„Wyglądasz, jakby stary znowu porządnie ci wpierdolił"
Nie planowałem wrócić do domu nad ranem i znowu otrzymać tego pełnego politowania spojrzenia zapowiadającego kolejne kłopoty. Po ostatniej rozmowie można było zauważyć jako takie polepszenie naszej relacji, ale chociaż wreszcie puściłem parę z ust na temat Alki, o wielu rzeczach wciąż obawiałem się mówić głośno. Kolejny poranek przywitałem z wcale nie wytęsknionym kacem oraz poczuciem winy, bo nie zamierzałem wypić aż tak wiele, jak wyszło w ostateczności. Zakręciłem się jednak po rozstaniu z Jankiem, wracając do baru i wpadając na kilku znajomych. Kolejne piwo, coraz więcej fajek i zanim w ogóle zdałem sobie z tego sprawę, zataczałem się do swojego pokoju, jednak zamiast wolności, zastałem w nim rozczarowaną mamę. Zostawiła za sobą chłodną obietnicę rozmowy z samego rana, a ja pomimo upojenia doskonale słyszałem w jej głosie zawód i pewien rodzaj zranienia. Nie miałem jednak siły na ucieczkę oraz kłamstwa.
Przebudzenie od razu rzuciło we mnie zawrotami głowy, które usiłowałem zwalczyć pod długim prysznicem. Na dół stoczyłem się z zaskoczeniem, niemal nie spadając z dwóch ostatnich stopni, gdy dostałem esemesa od Alki, proszącej o spotkanie.
– Dobry – mruknąłem, wchodząc do kuchni. Odliczałem w myślach sekundy przed awanturą, ale zamiast tego otrzymałem totalnie bezuczuciową informację o śniadaniu na stole oraz herbacie.
Zająłem miejsce, nie wypowiadając pytania o Dominikę, chociaż byłem ciekawy tego, gdzie podziewała się mała. Dopiero spojrzenie na zegarek uświadomiło mi, jak wcześnie było, a patrząc na przygotowany posiłek, który zdążył już wystygnąć oraz czyszczony ekspres do kawy, mama musiała nie spać od przynajmniej godziny.
– Mam dość tego, co się z tobą dzieje, Aleksandrze.
Wzrok wbity miała w ścianę, a ton, którym wypowiedziała to zdanie oraz sam fakt, że nazwała mnie pewnym imieniem, zwiastował prawdziwe kłopoty.
– Wiem, że znowu przesadziłem, ale jakoś tak samo...
– Umówiłam cię do szkolnego psychologa. Spotkasz się z nim w poniedziałek po lekcjach.
– Nie możesz za mnie decydować, nie mam przecież pięciu lat – przypomniałem, bo ostatnie, na co chciałem się godzić to pseudo-pogadanki z kolesiem, którego gówno obchodzi cokolwiek ze mną związane.
– I ucinam ci kieszonkowe. Nie mam zamiaru patrzeć ani nieświadomie zezwalać na to, żebyś staczał się na dno. Mieliśmy porozmawiać o tym na spokojnie, chciałam dać ci szansę na otworzenie oraz wyjaśnienie tego, jak się czujesz. Boisz się, nie chcesz dokładać ciężaru swoimi problemami, słyszałam to wszystko. Słyszałam i prędzej się zapłaczę, niż zostawię cię z tym wszystkim samego. – Wreszcie na mnie spojrzała, a ciężka gula nieświadomie wyrosła w gardle, gdy ujrzałem czające się w kącikach jej oczu łzy. Przez dłuższą chwilę milczała, prawdopodobnie poświęcając ten czas na uspokojenie targających nią emocji.
– Przesadziłem, to nic... – urwałem kłamstwo, bo sam miałem dość swojego pierdolenia. – Okej, masz rację. Tak, nie radzę sobie, ale to chyba minie. Nie wiem, przecież wcześniej przeszło na jakiś czas. No i miewałem noce, gdy spałem dobrze, więc wydawało mi się, że to nic takiego.
– Skarbie ja wiem, że ciężko ci to przyznać, ale jest z tobą źle. Naprawdę źle, a ja boje się co będzie, jeśli czas tylko wszystko pogorszy. Dominika płacze po nocach z obawą, że któregoś dnia może cię stracić tak, jak straciła tatę. Jeśli nie chcesz przyjąć pomocy ze względu na mnie, spróbuj zrobić to chociażby dla niej.
Słowa opuściły moje usta, zanim w ogóle ogarnąłem, że powiedziałem to głośno;
– To ja powinienem nosić spodnie, to ja miałem być waszą siłą, a nie zachowywać się jak pieprzony szczeniak.
– Wciąż jesteś tylko dzieckiem oraz moim małym synkiem. Zależy mi na tym, żebyś powoli stanął na nogi, ale nie stanie się to, jeśli sam nie przyznasz, że jesteś na dnie, z którego musisz się odbić.
Westchnąłem, nie mając zielonego pojęcia, co powinienem jej odpowiedzieć. Dopiero wtedy zauważyłem, jak cała ta sytuacja odbijała się na niej, pomimo upartego twierdzenia, że milcząc, w jakiś sposób trzymałem to wszystko dla siebie. Postanowiłem jej zaufać, ostatecznie przystając na poniedziałkowe spotkanie z psychologiem, ale zastrzegłem, że jeśli to jebnie, to wyjdę i więcej tam nie wrócę. Po południu jako tako znowu normalnie funkcjonowałem, więc zdecydowałem się na spacer, bo chciałem oddać Jankowi jego plecak. Cała trasa zajęła mi dość długo i chociaż uprzedzałem o tym mamę, wciąż musiałem wysyłać jej zdjęcia na dowód, że faktycznie idę tam, gdzie powinienem. Nie ufała mi, to było zrozumiałe, bo sam wystawiałem jej cierpliwość oraz właśnie to zaufanie na próbę. Postanowiłem więc jakoś to przełknąć, chociaż coraz gorzej czułem się z faktem, że serio tak ciężko szło mi ukrywanie całego tego gówna.
Dzwonek do drzwi i nie wiedziałem, czy spowodował to nagły podmuch, ale spiąłem się, gdy wyrósł przede mną ojciec Janka.
...a w każdym razie myślałem, że to był on, bo nie miałem okazji do wcześniejszego poznania mężczyzny.
– Jest Janek? Zostawił u mnie wczoraj rzeczy i pomyślałem, że wolałby je mieć szybciej, niż przed poniedziałkowym sprawdzianem.
Skinienie głową, a potem krzyk, gdy pan Olszewski zawołał syna, który zaledwie po chwili stanął za nim ze ściśniętymi wargami.
– Łap, księżniczko. I kuuurde, kac po wczoraj nieźle trzyma, co? A mówiłem pij z umiarem.
Zauważyłem, że Janek zamarł i spojrzał przelotnie na ojca. Czułem się nieswojo i przez jego minę od razu ogarnąłem, jak wielki błąd popełniłem, mówiąc to wszystko. Nie był to jednak żaden głupi serial, gdzie jednym kliknięciem można było cofnąć czas ani interaktywna gra, po której przegraniu można dokonać innego wyboru, aby jednak ruszyć dalej. Teraz nawet skłamanie na temat ilości wypitego przez niego alkoholu nie miało sensu, bo czułem, jak pan Olszewski świdrował mnie zabójczym wzrokiem, pragnąc wyciągnąć w ten sposób jak najwięcej informacji, których najwidoczniej nie przekazał mu syn.
– Bez przesady, nie było tak źle – mruknął, a uchylone wargi od razu przyciągnęły mój ciekawski wzrok, który wbiłem w rozcięcie na jego ustach. Pewnie było to tylko błędne przeczucie, ale zapaliła mi się czerwona lampka i desperacko pragnąłem chociaż głupiego zapewnienia, że nie miałem racji, a nagłe podejrzenia okazały się jedynie paranoją. Nie wybaczyłbym sobie jednak, jeśli faktycznie coś było na rzeczy. Gdyby Domi miała kłopoty, zareagowałbym od razu. Janek był jedynakiem i oprócz mnie nie miał w tamtej chwili nikogo, kto mógłby mu pomóc, stąd to poczucie obowiązku, które natychmiastowo przysłoniło wszystko inne.
Ciekawostką powinno być, że potrafię mistrzowsko lać wodę, jeśli chodzi o zdobycie tego, czego chcę. Wymyśliłem więc pierwszą lepszą głupotę o sprawdzianie i notatkach, które Janek miał pożyczyć mi, abym w tę jedną noc jakimś cudem nauczył się całego wymaganego materiału. Prawdą było istnienie przecieków, które już od piątku wirowały po klasowej konfie. Któryś z chłopaków obiecał Ninie porządną wódkę za zdobycie ich, a dumna nastolatka odpowiadała milionem emotek, dodając, że jeśli znowu wyskoczą gotowce, podbije stawkę na coś więcej niż alkohol.
Niemal na chama wprosiłem się do środka domu Olszewskich, gdzie panowała ciężka atmosfera, a znane mi ciepło zastąpione zostało dziwnym rodzajem chłodu. Zanim ojciec Janka zdołał cokolwiek skomentować, pociągnąłem za sobą chłopaka, mówiąc coś o tym, że nie pamiętałem już, gdzie wsadził wspomniane nieistniejące notatki.
Zamknąłem drzwi, od razu wypytując go o zranienie na twarzy, które w dziwny sposób przyprawiało mnie o niepokój. I chociaż próbował rozwiać obawy, twierdząc, że uderzył się po pijaku pod prysznicem, do końca weekendu nie potrafiłem pozbyć się zmartwienia z głowy. Jeszcze przed poniedziałkowymi lekcjami złapałem na korytarzu Ninę, chcąc wypytać o naszego przyjaciela, zanim sam pojawił się w szkole, ale nie dałem rady, bo gdy pożegnała się ze znajomymi z roku niżej, akurat wchodził do środka. Zsunął z głowy kaptur bluzy i wysunął słuchawki, narażając się na jej zaskoczony pisk:
– Jezu, a tobie co? Wyglądasz, jakby stary znowu porządnie ci wpierdolił.
I pewnie Sherlock ze mnie żaden, ale w tamtym momencie wylano na mnie wiadro lodowatej wody, gdy wreszcie dodałem dwa do dwóch.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top