2.11 obietnica opieki

*Sasuke*

Udawałem, że zasnąłem. Musiałem. Rozmowa z nią była zbyt bolesna tym bardziej, że wiedziałem, po co w ogóle tu przyjechałem. Miałem skończyć z tym wszystkim, kompletnie skończyć z Sakurą. Dla jej bezpieczeństwa.

Gdy tylko zasnęła, wtulając się we mnie, westchnąłem ciężko, patrząc w ciemny sufit. Przerażający ból, jakiego teraz doświadczałem, przyprawiało o łzy, ale jedyne co zrobiłem, to przygryzłem wargę. Odsunąłem dziewczynę i ułożyłem ją na poduszce na tyle, by nie obudziła się. Położyłem się na boku, by jeszcze raz spojrzeć w jej twarz. Tak spokojną i łagodną. Leżałem tak jeszcze z pół godziny, po prostu patrząc na nią w tym półmroku. Do pokoju wpadały promienie księżyca. Dotknąłem jej policzka, czule przesuwając po jej twarzy kciukiem.

- Uważaj na siebie, kochanie – wyszeptałem i pocałowałem ją, przekazując w gest wszystkie emocje, jakie nagromadziły się w ciągu ostatnich lat. No i w końcu podniosłem się z łóżka, wziąłem wszystkie rzeczy i po ubraniu się zszedłem na dół. Psiak, którego przywiozłem Sakurze, spał rozłożony na kanapie. Podszedłem do kudłatego mastifa i pogłaskałem go. – Pilnuj jej, Brego – mruknąłem do psa, który jedynie spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. Pokiwałem przecząco głową i wyszedłem z domu, zamykając z sobą klucz do drzwi. Mimo wszystko, wolałem mieć własny komplet. Opuściłem posesję Haruno i jeszcze ostatni raz spojrzałem na jej dom. Pozwoliłem popłynąć samotnej łzie po policzku i skierowałem się do domu Akasuny. Gdy wszedłem na jego podwórko, zaskoczyło mnie automatyczne włączenie świateł. Skierowałem się do garażu, w którym ukryty był mój kochany bugatti chiron.

- Pół godziny trwa dużo mniej – usłyszałem nagle i skierowałem się w stronę czerwonowłosego, który stał przy drzwiach do garażu ze skrzywioną miną.

- Spokojnie, można powiedzieć, że wszystko uregulowałem. Nasza umowa obowiązuje – odpowiedziałem z równie dużym niezadowoleniem.

- Na pożegnanie jeszcze się z nią przespałeś? Będzie bardzo cierpiała – powiedział i podszedł do automatu, żeby otworzyć bramę do garażu. – O której masz samolot?

- O szóstej – odpowiedziałem otwierając drzwi do auta. – Opiekuj się nią – powiedziałem niechętnie, a Akasuna wybrał odpowiedni guzik na pulpicie. Drzwi garażu zaczęły się otwierać.

- Wiesz, że nie mam na nią wpływu – stwierdził Sasori, a ja prychnąłem.

- Nie zmienia to faktu, że obiecałeś mi opiekę nad nią – stwierdziłem z lekką irytacją wynikającą z niezadowolenia samym faktem, że teraz to właśnie on, a nie ja będzie przy niej. Zdawałem sobie sprawę, na co się zgodziłem miesiąc temu. Sasori miał mieć na nią oko, zadbać, by była bezpieczna dopóki ja nie ureguluję wszystkiego. On zastrzegł sobie wtedy prawo do pełnej dowolności jak to zrobi. Już w liceum spodobała się mu, wtedy byłem gotowy dać mu w pysk, teraz muszę pozwolić mu na wszystko. I to przez własną głupotę. – Jak tylko znajdę i policzę się z Suigetsu, wrócę tutaj – powiedziałem ostrzegawczo, a Sasori uśmiechnął się w kpiną.

- Mieć kreta pod nosem i nawet o tym nie wiedzieć – stwierdził Akasuna i pokiwał głową z dezaprobatą.

- Lepiej uważaj, by u ciebie nie było żadnego kreta. Z resztą, to twoja wina, że w ogóle dowiedzieli się o niej. Gdybyś odpowiednio od początku jej pilnował, nie natknęłaby się na Suigetsu – odpowiedziałem ze złością.

- Nie pozwolę, żeby coś jej się stało. Nie wytrzymałbym drugiej takiej sytuacji. Dlatego teraz wszystko zamiotę pod dywan – odpowiedział i przetarł dłonie. – Wszystko – podkreślił powtórnie.

- Trzymam cię za słowo. W końcu nie bez powodu współpracujemy – powiedziałem, a Sasori westchnął.

- Nie chodzi ci o naszą znajomość, chodzi ci o najlepszego prawnika w tym mieście – stwierdził z dumą, a ja zaśmiałem się i wsiadłem do samochodu, który szybko odpaliłem i dynamicznie wyjechałem z garażu. Musiałem jeszcze wrócić do swojego mieszkania, by spakować kilka rzeczy, a później czekał mnie długi lot do Ameryki Południowej, w której Suigetsu miał nadzieję się ukryć. Niedoczekanie. Przynajmniej w momencie, gdy ja, Itachi i Sasori współpracujemy. W trójkę mamy kontakty niemal wszędzie.

Sasori posprząta po mojej ostatniej akcji, w której odzyskałem samochód. Ja w tym czasie sprzątnę Suigetsu, a później zajmę się mniejszymi problemami i w końcu będę mógł się żyć normalnie.

*Sakura*

Obudził mnie jakiś ciężar, który właśnie opadł na mój brzuch. Na początku jedynie zmarszczyłam brwi i próbowałam wybadać to jedynie dotykiem. Gdy jednak pod palcami poczułam coś miękkiego i... kudłatego, zaczęłam poważnie zastanawiać się, o co chodzi. Sasuke miał miękkie włosy, ale nie aż tak i nie był tak... puchaty, jakkolwiek to nie brzmi. Uchyliłam powieki i niemal od razu je zamknęłam przez promienie słońca, które świeciły prosto na moją twarz,. Podniosłam się, ocierając twarz dłońmi i w końcu zlokalizowałam kudłaty ciężar, którym był psiak, którego wczoraj wpuściłam do domu.

- Ach, to ty – powiedziałam i spojrzałam na miejsce obok siebie, jednak w łóżku byłam tylko ja i szczeniak. Po Sasuke nie został żaden ślad. Miałam szczerą nadzieję zobaczyć go na dole, w salonie lub w kuchni, dlatego nałożyłam szlafrok i zeszłam na dół, jednak wszystkie pomieszczenia pozostawały puste. Przygryzłam wargę, próbując się nie rozpłakać. – A więc mnie zostawił – wyszeptałam do szczeniaka i wtuliłam się w miękką sierść.

Nie wytrzymałam, popłakałam się, rzucając się na kanapę w salonie. Dlaczego znów tak postąpił? Razem moglibyśmy coś wymyślić, a on... On potraktował mnie jak jakąś chwilową odskocznię, by znów zniknąć. Zostawić mnie samą. Nie wiem, ile tak trwałam, jednak w końcu dopadł mnie sen, który przerwało pukanie do drzwi wejściowych. Otarłam opuchnięte od łez oczy, licząc, że przybysz nie zorientuje się, że przepłakałam sporą część poranka. Szczeniak, biegał po domu szczekaniem oznajmiając, że mam gościa, a ja szczelniej opatuliłam się szlafrokiem i otworzyłam.

- Co ci się stało? – przywitał mnie zszokowany głos Sasoriego.

- Nic – powiedziałam beznamiętnie i ruszyłam w głąb domu, licząc, że chłopak sam się ogarnie.

- Dlaczego płakałaś? – zapytał chłopak, wchodząc do salonu i obserwując moje powolne, zmęczone ruchy, gdy starałam się ogarnąć nieco salon, by nie było takiego bałaganu.

- Dlaczego tu przyszedłeś? – zapytałam, a on odchrząknął.

- Nie pojawiłaś się w pracy, obawiałem się o twoje bezpieczeństwo – wyjaśnił i spojrzał na psa, który co jakiś czas drapał nogawkę jego drogiego garnituru. – Dlatego postanowiłem przyjechać.

- Przepraszam, że zaniedbałam obowiązki – mruknęłam ze smutkiem i skierowałam się do kuchni. Musiałam napić się kawy.

- Mam gdzieś twoje obowiązki. I ty też powinnaś się tym nie przejmować. Zjadłaś coś? – zapytał, krocząc za mną do pomieszczenia. Uważnie obserwował każdy mój ruch podczas przygotowywania kawy.

- Wypiję kawę – odpowiedziałam i spojrzałam na psiaka. Może i ja nie miałam ochoty na jedzenie, ale jemu z pewnością od wczoraj burczało w brzuszku. – A potem pojadę na zakupy – dodałam, a Sasori przewiercał mi dziurę w policzku. – Możesz tak na mnie nie patrzeć?!

- Po prostu nie rozumiem, co takiego mogło się tu stać – odpowiedział, odwracając ode mnie na chwilę wzrok. Przynajmniej tyle. – Pojadę z tobą.

- Nie musisz, masz swoje obowiązki – odpowiedziałam, a on wywrócił oczami.

- Obowiązki nie zając, nie uciekną. A mi zależy na tobie i twoim szczęściu – odpowiedział podchodząc do mnie trochę bliżej, Jego usta wygięły się w łagodnym uśmiechu. Złapał mnie za rękę i przetarł kciukiem jej wierzch. – Dlatego nie daj się prosić.

- Muszę się przygotować – powiedziałam z niebywałym zakłopotaniem, a on podniósł mój podbródek i skrzyżował za mną spojrzenie.

- Generalnie nie lubię czekać, jednak dziś na ciebie poczekam – powiedział cicho i pozwolił mi pójść do mojej sypialni.

~~~~****~~~~

Sasori nie zamęczał mnie pytaniami o przyczynę mojego samopoczucia i byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Przechadzał się między alejkami w supermarkecie, raz po raz opowiadając mi jakieś śmieszne historyjki, które miały odciągnąć moje myśli od podłego tematu zaprzątającego mi głowę. Mieliśmy kierować się do auta, gdy zatrzymałam się przed witryną jednego ze sklepów odzieżowych.

- Jak tak sobie teraz przypominam, czy to nie tu byliśmy razem na zakupach kiedyś? – zapytał chłopak, wskazując na sklep z bielizną, który był obok.

- Tak, to tutaj – odpowiedziałam, lekko się uśmiechając. – Spodobałeś się ekspedientce... - powiedziałam, lekko się uśmiechając. Sasori pokiwał głową z dezaprobatą, jednak również cicho się zaśmiał. Ruszyliśmy w kierunku parkingu. – Jak to jest, że do tej pory z nikim nie jesteś?

- Nie spotkałem żadnej kobiety, do której bym pasował – odpowiedział swobodnie. – Poza tym, musiałem zająć się biznesem rodzinnym.

- Jak to się stało, że odziedziczyłeś firmę po ojcu? – zapytałam, lekko obawiając się, że pytanie jest zbyt nachalne i czerwonowłosy nie odpowie.

- Ojciec zachorował jakiś czas temu. Teraz zmaga się z rakiem i każdego dnia słabnie pod wpływem chemii. Obiecałem mu, że zaopiekuję się wszystkim, gdy jego zabraknie – wyjaśnił, a ja zasłoniłam usta ręką.

- Przepraszam, nie powinnam pytać – powiedziałam z zakłopotaniem, a Sasori wzruszył ramionami i otworzył bagażnik samochodu, do którego zapakował zakupy.

- Nie mogłaś o tym wiedzieć – stwierdził, podchodząc bliżej do mnie. – To normalne, że mogłaś zapytać – dodał i otworzył mi drzwi od strony pasażera. – Wracajmy, moja macocha dała znać, że mamy miso na obiad i mamy oboje przyjechać.

~~~~****~~~~

Pani Akasuna chodziła między kuchnią a jadalnią, donosząc kolejne miseczki z jedzeniem. Nie pozwoliła, bym jej pomogła i kazała Sasoriemu mnie pilnować. Siedziałam z zakłopotaniem, a Sasori wywrócił oczami.

- Przestań rozmyślać, przez chwilę się zrelaksuj – powiedział z lekkim przekąsem. – Mama czuje się młodsza, gdy ktoś nie próbuje jej wyręczać w prostych czynnościach – wyjaśnił i podszedł do pułki, z której wyjął trzy kieliszki do wina. – I na pewno będzie czuła się szczęśliwa, gdy nie zje posiłku w samotności.

- I tak czuję, że przeszkadzam – stwierdziłam z zakłopotaniem, nerwowo przecierając dłonie. Tak jakby było mi zimno. Nagle usłyszeliśmy spokojne tony muzyki klasycznej, dobiegające z salonu. Uśmiechnęłam się lekko.

- Ona cię lubi i wspiera, a ty jesteś ostatnio taka markotna... Chciałbym, żebyś znów się uśmiechała – powiedział i dotknął wspierająco mojego ramienia. W tym czasie do jadalni przyszła jego macocha, donosząc ostatnią misę.

- Jedzmy – powiedziała z zachwytem i przysunęła bliżej mnie kilka misek. Sasori nalał do kieliszków czerwonego wina i przez jakiś czas jedliśmy wsłuchując się jedynie w dźwięk spokojnej muzyki. Akasuna naprawdę nieco odsunął moje myśli od Sasuke.

Po posiłku zajęliśmy się luźną rozmową. Pani Akasuna opowiadała niezwykle emocjonalnie na temat ostatnich wydarzeń, jakie się jej trafiły. Wspomniała także o tym wydarzeniu sprzed tygodnia, o którym mowa była w wiadomościach. Nagle zadzwonił telefon Sasoriego. Chłopak skrzywił się z niezadowoleniem, patrząc na ekran i wyszedł z jadalni. Odprowadziłam go wzrokiem, a później z pytającą miną spojrzałam na panią Akasunę, która jedynie nieco posmutniała.

- Nie przejmuj się tym – stwierdziła machając dłonią i napiła się wina. – Zapewne zaraz zejdzie na dół z informacją, że musi wyjść – dodała, wieszając wzrok na kieliszku. – Cieszę się, że dziś tu jesteś. Siedzenie samej w tak dużym domu może przyprawić o załamanie nawet psychologa.

Po chwili wrócił do nas Sasori. Był ubrany w świeży, elegancki garnitur. Jego włosy były ułożone, a nie zmierzwione jak do tej pory.

- Muszę wyjść – powiedział i spojrzał na mnie. – Może chciałabyś zostać tutaj na noc? – zapytał, a pani Akasuna spojrzała na mnie z nadzieją.

- A pies? – zapytałam, przeklinając siebie w myślach, że zostawiłam go na cały dzień, dając mu jedzenie jedynie rano.

- Przywiozę tu twojego pieska – zaproponował i wziął w rękę czarną aktówkę. – To jak?

- Chyba się zgodzę – powiedziałam, posyłając jego macosze lekki uśmiech.  Sasori wyszedł do przedpokoju, a ja wybiegłam za nim. - Czy mogłabym cię prosić o parę rzeczy? - zapytałam, wyjmując z torebki klucze. Chłopak przyjął je ode mnie. 

- Jeśli będziesz chciała, połóż się w moim pokoju - powiedział i podszedł bliżej. - Zaopiekuję się tobą, obiecuję - powiedział, przytulając mnie delikatnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top