2.26 Powolna śmierć w zaciszu

*Hinata*

Nie byłam w stanie pojąć, jak to się stało, że w piątkowe popołudnie wraz z Sasuke jechałam poza Konohę. Czego ode mnie chce? Nie wiem

Czemu zgarnął mnie sprzed mojego wydziału zaraz po zakończonych zajęciach na samym początku roku akademickiego? Nie wiem.

Czy odważę się zapytać go o cokolwiek? Nie

Po prostu siedzę na tylnym siedzeniu, obok niego i staram się nie zerkać na muskularnego kierowcę siedzącego przede mną. Sasuke wydawał się być niezwykle zamyślonym, ale nie umknęło mi, że był zły, w sumie jego gniew emanował na aurę w całym aucie. Jego nastawienie jeszcze tylko bardziej mnie stresowało. Ścisnęłam materiał sukienki w pięściach i spuściłam wzrok. 

Naruto nawet nie wie, że się spóźnię do domu. Mój plecak leżał w bagażniku, a w nim był telefon. Bałam się nawet pomyśleć o prośbie do ochroniarza, bym mogła wziąć urządzenie, gdy ten chował moje rzeczy do bagażnika. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. 

- Nie masz żadnych pytań? - zapytał nagle Uchiha nie odrywając wzroku od widoku za ciemną szybą. Na dźwięk jego słów aż podskoczyłam ze strachu. Nie spodziewałam się, że w ogóle zacznie rozmowę. 

Miałam coś powiedzieć, ale zamiast tego z mojego gardła wyszedł tylko głuchy dźwięk, który był dla niego potwierdzeniem, że chciałabym się dowiedzieć, o co chodzi. Przez moje głupie zachowanie jeszcze bardziej zarumieniłam się i na chwilę odwróciłam wzrok, by nie widział mojej twarzy. 

- Sakura ostatnio gorzej się czuje. Cały czas leży w łóżku, nie chce wstać, nie chce rozmawiać, odmawia zgody na badania przez lekarzy, których załatwiam. Sądzę, że jesteś jedyną osobą, która może tu cokolwiek wskórać - wyjaśnił, a ja zakłopotałam się jeszcze bardziej. 

- Nie wiem, czy będę w stanie pomóc. Jestem dopiero na czwartym roku studiów - odpowiedziałam cicho i spuściłam wzrok. Sasuke nie skomentował tego, znów skupił się na widoku za oknem. Deszcz, wszędobylski deszcz, który doprowadzał do zmęczenia. 

- Nie chodzi tylko o studia lekarskie - powiedział zagadkowo i osunął się nieco na siedzeniu. 

*Sakura*

Wskazówki zegara. Wciąż słyszałam wskazówki zegara. Nie wiedziałam, czy to gdzieś w domu, czy może w mojej głowie, ale schowanie głowy pod kołdrę nie pomogło. Wciąż je słyszałam, jakby chciały mi przekazać, że to ostatnie dni, a może godziny mojego życia. 

- Pani Sakuro, herbata dla pani - powiedział Dimitrij stawiając na stoliku nocnym obok łóżka ten sam ceramiczny, czarny zestaw. Teraz już nie wymieniał jaki typ herbaty zaparzył tym razem, ale wszyscy wiedzieliśmy, to jakieś zioła uspokajające. 

- Zostaw mnie - powiedziałam z przerażeniem, odnosząc wrażenie, że mężczyzna nachyla się nade mną, mimo, że stał w bezpiecznej odległości dwóch metrów czekając aż naleję i upiję trochę naparu. 

Wykonałam to, by wyszedł, a potem rzuciłam filiżankę w kąt, w którym stała moja matka. Przynajmniej ja ją widziałam oczami wyobraźni. 

- Nienawidzę cię - wyszeptałam z przerażeniem, pozwalając łzom spływać po policzkach. Nie wiem, czemu płakałam, czy to przez potrzaskanie drugiej filiżanki z zestawu w tym tygodniu, czy może przez to, że wróciły moje wspomnienia z czasu, gdy rodzice siłą wywieźli mnie z Japonii pięć lat temu, czy może dlatego, że teraz Sasuke trzyma mnie w zamknięciu. 

Ponad pięć lat temu, rodzice zwieźli mnie do Seulu, a matka poiła mnie jakimiś herbatami, by mnie uspokoić. Dostałam ultimatum: albo się uspokoję i będę mogła żyć w spokoju, normalnie, albo wywiozą mnie do zamkniętego szpitala psychiatrycznego. 

Ukryłam się pod kołdrą, żeby się uspokoić. 

"On też mnie wywiezie, pozbędzie się mnie", te myśli znów wracały do mnie jak bumerang. Czułam wstyd mając świadomość, że on mnie zamknął, czułam się jak wtedy, gdy to wszystko robiła mi matka. On nie chce mnie widzieć, nie chce mnie pokazywać. 

Czy on mnie zabije? Robił to już. Suigetsu. Byłam tam, gdy szykowali się do egzekucji. A co z Karin? Co, jeśli ukrył przede mną, że zabił naszą koleżankę z klasy? Przygryzłam wargę, by nie zawyć przez płacz. Leżałam tuatj tak bardzo, bardzo długo, moje zmysły wariowały nie odróżniając iluzji od jawy. Głosy, nagle usłyszałam głos. 

- Sakura, to ty? - Cichy, spokojny. Straszny. Przełknęłam nerwowo ślinę. Moja wyobraźnia... Znów tracę nad nią kontrolę. 

- Zostaw - wyszeptałam zaciskając pięści na włosach. W odmętach myśli chciałam odnaleźć, do kogo ten głos należy. Nie matka. To nie mogła być ona. 

- Przyszłam pogadać. - Wstrzymałam oddech. Hinata Hyuuga. Ona nie może zobaczyć mnie w takim stanie i nie może jej tu być. Tu może być tylko Sasuke i ochrona. - Sakura, napijmy się herbaty. Chodź do salonu - zaproponowała, a ja odsunęłam kołdrę, by zobaczyć, czy jest prawdziwa. 

- Hinata - powiedziałam cicho, a ona pozwoliła sobie dotknąć mojej odsłoniętej przez kołdrę ręki. Spięłam się i wyszłam spod kołdry. Hinata ujrzała moje tłuste, nieułożone włosy, pogięte, brudne ubranie, wychudzone przez brak odpowiednich posiłków ciało. - Nie patrz, wyglądam strasznie - powiedziałam i chwilę później ujrzałam w progu drzwi Sasuke. Zasłoniłam się kołdrą. Bałam się, choć nie wiem czego. Może to jednak był wstyd, że nie byłam w stanie zadbać o siebie? 

- Możesz iść do łazienki ogarnąć się, a ja przygotuję coś do picia i jedzenia - zasugerowała ciemnowłosa i cierpliwie czekała na moją reakcję. Kiwnęłam głową, a ona wstała - czekam w salonie - poinformowała mnie i wyszła zamykając za sobą drzwi. 

*Sasuke*

Hinata przygotowywała świeżą, zieloną herbatę, a ja uważnie obserwowałem jej ruchy, czekając na jakąkolwiek informację. 

- To chyba zaburzenia depresyjno-lękowe - powiedziała w końcu i ułożyła na szklanym stoliku zastawę. 

- Co z tym zrobić? - zapytałem. Z pewnością nie zamierzałem ignorować tego, jak się czuła i zachowywała, mimo, że nie wiedziałem, co konkretnie się z nią dzieje. Mój ojciec ignorował wszystkie problemy mojej matki. Nie mogę i nie chcę być jak ojciec. 

- Z pewnością nie możesz zostawić jej samej. Nie może być tu sama. - Hinata brzmiała na tyle poważnie, by dotarły do mnie jej słowa i bym zmusił się do zrozumienia tego, co ma na myśli. 

- To przeze mnie? - zagrzmiałem z powagą, a ona spuściła wzrok na swoje stopy. 

- Nigdy nie było jej łatwo. Ona cierpi, Sasuke - wyszeptała ze skruchą, starając się mnie nie denerwować. Ale to nie na nią byłem zły. Nie byłem zły na Sakurę, czy kogokolwiek z mojej grupy. Nawet nie byłem zły na moich wrogów. Byłem zły na siebie. Chciałem jej bronić, zapewnić jej ochronę, a jednak jedyne co robiłem, to zapewniałem jej powolną śmierć w zaciszu podkonoszańskiej wioski. 

- Zaraz wrócę - powiedziałem i wyszedłem do gabinetu, w którym z reguły przesiadywałem po nocach, by planować kolejne posunięcia, a czasami pomyśleć w samotności. Powoli, z minuty na minutę, to pomieszczenie zaczynało stawać się symbolem mojej porażki. Porażki, którą postanowiłem udźwignąć i przekuć w coś nowego. 

(jakieś pół godziny później)

Sakura powoli schodziła z piętra, a ja ledwie powstrzymywałem się, by nie wyć z rozpaczy i nie błagać jej o wybaczenie, ponieważ pozwoliłem jej popadać w żal. Pozwoliłem jej na pogrążanie się w smutku. Ale teraz znów wyglądała jak za dawnych lat. A ja obiecałem sobie, że jej nie zaniedbam. Uważnie obserwowałem ją, gdy siadała na wygodnej kanapie w salonie i podwija nogi pod siebie. Obserwowałem, jak ostrożnie sięga po czarną filiżankę, jakby bała się nawet tej kruchej rzeczy. 

Oderwałem od niej swoje ciemne oczy dopiero, gdy doszły mnie dźwięki poruszenia przy drzwiach, a chwilę później pukanie do drzwi. Ochroniarze byli w gotowości do ataku, zważywszy na to, że i ja i Sakura przebywaliśmy w domu, ludzie, którzy ze mną bezpośrednio współpracowali byli poinstruowani jak potwierdzić swoje przybycie i wejść do domu bezpiecznie, no i nie ostrzegłem ich o jakimkolwiek gościu. 

Wszedłem do przedsionka w momencie, gdy Misza miał otwierać drzwi, by Dimitrij miał od razu możliwość odstrzelenia intruza. 

- Zaczekaj - rozkazałem i zachwiałem się przez psa, który przebiegł zaraz obok moich nóg, przypadkowo o nie zahaczając. Brego stanął przy drzwiach i czekał, a ja bez chwili wahania otworzyłem drzwi. 

- Nie spodziewałem się ciebie w takim ładnym, jednorodzinnym domku - Naruto przywitał się dość niekonwencjonalnie. Wciąż obserwował żółtą elewację jakby chciał utwierdzić się we własnym przekonaniu, że postanowiłem zamieszkać na wiosce, założyć rodzinę i udawać, że ostatnie pięć lat nie istniało. Ale to była rzeczywistość, a ja nie mogłem z dnia na dzień wszystkiego zmienić, czy po prostu wymazać. 

Uzumaki, choć "podpisał" wtedy pakt i zmowę, nie był w to aż tak zamieszany. Po pierwsze, ojciec Hinaty, prokurator, który samym swoim jestestwem roztaczał nad nim i Hinatą ochronę. Jaki kryminalista szedłby w zmowę z osobami, które mogą go w każdej chwili wsypać? Nie poszedłbym na to, gdyby nie to, że Naruto nie odwrócił się ode mnie. Wciąż nazywał mnie swoim przyjacielem i chciał pomóc, choć nie wiedział, czym się zajmuję, a Hinata wciągnęła się w to przez Naruto. Miłość rodzi poświęcenie, a poświęcenie pcha ludzi do czegoś, czego w normalnych warunkach nigdy by nie zrobili. Wykorzystałem to i nie byłem z tego dumny, ale musiałem to zrobić. Młoda Hyuuga była mi potrzebna, a teraz już nie tylko mi. Była potrzebna Sakurze. 

Przedłużałem milczenie, obserwując jak Naruto wita się z Mastiffem Tybetańskim, który po krótkiej chwili pobiegł za budynek, by skorzystać z chwili bezdeszczowej pogody. Naruto bezskutecznie wywoływał psa, ale Brego już był nauczony, że ma słuchać tylko kilku konkretnych osób. 

- Skończ pajacować i wchodź nim zacznie znów padać - powiedziałem, w końcu wpuszczając blondyna do środka. 

- Więc... po co mnie wezwałeś? - zapytał zdejmując buty, a ja stanąłem w progu salonu. 

- Spędzicie z nami weekend - zaproponowałem, choć po minie wszystkich wywnioskowałem, że nie zabrzmiało to jak prośba, dlatego odchrząknąłem, próbując dobrać słowa tak, by zabrzmiało to nieco spokojniej, ale wtedy odezwała się Sakura. Pierwszy raz od tygodnia w moim towarzystwie, nieco głośniej niż szeptem. 

- Macie ochotę spędzić z nami weekend? - zaproponowała, a ja odetchnąłem z ulgą. 

- Lepiej to brzmi, gdy nie jest to poleceniem - rzucił z rozbawieniem Naruto i walnął mnie z łokcia w brzuch. - Hinata. Masz ochotę? 

Ciemnowłosa kiwnęła ochoczo głową. 

- Masz jakiś alkohol? Nie po to widzimy się w końcu w luźnej atmosferze, by nie zrobić małej domówki! - zaproponował Naruto, a ja uśmiechnąłem się lekko. Ta sytuacja była tak niecodzienna. Ale Uzumaki potrafił wprowadzić luźną atmosferę, taką ja za starych dobrych czasów w liceum, gdy wszyscy byliśmy bardziej beztroscy i normalni. 

Godziny mijały, a my na te kilka godzin, pod wpływem alkoholu zapomnieliśmy o problemach. Nawet Sakura wydawała się powoli wychodzić ze swojego emocjonalnego zamknięcia i czasem wspominała z nami czasy licealne. W końcu jednak wszyscy zgodnie zdecydowaliśmy o śnie. Naruto i Hinata zniknęli w jednej z sypialni na piętrze, a Sakura wróciła na swoje miejsce na łóżku.

Czekałem dłuższy czas, zastanawiając się, co począć, aż w końcu zbliżyłem się do niej i zignorowałem strach, który zobaczyłem w jej oczach, gdy dotknąłem jej ramienia siadając obok niej na łóżku. Bała się mojego dotyku. Bała się mnie. Ten widok zabolał. 

- Saki - powiedziałem spokojnie i delikatnie przeciągnąłem dłonią po jej ramieniu. - Proszę, pozwól mi sobie pomóc. 

Na te słowa rozszerzyła oczy w przerażeniu. Źle dobrałem słowa i musiałem to szybko naprawić. 

- Kochanie... - zacząłem od początku i nabrałem głęboko powietrza. - Wplątałem cię w to. Samolubnie zignorowałem twoje potrzeby - zacząłem, a w jej zielonych oczach ujrzałem pierwszą od dłuższego czasu iskierkę nadziei. - Teraz wszystko naprawię.

*Sakura*

Strach przechodził, z kolejnymi płynącymi słowami z ust Uchihy. Wierzyłam mu. Chciałam mu wierzyć. Dał mi to, czego nie dali mi najbliżsi wcześniej. Nadzieję i opiekę. 

-  Zrobimy to razem. Popełniłem błąd, ale już cię nie zostawię - obiecał, a ja ścisnęłam jego dłoń i przesunęłam się w jego stronę opierając głowę na jego torsie.

- Naprawdę? - zapytałam z nadzieją, a on lekko się uśmiechnął. To był tak pocieszający gest. 

- Będzie dobrze, nie bój się już - poprosił, a jego dotyk na moim ramieniu sprawił, że pod skórą przeszedł delikatny dreszcz przez co zadrżałam. - Zaufaj mi, kochanie. 

Trochę takie emocjonalne pitolenie mi się zrobiło, ale ostatnio nastrój mnie do takich emocjonalnych kawałków porywa xD Będzie jeszcze akcja, obiecuję. 

Mam nadzieję, że dziś na polskim maturka poszła zadowalająco, no i wszystkim maturzystom życzę powodzenia, na kolejnych maturkach. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top