. Odwrócił twarz w moją stronę, ja jednak nie odważyłam się spojrzeć na niego. - Wtedy... - zawahałam się na chwilę. - Pozwoliłeś mi odejść. A teraz?
Przewrócił się na bok i oparł twarz na ręce, patrząc na mnie.
- Moja odpowiedź może być dla ciebie ciężka. W pewnym sensie, postawi cię pod ścianą - stwierdził, a ja odważyłam się spojrzeć w jego złoto-brązowe oczy.
- Mimo to, chcę wiedzieć - odpowiedziałam i bezwiednie oblizałam usta. Mężczyzna nachylił się i zawisł kilka centymetrów nade mną. Poczułam ciepłe powietrze, przymknęłam powieki, a on delikatnie dotknął moich ust swoimi. Jego ręka powędrowała na moje biodro, dzięki czemu teraz cały zatrzymał się nade mną.
To uczucie... było inne niż wszystkie, jakich doświadczyłam. Jego spierzchnięte wargi ledwie stykały się z moimi, czekając na moją reakcję. On wciąż się wahał, ale ja go pragnęłam, chciałam poczuć go coraz bardziej. Oblizałam jego wargi, upewniając go, że nie robi nic wbrew mi. Rozluźnił się i zbliżył jeszcze bardziej, jego kolano znalazło się między moimi udami. Czułam się podniecona. Niczego nie zrobiłam wbrew sobie.
Powoli. Zajęta jego delikatnymi pocałunkami i dotykiem na moim ciele, dałam się rozebrać. Nawet nie pamiętam, kiedy leżałam pod nim, w samej bieliźnie, starannie dobranej specjalnie dla niego. Tym razem to ja go przyciągnęłam, i zmniejszyłam doskwierającą mi odległość. Uśmiechnął się. Mnie też to cieszyło. Wszystko, co robiłam, chciałam oddać mu te wszystkie dni, w które bezwiednie go raniłam. Robiłam to też po to by zobaczyć uśmiech na jego ustach. I zatopić się w uczuciach, które skrywane były latami. Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, jak to możliwe, że nie wybrałam jego.
Leżałam pod nim, wciąż trochę się denerwując. Do tej pory przez moją głowę przetaczało się tysiące myśli, ale jednym gestem sprawił, że wszystko ulotniło się, jak chłód w moim sercu, gdy weszłam do tego domu. Ponownie zaczął mnie całować. Czoło, oczy, nos. Przymknęłam powieki. Lekko zasyczałam. Dotknął ust.
- Wciąż tego chcesz? - zapytał zmysłowo, a ja westchnęłam, wijąc się niczym wąż pod wpływem jego dotyku. Trzy słowa, które mnie rozbudziły jeszcze bardziej. Umiałby uwieść każdą, a mimo to był sam.
Wodził palcem po moich ustach, drocząc się z najdelikatniejszą skórą na moim ciele. Czułam jak w środku cała krzyczę z podniecenia. Odchylił stanik i zimnymi dłońmi dotknął mojej piersi. Mój biust z każdą sekundą stawał się bardziej nabrzmiały. I głodny. Jakby prosił o więcej. Nie przestawał całować moich ust.
Dopiero kilka minut później, zobaczyłam, że to, co przed chwilą ściskało mi klatkę piersiową, teraz leży samotnie na podłodze sypialni. Uśmiechnęłam się. Odpowiedział mi tym samym i począwszy od szyi po dekolt, ale tam jego usta były obecne jedynie przez chwilę. Teraz jego język delikatnie otulał moje piersi. Jeden po drugim. Czasami pozwalał zębom zadać lekki ból, a ja podnosiłam się i opadałam z rozkoszy.
Dłużej nie mogłam wytrzymać. Odwróciłam go na plecy i usiadłam na nim okrakiem, przystępując do dużo bardziej namiętnego całowania jego ust. Moje ręce błądziły po jego klacie. Teraz to ja tu rządziłam. Zaczęłam od uszu i szyi. Nie mogłam przestać. Westchnął przeciągle, skradając pocałunki, gdy tylko zbliżałam do niego swoje wargi, aż w końcu gryzł jedną z nich. Zatrzymałam się na chwilę. Wykorzystał to. Delikatnie i podstępnie zaczął przesuwać się po wewnętrznej stronie uda. Był coraz bliżej. Przewrócił mnie z powrotem na plecy. Czułam jak wewnątrz wszystko staje się gorące. I topi wszelkie opamiętanie.
Nie chciałam dłużej czekać. Popatrzył się na mnie, nie będąc pewien czy może. Wymieniliśmy znaczące spojrzenia, a ja oblizałam nabrzmiałe wargi. Kolejne uderzenie gorąca już zadomowiło się w dole mojego brzucha, w miejscu, do którego nachylił się i powoli zbliżał usta. Zsunął ze mnie ostatnią część garderoby. Nie żałowałam. Nie bałam się nagości. W tej chwili zapomniałam o wszystkim, chciałam być tylko jego. Nie wiem dlaczego, jednak wiedział jak zaszczepić we mnie rozkosz. Mruczałam i pojękiwałam pod samą jego dłonią na mojej piersi. W końcu poczułam jego język poruszający się z taką finezją, że wykrzywiłam plecy w łuk, próbując opanować emocje. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, a moje ręce odnalazły jego włosy, które pogłaskałam. Chciałam krzyczeć, chciałam go znów pocałować. Resztkami sił przyciągnęłam go z powrotem do siebie.
- Kochaj się ze mną, Sasori - wyszeptałam, a on w odpowiedzi uśmiechnął się i znów mnie pocałował. W jego ramionach poczułam się bezpieczna. Miałam wrażenie, że on doskonale wie, czego pragnę. Ściągnęłam z niego ciemne bokserki, które wylądowały gdzieś niedaleko mojej bielizny. Nie pozwoliłam by czar tej nocy prysł.
Wstrzymałam oddech, gdy poczułam jak wchodzi we mnie. Rozpalenie sprawiło, że byłam całkowicie mokra, a przy tym nie czułam żadnego dyskomfortu. Sama rozkosz. Uniósł mnie, tak, że teraz siedziałam na nim okrakiem. Dał mi władzę, mogłam zdecydować o wszystkim. Wplątałam ręce w jego rude włosy i zaczęłam unosić się i opadać, coraz szybciej i szybciej, jęcząc przy każdym ruchu. Ruszaliśmy się w rytm muzyki, którą słyszeliśmy tylko my.
Aż w końcu opadłam, czując orgazm który dopadł mnie nagle, głęboko. Wpadłam wprost w jego ramiona i pocałowałam go żarliwie.
*Itachi*
Shana leżała w moich ramionach, spokojna, pogrążona we śnie. Niczym rudowłosy anioł. Już świtało, a ja nie zmrużyłem oka przez całą noc. Decyzja, którą podjąłem wydawała się nieprzemyślana, ale tylko taka opcja wchodziła w grę. Dla ochrony tych, których kocham.
Ucałowałem czoło mojej ukochanej. W pewnym momencie zgubiłem się, popełniałem błąd za błędem, ale w końcu zdałem sobie sprawę, że jedyna, którą mogę mieć przy swoim boku jest kobieta leżąca teraz w moich ramionach. Przygryzłem wargę, starając się nie rozpłakać. Czy po tym wszystkim wciąż będzie gdzieś przy mnie? Czy odwróci się na zawsze? Zbyt dużo decyzji podjąłem za nią. Teraz ona zdecyduje.
*Sasori*
Obudziłem się nad ranem. Sakura leżała obok i nawet nie poruszyła się, gdy wstałem. Dalsze zwlekanie mogło kosztować mnie zbyt dużo, bym wciąż mógł przy niej leżeć.
Pojechałem do starych baraków, by móc w końcu dowiedzieć się, co wydarzyło się pod moją nieobecność. Były żołnierz właśnie drzemał na starej kanapie. Wszyscy wyglądali na zmęczonych, dlatego nie skrytykowałem tego. Sam straciłem prawie dwadzieścia cztery godziny na odpoczynek. Od niedzieli wszystkim zaoferuję nieco wolnego. Zasłużyli.
Inny, pilnujący już jednego więźnia wręczył mi kasetę z nagraniem. Staromodne, ale po pierwsze, bardzo bezpieczne pod względem jakiegokolwiek podsłuchu, po drugie trudne w skopiowaniu, a po trzecie banalne w zniszczeniu.
Na nagraniu było widać i słychać agonię, w jakiej umierał wcześniej pewny siebie więzień. Miałem dowód, że substancja, którą tak długo dopracowywałem, działała jak należy. To spowodowało, że ten drugi, który od początku wydawał się mniej pewnym, zaczął być skłonny do zeznań. Pracujący u mnie prawnicy umieli wydobyć prawdę, w innym wypadku nie byliby w stanie zdobyć posady w kancelarii.
- "Ja prawie nic nie wiem". - Standardowa gadka, ale prawda jest taka, że mało kto był w stanie wykonać zadanie bez zbędnych pytań, bez domysłów. Zza kadru usłyszałem zniekształcony głos mojego prawnika zadający kilka trafnych pytań.
- "Chodziło o młodego Akasunę. Nic więcej. Nasz szef chciałby mieć go u siebie".
U czym on mówi?
- "Jest równie inteligentny jak jego rodzice. Może nawet inteligentniejszy. Wiadomym było, że wysunięcie zwykłej propozycji ciągnęłoby za sobą dość nieprzewidywalne konsekwencje. Właśnie dlatego mieliśmy go obserwować, by nasz szef wysunął propozycję współpracy. Nie wiem jakiej, nie wiem kiedy. Ja miałem tylko obserwować, by potwierdzić przypuszczenia, że współpracuje z Uchihą".
- "Po co sprawdzać przypuszczenia, że pan Akasuna współpracuje z Uchihą?"- "Nasz szef oferował kiedyś współpracę pani Akasunie, jednak ona się nie zgodziła. Jej ideały były inne. Jeśli młody Akasuna współpracuje z kimś takim jak Uchiha, oznacza to, że jego ideały są bardziej zbliżone do naszego szefa".
Wstrzymałem film i przez chwilę milczałem. Tajemnicza śmierć mojej matki. Słowa tego śmiecia mogły być pierwszym dowodem na to, że wówczas maczał w tym palce Hanzo. Czy ktokolwiek o tym wiedział? Hazno chciał, by tak doskonały prokurator jak moja matka wplątała się w przestępczy świat. Nie zgodziła się, czy dlatego została wtedy zabita?
- Wystarczy mi tego - powiedziałem i wyjąłem kasetę z odtwarzacza. Własnoręcznie chciałem zająć się tym materiałem i musiałem wprowadzić szybkie zmiany do planu.
*Sasuke*
W porcie panowała nienaturalna cisza, nawet woda wydawała się nie poruszać, nie uderzać o brzeg. Za piętnaście minut miałem przejąć fałszywy transport z narkotykami, ale nie to zajmowało moje myśli. Sakura nie dała mi znaku życia od dwóch dni. Czy to oznaczało, że straciłem ją na zawsze?
Dopiąłem kamizelkę kuloodporną. Była moim światłem, moją nadzieją. A teraz zniknęła, a ja czułem się jak uderzony z pięści w brzuch. Miałem ochotę wskoczyć do wody i już nie wypłynąć. Choć głośno nigdy bym się do tego nie przyznał, chciałem, by stał koło mnie Naruto. By ten głupek powiedział, że po wszystkim przejdziemy się na piwo i pośmiejemy. Ale on nie wiedział, że ta akcja ma miejsce. On sądził, że wieczorem każdy z nas pojechał do własnego domu.
To posunięcie miało dużo większe znaczenie, niż ktokolwiek by się spodziewał. Jeśli złapałaby nas policja, co mogłoby się stać w każdej chwili, zeznania Naruto byłyby wiarygodne, dodatkowo każdy z nas jest w stanie przewidzieć, co Uzumaki powie, a dzięki temu nasze zeznania bez względu na sytuacje będą wyglądały podobnie.
Tylko kilka osób było poukrywanych wśród ogromnych portowych skrzyń. Oczywiście, był plan awaryjny. Shikamaru przewidział każdy ruch. Jak w scenariuszu.
- Tak jak przewidywał scenariusz. Stoisz w tym miejscu - usłyszałem za sobą tubalny głos mężczyzny. Gwałtownie odwróciłem się wymierzając broń w jego stronę.
- Scenariusz nie przewidywał, że będziesz to wiedział. Zatem mamy kreta w grupie - powiedziałem odbezpieczając broń, jednak Hanzo uniósł ręce pokazując, że jest nieuzbrojony. Nie interesowało mnie to. Był jak główny boss, którego musze pokonać, by wygrać tę popieprzoną grę. Ale czy teraz miało to znaczenie?
- Raczej kogoś, kto powstrzymał zbędny rozlew krwi - wyjaśnił i ostrożnym ruchem wyjął jakąś kopertę. - Mam do ciebie szacunek, gówniarzu i dziś straciłem powód, by z tobą walczyć - dodał i wyciągnął kopertę w moją stronę.
- Co to? - zapytałem, nie wykonałem najmniejszego ruchu i wciąż byłem przygotowany do strzału.
- Kilka rzeczy, o których powinieneś wiedzieć, wieści od kilku osób. Pozwoliłem sobie to przejrzeć włożyć to w jedną kopertę, by tego nie zgubić. Niektóre wiadomości nawet jak dla mnie były wstrząsające, ale to od ciebie zależy jak zareagujesz.
- Dość gadatliwy jesteś - stwierdziłem, a starszy mężczyzna zaśmiał się przeciągle.
- Wierzę w ideały. Nie widzę powodu, dla którego miałbym po prostu zabijać kogoś, kto na nieco inny sposób, chce zbudować podobny świat.
- Mówisz, co najmniej, jakbyś był dobry - zakpiłem i zrobiłem krok w jego stronę.
- A ty mówisz co najmniej, jakbyś był zły - mówiąc to, rzucił mi kopertę pod nogi. - Życie zgodne z pragnieniami wymaga od nas poświęceń. Tworzenie swoich własnych zasad, życie inne z przekonaniami ojca. Najważniejsze, by być gotowym na wyrzeczenia i być wiernym swojej drodze na zawsze. Masz we mnie przyjaciela, pierdolony książę.
Hanzo odwrócił się plecami do mnie, nie osłaniał go nikt. Ale czy strzelenie mu w plecy byłoby zgodne ze mną? Nie miałem wątpliwości, gdy posyłałem Suigetsu do piachu, ale w takim momencie moja dłoń stawała się coraz cięższa, aż w końcu opuściłem broń i sięgnąłem po kopertę. Wypełnioną jakimiś kartkami.
Czy to już koniec?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top