2.16 Witaj Sakuro
*Itachi*
Jazda samochodem młodszego brata nie należała do komfortowych. Czułem się, jakby leżał, nie wspominając, że Sasuke był w tym momencie dość nieprzewidywalny i przyspieszał w momentach, w których nie powinien tego robić. Nigdy nie czułem się tak bliski śmierci jak przez ostatnie dwadzieścia minut.
- Zatrzymaj się tutaj – zaproponowałem, wskazując na jedno z poboczy. Byliśmy niedaleko domu Sakury, jednak na razie nie mogliśmy się zbliżyć. Mój młodszy brat, pomimo początkowych protestów, ostatecznie chyba zaakceptował mój plan. – Wiesz, że jeżeli pojawisz się w jej domu, Suigetsu może się nie zawahać i do ciebie strzeli? – upewniłem się, a młody jedynie wywrócił oczami.
- Na pewno gdyby jakaś z twoich lasek była w niebezpieczeństwie, też siedziałbyś w aucie i grzecznie czekał na informację od jakichś cieciów? – zironizował, a ja ciężko westchnąłem.
- Wiem, że sytuacja z Izumi jest nieco kłopotliwa... Ale nie popadaj w paranoję – odpowiedziałem i wyjąłem telefon, by sprawdzić godzinę. – Z resztą, ty też nie jesteś krystalicznie czysty. O których z twoich zajęć wspominałeś Sakurze? Wie, że na taki wóz nie zarobi się samą dystrybucją narkotyków? – zapytałem, a Sasuke zgromił mnie wzrokiem.
- Jak zawsze, odwracasz kota ogonem. Nie mówiliśmy o mnie, a o twoim zachowaniu. Ja nie zdradzam narzeczonej!
- Bo takiej nie masz – zauważyłem spokojnie, a Sasuke uderzył rękami w kierownicę. Wtem, mój telefon zaczął zdwoić. – To Shana – powiedziałem cicho i zerknąłem na brata, który wyciągnął ze schowka opakowanie papierosów.
- Ciekawe, czegóż to może chcieć twoja narzeczona? – zapytał zirytowany i uchylił drzwi samochodu. – Spokojnie, nie mam ochoty słuchać twoich dyskusji. Zapalę. – Z tymi słowami wyszedł z samochodu, a ja odebrałem połączenie.
~ Gdzie jesteś? ~ nieco ostry ton mojej narzeczonej dotarł do moich uszu. Po tylu latach byłem w stanie ocenić, że była wzburzona, mimo że chciała to ukryć.
- Mam pewną sprawę do załatwienia – wyjaśniłem wymijająco, licząc, że nie będzie dociekać. Niedoczekanie.
~ Z firmą? ~ zapytała, a ja odniosłem wrażenie, że właśnie uczestniczę w idealnie przygotowanym przez nią przesłuchaniu. Ostatnio miała takie odpały, więc postanowiłem działać po staremu.
- Najukochańsza. Wrócę w ciągu godziny, zjemy romantyczną kolację. Może obejrzymy jakiś film? – zasugerowałem, a ona odchrząknęła. Połowa sukcesu za mną. Zaczyna się przekonywać. Rozejrzałem się wokół i spostrzegłem mojego brata palącego papierosa stojącego kilka metrów od auta.
- Jaki? – zapytała, a ja się uśmiechnąłem.
- Zdam się na twój gust. W końcu oboje uwielbiamy to samo – powiedziałem, a ona westchnęła.
- To co powiesz na film pod tytułem zdradzasz mnie ty tępy chuju – krzyknęła w telefon, a mi na którki moment zatrzymało się serce. Szok niemal odebrał mi mowę. Jak się dowiedziała? Co wie? – Nie masz nic do powiedzenia? To szkoda – chwila zbulwersowania minęła. Wrócił jej nieco ostry ton. – Policzymy się, gdy wrócisz do domu. Najukochańszy – rozłączyła się. dopiero teraz zdałem sobie sprawę co to był za ton. I zdałem sobie sprawę, że mam poważne kłopoty.
Muszę coś wymyślić, ale na razie skupienie na akcji. Jeżeli coś pójdzie nie tak i Sasuke wystawi się, będziemy mieć kłopoty. Nie ma co ukrywać, że tylko w trójkę stanowimy zespół, który broni się z każdej strony. Jeśli zabraknie Sasuke, ja i Sasori również podzielimy jego los. Spojrzałem w miejsce, gdzie stał mój brat, jednak jego już nie było. Wypadłem z samochodu i rozejrzałem się, jednak po nim nie było śladu.
- Cholera – wyszeptałem do siebie i przeszedłem do miejsca kierowcy, niestety, mój mały braciszek zabrał ze sobą kluczyki, zatem trzeba go gonić w tradycyjny sposób.
*Sasuke*
Miałem między pięć a dziesięć minut zapasu, aż dorwie mnie Itachi. Musiałem w tym czasie dostać się do domu Sakury, który był już obstawiony przez ludzi brata i Sasoriego. Wiedziałem, że ci dwaj mają w rękawach po kilka asów, jednak nie spodziewałem się, że za ich cieciów w firmach będą w głównej mierze robić byli żołnierze wojsk specjalnych i inne tego typu perełki.
A takie działania były mi potrzebne w jednym celu. Owszem, jestem w stanie sam wejść do domu Sakury, a to dzięki mojemu sobowtórowi, który aktualnie zdaje mi relację na żywo. Jednak najpierw należy dostać się w pobliże tego domu, a nie mam pewności, że nikt budynku nie obserwuje zewnątrz. Teraz, gdy mam niemal stuprocentową obstawę, bez problemu dostanę się do środka i zniszczę tego, kto sprawił to wszystko. Wyciągnąłem broń, nałożyłem kominiarkę na głowę, dodatkowo narzuciłem także kaptur, byleby nie wyróżniać się na tle innych.
Itachi mógł pieprzyć głupoty o tym, jak ważne jest by nie nadstawiać karku, jednak nie mogłem stać bezczynnie. Nie wyobrażałem sobie, że wezmę Sakurę w ramiona dopiero wtedy, gdy jakiś cieć przywiezie ją do naszej bazy. Takie zachowanie mogło być normalne dla mojego brata, ale nie dla mnie. Zaatakowałem raz Hanzo i jego grupę, zrobię to ponownie.
Zbliżyłem się do grupy, którą przysłał mój brat.
- Jak sytuacja? – zapytałem zbliżając się do jednego z uzbrojonych mężczyzn. Od Itachiego wiedziałem, że to on przewodził całej grupie.
- Na zewnątrz wydaje się być czysto – zaraportował i przyjrzał się mojej osobie. – To nieroztropne być tutaj, panie Uchiha.
- Zmiana planów – odpowiedziałem i przysunąłem do piersi broń. – Wchodzę do środka z wami. Ja wyciągam zakładniczkę, ja niszczę szczura – odpowiedziałem, a gość spojrzał na mnie jak na wariata. – Wy macie mnie ubezpieczać.
- Tak jest – powiedział po chwili wahania i przekazał zmianę planów pozostałym.
Jeszcze tylko chwila i będzie po wszystkim.
- Zaczynamy.
*Sakura*
Przyzwyczajenie się do ciemności w piwnicy chwilę mi zajęło, jednak w końcu zaczęłam rozpoznawać kontury. To jednak na niewiele się zdało, ponieważ ból tylko i wyłącznie nasilał się i powodował nawet utrudnienie oddychania.
Dlatego kuliłam się pod ścianą i czekałam. Trudno powiedzieć na co, ale czekałam. Biedny, głodny Brego leżał koło mnie niczym wierny psiak i co jakiś czas łasił się, bym go pogłaskała. To jednak ograniczałam, przez potężny ból kości. Nawiedzała mnie świadomość, że coś jest połamane, tylko nie byłam już w stanie określić, czy to może obojczyk, czy ramię, czy może wszystkie kości, jakie mam z lewej strony.
Nawet nie było słychać żadnego hałasu z góry, dlatego czas dłużył mi się jeszcze bardziej. Trudno było określić, czy minęła minuta, czy może tylko sekunda. Odniosłam wrażenie, że siedzę w tych ciemnościach całą wieczność, a w rzeczywistości nie przesiedziałam tu nawet dziesięciu godzin.
W końcu, z bólem postanowiłam wstać i wejść po schodach, żeby podsłuchać, czy ktokolwiek jest na parterze domu. Pokonanie piętnastu stopni trwało niebywale długo, dodatkowo musiałam zachować ciszę, żeby w razie czego nie wzbudzać podejrzeń. Przystawiłam ucho do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać, jednak niczego nie słyszałam. Chwyciłam za klamkę i powoli przesunęłam ją ku dołowi. Jednak do przewidzenia było, że drzwi nie ustąpią. Usiadłam na stopniu i oparłam głowę o drewnianą powłokę.
- Umrę tutaj? – zapytałam samą siebie i spojrzałam na psa, który siedział na dole i patrzył na mnie z zainteresowaniem. – Wybacz, piesku. Trafiłeś na złą właścicielkę – powiedziałam ze zrezygnowaniem i westchnęłam ciężko. Wsłuchiwałam się w ciszę i przymknęłam oczy.
Nagły trzask i krzyk spowodowały, że przez chwilę poczułam tak duży szok, że nie byłam w stanie nawet oddychać. Później, pomimo gwałtownego bólu, pospiesznie zeszłam na dół i poszłam w głąb piwnicy. Przygryzłam wargę, by powstrzymać się od jęków bólu, gdy szukałam jakiegoś przedmiotu, którym mogłabym się obronić choć trochę. Krzyki i hałas przybierały na sile, a ja jedyne co mogłam zrobić, to trzęsłam się ze strachu i próbowałam powstrzymywać łzy przerażenia.
W końcu chaos zaczął się uspokajać. Drzwi do piwnicy gwałtownie otworzyły się, a mnie oślepiło wlewające się do wnętrza światło. Zamknęłam na chwilę powieki, a gdy je otworzyłam, zobaczyłam jakąś sylwetkę przed sobą. Zamachnęłam się trzymanym przez siebie przedmiotem, jednak szybko zostałam obezwładniona.
- Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że zaatakujesz mnie kijem od mopa. – Usłyszałam znajomy głos i wstrzymałam oddech, gdy wzrok zaczął przyzwyczaić się do światła, sylwetka przybrała kształt Sasuke.
- To ty – powiedziałam, wypuszczając z rąk kij i rozpłakałam się. Nie wiedziałam już, jak powinnam zareagować. Z jednej strony chciałam rzucić mu się w ramiona, a z drugiej chciałam wyżyć się za to, że po wspólnej nocy zostawił mnie na pastwę losu.
- Już jesteś bezpieczna – odpowiedział i rozłożył ręce, by zachęcić mnie do przytulenia. Ja jednak stałam jak słup soli i patrzyłam na niego ze łzami w oczach. Gdy w końcu się ogarnęłam, zamachnęłam się i uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową. Zbliżyłam się i kontynuowałam siląc się, by bić coraz mocniej.
- Zostawiłeś mnie! Byłam sama! Dlaczego mnie zostawiłeś! – łkałam, choć chciałam krzyczeć. Wciąż go biłam, a on nic sobie z tego nie robił. Na początku po prostu przyjmował całą moją frustrację, a później otoczył mnie ramionami i przytulił mnie, uniemożliwiając mi wydawanie ciosów.
- Przepraszam.
- Tylko tyle?! Tylko to masz mi do powiedzenia? – zapytałam, a on nieco mocniej mnie przytulił, co spowodowało syk bólu z mojej strony, dlatego szybko się ode mnie odsunął na odległość ramienia.
- Co się stało? Jesteś ranna?
- Chyba coś złamałam – przyznałam i odsłoniłam obojczyk, który był aż siny. Z resztą, ramię nie wyglądało lepiej.
- Musimy jechać do szpitala – odpowiedział i znów przysunął się do mnie, po czym ostrożnie wziął mnie na ręce. – Przytul się – polecił, a ja zgodziłam się po prostu wykonując jego polecenie. Sasuke wyniósł mnie do salonu i położył na kanapie, sam z kolei uklęknął przy niej.
- Uciekł – zrelacjonował jakiś mężczyzna dość konkretnej budowy, a brunet kiwnął głową.
- Teraz nie czas na to. Trzeba ją zwieść do szpitala – powiedział ostro i rozejrzał się po ludziach, którzy zebrali się w pokoju. Wydawali mi się przerażający. Nagle do salonu wpadł Itachi. – Rychło w czas – zwrócił się do brata z kpiną i rzucił w jego stronę kluczyki.
- Ty nieodpowiedzialny, głupi... - zaczął ze złością Itachi, jednak Sasuke mu przerwał.
- Sakura musi w tej chwili jechać do szpitala. Zawieź ją, a ja tu posprzątam – powiedział młodszy Uchiha, a Itachi zatrzymał wzrok na mnie.
- Co się stało? – zapytał, a ja spuściłam wzrok, czując zażenowanie.
- Mam złamany obojczyk.
- Nie wiadomo, czy nie ma również obrażeń wewnętrznych. Jesteś dogadany ze szpitalem, zajmij się tym – poprosił Sasuke, a starszy Uchiha kiwnął głową i podszedł do mnie.
- Wezwę samochód, za dziesięć minut pojedziemy – powiedział, a ja kiwnęłam głową na zgodę i oparłam się o poduszkę, obserwując Sasuke. Znów był przy mnie, czułam jednak obawę, że znów tylko na chwilę. Itachi wyszedł, a nieznajomi zaczęli chodzić po domu, wtedy do pokoju wszedł Suigetsu. Wstrzymałam oddech, obawiając się tego, co za chwilę się wydarzy, jednak oni zamiast rzucić się sobie do gardeł, przywitali się uściskiem dłoni.
- Nie wiem jakim cudem uciekł, ale znajdziemy go. Podrzuciłem do jego samochodu GPS – powiedział, a Sasuke kiwnął głową.
- Znajdziemy i zniszczymy – powiedział brunet i spojrzał na mnie. – Spokojnie, Sakura. To nie jest ten zdrajca, choć wygląda podobnie – wyjaśnił, a ja ciężko westchnęłam.
- Nic z tego nie rozumiem – powiedziałam cicho, a Sasuke znów uklęknął przy mnie.
- Tym razem obiecują ci, że wszystko wyjaśnię, daj mi tylko znaleźć odpowiedni moment – poprosił i pocałował mnie delikatnie.
~~~~****~~~~
W szpitalu założono mi gips i dano leki na uspokojenie, które pozwoliły mi zasnąć. Trzy dni horroru minęły, przynajmniej miałam nadzieję, że to wszystko minęło, a ja wrócę do normalnego życia. Leki uspokajające przestały działać, a ja powoli zaczynałam się budzić.
- Och, budzi się – usłyszałam jakiś męski głos i pewnego rodzaju poruszenie wokół mnie. Uchyliłam powieki i ujrzałam jasne, sterylne pomieszczenie szpitala. – Witaj Sakuro. Jak się czujesz?
Witam Was! Trochę głupio mi, że nie dodałam rozdziału w tamtym tygodniu, jednak nawał pracy, i tak dalej. W każdym razie, ten tydzień był nieco bardziej przewrotny i z wiadomych względów mam więcej wolnego czasu. Być może pojawi się więcej rozdziałów, aby też zapewnić Wam trochę rozrywki. Zatem pamiętajcie, zostańcie w domu!
Z tego miejsca chcę też zapytać, czy mam tu jakichś fanów The Originals lub The Vampire Diaries? Jeśli tak, miałabym pytanie, bo mam wenę na nową opowieść i potrzebowałabym zainteresowanych :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top