2.19 udręka miłości
I znów spóźniona... Ale rozdział chyba w miarę długi i nawet taki hmm, ciekawy stworzyłam. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jako, że wrzuciłam tam jeden taki polsatowy trik, następny rozdział pojawi się najszybciej jak tylko znajdę czas, żeby go napisać xd
Tymczasem, życzę Wam Wesołych Świąt Wielkanocnych i miłego czytania!
Leżałam nieco przytłumiona ostatnimi lekarstwami, jakie dostałam. Czułam się wykończona i wyprana z emocji, tak jakbym już nic nie czuła, jakbym nawet nie żyła. Przybijał mnie dodatkowo fakt, że dowiedziałam się o pilnowaniu mnie przez policję. Praktycznie się nie poruszałam, gdy przyszła do mojej sali Hinata, jedynie zwróciłam na nią swój wzrok.
- Jak się czujesz? – zapytała, nieco zaniepokojona moim stanem, jednak a mnie nie robiło to już żadnego wrażenia. Nie wiedziałam nawet, ile czasu minęło od spotkania z Ino, gdy wpadłam w panikę, a później zasnęłam. W zasadzie, nie do końca wiedziałam, co się ze mną działo w tamtym czasie. – Chciałam ci coś dać – dodała, wyjmując z kieszeni kitla lekarskiego jakieś małe urządzenie.
- Co to? – zapytałam w końcu okazując cień niepokoju. Sięgnęłam po urządzenie i szybko poznałam w nim najnowszego iPhone'a. Zmarszczyłam brwi, a Hinata wrzuciła go pod moją kołdrę.
- Ciii – upomniała mnie i przytrzymała moją dłoń, bym na razie nie wyciągnęła urządzenia spod ciepłej kołdry. – Później je przejrzysz. To prezent – dodała i wyjęła stetoskop, by mnie zbadać.
- Nie mogę tego przyjąć – odpowiedziałam, odchylając się, by mogła przyłożyć narzędzie do moich pleców w okolicy płuc.
- To chyba nie jest w tym momencie kwestia, w której możesz narzekać. Dostałam nakaz, by donieść do ciebie to. Nie było mowy o wynoszeniu go z sali – odpowiedziała i pozwoliła mi się położyć.
- Więc od kogo to jest? – zapytałam lekko zirytowana, a ona westchnęła. Była bardziej blada niż zazwyczaj. Gdyby wszedł tu ktoś, to pewnie stwierdziłby, że jej bardziej potrzebna jest pomoc lekarska niżeli odnosiłaby się ona do mnie.
- Dowiesz się w ciągu dwóch dni – wyjaśniła i wyszła z pokoju. Zaraz później wyciągnęłam pięknego, różowego iPhone'a i przyjrzałam się mu z niedowierzaniem. Nie miał na razie żadnych zabezpieczeń. Przejrzałam wszystko, jednak w galerii, folderze wiadomości i innych było puste. Dopiero pod koniec zauważyłam wyjątek. W kontaktach było kilka pozycji: Naruto, Hinata, Sasori, Itachi, Shana i... Sasuke.
Nie był to pusty kontakt. Tam naprawdę znajdował się numer do niego. Początkowo chciałam wybrać do niego numer, porozmawiać z nim, szybko jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. To nie był ten sam Sasuke. W ostatnim czasie powinnam nauczyć się, że on nie należy do rzeczywistości, którą ja znam. Być może teraz robi coś niebezpiecznego. Być może teraz wymierza sprawiedliwość w swoim mniemaniu. Odłożyłam telefon i westchnęłam. Co z tego, że otrzymałam kontakt ze światem, gdy nie miałam z kim się skontaktować.
Przeleżałam tak kolejne godziny, przeglądając pierdoły telefonie no i głównie patrząc w sufit. Niemal nie spadłam z łóżka, gdy telefon poinformował o przychodzącym SMS'ie. W amoku wygrzebałam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Wstrzymałam oddech, widząc od kogo była wiadomość.
Sasuke [18:45:23]: „Czekaj na mnie. Gdy już do ciebie przybędę, już nigdy cię nie zostawię."
Uśmiechnęłam się i przejechałam palcem po nazwie nadawcy SMS'a. Przez chwilę udręka samotności w szpitalu zniknęła. Przez ten jeden moment poczułam się prawdziwie szczęśliwa, tak jak szczęśliwa byłam przez miesiące naszego związku jeszcze w liceum.
~~~~****~~~~
Cisza, która panowała w Sali nie była już taką udręką. Dzięki niej mogłam skoncentrować się na wspominaniu dobrych czasów z Sasuke. No i myślenie o tym, co może szykować dla nas przyszłość. Czy ta historia skończy się jak w bajce? Czy ostatecznie będziemy szczęśliwi? Moją ciszę przerwało czyjeś wejście do sali. Spodziewałam się lekarza, jednak ten głos sprawił, że przez chwilę zatrzymało się moje serce.
- Witaj, Sakuro...
*Itachi*
Zatrzymanie się u młodszego brata być może było dobrym planem na przeczekanie najgorszej burzy, jednak wiedziałem, że Shana i tak czeka i planuje, co mi zrobić. O ile już nie zrobiła.
Spokojnie porozmawiałem z Izumi i doszliśmy do wspólnego wniosku, by nieco zamydlić Shanie oczy. W przeciwnym razie i ja i ona mielibyśmy dość konkretnych gabarytów problem.
Cicho wszedłem do mieszkania, licząc, że mojej narzeczonej nie będzie. Przeliczyłem się jednak, już w przedpokoju przywitała mnie cała moja garderoba, wszystko rzucone byle jak, niektóre na walizkach, inne walały się po podłodze. Calutka szafa... Musiałem to przełknąć i sięgnąłem po jedną z białych koszul. Shana nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu tylko wyrzuciła ubrania. Na białej koszuli, czerwoną szminką napisane było : „ZDRAJCA", gdzie nie gdzie na innych koszulach pojawiało się dla odmiany „CHUJ". Wszystkie koszule do wyrzucenia... Przecież to się nie dopierze. Nie wspominając, że niektóre koszule były również pocięte. Westchnąłem ciężko i wszedłem w głąb mieszkania.
W salonie, na kanapie siedziała ona. Moja rudowłosa piękność. Nie wyglądała na załamaną i przeżywającą. Wyglądała jak typowy zły charakter, gdy coś mu się nie powiedzie. Powoli odwróciła twarz w moją stronę i przyłożyła kieliszek z winem do czerwonych od szminki ust. Diablica w ludzkim wcieleniu wróciła. Już od roku było cicho niczym mysz pod miotłą, teraz obudziłem uśpionego w niej demona. Przełożyła nogę na nogę i odstawiła kieliszek na szklany stolik.
- Tak krótko? – zapytała i oblizała usta. – Nie boisz się śmierci z moich rąk?
- Nie spodziewałem się, że będziesz tak zła z powodu jednego nieporozumienia – wyjaśniłem, a ona gwałtownie uderzyła szpilką o parkiet.
- Nieporozumienia?! Ty jesteś moim nieporozumieniem – odpowiedziała i wstała z kanapy. – I nie będę traciła na ciebie więcej czasu. Czekałam, ponieważ, w przeciwieństwie do ciebie, chcę poinformować cię o czymś. Wynoszę się. Zniszczę tak jak ja to potrafię, a gdy już opadnie po tym kurz, zacznę zupełnie nowy rozdział w życiu.
- Wszystko przemyślałaś? – zapytałem i przyjrzałem się jej. Wyglądała zniewalająco dobrze. Specjalnie podkreśliła długie nogi i idealną figurę jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Cała jej postawa krzyczała „zobacz, co straciłeś". – Nie powinienem tego trzymać w sekrecie.
- Słucham?! – w końcu emocje wzięły nad nią górę. – Chcesz mi powiedzieć, że jak teraz o tym myślisz, to w sumie stwierdzasz, że mogłeś mi powiedzieć o jakiejś wywłoce, którą zapewne posuwałeś na boku?! Może jeszcze mi powiesz, że to jedna z tych od Sasuke?! Obaj jesteście siebie warci!
- Shana, proszę. Bądź spokojna – powiedziałem, zatrzymując ją w przejściu. Przez chwilę szarpała się ze mną, jednak ostatecznie odpuściła i zrobiła kilka kroków w tył. – Od razu mogłem ci powiedzieć, że razem z Izumi planowaliśmy nasz miesiąc miodowy. Chciałem w końcu zaplanować datę ślubu, a zaraz po nim zabrać cię w podróż. Kuzynka chciała mi w tym pomóc, by zrobić ci niespodziankę – wyjaśniłem, a Shana zmarszczyła brwi. Czyżby nie uwierzyła?
- To absurd – powiedziała po chwili i założyła ręce na piersiach. – Wszystko było ustalone, ale zacząłeś to odwlekać w czasie. Przestałeś się mną interesować! I teraz bredzisz o jakichś wakacjach? – jej ton głosu, jej wyraz twarzy... Moja ukochana Shana zaczęła się załamywać. Oczy zaszkliły się, a ton głosu zdradzał zwątpienie. Zrobiłem krok w jej stronę, jednak jej ostre spojrzenie skutecznie powstrzymało mnie przed kolejnym.
- Wiem, że ostatnio moje zachowanie nie było idealne – odpowiedziałem i westchnąłem. – Było dalekie od ideału. Jednak kocham cię i naprawię to wszystko. Weźmiemy ślub, a potem pojedziemy we dwoje na cudowny miesiąc miodowy.
Jedno, czego ojciec nauczył mnie dobrze. Rozdzielać miłość od interesu. To, czemu poświęcał się ojciec to nasza ukochana firma, którą przez strach przed Sasuke, przekazał mi. Teraz ja musiałem ratować ją. Ten ślub miał być długofalową inwestycją. Fascynacja i zauroczenie Shaną były, jednak wszystko przemija, a nasz ślub tak czy siak miał być dobrym interesem. A by wszystko się powiodło, musiałem naprawić relację z rudowłosą.
- Nie wierzę ci, Itachi – powiedziała, a na jej twarzy znów wymalował się ten zacięty wyraz. Próbowała tego niejednokrotnie i za każdym razem było to jedno: „jeśli w tym jest choć kropla kłamstwa, wycisnę to z ciebie".
- Daj mi szansę. Udowodnię wszystko – stwierdziłem z zadziwiającą pewnością siebie.- Zadzwoń do Izumi. Zapytaj jej, jeśli moje słowa nie są dla ciebie wystarczające.
W końcu Shana spuściła z tonu. Przygryzła wargę, a jej wzrok powędrował gdzieś w bok. Rozbiła to zbyt często, gdy biła się z myślami. Powoli mogłem dopisywać sobie do listy sukcesów zwycięstwo z diablicą. Zbliżyłem się jeszcze o krok.
- Co zrobisz? – zapytałem, a ona uniosła na mnie zaszklony wzrok. Ciężko przełknęła ślinę i rozejrzała się wokół. Misja zaliczona?
- Zachowałam się głupio – przyznała w końcu, a ja uśmiechnąłem się z ulgą.
- Zapomnij o tym – poprosiłem i rozsunąłem ramiona, by zachęcić ją do przytulenia się.
- Zniszczyłam twoje ubrania... - przyznała się i nerwowo przetarła ręką po ramieniu. – W tych nerwach nie myślałam racjonalnie.
- Jak mówiłem. Zapomnij o wszystkim. Miałaś do tego prawo – powiedziałem, zgodnie z prawdą. Może i udało mi się zamydlić jej oczy, jednak moja zdrada pozostawała faktem, o którym wiedziałem ja, Izumi i niestety Sasuke. – Nie ma tam rzeczy, której nie można kupić.
- Przepraszam, kochanie – powiedziała i w końcu wtuliła się we mnie. Mogłem świętować zwycięstwo.
*Ino*
Do naszej imprezy pozostało półtora tygodnia. Temari i ja dopinałyśmy wszystko na ostatni guzik, by nie szykować nic na ostatnią chwilę. Problemem był tylko lista gości. Większość naszej paczki już zadeklarowała swoje przyjście i je potwierdziła, poza Karin, Sakurą, Sasorim i Sasuke. Na tego ostatniego nawet nie liczyłam. Nawet zjawienie się Sakury w mieście nie spowodowało, że wypełznął ze swojej kryjówki. Karin była dość zastanawiająco, ponieważ od kilku dni nie zjawiła się w pracy, ani nie odbierała telefonu. Kontakt kompletnie zerwany. Sakura to Sakura. Ze względu na ciężką sytuację nie będę naciskać i zwyczajnie zarezerwuję dla niej miejsce. Sasori... Pan prezesik jest ciężko zajęty firmą. Nawet gdy dzwonimy do niego, dostajemy informację odnośnie tego, by połączyć się z jego sekretarką, a to byłoby niebywale dziwne, gdybym z jego sekretarką ustalała dla niego imprezę. Dlatego czekam aż gość się ogarnie i w końcu znajdzie dla nas chwilę czasu.
Stuknęłam długopisem o kawiarniany stolik. Temari zerknęła na mnie i wróciła do przeglądania cateringów.
- Irytuje mnie cała ta sytuacja – powiedziałam, a blondynka odłożyła tablet.
- O czym dokładnie mówisz? – zapytała, a ja wywróciłam oczami i oparłam policzek na dłoni.
- O Saiu, Sakura, Sasuke, Sasori... - wymieniłam, a dziewczyna wydała z siebie nieco kpiący dźwięk.
- Zauważyłaś, że osoby o imieniu zaczynającym się na „Sa" sprawiają najwięcej kłopotów? – zapytała, a ja zaśmiałam się i sięgnęłam po filiżankę kawy. – Rozmawiasz z nim w ogóle?
- Z Saiem? – upewniłam się, a ona kiwnęła głową. – Nie. Niech zatęskni – powiedziałam, jednak taki stan rzeczy nie podobał się mi tak samo jak jemu. Sai od zawsze był specyficzny, mówił, co myślał, czasem w nieodpowiedni sposób. Powinnam to zaakceptować, jednak chyba odwykłam od jego zachowania, gdy wyjechał do stanów, a nasz kontakt ograniczył się do rozmów przez kamerkę.
- Pojawisz się w jego towarzystwie na imprezie?
- Pewnie tak. Mimo, że to głupek i jestem na niego wściekła. Trudno wyobrazić sobie życie bez niego.
- Wiem, co mówisz – zaśmiała się Temari. – Shikamaru to leń totalny i czasem najchętniej ukręciłabym mu łeb za niedbalstwo, ale jednak jakoś wolę mieć go gdzieś obok siebie.
- Niesamowite jest to, jak można uzależnić się od jednego człowieka – powiedziałam rozmarzona i dopiłam kawę. – Swoją drogą. Sakura nie ma łatwego życia w tym temacie.
- Tak, ale mówiłaś, że zaczęła kręcić z Sasorim – powiedziała Temari powracając wzrokiem do tableta.
- Sama już nie wiem, co między nimi jest – przyznałam szczerze i klasnęłam w dłonie. – Ale właśnie skończyłyśmy kawę, a co za tym idzie przerwę. Znajdźmy już ten catering i na dziś będzie z głowy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top