2.29 Wątpliwości i szok
*Sasori*
Wybiła piąta trzydzieści, gdy zadzwonił mój budzik. Wstałem i zacząłem przygotowania do pracy.
Ubrałem wyprasowaną czerwoną koszulę i odłożyłem na dokładnie złożonej łóżkowej narzucie nowy, czarny garnitur. Starannie dobrałem czarny krawat. Płaszcz czekał w garderobie. Spojrzałem na odbicie w lustrze. Zacząłem przypominać ojca.
W końcu zszedłem na dół i w kuchni przygotowałem sobie kawę, koniecznie musiałem przejrzeć plan dnia w telefonie. Będzie sporo roboty, dwie firmy generują dużo więcej zajęć. Westchnąłem przeciągle, przecierając skronie, jeśli nie wrócę wieczorem do domu z bólem głowy, to będzie cud.
Świeżo zmielone ziarna kawy przesypałem do sporego kubka i poczekałem, aż zagotuje się woda. Spojrzałem przez okno, żeby zobaczyć dwa bloodhoundy, które już zaczęły hasać po dworze. Szósta rano, a psy już pełne energii. Zalałem wrzątkiem kawę i usiadłem do stołu, dopiero teraz zauważyłem kartkę na lodówce, więc od razu po nią sięgnąłem.
"Zrób dziś proszę większe zakupy. Przygotujemy lepszą kolację", a poniżej lista zakupów i podziękowania. Zatem jeszcze więcej zajęć.
Wziąłem kubek i wszedłem do pokoju, w którym ciszę przecinały piski z aparatury. Ojciec od dłuższego czasu leżał w śpiączce, podpięty do profesjonalnej aparatury podtrzymującej jego funkcje życiowe. Zająłem fotel przy szpitalnym łóżku i przez chwile obserwowałem miarowy oddech ojca.
- Trzymaj się, ojcze - powiedziałem, zerkając na zegarek. Za pół godziny powinienem być w firmie, by wszystko przygotować.
*Sasuke*
Bywały chwile, że kochałem ją, nienawidziłem i znowu kochałem w odstępie kilku minut. Czasami, gdy leżałem w łóżku na wpół obudzony i myślałem o niej, zastanawiam się, czy to właśnie nie było tym, co ciągnęło mnie do niej najbardziej w każdej chwili mojego życia.
Bycie z nią było też jak doświadczenie pierwszego słonecznego dnia, jak nikt potrafiła dotknąć mnie do samego szpiku. Słowami lub ich brakiem zabijała mnie tysiące razy, a mimo to sprawiała, że czułem się żywy. Żywy i kompletny. Cały, obecny. Była i nadal jest zupełnie niepodobna do kogokolwiek, lecz właściwie nie potrafię wskazać, na czym polega jej inność, bo nie chodzi tu tylko o to, że z nią nigdy nic nie było jasne i proste, że przejrzystość zawsze była zmącona, że nigdy nie było wiadomo, co ma w głowie.
Teraz wiem, że nigdy tak naprawdę jej nie znałem, choć gdy byliśmy razem, byłem pewny, że znam ją dogłębnie, od zawsze. Tego ranka, gdy otworzyłem oczy i nie zobaczyłem jej obok, poczułem przerażenie.
Nie było jej nigdzie, na parterze, na piętrze, na podwórku. Była za to kartka w kuchni na blacie i jej telefon obok.
"Długo zastanawiałam się, co Ci przekazać. Skłamałabym, gdybym nie przyznała, że nie pchnąłeś mnie do tej decyzji. Musiałam wyjechać na kilka dni, odpocząć i zastanowić się. Tobie też będzie to potrzebne. Będę bezpieczna. Wrócę i porozmawiamy. Kocham Cię. "
W koszu znajdowało się wiele pomiętych kartek. Musiała długo siedzieć nad tekstem, więc raczej nie jest w niebezpieczeństwie.
- Kurwa - wyszeptałem, przypominając sobie wieczór. Sakura specjalnie czekała, aż wyjdę spod prysznica, wstrzymywała się z kąpielą, by zapytać o głupi, samotny spacer z psem po okolicy. Chciała iść sama, a ja jej odmówiłem. Znów to zrobiłem i teraz, przez moją głupotę, znów ulatywała mi przez palce. - Kurwa - krzyknąłem i rzuciłem zmiętą kartką przez kuchnię.
*Sasori*
- W lesie Aokigahara znaleziono kilka nowych ciał - wiadomość w radio jak zwykle szokowała, ale bardziej skoncentrowałem się na prowadzeniu samochodu. Nie było zaskakujące jednak, że w lesie samobójców znaleziono kolejnych ludzi, którzy w ten sposób postanowili skończyć swoje życie. - Jedno z ciał prawdopodobnie należy do kobiety poszukiwanej od wakacji. Jej ciało było w początkowej fazie rozkładu. Po rozpoznaniu, policja powiązała ofiarę samobójstwa ze strzelaniną w konoszańskim więzieniu.
No i to było mocno szokujące. Jaka kobieta mogła zostać powiązana ze strzelaniną? Przychodziła mi do głowy tylko Karin. Nagle zmieniłem kierunek jazdy, decydując się na pojechanie do Itachiego.
(*15 minut później*)
- Co się z nią stało? Dlaczego znaleziono ją w lesie? Wypadek przy pracy? - zapytałem z frustracją, a Itachi odłożył szklankę z herbatą.
- Wszystko było zaplanowane - odpowiedział spokojnie, a ja prychnąłem. Fakt, zostawiliśmy ją w rękach starszego Uchihy i nie bardzo interesował nas jej dalszy los. Nie była nam potrzebna, a w takich wypadkach z reguły pozbywano się ofiar. Kto jednak spodziewałby się, że naszą zakładniczkę znajdą w Aokigaharze?
- Powinieneś mnie powiadomić. Ciało zostało powiązane z morderstwem klona Suigetsu. Jak niby mam ustalić linię obrony, jeśli nic nie wiem?
- Napijesz się herbaty?
- Przestań pierdolić, Uchiha - skrytykowałem, a czarnowłosy odetchnął ze spokojem.
- A ty przestać panikować, Akasuna. Trzymaliśmy Karin bardzo długo, by wyleczyły się wszystkie skaleczenia, jakich doznała siedząc u Sasuke, dodatkowo, nakarmiliśmy ją, żeby znów nabrała wagi. Moi ludzie przygotowali wszystko tak, by wyglądało to jak wpadnięcie w rozpacz po stracie ukochanego, którego wizerunek upubliczniono jakieś trzy tygodnie temu. Gdy śledczy dotrą do mieszkania denatki, znajdą tylko zdemolowane mieszkanie, a wewnątrz jedynie jej DNA. Nie powiedziano w jakiej pozycji znaleziono ciało. Została powieszona na bardzo prowizorycznej linie, co wygląda jakby z rozpaczy postanowiła się zabić. Nadmienię też, że poza mieszkaniem bez żadnych poszlak, w którym był mój człowiek podczas strzału, policja nie odkryła nic więcej. Nie mają żadnych śladów - zapewnił w końcu, a ja w końcu usiadłem na fotelu po drugiej stronie biurka.
- Nie żyje trzy tygodnie? - upewniłem się, a on spokojnie kiwnął głową. Plułem sobie w brodę, że dałem się tak zaskoczyć. Że tego nie dopilnowałem.
*Hinata*
Cieszyłam się, że Naruto był w stanie przyjść na kampus tylko po to, by zjeść ze mną obiad na uczelnianej stołówce. Ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu przez moje studia i jego szemrane interesy.
- Czy to na pewno bezpieczne? - zapytałam wskazując wzrokiem na telefon, który kilka minut wcześniej dźwiękiem zwiastował przyjście SMS'a.
- Używanie telefonu na stołówce? - zapytał i sięgnął po surówkę z mojego talerza.
- Nie o to mi chodzi - uściśliłam, a on złapał moją dłoń. - Chodzi mi o Sasuke i w ogóle...
- To tylko biznes. Owszem spodziewałem się czegoś nielegalnego, ale nic takiego nie ma miejsca. Wniosłem do naszej grupy sporo kapitału, który zacznie się rozmnażać. Jeśli wszystko się uda, zbudujemy sobie piękny dom, kochanie - odpowiedział dla uspokojenia mnie, a ja jedynie uśmiechnęłam się słabo.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Nachylił się nad stolikiem i pocałował mnie w policzek.
Czyli nie robią nic złego? Naruto nie wszedł z własnej woli w niebezpieczeństwo? Chciałam, na prawdę, bardzo chciałam wierzyć, że wszystko jest legalne. Ale Sasori i Sasuke ciągnęli za sobą cień, mrok, który wzbudzał moją obawę.
- Uchiha powiedział, że nie będzie go dzisiaj - dodał nagle, czytając wiadomość. - Coś mi się wydaje, że Saki wychodzi z załamania.
*Sasori*
- Makaron spaghetti, pomidory w puszcze, bazylia, parmezan... - wymieniłem na liście, zerkając do koszyka, czy wszystko jest. Zdziwiło mnie, że macocha zdecydowała się na przygotowanie włoskiego dania. - Jeszcze tylko wino.
Pamiętam wywody ojca na temat wina, gdy był zdrowy był prawdziwym smakoszem. Wino do spaghetti bolognese powinno być lekkie i owocowe. Jeśli chodzi o kolor, sprawdzi się tu zarówno wino czerwone, jak i różowe. Dobrym dodatkiem do tego dania będzie z pewnością bułgarskie ze szczepu Sangiovese. Równie dobre będzie także Merlot lub Tempranillo. Lekkie i owocowe. Czy powinienem postawić na półsłodkie? Macocha preferuje półwytrawne, a ja za cholerę nie umiałem sobie przypomnieć, jakie wina mieliśmy w piwniczce. Dlatego postanowiłem wziąć nieco więcej butelek różnego rodzaju.
Podczas kasowania przez młodą kasjerkę produktów, zerkałem zniecierpliwiony na zegarek. Poniekąd jej powolność tłumaczyła plakietka "Uczę się", jednak nie tylko to sprawiało, że dziewczyna działała niebywale wolno. Nie dało się nie zauważyć jej maślanych spojrzeń, bardzo mnie irytowały, ale starałem się to ignorować.
- Płatność kartą czy gotówką? - zapytała, trzepocząc rzęsami, a ja westchnąłem przeciągle i wyjąłem z kieszeni portfel, by wyciągnąć kartę.
- Kartą - odpowiedziałem spokojnie i po zapłaceniu wziąłem reklamówkę z zakupami, by jak najszybciej wyjść ze sklepu.
Dochodziła osiemnasta, gdy wsiadłem do samochodu. W radio już leciał skrót wydarzeń z dnia. Oczywiście, tematem numer jeden było odnalezienie ciała Karin. Policja wszczęła śledztwo w sprawie jej śmierci tylko przez to, że mogła być powiązana z "działaniami mafijnymi" w naszym mieście. W końcu, widziano ją nieraz w towarzystwie Suigetsu, a on wylądował w więzieniu i został zastrzelony.
Westchnąłem ciężko opierając ręce na kierownicy. Chwila zwątpienia. Siedziałem w aucie, na sklepowym parkingu. Pokrążony w wielu myślach i niezdolny do złapania i przeanalizowania którejkolwiek z nich. Rozejrzałem się i nagle zauważyłem faceta palącego fajkę, opartego o czarny van. Kojarzyłem tego faceta. To był człowiek Hanzo. Dostałem jego akta, gdy tylko zacząłem zajmować się tą sprawą. W końcu, trzeba wiedzieć, czego się spodziewać, walcząc u boku Sasuke.
Wyjście z auta byłoby głupotą, jeśli okazałoby się, że gość mnie szpieguje. Co prawda, mógłby mnie zastrzelić, jak beztrosko szedłem z siatką zakupów do auta. Czy mógł być tu z innego powodu?
Nowa teoria szybko została obalona, gdy typ spojrzał wprost na mnie. Pomimo przyciemnianej szyby, miałem wrażenie, że idealnie odnalazł mój wzrok. Nie mogłem dłużej czekać. Pora wracać do domu. Zapisałem sobie jego numer z tablicy rejestracyjnej i odpaliłem samochód.
Przez całą trasę do domu obserwowałem lusterko wsteczne, jednak żaden van za mną nie jechał. Wjechałem na podwórko i zaparkowałem przed garażem. Wychodząc z auta, już wykonywałem telefon do jednego z moich zaprzyjaźnionych policjantów, którzy służyli mi pomocą i informacjami, gdy tego chciałem.
- Sprawdź auto, którego dane do ciebie wyślę. - Polecenie było krótkie i jasne. Rozłączyłem się, nim zdołał cokolwiek powiedzieć i wysłałem dane. Wyjąłem zakupy i poluźniłem krawat. Po całym dniu byłem bardzo zmęczony.
Już od progu domu słyszałem ożywiony głos zastępczej matki. Czyli zaprosiła sobie jakąś koleżankę. Cicho przeszedłem do kuchni, nawet nie zerkając na kanapę i odłożyłem siatkę na blat.
- Och, Sasori! Już jesteś - powiedziała z zachwytem i dopiero wtedy postanowiłem spojrzeć do pomieszczenia.
- Zo... - zacząłem, ale momentalnie odebrało mi mowę na widok, który zastałem. Sakura uśmiechnęła się do mnie lekko i machnęła dłonią na powitanie. - Co ty tu robisz? - zapytałem ledwie słyszalnie. Może i mój szok nie był na miejscu, ale wiedziałem, że Sasuke nie zgodziłby się na to. Różowowłosa miała siedzieć w domu, gdzie, zdaniem Uchihy, była najbezpieczniejsza.
- Powinnam wrócić do domu? - zapytała z obawą, najpewniej niepoprawnie odbierając mój ton głosu.
- Nie! - zaprzeczyłem szybko, zbyt szybko. - Skądże znowu. Nie o to mi chodziło - wyjaśniłem, a ona leciutko się uśmiechnęła. - Ale jakim cudem znalazłaś się tutaj? Czy Sasuke nie otoczył cię kloszem ochrony? - może ostatnie zdanie było zbyt mocno podkreślone. Może mogłem go nie zadawać. Ale chciałem dać upust swoim emocjom. Swojej frustracji, która nazbierała się przez świadomość, jak dziewczyna jest traktowana przez niego.
- Wymknęłam się. Musiałam odpocząć od tego wszystkiego.
Ledwie zauważyłem, jak macocha przechodzi obok mnie do kuchni by zacząć przygotowywać kolację. Zaniemówiłem. Wieść, że odeszła do niego i szukała azylu tutaj była dla mnie niebywałym szczęściem.
Byłbym kłamcą, gdybym nie przyznał, że znów poczułem cień nadziei. Nadziei, którą dawno zakopałem. Przygryzłem wargę, nie chcąc pokazać szczęścia, które mnie otoczyło. Zwiała mu. Nie tylko szczęście. Także satysfakcja.
- Sasori, masz zamiar jeść w garniturze? - zapytała kobieta z kuchni, a Sakura przyjrzała się mi.
- Właśnie, chyba zmierzałeś na piętro? - zapytała, a ja w końcu nieco się otrząsnąłem. Całkowicie sprowadził mnie na ziemię dopiero dźwięk telefonu. Sprawa samochodu i człowieka Hanzo.
- Zaraz wrócę - powiedziałem i ruszyłem do swojej sypialni, po zatrzaśnięciu drzwi, od razu odebrałem.
- Przejrzałem dane i przejrzałem monitoring. Auto nie jechało na panem, jednakże nie można wykluczyć, że prowadzą obserwację pańskiej osoby. Ten mężczyzna zatrzymał się niedługo po pana przyjeździe pod sklep, nie wszedł do budynku, jego jedyną aktywnością było wyjście przed auto by zapalić. Był sam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top