2.15 Tajna Broń
2.15
*Itachi*
Wrzuciłem torebkę z czarną herbatą do szklanki, nasypałem także łyżeczkę cukru do szklanki, ukroiłem plasterek cytryny, który elegancko nałożyłem na brzeg naczynia. Nalałem wody i przez chwilę obserwowałem jak woda zmienia kolor pod wpływem esencji, w końcu wymieszałem wszystko i powoli przeszedłem ze szklanką do stolika, przy którym, na wygodnej kanapie, siedziała Izumi.
- Wiesz, że nie powinnaś tu przychodzić – powiedziałem, mimowolnie wpuszczając na usta delikatny uśmiech. Brunetka odwzajemniła go i wrzuciła plasterek cytryny do czarnej herbaty i niespiesznie zamieszała całość.
- Nie mogłam się doczekać – przyznała, delikatnie uderzając srebrną łyżeczką o brzeg naczynia i przyłożyła do ust, wymalowanych czerwoną szminką, szklankę.
W ciągu tych kilku lat zdecydowanie się zmieniła. Nie wyglądała już jak ta szara myszka, która ukrywała się za wszystkim, za czym tylko dało radę ukryć się. Teraz wyglądała kobieco i zdecydowanie pociągająco. Ciężko było się powstrzymywać, zwłaszcza, że ciągnęło ją do mnie jak pszczołę do miodu. A ja... Ja jestem tylko facetem, nie można oczekiwać ode mnie jakichś niewyobrażalnych rzeczy. Skusiłem się raz, drugi... i jakoś tak zostało. Obserwowałem każde jej niespieszne działanie. Działało to na mnie w elektryzujący sposób.
Usiadłem obok niej i położyłem dłoń na jej kolanie, oczekując, że tym razem to ona zrobi pierwszy krok, Izumi jednak tylko spojrzała na mnie kątem oka i znów napiła się trochę herbaty, po czym odstawiła przezroczystą szklankę naznaczoną jej szminką na stolik.
- Wiesz, że twoje wizyty w formie wcale nie muszą być tak prywatne jak w innych miejscach – podpowiedziałem sugestywnie, a ona nachyliła się do mnie.
- Boisz się swojej narzeczonej? – zapytała, zabawnie wydymając dolną wargę. – Takie emocje tylko mnie nakręcają – wyszeptała, a ja westchnąłem.
- Ach, co ty ze mną robisz – wyszeptałem i nachyliłem się by skraść jej krótki pocałunek. – Może pojadę w delegację na weekend? Co powiesz na wyjazd nad morze? – zasugerowałem, a dziewczyna odchyliła się i założyła nogę na nogę.
- Delegacja tylko we dwoje? – zapytała z nieskrywanym zadowoleniem, a ja kiwnąłem głową i nachyliłem się do niej. – A teraz zrobimy małe przedbiegi? – zapytała i przejechała opuszkami palców po skórze mojej szyi, aż w końcu wplątała swoją dłoń w moje włosy.
Moja ręka zawędrowała za to do jej talii tak, że teraz już nachylałem się nad nią. Złączyliśmy usta w pocałunku, zatopiłem się w tym i przeszkodził mi dopiero moment, w którym dziewczyna przerwała pieszczoty, a sekundę później odepchnęła mnie.
- Teraz nie dziwi mnie, że nie odbierałeś telefonów – usłyszałem pretensjonalny ton mojego brata, który bombardował spojrzeniem Izumi, która momentalnie zakłopotała się sytuacją. W przeciągu kilku lat mogła stać się seksbombą, jednak wciąż bała się Sasuke, z resztą, kto nie czuł się dziwnie w jego towarzystwie, gdy on wciąż miał tak niezadowolony wyraz twarzy. – Zostaw nas samych – powiedział i gwizdnął na moją towarzyszkę, wskazując drzwi wyjściowe. Izumi posłusznie wyszła, a ja zmierzyłem młodego niezadowolonym spojrzeniem.
- Nie powinieneś jej tak traktować – zauważyłem, a on wywrócił oczami.
- Dla mnie Izumi niczym nie różni się w tym momencie od panienki z szosy. Mogę nie lubić Shany, jednak chyba nikt nie spodziewał się, że zrobisz jej takie świństwo – odgryzł się, a ja westchnąłem.
- Co sprowadza cię do Konohy? – zapytałem, chcąc zmienić temat, a Sasuke podszedł do kanapy i spojrzał , nieco podejrzliwie na miejsce, na którym wcześniej siedziała Izumi.
- Jeśli tutaj usiądę, nie zaskoczy mnie jakaś dziwna niespodzianka? – zapytał, wskazując na kanapę, a ja wywróciłem oczami. – To znaczy, że nie. – Usiadł i z obrzydzeniem spojrzał na szklankę z herbatą, po czym spojrzał na mnie. – Ogarnij tę szminkę z twarzy, bo nie wyglądasz zbyt poważnie.
- Gdybyś zadbał o moją prywatność, nie musiałbyś się teraz czepiać, braciszku – powiedziałem z irytacją i wytarłem twarz chusteczką higieniczną.
- Teraz możemy przejść do rzeczy, bo chyba ona nieco za mocno zakręciła ci w głowie przez ostatnie dni. Suigetsu ten zdrajca, jest w mieście. Ma Sakurę, a ja chcę ją ratować, wymyśl plan, który nie zawiedzie.
Zmarszczyłem brwi, nie do końca wiedząc, jak powinienem to zrozumieć. Wiadomość była wstrząsająca tym bardziej, że Sasuke ufał temu podwładnemu prawie bezgranicznie, a sam fakt, że Suigetsu ma jego ukochaną musi przytłaczać. W końcu Sasuke pojechał do Argentyny, żeby go dorwać. W normalnych warunkach można by powiedzieć, że jest roztrzęsiony, ale to Sasuke. Mimo to, to jest jeden z tych momentów, w których należy zostawić nasze spory na rzecz ważniejszych spraw.
*Sakura*
Niespodziewanie zbudziłam się z nieplanowanej drzemki i wystraszyłam się bliskością twarzy Suigetsu.
- Gdy śpisz, jesteś całkiem znośna – skomentował na przywitanie i napił się jakiegoś energetyka. Wydawał się zmęczony i śpiący, walczył z tym jednak poprzez picie napojów z kofeiną.
- O co ci chodzi? – zapytałam z pretensją, a on westchnął.
- Żaden z ciebie kompan do dyskusji – wyjaśnił i wyprostował się. – Ciekawe, co u twoich kochasiów. Może jednak przeceniłem ich bezgraniczną miłość do ciebie.
- Jesteś wredny – powiedziałam rozeźlona, a on westchnął ciężko, jednak dało się wyczuć, że był to jedynie teatralny gest. On wywrócił oczami i zajął się telefonem i nagle zaśmiał się. Prawdopodobnie poczuł na sobie mój wzrok, ponieważ odwrócił się w moją stronę.
- Właśnie wygrałem – powiedział i nagle zmarszczył brwi, gdy w całym domu rozbiegł się dzwonek do drzwi. Zapewne tego nie planował, ironiczne, zważywszy, że mniej niż minutę wcześniej świętował jakiś triumf.
Szczeniak pobiegł do przedpokoju, szczekając tak zajadle, jakby chciał wystraszyć gościa. Podniosłam się z kanapy z nadzieją na jakąś zmianę w danej sytuacji, jednak Suigetsu gwałtownie złapał mnie za ramię tak boleśnie, że jęknęłam z bólu.
- Cholera, za dużo gadam – wyszeptał, przygryzając wargę i zmierzył mnie wzrokiem.
- Mam otworzyć? – zapytałam i czekałam chwilę, aż podejmie decyzję. Dzwonek znów zadzwonił. – Gość chyba się niecierpliwi – zauważyłam, a on pchnął mnie w głąb pomieszczenia. Byłam gotowa, by kolejny raz wyprosić kogoś z podwórka, jednak białowłosy zaskoczył mnie. Niespodziewanie otworzył drzwi obok tych, które prowadzą do łazienki i otworzył je. Zaraz za drzwiami były dość strome schody prowadzące do małej piwnicy, w której kiedyś rodzice mieli spiżarnię i składzik z gratami. Teraz piwnica pozostawała pusta. Zaczęłam obawiać się, co planuje Suigetsu. Szybko jednak przekonałam się, co zaplanował, gdy pchnął mnie wprost na schody, a ja poślizgnęłam się na którymś ze stopni i runęłam w dół.
- Ojej – powiedział bez przejęcia i stanął w drzwiach, obserwując, jak zwijam się z bólu u podstaw schodów. – Cóż, jeśli już coś się zaczęło dziać, to chcę to przedłużyć, żeby się zabawić – stwierdził i wyjął broń zza pasa. – Dlatego posiedź tutaj grzecznie, cicho, to może jeszcze stąd wyjdziesz. – Po tych słowach zatrzasnął drzwi zostawiając mnie w zupełnej ciemności.
Złapałam się za ramię, by ocenić stan wszystkich kości. Ramiona były całe, jednak mimo to czułam okropny ból. Wstrzymałam oddech, czując epicentrum tego bólu w prawym obojczyku. Prawdopodobnie kość została złamana. Mimo bólu, próbowałam wsłuchać się w hałasy z góry. Wciąż słyszałam stłumione ujadanie psa i odgłosy szamotaniny, aż w końcu drzwi do piwnicy otworzyły się, zobaczyłam w nich psa i postać, która pchnęła zwierzę na schody. Brego zleciał w dół i tylko dzięki mojej reakcji, nie zderzył się z kafel kowaną podłogą na dole. Psiak zaskomlał i przytulił się do mnie, a ja jedynie stłumiłam jęk związany z bólem i pogłaskałam zwierzę.
- Cichutko – wyszeptałam do piszczącego tybetana i wsłuchałam się w odgłosy z góry, które nieco się uspokoiły.
- To powiedz, co tu robisz. – To Suigetsu mówił to spokojnie.
- Udało mi się wymknąć, to jestem. Ciężko było cię znaleźć, jednak ostatecznie musze powiedzieć, że to ładny domek.
- Spokojnie, niedługo tu zabawimy. Jutro zawodzimy ją do Hanzo. Udało mi się wynegocjować lepsze warunki, a jako, że sprawiłeś się doskonale, również będziesz mógł liczyć na jakieś premie. To powiedz, jak udało ci się wydostać? Widzę, że trochę cię wytarmosili.
- W zasadzie Uchiha miał mnie wykończyć, jednak do ich kryjówki wpadli jacyś argentyńscy biedacy, narobili fermentu, to udało mi się wymknąć – powiedział nieznajomy, a ja zmarszczyłam brwi.
- Więc gdzie on jest? – zapytał Suigetsu.
- Zapewne szuka mnie w slumsach. Mamy kilka dni zapasu. Więc jaki jest plan?
- Na razie ty posiedzisz tutaj, a ja pójdę się przespać. Od wczoraj nie odpoczywałem. Jak powiedziałem, jutro rano idziemy z Sakurą do Hanzo – powiedział Suigetsu. – Dziewczyna siedzi w piwnicy pod kluczem i ma tam zostać. Jeśli dobrze pójdzie, będziemy panami dzielnicy.
Później zapadła cisza tak nieznośna, że ledwie powstrzymałam się, by nie zacząć krzyczeć. Przysunęłam psa do siebie i wtuliłam się jego ciemną sierść. Na szczęście nieszczęśliwy wypadek nie wpłynął na niego i pies wyszedł z upadku cało, w przeciwieństwie do mnie. Gdy w końcu mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności, wstałam nie bez wysiłku i złapałam prawe ramię tak, by nie ruszać nim ani obojczykiem. Musiałam rozejrzeć się, czy jest tu coś do obrony.
*Sasuke*
Wiedziałem, że Itachi wymyśli jakiś plan. Miałem także nadzieję, że jego plan zabezpieczy wszystko, co wymyśliłem wcześniej ja. No i nie przeliczyłem się. Zawsze wiedziałem, że mój starszy brat ma co najmniej kilka asów w rękawie, które można wykorzystać właśnie w takich momentach.
Teraz miałem czekać w swoim mieszkaniu, aż Itachi ustali wszystko z Sasorim. Fakt, faktem, gdybym zobaczył ten czerwony łeb, to chyba bym go zabił. To zapewne dlatego Itachi wycofał mnie z części działań, żeby uniknąć tak zwanych ofiar postronnych. Sasori nie byłby ofiarą postronną. Jeszcze wrzucę go na celownik, jednak na razie muszę zająć się kretem. Już i tak czułem wściekłość zważając, że zawiodłem i naraziłem niewinną dziewczynę, do której coś czułem.
Spojrzałem na swoją broń, którą trzymałem do tej pory za pasem, ukrytą pod kurtką skórzaną. Uratuję ją. I co później? Znów zniknę? Zostanę z nią? Obie opcje są równie złe. Sakura będzie w ciągłym zagrożeniu. Przekląłem cicho i nalałem do szklanki nieco whisky. Wypiłem to jednym łykiem i spojrzałem za okno. Dochodziła siedemnasta, ludzie wychodzili z pracy, ze szkoły. Nie wiedzieli, że gdzieś w pobliżu ktoś walczy o życie. Być może cierpi. Czy Sakura cierpi? Jeśli coś jej się stało, zapewnię Suigetsu tortury, których on nie przeżyje. Będę na to patrzeć z pełną satysfakcją, jak najprawdziwszy sadysta.
Spojrzałem na telefon, w którym widniała wiadomość od mojego tajnego współpracownika:
"Jest zamknięta pod kluczem. Nie mogę się do niej dostać i nie wiem co z nią, ale żyje. Jutro mamy ją przewieść do Hanzo."
On jeszcze nie wie, że nie będzie żadnych przenosin, chociaż nie, będą. Ale nie Sakury, a Suigetsu i nie do Hanzo, a na tamten świat. Rzuciłem telefon na łóżko i wyszedłem z mieszkania, zjechałem windą do garaży podziemnych i podszedłem do samochodu, otworzyłem bagażnik i spojrzałem na jego zawartość. Niemal od razu do moich uszu dotarł stłumiony przez czarną taśmę klejącą dźwięk wydobywający się w ust.
- Wybacz, muszę mieć kilka kart przetargowych - wyszeptałem do szamotającej się osoby i zatrzasnąłem bagażnik. Właśnie w tym momencie do podziemnych garaży wjechał znajomy mi samochód mojego brata.
Pora zaczynać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top