2.30 Popełniliśmy tyle błędów

*Sasori*

Mimo stwierdzenia matki zastępczej, że powinienem przebrać się z garnituru, nie zdecydowałem się na założenie czegoś luźnego. Zdjąłem jedynie marynarkę i rozwiązałem krawat, a spodnie zmieniłem na mniej oficjalne, koszulę co prawda zmieniłem na czarną, ale tylko przez to, że nie czułem się świeżo w tej, którą nosiłem cały dzień. Spojrzałem w lustro i przekląłem. 

- Co ja wyprawiam? - zapytałem w odbicie i przeczesałem dłonią włosy. Ktoś za mną chodzi. Byłem tak rozkojarzony, że nie zauważyłem tego. Dopiero przypadek pozwolił, że się dowiedziałem. A teraz miałem pod dachem osobę, która jest uosobieniem ofiary mafii, od wakacji cień niebezpieczeństwa za nią podąża niczym smród za dzieckiem. 

Zamiast zajmować się głupotami, powinienem zadbać o bezpieczeństwo wszystkich osób znajdujących się w moim domu. 

Kiedy Sakura pojawiła się w moim domu? Nie wiem. Czy ktoś ją śledził? Nie wiem. Czy ktoś niepowołany ją widział? Nie wiem. Wszystko to zostawiłem losowi. To nie powinno się zdarzyć. 

Wiem za to, że Sasuke nie zjawił się w firmie. Czyżby uciekła mu już w nocy? O czym gadała z moją matką wczoraj podczas sesji psychologicznej? Tyle pytań i zaledwie teorie w kwestii odpowiedzi. Pora się ogarnąć, ponieważ ostatnio nie jestem sobą. 

Jako właściciel kancelarii prawniczej miałem do swojej dyspozycji kilku detektywów, a i pozyskałem sporo szpiegów w całym mieście. Nie bez powodu mój ojciec był kiedyś najlepszym prawnikiem w regionie, a ja szybko wdrożyłem się w działanie kancelarii. Najważniejsze są źródła informacji i szybkie reagowanie. Ojciec mnie na to przygotowywał. 

Już miałem wracać do salonu, gdy dostałem wiadomość, która wzbudziła we mnie niepokój. 

"Pana dom jest obserwowany"

Zatem należy działać już teraz. Kilka szybkich telefonów załatwi sprawę. 

*Sakura*

Ta atmosfera... była rodzinna i ciepła. Pani Akasuna sprawiła, że znów miałam ochotę się śmiać, beztrosko piłam alkohol i wspominałam dobre czasy. Później nieświadomie zaczęłam wspominać różne sytuacje ze szkoły z Sasorim. Nie zauważyłam nawet, gdy pani Akasuna poszła się położyć. 

Czerwonowłosy dolał mi trochę wina i zaproponował przeniesienie się na kanapę. Więc tak siedzieliśmy, ja owinięta w zielony koc i zupełnie rozluźniona, on  z rozpiętym górnymi guzikiem koszuli, wspominaliśmy dzieciństwo. Rzadko mieliśmy okazję się spotkać, nie bawiliśmy się wspólnie na placu zabaw w pobliżu, ale okazało się, że mieliśmy więcej wspólnego niż nam się wydawało. 

W końcu, po zakończeniu opowiadania mu jednej historii, utkwiłam w nim wzrok. Obserwowałam, jak szczerze śmieje się z głupiej anegdotki. Nagle, pojawiła mi się w głowie szalona myśl. Nie wiem, czy to pod wpływem alkoholu, czy może to były głęboko skrywane uczucia. Uczucia, które były gdzieś głęboko we mnie od momentu, gdy zobaczyłam go w pierwszej liceum, stał przed budynkiem na motorze, gdy odciągnął ode mnie namolnego Kibę i zaoferował odwiezienie do domu. Mój wzrok zatrzymał się na jego wykrzywionych w uśmiechu ustach. Miałam ochotę go pocałować. Przygryzłam nerwowo wargę i napiłam się trochę wina, licząc, że przełykając kolejne partie alkoholu pozbędę się tej myśli. 

- Masz ochotę na spacer? - zapytał nagle Sasori, a ja znów na niego spojrzałam. Odkładał właśnie telefon na szklany stolik przed nami tym samym sięgając po wino. 

- Gdzie? - zapytałam i ugryzłam się w język nim zdążyłam dopowiedzieć coś złośliwego. Nie wychodziłam na niezobowiązujący spacer od miesięcy, w mojej głowie już pojawiała się myśl, że dla mnie coś takiego jest nieosiągalne. A jedyny spacer jaki można mi zaproponować, do spacer wokół domu po podwórku. 

- Gdziekolwiek byś chciała. Muszę iść z psami na spacer, więc ci to proponuję - wyjaśnił swobodnie, a ja przyjrzałam mu się z podejrzeniem. Czyżby podejście Sasuke do mnie sprawiło, że już w głębi psychiki zaczynałam wariować? Nie, to niemożliwe. 

Jednak dziwne myśli nachodziły moją głowę. Czy to możliwe, żeby chciał się mnie pozbyć? Oddać pod skrzydła Sasuke? Po co miałby trzymać mnie u siebie? Dodawać sobie pracy dbaniem o moje bezpieczeństwo podczas gdy ja najpierw go odrzuciłam, a teraz z moją głową nie było najlepiej. Słowa pani Akasuny nie miały teraz znaczenia. W gruncie rzeczy, jej zapewnienia nic nie znaczyły, ponieważ zauważyłam, że to Sasori jest osobą, która podejmuje decyzje w tym domu. Między nim a mną jest ogromna przepaść. Czy moje myśli teraz mają sens? Czy to objaw paranoi? 

- Sakura. Wszystko w porządku? - zapytał nachylając się w moją stronę i dotknął mojego czoła dłonią, jakby sprawdzał temperaturę mojego ciała. - Wyglądasz jakbyś zachorowała. Jeśli wolisz, możesz się położyć i odpocząć. 

- Nie, wszystko w porządku - powiedziałam, zaciskając palce w pięść. 

(*30 minut później*)

Dochodziła druga w nocy, a ja i Sasori spacerowaliśmy po ścieżce w lesie. Ścieżce, która była przez nas tak często używana w przeszłości. Ren i Len, jego psy, szły po obu moich stronach, tak jakby uznały, że trzeba mnie pilnować. 

- Zwariowałeś - powtórzyłam, niespokojnie rozglądając się na boki. Już nawet nie chodziło o to, że bałam się o swoje bezpieczeństwo, ale las w nocy wydawał się przerażający. 

- Spokojnie, przecież to tylko chwilka - mówiąc to, Akasuna wyszedł na polanę. Polanę, na której spędziłam niemal pół dzieciństwa, ganiając z dziećmi, z psami... 

W nocy okazała się niespodziewanie pięknym widokiem. Księżyc intensywnie odbijał słoneczne światło, oświetlając całe miejsce. Pod wpływem światła trawa wydawała się srebrna. Między chmurami pojawiały się jaśniejące, piękne gwiazdy. Na komendę czerwonowłosego psy odbiegły nieco dalej, by chwilę się pobawić. 

- Jednak było warto? - zapytał z rozbawieniem, a ja kiwnęłam głową na znak potwierdzenia. Czułam jego obecność za sobą. To uczucie pozwoliło mi się uspokoić przynajmniej do momentu, w którym z krzaków nagle wyleciał ptak. 

To spowodowało, że krzyknęłam i cofnęłam się, uderzając plecami o Sasoriego, który zachwiał się, jednak udało mu się utrzymać równowagę, a w efekcie, przytrzymać również mnie. Złapałam się ręką w miejscu serca, oddychając z ulgą i dopiero chwilę później zauważyłam, że moje druga ręka mocno ściska jego dłoń. 

- Przepraszam - wyszeptałam puszczając go i odchodząc krok do przodu. 

- Nie masz za co przepraszać, każdy może wystraszyć się czegoś takiego w środku nocy - powiedział, uważnie mnie obserwując. - Nie mniej, zapewniam cię, że nie masz czym się martwić. Obronię cię, no i mamy ze sobą dwa myśliwskie psy - dodał swobodnie. 

- Sasori - powiedziałam nagle, spuszczając wzrok na trawę pod moimi nogami. - Co byś zrobił na moim miejscu? Jak byś postąpił? - zapytałam i uniosłam na niego wzrok, by ocenić jego reakcję. Wydawał się zdziwiony. 

- O czym mówisz? - zapytał powoli, a ja odwróciłam wzrok w kierunku psów. 

- O przeszłości, przyszłości, teraźniejszości... Zauważyłam tak wiele błędów, które popełniłam. Proszę, powiedz mi, co mam robić. 

- Nie mogę o tym zdecydować. - Spodziewałam się tej odpowiedzi. Spojrzałam na niego i oblizałam usta. Chęć na pocałowanie go była jeszcze większa. 

- Nienawidzisz mnie? - odważyłam się zadać kolejne pytanie, a Sasori zmarszczył brwi. 

- Nie mógłbym cię nienawidzić - odpowiedział i przekręcił głowę nie spuszczając ze mnie wzroku. Uśmiechnęłam się lekko. Te słowa sprawiły, że moje serce zabiło mocniej. 

- Zastanawiam się, czy gdybym postąpiła inaczej, czy teraz byłabym w innej sytuacji - sama do końca nie wiedziałam, w co gram, czego oczekiwałam. Akasuna zrobił krok w moją stronę. Czy on się domyśla czego bym chciała? 

*Sasuke*

Byłem w kropce. Jak jej szukać nie wzbudzając podejrzeń? Nikt nie powinien wiedzieć o tym incydencie. Gdyby ktoś niepowołany dowiedział się o zniknięciu Sakury, byłaby w jeszcze większym niebezpieczeństwie, zakładając, że już nie jest. Jak mogła zachować się tak nieodpowiedzialnie? Cały dzień szarpało mnie poczucie winy i strach o nią. 

Dodatkowo, dostałem telefon od Itachiego. Szukał ze mną kontaktu, a to oznaczało, że musiało wydarzyć się coś bardzo ważnego. Nie bez powodu chciał, żebym w nocy przyjechał pod wskazany adres. Mogła to być pułapka, ale poczułem się zdesperowany. Potrzebowałem pomocy brata. Nie oczekiwałem nawet rozwiązań, ale chciałem go zobaczyć. 

Spotkaliśmy się w jakimś opuszczonym mieszkaniu na skraju miasta. Wyglądało to tak jakby poprzedni właściciele pozbierali większość rzeczy pozostawiając jakieś losowe meble: dwa stare krzesła z różnych zestawów, stół z krzywymi nogami, metalową ramę łóżka bez materaca. Nie chciałem się zastanawiać nad tym, chciałem wiedzieć, dlaczego mój brat zaplanował spotkanie w takim miejscu i o co konkretnie chodziło. 

- Co planujesz? - zapytał Itachi na wstępie, a ja uniosłem ze zdziwieniem brwi. Istotnie, miałem sporo spraw do załatwienia, ale na ten moment zbyt skupiłem uwagę na Sakurze. W zasadzie, jedyne, co udało mi się załatwić to sprawę biznesu, by znów mieć dochody na kolejne przedsięwzięcia. Sprawę Hanzo i ojca zostawiłem losowi, a w zasadzie, całkowicie odciąłem się od moim prywatnych problemów, gdy Sakura zaczęła załamywać się nerwowo. 

- Co masz na myśli? 

Mój brat przyglądał mi się jakby oceniał. 

- Wciągnięcie Shikamaru Narę w to wszystko, ucięcie kontaktu ze mną, dość częste zmiany adresu - zaczął ostrożnie wyliczać, a ja zmarszczyłem brwi. - Nie planujesz żadnego skoku? - kontynuował. 

- Dlaczego miałbym coś planować? - zapytałem równie ostrożnie. 

- Głupie pytanie - zripostował moją wypowiedź i usiadł na ciemnym krześle. - Oczywiście, że coś planujesz. Jesteś na ostrzu noża. Pytanie tylko, w którą stronę podejmiesz działania? 

- Jeśli zadajesz mi takie pytania, z pewnością coś wiesz, Itachi.

Brat nie odpowiedział, a jedynie obserwował mnie. Przez chwilę w obskurnym pomieszczeniu panowała cisza, w końcu echem od ścian odbiło się jego westchnienie. 

- Podejrzewam, że to co usłyszałem jest połowiczną prawdą. Z Sakurą w porządku? - Niewinne pytanie czy test? Zacisnąłem szczęki. - Czyli wciąż coś jest nie tak? 

- Zachowujesz się, jakbyś nie obserwował domu - spostrzegłem ostrożnie, a Itachi przyjrzał się mi z kolejnym westchnieniem. 

- Czyli wciąż daje się we znaki jej słaba psychika? - Takie pytanie... Itachi nie wie, że uciekła? To bardzo możliwe. Czyli nocna ucieczka Sakury została niezauważona. - Niektórzy wątpią również w twoje motywacje. 

- Moje motywacje? - zapytałem, a on w końcu zakończył ocenianie mnie i westchnął przymykając powieki. Poznawałem ten wyraz twarzy. Właśnie doszedł do jakichś wniosków. Chciał spotkania, by musiał coś sprawdzić. Nie chodziło tu o Sakurę, nie chodziło o samego mnie, ale coś, czego się dowiedział.

- Zapomnij o tym - poprosił. - Co z Sakurą? Jak się czuje? 

- W porządku, przynajmniej lepiej niż było - przyznałem, próbując ukryć irytację spowodowaną nieświadomością. Ile wie, mimo, że prawie dwa miesiące temu odciąłem go od siebie? Itachi nie jest głupi, mając choćby fragmenty informacji, jest w stanie wydedukować bardzo dużo. Czy ukryję przed nim to, że Sakura uciekła? 

- Uważajcie na siebie - powiedział spokojnie i wstał. - Wracajmy do domu. 

*Shana*

W nocy obudził mnie pełny pęcherz. Ledwie przytomna, uniosłam się do siadu i spojrzałam na drugą połowę łóżka. Pustą połowę. 

- Itachi? - zapytałam głośniej, licząc, że mężczyzna jest w mieszkaniu i odpowie. Jednak odpowiedziała mi głucha, ciemna cisza. On raczej nie siedziałby po ciemku. Gdzie znów go poniosło? 

Załatwiłam potrzebę w łazience i weszłam do kuchni. Druga czterdzieści dwa. Co można załatwiać w środku nocy? Nalałam sobie wody, by ugasić pragnienie i spojrzałam za okno. Konoha pogrążona była w śnie. Całe miasto szykowało się na czwartkowy poranek. 

Nagle usłyszałam trzask drzwi i zamykanie ich na klucz. Itachi zapewne zauważył światło w kuchni i od razu tutaj przyszedł. 

- Czemu nie śpisz? - zapytał, otulając mnie od tyłu. Spuściłam wzrok na moją dłoń. Pierścionek zaręczynowy lśnił na palcu serdecznym. Nie rozstawałam się z nim od momentu wręczenia mi go przez mojego ukochanego i choć ubolewałam, że nie podzieliliśmy się tym ze światem, a w zasadzie zostawiliśmy ten fakt w sekrecie, cieszyłam się, że jednak po tym wszystkim chciał ze mną być, a ja wciąż coś do niego czułam. 

- Obudziłam się chwilę temu - wyjaśniłam spokojnie i odwróciłam się opierając się pośladkami o kuchenny blat. Zatrzymałam wzrok na jego ciemnych oczach, zdradzających ból. - A gdzie byłeś? - Starałam się nie brzmieć pretensjonalnie. Uchiha chyba to zauważył i uśmiechnął się lekko. 

- Musiałem się koniecznie spotkać z Sasuke - wyjaśnił spokojnie, bez pośpiechu, bez tłumaczeń. Stwierdziłam, że musi mówić prawdę. Dlatego cmoknęłam go w policzek. 

- W co znów wpakował się twój brat? - zapytałam, a on westchnął. Coś ostatnio go trapiło, a ja nie wiedziałam, co mogło się wydarzyć. Już od kilku dni chodził struty. Mężczyzna przesunął ręce na moje biodra i oparł czoło na moim barku. Poczułam jego oddech na swoim dekolcie. 

- Nie wiem. Ja chyba już nic nie wiem - powiedział ubolewającym tonem, a ja wplątałam ręce w jego ciemne włosy i przysunęłam go do siebie. Już jakiś czas temu zaczął pokazywać swoją drugą stronę, która nie chciała analizować wszystkiego, która nie chciała rozwiązywać wszystkich problemów świata. 

- Itachi - powiedziałam spokojnie i cmoknęłam go w czubek głowy. - Jesteś przemęczony - spostrzegłam i mocniej przygarnęłam go do siebie. 

- Kochasz mnie? - zapytał nagle, niespodziewanie. 

- Oczywiście, że cię kocham. Cóż to za pytanie? - zapytałam z lekką frustracją. 

- Ja ciebie też - zignorował moje pytanie i wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do łóżka i delikatnie położył. Tej nocy zasnęliśmy wtuleni w siebie. Jak za starych, dawnych czasów. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top