„To jest w ogóle legalne?"
Dni mijały mi wypełnione dziwnym rodzajem strachu. Niemal bezsenne noce, stresujące posiłki w towarzystwie wiecznie zabieganej mamy oraz bolesne zaciskanie mięśni, aby tylko nie poruszała tematu tego jebanego konowała ze szkoły. Byłem jak w jakiejś chorej pętli i momentami szczerze miewałem dość, jednak nie widziałem z tego wszystkiego jakiegokolwiek wyjścia. Śniadanie: płatki z mlekiem lub coś na szybko, aby tylko zabrać rzeczy, a potem wyjść, byleby nie rozmawiać na tyle długo, aby zdołała zaprowadzić mnie w kozi róg. I to działało, naprawdę, jednak dobra passa w końcu dobiegła końca, gdy najwidoczniej takie zachowanie zapaliło u niej czerwoną lampkę.
Zbiegałem ze schodów z plecakiem przewieszonym przez ramię i już widziałem jabłko, które chciałem złapać przed dopadnięciem drzwi. Wtedy jednak czar prysnął, bo zostałem zatrzymany dosłownie przed chwyceniem klamki. Najpierw udawałem, że tego nie słyszałem, jednak ponownego wypowiedzenia mojego imienia olać nie mogłem. Westchnąłem cicho, błagając, aby wymówka o pośpiechu dotarcia na zajęcia działała i odwróciłem się, licząc na cud, który niestety nie nastąpił.
– Domi źle się czuje i zostajemy dziś w domu, odwiozę cię.
– Przejdę się.
– Aleks, ja wiem, co ty robisz – powiedziała, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. – Odwiozę cię – podkreśliła i wspólna jazda stała się nagle faktem dokonanym, na którą nie miałem jak się sprzeciwić. Nie byłbym sobą, gdybym nagle nie zaczął wymyślać masy wymówek, ale kopałem jedynie dołek, w który coraz bardziej wpadałem, a to jebane błoto kłamstw coraz bardziej upierdalało mi buty. Ostatecznie więc trafiłem na miejsce pasażera, trzaskając drzwiami odrobinę mocniej, niż początkowo planowałem.
– Czy Domi może zostać sama? To jest w ogóle legalne?
– Kto mnie podwali do mopsu? Ty?
Mimowolnie zaśmiałem się, kręcąc głową. Szczerze mówiąc, tęskniłem za chwilami, gdy nasze rozmowy nie docierały do kulminacyjnego punktu mojego umysłowego spierdolenia, które zawsze zostawiało tę cholerną nieprzyjemną atmosferę. Od dawna tak naprawdę nie spędziliśmy czasu bez przymusu rozmowy oraz moich prób bagatelizowania i ucieczki. Przerażało mnie to, a jednocześnie doskonale wiedziałem, że przecież sam się o to prosiłem.
– Wiesz, że cię kocham, prawda? – spytała. Poczułem to pieprzone uderzenie w samym środku i odruchowo aż zacisnąłem zęby, na samą myśl, do czego dążyła tym przerażającym początkiem. – Powiedz mi, co jest nie tak. Czy ja ci nie daję za mało uwagi, brakuje ci czegoś?
– Zawsze chciałem mieć psa – wyminąłem, desperacko chwytając ostatniej deski utrzymującej temat w zielonym polu, tym bezpiecznym. Wielokrotnie wyobrażałem sobie ostatecznie starcie z pytaniami mamy, ale nie umiałem znaleźć odpowiednich słów wyjaśnienia, bo prawdy bałem się jak ognia.
– Ale masz siostrę, jak była młodsza, to sam mówiłeś, że szczeka jak najęta.
– Kurwa, mamo. – Pokręciłem głową, nie dowierzając w to, co właśnie wypłynęło z jej ust.
– Żarty żartami, ale zabiorę ci laptopa za te przekleństwa, a jeszcze tego brakowało, żeby sąsiedzi mnie podpierdolili, że nie umiem dzieci wychować.
– Widzisz, jaki dajesz przykład? Wstyd, po prostu wstyd.
Niemal płakałem ze śmiechu, bo naprawdę cholernie mi tego brakowało. Mijaliśmy kolejne ulice, coraz szybciej zbliżając się do szkoły, a ja przeciągałem jak najęty, unikając rozmowy o tym, co naprawdę chciała poruszyć. Zauważyłem Janka biegnącego przez chodnik do stojącej z koleżankami Niny. Nie widziała go, więc pisnęła zaskoczona, gdy objął ją od tyłu, a potem pocałował w głowę. To, co odwalali było podejrzane, bo ostatnio jak kojarzyłem, to przyjaciel narzekał na każdy aspekt w wyglądzie i charakterze dziewczyny, ale nie mnie oceniać, niech robią, co chcą.
– Widzisz się dziś z panem Walczakiem? – spytała, parkując na wyznaczonym do tego miejscu. Odruchowo sprawdziłem w kieszeni bluzy obecność fajek i zapalniczki, a potem chwyciłem zapięty pas bezpieczeństwa. Potwierdziłem to mruknięciem, dodając, że dlatego wrócę później, co było kłamstwem.
– Lecę, widzę Janka z Niną, zatrzymam ich na ploty. – Nachyliłem się, aby dać jej szybkiego buziaka, jednocześnie unikając kontaktu wzrokowego, żeby nie wykryła kłamstwa. W rzeczywistości olałem tego pseudo-pacana już po pierwszym spotkaniu, a każde zaczepienie na korytarzu spławiałem pośpiechem lub brakiem czasu ze względu na pomoc z siostrą. Miałem nadzieję, że chociaż tego dnia pasmo nieszczęść minie z chwilą opuszczenia samochodu, a aby pomóc szczęściu, specjalnie chciałem przytrzymać gołąbeczki na dworze, zaczepiając pytaniami o randomowe tematy takie jak plany na najbliższy weekend.
– Byłabym zapomniała, zgadałam się wczoraj z Anią i zaprosiłam ją i Janka na kolację w sobotę. Domi powinna już wyzdrowieć, no i musimy w końcu spróbować tej zapiekanki, którą tak wychwala. Podobno Janek ma do tego smykałkę.
– Do tego może i ma, ale z dziewczynami już gorzej – mruknąłem. – Ja nie wiem, w co się ten dzieciak wjebał. Tak narzekał, a w końcu i tak skończył z Niną.
– Wiesz jak to mówią: każda potwora znajdzie swojego amatora i te rzeczy.
– Wychodzę, słyszysz? Wychodzę. – Westchnąłem teatralnie i wreszcie opuściłem pojazd, oddychając z niesłychaną ulgą, gdy usłyszałem, że wreszcie odjechała bez dalszego drążenia tematu. Nie przepadałem za kłamaniem, a ostatnio coraz częściej właśnie tak kończyły się nasze rozmowy.
Do końca tygodnia próbowałem jedynie przeżyć. Każdy dzień witałem coraz bardziej zmęczony i gdy wreszcie myślałem, iż dam radę odespać po powrocie do domu w piątek, mój telefon zbombardowany został masą wiadomości z nowo utworzonej konwersacji na Facebooku. Nina zmieniła sobie pseudonim, dobitnie uświadamiając, że jest "zajęta", a ja skomentowałem to w najodpowiedniejszy sposób, na jaki wpadłem, czyli rzucając jedno cholernie długie "XD". Odpysknęła, pytając o moje życie singla, ale olałem to, chcąc dowiedzieć się, co się odjaniepawlało z całą tą szopką. Ostatecznie na jaw wyszło, że Janek wybrzydzał kolejnej romantycznej komedii, proponując wyjście do klubu i rzucając sugestię mojego zainteresowania całym wydarzeniem. Na przekór samemu sobie w ciemno akceptowałem propozycję i nastawiłem budzik na dwudziestą, uderzając w kimę.
Nikogo nie zdziwiło spóźnienie, gdzie zamiast stawić się w umówionym wiadomościami miejscem, ja wpadłem do środka grubo po jedenastej. Nina co rusz wysyłała na nasz czat kolejne selfiaki z Jankiem, na których obejmowali się albo całowali, ale dopiero połączenie od niej zdołało mnie obudzić. W nieoficjalnej wersji telefon sam zaczął jej świrować, a w oficjalnej to Janek dość miał ciągłych zdjęć, wyrywając swojej dziewczynie niezablokowane urządzenie, o czym powiedział mi po strzeleniu czterech shotów.
– I okej, ja z nią jestem, nie? Ale kurwa, jak ona mnie czasem wkurwia, to ty sobie nawet nie wyobrażasz... – mówił po zamówieniu kolejnej kolejki, gdy Nina ulotniła się, żeby "przypudrować nosek". – Tu co chwilę zdjęcia, tu przytulasy i fochy, gdy dam jej rękę o kilka sekund za późno.
– Tobie chociaż przy niej staje? – rzuciłem w końcu, nie wytrzymując, bo mi też rozplątał się język i rzucałem wszystkim, co mi ślina na język przyniosła.
– Ty serio myślisz, że my ze sobą sypiamy? Uroczo. – Westchnął, cmokając po chwili. – Nawet jeśli doszłoby co do czego, pewnie co chwilę jęczałaby, że ją boli i mam przestać. Niech się sama rozdziewiczy i będzie po sprawie.
– Dotkniesz jej cipy i już drze pizde, że boli? Jeezu dobrze, że ja tak nie miałem, zwariowałbym jak nic.
Zaśmiał się, luzując guziki w koszuli, a ja zażartowałem, aby tak nie szalał, bo zacznie przyciągać napaleńców. I jak na zawołanie poczułem dłoń na ramieniu oraz piskliwy głos Piotrka, którego nie widziałem od dawien dawna. Zaproponowałem kuzynowi, aby się dosiadł i zapoznałem z Jankiem, który nagle stracił kolory i wyglądał tak, jakby lada chwila miał zwrócić cały wypity alkohol.
– A my to już się znamy. – Uśmiechnął się, puszczając mojemu przyjacielowi oczko.
– Czekajcie, idę się odlać, trzymajcie mi miejsce i nie uciekajcie. – Uniosłem ostrzegawczo palec. – Zaraz wracam.
– O, mi też się chce, lecę z tobą. Właśnie w stronę kibla szedłem.
Wspominaliśmy stare czasy i liczne rodzinne imprezy z masą przypałów, a on odgryzł się, twierdząc, że nigdy nie widział mnie w takim stanie, ale słyszał ploty krążące po rodzinie. Załatwiliśmy swoje, wciąż sobie dogryzając. Po głowie chodziło mi to, że jakimś cudem znał Janka i zażartowałem, że pewnie spotkali się w kościele albo na jakimś romansidle w kinie, gdzie był z Niną. Za żadne skarby nie sądziłem, że usłyszę:
– Nah, obciągałem mu kilka dni temu w Planecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top