2.24 Cyrograf z podziemiem

*Sasuke*

Luźna rozmowa z Shikamaru przeciągnęła się na wypalenie po kolejnym papierosie. Nie zdecydowałem się na przejście do meritum, na wciągnięcie go w mój świat. Nara, choć zdradzał zainteresowanie tym, co działo się ze mną, również nie próbował tego poruszać, aż w końcu zdecydowaliśmy o powrocie. Mój towarzysz przeszedł przez drzwi pierwszy, a ja drugi, niemal wpadłem na plecy Shikamaru, gdy ten zatrzymał się w przejściu. Uważnie rozejrzałem się po sali i wstrzymałem oddech. Na środku sali stał Suigetsu, zasłaniał się Temari i przystawiał do jej skroni lufę pistoletu. 

- Miałeś być martwy - powiedziałem spokojnie, trudno jednak było się przecisnąć między Shikamaru a Saiem stojącymi przede mną. Ostrożnie rozejrzałem się po sali za Sakurą. - Karaluchy jednak ciężko wykończyć. 

- Miałem wyjechać - powiedział i wymierzył w moją stronę. - Ale zabawa z tobą była tak zajebista, że postanowiłem rozegrać jeszcze jedną rundę, w wyniku której... zginiesz. 

- Zawsze miałeś sporo do powiedzenia. Były to jednak słowa bez pokrycia - odpowiedziałem i z niepokojem, wciąż szukałem Haruno. Było niezwykle cicho, wszyscy się bali. I nie dziwiłem się. Wydawało się, że Nara zaraz wyskoczy ze skóry, nie wiadomo, czy z wściekłości, ze strachu o swoje życie, czy może z obawy o swoją narzeczoną. - Nie rób głupot, bo Karin stanie się krzywda - nie można było tego dłużej ukrywać. Lepiej ich ochronić, niż ukrywać prawdę, którą można teraz wykorzystać.

- Przestań pierdolić, Uchiha - zaśmiał się Suigetsu i złapał mocniej przytrzymał Temari, która jedynie drgnęła. - Nie znalazłem twojej lali, ale teraz, gdy Karin jest bezpieczna, już jej nie chcę, chcę twojej głowy. - Zmarszczyłem brwi. - Opracowanie tego planu zajęło mi tydzień. Tydzień, w którym mój sobowtór musiał zagrać idealnie swoją rolę, byście zapomnieli o kilku drobnych szczegółach. Mogę wymienić ci wszystko w punktach, co spieprzyłeś. 

- To ja wymienię ci w punkcie, co spieprzyłeś - usłyszałem głos zza białowłosego. 

Za nim stanął Akasuna, który wystrzelił wprost w jego plecy, nim Hozuki zdołał zareagować. Nie trysnęła jednak krew, gdy opadł na kolana. Temari odskoczyła wprost w ramiona Shikamaru, jednak ja utkwiłem wzrok w gnidzie, która przed chwilą groziła mi śmiercią. 

- Co to ma znaczyć, Sasori? - zapytałem, a czerwonowłosy schował broń na strzałki usypiające. 

- Wyjaśnię ci wszystko, jednak teraz, bawmy się - zaproponował i wyjął telefon, by dać cynk mojemu bratu. Ludzie Itachiego mieli zabrać uśpionego Suigetsu. - Spokojnie, to strzałki usypiające na niedźwiedzie - zwrócił się do wszystkich i podszedł do stołu, by bezceremonialnie nalać sobie alkoholu i wypić to jednym haustem. 

- Gdzie Sakura? - zapytałem, starając się zachowywać spokojnie. 

- W moim samochodzie. Wyprowadziłem ją nim zaczął się kocioł. Przejdź przez kuchnię - zachęcił nalewając kolejny kieliszek. 

Zza dj'ki wyjrzał gość od muzyki. Ruszyłem tak jak powiedział, jednak nim dotarłem do obrotowych drzwi zobaczyłem Sakurę wyglądającą przez nie. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i podbiegła do mnie. Nic jej nie było, ale wszyscy wydawali się przerażeni. 

- To moja wina, przepraszam - wyszeptała, a ja mocniej przycisnąłem ją do siebie.

- Nie, to ja nie dopilnowałem wszystkiego - powiedziałem i rozejrzałem się po sali. Niektórzy ledwie dźwigali się z podłogi, inni nie mieli siły nawet na to. 

- Zasadniczo, zagrożenie minęło, jednak nie zdziwię się, jeśli chcielibyście przełożyć naszą imprezę - powiedział Akasuna i sięgnął po coś do jedzenia. 

- Naraziłeś wszystkich! - zbulwersowała się nagle Ino. Ona jedyna wydawała się znosić to na tyle dobrze, by wstać i kłócić się. - Jak mogłeś?! 

- Gdybym tego nie zrobił, nie tylko Sasuke i ja bylibyśmy zagrożeni, ale i Sakura, Temari, Hinata, Naruto i ty, Ino. On był jak ranny, wściekły pies. Zaatakowałby każdego, by zadać jakiekolwiek cios. Gdybym nic nie zrobił, byłoby coraz więcej zagrożonych osób. 

Te słowa wystarczyły, by Yamanaka umilkła. Ja jednak miałem mu bardzo dużo do powiedzenia, jednak to później. Młoda Hyuuga zbliżyła się do Temari, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Kiba i Naruto podeszli do stolika i napili się alkoholu prosto z butelki. Shikamaru odstawił na krzesło swoją narzeczoną i podszedł do mnie. 

- Koniecznie chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział ostrym głosem, a ja kiwnąłem akceptująco głową. Haruno spojrzała na mnie z obawą, a ja uśmiechnąłem się pocieszająco i cmoknąłem ją w czoło. 

*Sasori*

Nie trwało to długo, w ciągu godziny zorganizowaliśmy transport dla całej grupy, a później pojechałem w miejsce, w którym ukryliśmy Suigetsu. Sasuke nie zostawił Sakury, cały czas miał ją przy sobie, a i różowowłosa uczepiła się go jak kilkuletnie dziecko. Bała się i to rozumiałem, nie mniej głównym powodem tego stanu był Sasuke, w końcu to on narobił sobie wrogów, właśnie dlatego trzymania się go nie rozumiałem. 

Zatrzymałem samochód w podkonoszańskich opuszczonych magazynach i zatrzymałem wzrok na Sakurze, która wysiadała z jeepa prowadzonego przez Sasuke. Dziewczyna poczekała na Uchihę i razem podeszli do mnie. 

- Pora porozmawiać. - Ten twardy ton bruneta... on tylko na to czekał. Czekał na dyskusję na ten temat. Na podstawie prostej obserwacji mogłem stwierdzić, że pod jego skórą czaiła się agresja. Wytrzymałem jego wzrok nie odpowiadając. - Co to miało znaczyć? Byłeś przygotowany na pojawienie się Suigetsu? - Był wściekły. 

- Tak - odpowiedziałem spokojnie i przyjrzałem się Haruno, jej twarz ukazywała mieszankę emocji, jakby nie wiedziała, co powinna zrobić. Wciąż, przez cały ten czas łudziłem się, że mogę dla niej znaczyć coś więcej, że mogę być kimś więcej niż przyjacielem, ale to były marzenia, głupie mrzonki gówniarza, który nie mógł pogodzić się z przegraną w miłości. - Prześwietliłem wszystko, począwszy od nagrań ze szpitala, kończąc na aktach sprawy, ale prawdziwe wątpliwości dopadły mnie, gdy rozmawiałem z sobowtórem wczoraj w więzieniu. To był mój szybki test, jak zareaguje na wieść o Karin, ale on miał ją gdzieś, to wszystko nie miało sensu. Dlatego zacząłem śledztwo. Wkradłem się do systemu zarządzanego przez Itachiego i wykonałem odpowiednie ruchy. Namierzyłem około setki kryjówek, w których Suigetsu mógłby się ukryć na tydzień i jeden z moich ludzi doszedł do potwierdzonej kryjówki Suigetsu dziś nad ranem. - Nie było sensu ukrywać prawdy. Nie w takim momencie. Ponieważ tylko prawda mogła pomóc mi wybronić się od morderczego Sasuke. - Hozuki jest dość głupi, więc łatwo było go z tej kryjówki wykurzyć. Karin, tak jak się spodziewałem, była na niego idealnym wabikiem, ale nie dał się tak łatwo. Owszem, wyszedł z kryjówki, jednak swoją lalę obserwował z daleka. Zapewne przeczuwał podstępu, jednak ze złej strony, ponieważ wydawało mu się, że możesz za tym stać ty. Pod jego nieobecność przejrzałem jego mieszkanie i dowiedziałem się, że większość osób, z którymi mieliśmy kontakt w ostatnim czasie było pod jego obserwacją. Kwestia ofiar śmiertelnych nie była odległym planem, a kwestią czasu, dlatego postanowiłem podrzucić mu kolejny plan. Atak na imprezę. - Sasuke skrzywił się i już miał coś powiedzieć, jednak ja uniosłem rękę. - Najciemniej pod latarnią? Oczywiście. W momencie, gdy zostały mu podane te informacje, że wszyscy będziemy na spotkaniu klasowym, nie mógł tego nie wykorzystać. Wiedział, że kwestia szczęścia jego i jego lubej pozostaje dość trudna do osiągnięcia, gdy ty żyjesz, ponieważ nie przestaniesz go ścigać. Ty i wszyscy wokół ciebie. Wykończenie ciebie oznaczało dla niego szansę na życie wolne od twojego oddechu na karku. I właśnie to wykorzystałem. Prawie przez cały czas realizował mój plan. Był moją marionetką, która próbowała uciec, jednak po sznurku odnalazłem ją i pojmałem. A teraz - odpowiedziałem i odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni, by ruszyć w stronę starych metalowych drzwi. 

Stary metal skrzypiał i darł o betonową podłogę, gdy nie bez użycia siły otworzyłem je. Po chwili jednak naszym oczom ukazało się kolejne dość słabo oświetlone pomieszczenie. Było jednak widać, że jest ono bardzo duże. Kiedyś pewnie była to hala produkcyjna. Teraz, przy jednym z jakichś kanałów, czy innego typu wgłębieniu siedział skuty na metalowym krześle Suigetsu. Wciąż był nieprzytomny. 

- A teraz, ten który powinien zdechnąć jest przed tobą i to w końcu we własnej osobie - powiedziałem do Uchihy i zapaliłem światła. Część ogromnej hali pozostała ciemna, jednak miejsce, które nas interesowało, było oświetlone pod każdym kątem. Moi ludzie wykonali swoją pracę bardzo dokładnie. 

- A co z Karin? - zapytał Sasuke, a ja spojrzałem na niego bez przekonania. 

- Wciąż jest "pod opieką" Itachiego - powiedziałem, akcentując dwa słowa. 

- Niech ją tu przywiezie. - Żądza mordu. To przemawiało przez słowa Uchihy, a Sakura nie odzywała się. Wydawało się, a nawet byłem przekonany, że nie do końca zdawała sobie sprawę, co tu się wydarzy. 

- Naprawdę masz zamiar wziąć odwet również na niej? - zapytałem, a Sakura gwałtownie wciągnęła powietrze. Czyżby dopiero teraz zdawała sobie sprawy z bestialstwa, które wciąż stosujemy? 

- Karin była w naszej klasie - powiedziała w końcu, a ja powstrzymałem się przed parsknięciem. 

- I już wtedy była fałszywą, zdradliwą gnidą. Sakura, nikogo nie usprawiedliwia fakt, że zna się go od lat. - Uchiha miał rację, może trochę przesadzał w odniesieniu do Karin, która zawiniła jedynie oddaniem serca gnidzie wymachującej bronią na prawo i lewo, próbując bezskutecznie zadać nam cios. - I nie tylko ja wezmę odwet - dodał nagle i odwrócił się do drzwi. W naszą stronę ktoś szedł, ktoś, kogo on się spodziewał. Shikamaru Nara. W dodatku z jakimś zaciętym wyrazem twarzy, zupełnie jakby był zmotywowany to działania. Dziwne. 

- Nie wiedziałem, że tu będziesz - przyznałem z niezadowoleniem, a Sasuke prychnął. 

- Sekrety to ostatnio nowa tradycja - powiedział z kpiną, a ja zmarszczyłem brwi. - Pora nieco zmienić szyki - dodał i zmierzył spojrzeniem Shikamaru. Teraz, gdy stanął w mocniejszym świetle, spostrzegłem, że wciąż miał na sobie strój z imprezy. Ciemne spodnie z garnituru, błękitna koszula i czarny, starannie zawiązany krawat, z pewnością dobrane przez Temari. 

- Jednak nie potrzebuję Karin - powiedział nagle Sasuke i w końcu zainteresował się Sakurą, która wydawała się być dzieckiem we mgle. - Możesz zostać tutaj albo możesz pojechać z Hinatą do jej mieszkania. Co byś chciała? - zapytał, a różowowłosa rozejrzała się po nas. 

- Idę do Hinaty - powiedziała słabym głosem, a Sasuke kiwnął głową i wykonał krótki telefon. Piętnaście minut później Sakura wyjechała, a do nas dołączył Naruto. 

- Dziś zaczynamy nowy etap - powiedział i kopnął w krzesło, Suigetsu, który zaczynał się budzić, jęknął przeciągle i zaczął oddychać ciężko. Zaczęło się. 

*Shikamaru*

W pełni rozumiałem, w co się wplątałem. W momencie zatrzymania samochodu w jednym z opuszczonych magazynów, w momencie wejścia do tej hali, podpisałem mentalny cyrograf z japońskim podziemiem. Nie chciałem się w to mieszać, chciałem mieć normalną pracę, z normalnym wynagrodzeniem, najlepiej w budżetówce, przejść na emeryturę, gdy tylko miałbym pewność, że rodzina sobie poradzi. Jednak, w momencie, gdy zobaczyłem przerażoną Temari w rękach kogoś, kto miał zamiar użyć jej jak żywej tarczy, gdy usłyszałem, że Temari już była w zagrożeniu. Chcąc nie chcąc, byłem w to zamieszany. Kwestia była, czy ryzykować zostawienie tego losowi, czy mieć zabezpieczenie w postaci silnych towarzyszy. Musiałem wybrać błyskawicznie i wybrałem. 

- Trochę to upierdliwe - przyznałem i zauważyłem lekkie uniesienie kącików ust u Uchihy. Związał Suigetsu i kazał mu uklęknąć przed kanałem, który ciągnął się dwa metry w dół. 

- Tego mi brakowało - przyznał, a ja powstrzymałem się od wywrócenia oczami i włożyłem rękę w kieszeń. 

- Czemu zdecydowałeś się na to teraz, Sasuke? - zapytał nagle Naruto, a ja spojrzałem na niego ze zdziwieniem. No tak, Naruto "ślizgał się" po otoczeniu, w którym obracał się Sasuke. Uchiha pilnował, by jego kumpel nic nie wiedział, by był nietykalny, ale Uzumaki nie jest głupi, przeczuwał co się dzieje. 

Uchiha podał Sasoriemu sznur. Akasuna odebrał go i kiwnął do niego głową, oni rozumieli to wszystko w pełni. Ja wiedziałem, że to będzie przyrzeczenie, będziemy grać razem, na własnych zasadach, jeden współpracujący z innym, bez sekretów i intryg. 

Czerwonowłosy nałożył sznur na szyję skrępowanego Suigetsu, a Sasuke uklęknął przy nim.

- Chciałeś mnie zabić? - Hozuki pokręcił przecząco głową, nic jednak nie mógł na razie powiedzieć przez szmatę służącą za knebel. Dopiero po chwili czarnowłosy pofatygował się, by wyjąć knebel. 

- Nie, stary. Ja chciałem cię tylko nastraszyć - zapewniał z przerażeniem. Wiedział, że to koniec. A w wyniku czegoś takiego jak "koniec" każdy kozak tracił pewność siebie. Suigetsu nie był wyjątkiem, a Sasuke zpowrotem włączył szmatę związaną za jego karkiem w jego usta. 

- Tak to sobie wymyśliłeś? - pytanie retoryczne odbiło się echem od ścian pustego magazynu. - Nie wynalazłem nic nowego, zabiję cię. - Suigetsu wydawał się przerażony, próbował powiedzieć coś, jednak przez zaporę wydobywały się tylko niezidentyfikowane dźwięki. 

Sasori zacisnął mocniej linę. Jeśli zrobimy to razem, każdy po kolei, nie będziemy wiedzieć, kto tak naprawdę zabił. Mordercą może być każdy z nas. Sasori pociągnął sznur i przytrzymał go przez kilkanaście sekund, który zaczął dusić skazańca. Potem podał narzędzie Uzumakiemu, który z premedytacją zaczął dusić Suigetsu, aż w końcu podał mi sznur. Chwytając linę, czułem się dziwnie. Nie wiedziałem, czy skazaniec żyje, czy nie, po prostu kontynuowałem duszenie. Jesteśmy w tym w czterech, żaden na żadnego nie doniesie, żaden się nie sprzeda. Czułem się, jakbym po prostu przytrzymywał na smyczy psa, a nie, jakbym odbierał życie człowiekowi. Nie wiem, ile czasu zajęło mi to, może dziesięć sekund, może pięć minut, aż w końcu przekazałem sznur Sasuke. Uchiha ostatni raz zacisnął sznur i w końcu zdjął go z szyi skazańca, który mimo pozycji w klęczki, nie poruszał się, nie żył. Sasuke kopnął go i ciało wpadło w dół. Właśnie, w czwórkę zabiliśmy człowieka, podpisujący tym samym niepisaną zmowę milczenia i współpracy. 

Naruto sięgnął po butelkę alkoholu, której wcześniej nie zauważyłem. Napił się prosto z butelki, po czym podał ją mi. Chwilę się zastanawiałem, jednak również się napiłem. Alkohol przyjemnie rozgrzał mnie i otępił nieco moje zmysły, sumienie. Podałem ją Sasuke, on również się napił i podał to Akasunie, który powtórzył gest i wylał trochę alkoholu w dół, prosto na trupa. 

- No i rozegrane - powiedział z zadowoleniem i uśmiechnął się. 

- Pora świętować - wypalił Uchiha.

Czekałam na napisanie tego rozdziału xD wymieszany, ale trzeba było ładnie wprowadzić nieco chaosu. Zastanawiam się teraz, czy bardziej iść w rozbudowaną trzecią część czy może zakończyć na nieco dłuższej drugiej części. Kilka dni poświęcę na zastanowienie się i dam Wam znać moje miśki ^^

Wszystkie komentarze są również bardzo, ale to bardzo motywujące do pisania! Czasem podrzucą mi dobry pomysł, czasem po prostu sprawią, że postanowię siąść do pracy, dlatego zachęcam do kreatywnego komentowania ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top