2.18 słabe kobiety
*Hinata*
Napisałam do Naruto SMS'a, że będę później w domu, licząc, że nie zaskoczy mnie jakimiś gośćmi tak jak wczoraj. Na samą myśl o wczorajszym zdarzeniu aż przeszły mnie ciarki. Co z tego, że próbowałam zgrywać twardą. Przy zderzeniu z kimś takim każdy trik aktorski dosłownie znika.
Nie mogłam uwierzyć, do czego zmusił mnie Uchiha. Idąc przez szpitalny korytarz, czułam obawę z każdej strony. Miałam dwa krótkie dni, by spróbować się z tego wykręcić, jednak nie miałam na to pomysłów. Jako studentka, kończąca trzeci rok studiów medycznych, mogłam zostać sama na nocnym dyżurze. Właśnie to chciał wykorzystać Sasuke. Był tylko jeden problem. A może nawet trzy. Trzech policjantów, którzy byli bezpośrednimi podwładnymi pana Yamanaki. Każdy z nich nie był jakimś głupim krawężnikiem, a zapewne poważnym służbistą, który zapisywał każde wejście i wyjście do sali, w której leżała Sakura, z uwzględnieniem dokładnej godziny. Wymieniali się co osiem godzin. Miałam złożyć szczegółowy raport, co robią, o której się zmieniają najlepiej jeszcze dowiedzieć się, kto to konkretnie jest.
- Paranoja – wyszeptałam do siebie opierając głowę o automat, który właśnie szykował dla mnie kawę. Przechodząca obok pielęgniarka spojrzała na mnie ze zdziwieniem i odeszła.
- Hinata! Wszystko w porządku? – zapytała Ino, która pojawiła się obok mnie znienacka. W jednej ręce trzymała koszyk wiklinowy, a w drugiej świeże słoneczniki. Przyjrzałam się jej. Była ubrana w piękną fioletową spódnicę maxi i białą zwiewną bluzkę, to jednak nie był strój do szpitala, dlatego zmarszczyłam brwi z rozbawieniem.
- Wybierasz się na pilnik na dachu szpitala? – zapytałam z lekkim zdziwieniem, a ona uniosła koszyk i pomachała ręką, śmiejąc się serdecznie z mojego pytania.
- Nie, nie – zachichotała i wyjęła z jasnego koszyczka kanapkę. – Przyniosłam jedzenie dla Sakury. Może też się skusisz?
- Z chęcią – powiedziałam i przyjęłam poczęstunek. Automat powiadomił wszystkich wokół, że kawa jest gotowa do wyjęcia i żeby uważać, ponieważ można się poparzyć, jednak my nie zwróciłyśmy na to uwagi. Ino za to kontynuowała swoją wypowiedź.
- Przyniosłam także dla pana Fujiwary – dodała, wyjmując drugą kanapkę, a ja spojrzałam na nią z zainteresowaniem.
- To ty ich znasz? – zapytałam wskazując brodą na policjanta siedzącego na krześle przy drzwiach do sali Sakury, a ona kiwnęła głową twierdząco.
- Tak, często przychodzą do nas do domu, żeby złożyć ojcu raport. Później mama zaprasza ich na kawę lub herbatę – wyjaśniła, a ja kiwnęłam głową. Czy to byłoby podejrzane, jakbym zapytała o pozostałych? Tak. To z pewnością byłoby podejrzane. A może jednak wpadam w paranoję przez Uchihę i jego mroczne kontakty i sekrety? Przecież człowiek może być dociekliwy. Ale ja nigdy nie byłam dociekliwa... Na pewno zorientuje się, że jestem zmuszona do szpiegowania dla Sasuke. Ale skąd miałaby coś takiego wiedzieć? – Ej, Hinata? Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś prowadziła wewnętrzną walkę z samą sobą – zaśmiała się Yamanaka, a ja mimowolnie zbladłam. Ona już wie.
- Ja... Znaczy ten... Ymm... - jąkanie się samo wyszło, nie byłam w stanie nad tym zapanować. Uniosłam kanapkę w górę. – Dziękuję za kanapkę – pisnęłam i pobiegłam w stronę pokoju dla personelu zostawiając Ino przy automacie.
- Hinata! Kawę zostawiłaś! – krzyknęła za mną, jednak ja to zignorowałam. Zatrzasnęłam drzwi i odetchnęłam głęboko. Czy to było dziwne? Uderzyłam ręką o czoło. Było.
*Sakura*
Zżerała mnie nuda. Jedyne, co mogłam robić, to chodzić po ośmiu metrach kwadratowych mojej sali i leżeć w łóżku bez żadnego celu. Nie miałam przy sobie nawet telefonu, żeby porobić cokolwiek. W kilku słowach: trafiał mnie jasny szlag wśród tych białych ścian i ozdób. Gdy w końcu zacznę robić remont, w moim domu nie będzie żadnej białej ściany. A jednak nie czułam się uprawniona do proszenia kogokolwiek, by poświęcał swój czas dla mnie.
W końcu do pomieszczenia weszła Ino, aż rozpromieniłam się na jej widok. Dziewczyna chwilę mocowała się z drzwiami przez naręcze rzeczy, które miała przy sobie, jednak w końcu się uporała.
- Ino – powiedziałam z uśmiechem, a blondynka podeszła do mnie, odstawiła koszyk i kwiaty na półkę obok łóżka i zbliżyła się.
- Dobrze cię widzieć – powiedziała i schyliła się, by mnie przytulić. – Niby powinnam być zła, że nie przyszłaś do mnie z Sasorim na kolację i nie dałaś znać, ale słyszałam o pewnych tajnych aktach ze sprawy mojego ojca i jakoś mi przeszło – powiedziała i sięgnęła po słoneczniki. – Na poprawę humoru.
- Jak to tajne akta? – zapytałam z lekkim zdziwieniem i obawą.
- Jeśli ustawia się na hasło moją datę urodzenia, to chyba nie dziwne, że co jakiś czas zajrzę do takich rzeczy. Zwłaszcza, że to są super sprawy! – powiedziała i podała mi bukiet. – Kryminalni moją fajną robotę.
- Przyznam szczerze, myślałam, że nie przyjdziesz – zmieniłam temat, kładąc kwiaty na pościeli.
- Ależ skąd! Musiałam tu przyjść, jednak nie wypadało przyjść z pustymi rekami. Niestety, twój dom pozostaje tak trochę niedostępny dla każdego, kto próbuje się tam dostać. Policja go sprawdza – wyjaśniła i wyjęła z koszyka mały wazonik, żeby włożyć do niego kwiaty.
- A co z moim psem? – zapytałam, a Ino spojrzała na mnie z nieskrywanym smutkiem.
- Nie widziałam go. Policja także nie. Zniknął – powiedziała, a ja nagle złapałam się za głowę. Jak mogłam dopuścić do czegoś takiego. Psiak zapewne cierpi. I to wszystko to moja wina! Mój oddech nagle przyspieszył, łzy niekontrolowanie zaczęły spływać po moich policzkach. Niekontrolowane drgawki tylko nasilały strach przed tym, co działo się ze mną w tym momencie. – Sakura! Spokojnie! – gdzieś z tylu głowy słyszałam głos Ino, jednak był on jakby odrealniony, wydobywał się zza mgły. Ból głowy stał się bolesny i nie do wytrzymania. Nie wiem, czy zamknęłam oczy, jednak nie byłam w stanie niczego zobaczyć. Potem poczułam szarpnięcie i ukłucie. A później spadł na mnie sen. Nieprzyjemny sen.
*Ino*
Trwałam w szoku, gdy lekarze wpadli do sali i podali coś Sakurze w formie zastrzyku. Dopiero, gdy w pomieszczeniu zapadła cisza, usiadłam na krześle i złapałam się za głowę, ledwie kontaktując z rzeczywistością. To było przerażające.
- Przepraszam. Co się stało? – zapytałam starszą lekarkę, która do tej pory dawała rozporządzenia pozostałym, a teraz miała wychodzić.
- To napad lęku. Pacjentka miała w przeszłości zaburzenia depresyjne, prawdopodobnie mogą powrócić przez szokujące wydarzenia – wyjaśniła i spojrzała uważnie na mnie. - Proszę na nią uważać. Może zrobić sobie krzywdę.
Kiwnęłam głową i podziękowałam za informacje, po czym wróciłam do łóżka Sakury. Czy to moja wina? Nie, to nie możliwe. Sięgnęłam po koszyk i wyjęłam z niego owoce, sok pomarańczowy i kilka czasopisemek dla kobiet. Nie mogłam nawet ogarnąć Sakurze jej telefonu, więc takie gazetki niestety muszą jej wystarczyć. Poukładałam w szafce wszystko, co dla niej przyniosłam i usiadłam na łóżku, po czym złapałam jej dłoń. Przyjaźnimy się tyle lat, a ja nigdy nie zwracałam uwagi na jej problemy. Wiedziałam, że jej matka była podła, że przez nią Sakura miała okropne huśtawki nastrojów, ale żeby aż zaburzenia psychiczne?
Nagle zadzwonił mój telefon. Sięgnęłam do torebki, która dotychczas leżała na ziemi i wyjęłam z niej urządzenie, które od razu odebrałam.
- Czekam przed drzwiami do sali, niestety policjant nie chce mnie wpuścić do was – usłyszałam po drugiej stronie głos Saia. – Długo wam to zajmie?
- Już wychodzę – powiedziałam cicho i rozłączyłam się. Schowałam telefon do torebki, wzięłam pusty koszyk i wyszłam z sali. Po drugiej stronie korytarza czekał mój ukochany. Podeszłam do niego i nieco się wychylając, cmoknęłam go w policzek.
- Coś się stało – brunet raczej zauważył niż zapytał i wziął ode mnie wiklinowy koszyk.
- Po prostu martwię się o Sakurę – wyjaśniłam nieco markotnie, a on złapał mnie za rękę i ruszył w kierunku windy, byśmy mogli opuścić szpital.
- Daj spokój. Jest dorosła, musi dać sobie radę – powiedział obojętnie, a ja wyrwałam się z uścisku i spojrzałam na niego z oburzeniem.
- To moja przyjaciółka! Jak możesz tak mówić! – powiedziałam uniesionym tonem, a Sai westchnął tak, jak czasem rodzic reaguje na niesforne dziecko. To zirytowało mnie jeszcze bardziej.
- Zobacz, jesteśmy dorośli, każdym powinien zająć się swoim życiem. Nie uważam, żeby Sakura jako kobieta potrzebowała opieki każdego w koło. Powinnaś docenić, że jestem za równością kobiet wobec mężczyzn – Jego próby obrony spłynęły na niczym. Byłam zła i nastawiona ewidentnie przeciw niemu. Moim zdaniem słusznie. Nikt nie powinien obrażać mnie i mojej przyjaciółki!
- Czy to próba zasugerowania, że kobiety są słabe?! - Na moje słowa zareagował wywróceniem oczu i wcisnął guzik windy.
- Od zawsze jesteś tak obojętny na wszystkich wokół? – kontynuowałam, mierząc go zabójczym spojrzeniem. Dałam mu ostatnią szansę na poprawę. A on dosłownie wprowadził mnie do windy. Dosłownie wyprowadziło mnie to z ostatków równowagi.
- Po prostu staram się myśleć racjonalnie i nowocześnie – wyjaśnił wzruszając ramionami.
- Racjonalnie? Czyli niby ja myślę nieracjonalnie?! – krzyknęłam, a on znów westchnął. To rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej. Ostatnia szansa przekreślona.
- Spokojnie, jesteśmy w miejscu publicznym – powiedział.
- I jeszcze wstyd ci robię?! Jesteś niemożliwy! – powiedziałam ze złością i skrzyżowałam ręce na piersiach. – W takim razie raczej nie będę ci towarzyszyć na wystawie w galerii sztuki dziś wieczorem. Jeśli jestem mało dojrzała i nieracjonalna, raczej nie będę się nadawać – powiedziałam i pierwsza wyszłam z windy, zostawiając go za sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top