„Posuwasz go w dupę czy sam dajesz się jebać jak męska dziwka?"

Czasami miewałem dni, gdy ilość wchłanianej przez moje ciało nikotyny nie zmieniała kompletnie nic. Nadal bywałem niespokojny, rozdrażniony i wypełniony dość irracjonalną obawą albo, co gorsza, bolesną wręcz niechęcią. Gdyby spojrzeć na moje obecne życie na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, teraz fale uspokoiłyby się, dając chwilowe wytchnienie po masie dramatów. Tylko ja nadal czułem się tak, jak wtedy, gdy wracałem do szkoły pierwszy raz od śmierci ojca: odcięty od wszystkiego, niczym ktoś obcy, jak wyrzutek, na którego każdy patrzy z politowaniem.

Dopalałem fajkę, a potem wsuwałem dłonie w kieszenie bluzy, chcąc ukryć ich drżenie. Mama potrafiła żartować, że zobaczymy czy nie rzucę papierosów do wiosny, bo ponad wszystko nienawidziłem minusowych temperatur oraz śniegu. Ale nic tego nie zapowiadało, bo nadal uważałem ten nałóg jako odskocznię i moment resetu od tego, co mnie otaczało.

– Powinniśmy wyjść na jakieś piwo czy coś. Dawno niczego nie było i cholera, brakuje mi tego. – Uniosłem brwi, nawet nie skupiając się szczególnie na pierdoleniu Tytusa. Gdyby ktoś na początku tego roku powiedział mi, jak bardzo się od siebie odsuniemy, z miejsca bym go wyśmiał. A teraz nawet nie chciało mi się z nim rozmawiać i miałem dość wszystkiego, co z nim związane. W szczególności Niny, która nadal była wrzodem na dupie, chociaż nawet nie trzymała się już z Jankiem. Okej, sam nie byłem lepszy, ukrywając swój związek, ale na dobrą sprawę on też sam z siebie nie powiedział mi o umawianiu się z Dąbrowską. A przecież kilka tygodni temu sam sprzedawał mi plotki o związku mojego chłopaka ze swoją dziewczyną.

– I co? Zwierzysz mi się ze swoich związkowych problemów z Niną? Nie, dzięki.

– Możemy wyjść na miasto i znaleźć kogoś dla ciebie. Dawno chyba nie ruchałeś.

Gdyby mój kutas umiał mówić, pewnie by przytaknął, ale chyba wczorajszy seks taki dawny nie był, bez względu na to, jak bardzo pragnąłem powtórki.

– Spotykam się z kimś.

– Pierdolisz.

...dość często, ale tego lepiej mu nie mówić.

– Mhm.

– Z kim? Znam ? Tylko mi nie mów, że wróciłeś do Alki, bo jebnę.

– Nie no, coś ty. Aż tak mnie nie pojebało.

Dzwonek na lekcje był wybawieniem, a ja zmieniałem temat, mówiąc, że możemy zgadać się później.

– Ej, Aleks – podjął, zanim rozstaliśmy się na korytarzu, idąc do odpowiednich klas. – Wszystko okej? Wyglądasz, jakby coś cię przejechało walcem. Dzieciaki dają ci w kość? Mogę wpierdolić kilku osobom. Powiedz tylko słowo.

– Nie, dzięki. Świetnie daje sobie radę.

– Nie widać. Wyjdziemy gdzieś w weekend? Jak za starych, dobrych czasów.

– Zgadamy się, Tytek, ale niczego nie obiecuję. Krąży nade mną złe fatum, gdy gadam z kochankami Niny.

Nie dałem mu tego skomentować, wchodząc na zajęcia. Zajmowałem odpowiednie miejsce w sali, mimo uszu puszczając uszczypliwy komentarz nauczyciela i dziwiłem się, nie widząc nigdzie Niny. Nawet Janka nie było, ale stawiałem na spóźnienie spowodowane zajściem do kibla, bo pewnie Dąbrowska trajkotała tak długo, że nie zdążył. Powinienem był zostać i cierpliwie czekać aż sam się pojawi. Tylko cały chodziłem, mając czarne myśli, bo mogło wydarzyć się dosłownie wszystko: od dość długiej jatki z jego byłą psiapsiółą po pojawienie się starego Olszewskiego, któremu znowu mogło przypomnieć się o byciu cudownym ojcem. Przyłapany na nie słuchaniu dzielnie szedłem do tablicy, rozwiązując po chwili odpowiednie zadanie. A potem dopadłem klamkę, rzucając, że zaraz wrócę, bo musiałem siku.

Korytarz był niemal pusty, co umożliwiło zlokalizowanie trwającej awantury. Zacisnąłem szczękę i poczułem nagłe drżenie ręki. Gdyby to nie Nina podrywała się, żeby uderzyć Janka, a jakiś chłopak, już dawno dostałby ode mnie w ryj, bo dorwałbym go bez żadnego rozważania, czy było to moralnie poprawne.

Mimo wszystko dopadłem ją w dwóch krokach i chwyciłem za rękę, nie chcąc, żeby mu cokolwiek zrobiła. Próbowałem obchodzić się z nią tak jak z Domi, gdy miewała nocne ataki paniki: dotykać ją delikatnie, ale stanowczo, bo w teczce odpierdalanych w liceum rzeczy na pewno nie było miejsca na bycie damskim bokserem.

Słowa uciekły z moich ust szybciej, niż zdołałem przemyśleć ich konsekwencje:

– Łapy precz od mojego faceta.

Szamotała się, wyrywając w końcu i prawie straciła równowagę, zachowując między nami dystans. Patrzyła to na mnie, to na Janka, jakby właśnie ktoś dał jej w twarz. I milczała zaskakująco długo, jakby kalkulując, którego z nas zaatakować jako pierwszego.

– A więc to prawda? – spytała na tyle cicho, żebyśmy dłuższą chwilę musieli zastanowić się, co tam mamrotała.

– Nie zachowuj się tak, jakby cię to dziwiło. – Olszewski spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, a ja modliłem się o szybkie zakończenie tematu i powrót do klasy w otoczce niezręczności, zamiast czegoś więcej.

– Ja byłam z tobą w związku, kurwa – wypluła, zupełnie tak, jakby podczas tego ich, pożal się Boże, związku na zmianę jebał się z nami oboje. Tego to nawet ja bym nie zniósł, bez przesady. Co, jeżeli Nina miała jakiegoś weneryka, skoro kręciła z tyloma na raz? Alka regularnie się badała, więc ja chyba nie miałem powodów do zmartwień... chyba.

– I to ty czujesz obrzydzenie? Ty?! Zdradzałaś mnie, kurwa! – Nie sądziłem, że Janek będzie w stanie krzyczeć na nią głośniej, niż kiedykolwiek na mnie. Próbowałem go uspokoić, bo dyrektor i kolejny dywanik to ostatnie, czego ktokolwiek potrzebował. W szczególności my, patrząc na ostatnią bójkę w męskiej szatni. Mojej mamie też przydałaby się chwila wytchnienia pomiędzy lataniem od jednej szkoły, do drugiej, gdy któreś z jej dzieci znowu przewaliło.

– Olej ją, nie warto – zauważyłem, rozglądając się nerwowo, bo wyczuwałem w powietrzu aferę na więcej niż naszą trójkę. Nie trzeba było słuchać szczególnie uważnie, aby zorientować się, że coś miało miejsce na korytarzu. A wścibskie pary oczu nie były akurat mile widziane.

– Nie wpierdalaj się, Zając.

Ale Tytusa to ja się za nic nie spodziewałem. Byłem naiwny, myśląc, że to, co było między nim i Niną szybko zniknie. I nie, żeby coś, bo osobiście miałem w to wyjebane, jednak nie grało mi jego zachowanie podczas przerwy. A może chciał mi kogoś znaleźć, żeby nie było mi głupio wychodzić z nim, gdy sam posuwa Dąbrowską? Albo nie chciał słuchać tekstów?

Czułem do niego dziwny żal, chociaż sam nie byłem pewny dlaczego. Przez to, że ukrywaliśmy przed sobą tak wiele czy jednak przez fakt, że poróżniły nas osoby, które były nam tak bliskie? A może jednak przez to, że nigdy nie ufałem mu w stu procentach. Bo to nie przed nim obnażałem się na temat tego, co robił ze mną wypadek ojca. To nie jemu wypłakiwałem się w ramionach, chociaż próbowałem udawać, że jest okej. Przy nim nie zająknąłem się nawet o zazdrości, którą czułem, gdy Janek kręcił z Niną.

Kiedyś spalilibyśmy dla siebie największy most, teraz stoimy po jego przeciwnych końcach.

– Twoja dziunia nie ma prawa obrażać mojego chłopaka. Widać, że spędza z tobą za dużo czasu, skoro tak zdziczała.

Igrałem z ogniem, ale miałem to głęboko w dupie. Bo kto jak kto, ale ja znałem Tytusa najlepiej właśnie z tej strony narwańca. Znałem jego granice wytrzymałości, latami nakreślając je swoim zachowaniem. Potrafiliśmy bić się o głupoty i kłócić do upadłego, żeby następnego dnia olać temat, bo ostatecznie nic poważnego się nie stało.

Do dzisiaj, bo obrażania osoby, którą kocham, nie odpuszczę mu nigdy.

– O, kurwa, ty jesteś pedałem.

Zaśmiał się krótko, jakbym właśnie rzucił najśmieszniejszy żart na świecie.

– A ty hetero. Patrząc na to, że chodzisz z Niną, to szczerze nie wiem, co w tym wypadku jest gorsze.

Jego bezczelny uśmiech zdradził ripostę, która zapowiedziała nieuniknione, ale to dopiero rzucone słowa przelały szalę goryczy.

– Posuwasz go w dupę czy sam dajesz się jebać jak męska dziwka?

Nie umiałem się kontrolować, to wiedział każdy. Medytacja, liczenie do dziesięciu i inne gówno nigdy na mnie nie działało, a prawdziwą ulgę przynosiła mi w takich wypadkach nikotyna albo przemoc. I kurwa, przypierdolenie mu w twarz dało taką satysfakcję, że prawie doszedłem w spodnie.

– Ty pierdolony pedale!

Dotknął ręką twarzy i potarł dwa palce przy nosie, wyczuwając krew. Splunął, a potem rzucił się na mnie, powalając na ziemię. Odepchnąłem go dopiero dwa uderzenia i jedno kopnięcie później, gdy dyszał jak oszalały i oddałem mu z całej siły, chyba słysząc trzask łamanego nosa.

– Przestańcie, kurwa mać. Tytus, wystarczy.

– Aleks, nie warto, okej?

Ale żaden z nas nie słuchał Niny ani Janka. Nigdy nie doszło między nami do tak poważnej bójki jak wtedy na korytarzu. I przysięgam, że trwałaby do chwili, w której jeden z nas straciłby przytomność, gdyby nie przerażony Janek, przerywający wszystko słowami rzuconymi do tłumu gapiów:

– Popierdoliło was?! Nie wzywajcie dyrektora.

...ale w kościach czułem, że było za późno. Już dawno zebrała się grupka, wśród której znaleźli się też ci, którzy nagrywali. Dużo ich nie było, ale sugestia ogarnięcia nas przez wezwanie nauczycieli i dyra skutecznie przywołała mnie do porządku. Tytus kolejny raz otarł rozwalony nos, naszykował się do ciosu, ale zablokowałem go, rzucając hasło, które jeszcze za dzieciaka ustaliliśmy, żeby przerwać nawet najbardziej zagorzałe bójki.

– Kurwiszon.

Zawahał się, niepewny skąd kojarzył to słowo, jakby zapomniał o tym, co nas kiedyś łączyło i jak blisko ze sobą byliśmy.

– Kurwiszon – powtórzyłem, a on westchnął głośno, dodając wreszcie dwa do dwóch.

– Kurwiszon nie działa w tej sytuacji.

– Oczywiście, że działa, nie było żadnej reguły.

Czy panikowałem? Totalnie. Miałem wrażenie, że kończył mi się czas, żeby to wszystko naprostować, bo okej, to ja rozpocząłem bójkę, ale robiłem to w dobrej wierze. Sęk w tym, że teraz dyrektor mi nie uwierzy, a bilet w jedną stronę właśnie leciał do druku i to z moim nazwiskiem. Moje akta ucznia to trochę klub kawy w Maku, z tą różnicą, że zamiast dodatkowego kubka za darmo, ja dostałbym tylko wydalenie z placówki za odhaczanie kolejnych bójek.

– Tytek... – podjąłem, a desperacja, z jaką spojrzałem na przyjaciela, mówiła wszystko. – Jeżeli wyda się, że brałem udział w bójce, tym razem dyrektor naprawdę mnie wyjebie. Miałem warunek.

– Kurwa, Zając. – Przeczesał zakrwawioną dłonią włosy w nerwowym geście, spędzając zbyt długą chwilę na myśleniu. – Spierdalaj kicając do kibla, przeciśniesz się przez okno. Nina, zgarnij jego rzeczy z klasy. I tak pewnie już nie wróci na zajęcia, musi ogarnąć twarz.

– Czekaj, co? – Dąbrowska spojrzała na niego z zaskoczeniem, nie wierząc w to, co mówił. – Dopiero próbowałeś go zajebać, a teraz ratujesz mu dupę? Co ty, dwubiegunówkę masz?!

Nie rozumiała tego, bo jakby miała. Janek też wyglądał na zaskoczonego, bo przerywanie afer w ten sposób stanowiło dla niego zupełną nowość.

– On był dla mnie jak brat, Nina – wyrzucił Tytus, a nacisk na czas przeszły w dziwny sposób przeszył mnie na wylot. – Jestem mu winien pomoc przynajmniej ten ostatni raz. Ale żeby było jasne, Zając – spojrzał na mnie z taką pogardą, że żółć podeszła mi do gardła. – Tutaj wszystko się kończy. Brzydzę się wami. I nie chcę mieć już z tobą zupełnie nic wspólnego.


***


Trochę kręciło mi się w głowie podczas drogi przez park. Nie wiedziałem, czy winę ponosiły tu emocje, czy miałem jakiś jebany wstrząs mózgu. A może to słowa Tytusa tak mnie uderzyły, że miałem ochotę wymiotować, znajdując się na jebanej kolejce górskiej bez pasów i metalowych rączek do trzymania?

Nie słyszałem słów Janka, który chyba panikował, zawzięcie gestykulując podczas zdecydowanie zbyt wczesnego powrotu do domu po tym, jak zabrał nasze rzeczy. Wybiegliśmy ze szkoły, unikając konsekwencji i całe szczęście Tytek załatwił wszystko tak, żeby prawda na temat naszej bójki nie wyszła na jaw. Odczytaną wiadomość od niego zostawiłem bez odpowiedzi, a wcześniejsze słowa chłopaka odbijały się w mojej głowie. Powinienem mieć wyjebane, ale kiedyś byliśmy nierozłączni i mimo wszystko utrata kolejnej dość ważnej osoby w życiu powodowała dziwny ścisk żalu. Zresztą, nasza przyjaźń i tak od dawna nie istniała. Musiałem to wreszcie zrozumieć.

– Usiądź, co? Jak się czujesz? Mam wziąć taksę do szpitala?

Ale Janek nadal tu był. Łapał mnie za każdym razem, gdy podwijała mi się noga, a rozmazany przed oczami obraz utrudniał normalne postawienie kolejnego kroku.

– Jakby wszechświat kolejny raz pokazywał mi, że najlepiej będzie, jeżeli wreszcie się zabije.

– Nie możesz tak mówić. Chodzi o Tytusa? To chory pojeb, olej go. Ile palców widzisz? – Pomachał mi dwoma przed twarzą, a potem wyciągnął z plecaka paczkę chusteczek. Skrzywiłem się, gdy poślinionym materiałem ocierał rozcięcie w wardze. Ręce drżały mi przez nerwy i strach o własną przyszłość. Okej, ufałem Tytkowi i wiedziałem, że nie kłamał mówiąc, że wszystko załatwił, ale bałem się, że coś jednak mogło pójść nie tak, a moja kariera w tym jebanym liceum dobiegłaby końca, zanim podszedłbym do matury chociaż jeden jebany raz.

– Zadzwonisz do mojej mamy? Zapytaj ją, czy jest w domu z Domi, nie chce pokazywać się w takim stanie małej.

– Naprawdę powinieneś wreszcie zacząć myśleć o sobie, a nie wszystkich wokół. Ta bójka to była poroniona akcja i o mały włos nie skończyło się dywanikiem.

– O Domi będę myślał do usranej śmierci – zauważyłem. – Tak samo jak o tobie i jestem gotowy wpierdolić dziesięciu Tytusom, jeżeli będą obrażać ciebie albo pieprzyć farmazony na temat naszego związku.

Mama dopytywała, co się stało, że sam nie dzwoniłem, ale prawda była taka, że nie byłem w stanie tego zrobić. Głos mi drżał, żółć niebezpiecznie torowała drogę przełykiem aż do ust, ale przełykałem łapczywie ślinę. Było mi cholernie zimno, co pewnie powodowała panująca zima i minusowa temperatura.

Droga do domu zajęła nam całą wieczność, a zamroczenie całą wcześniejszą akcją sprawiło, że nawet nie myślałem o papierosach. Ściągałem kurtkę, którą powiesiłem na odpowiednim miejscu i mrugnąłem ociężale, przyswajając nagłą zmianą cholernego zimna na dosłowne gorąco.

– O Boże, dziecko, co się stało? – Gabriela Zając prawie potykała się na schodach, zaalarmowana telefonem Janka i moim wyglądem. Pewnie wyglądałem jak siedem nieszczęść, bo dokładnie tak się czułem, tylko miałem to totalnie w dupie. Bo jedyne, co nadal siedziało mi w głowie to ten pełen pogardy wzrok i słowa, które nigdy nie sądziłem, że mogą paść z ust chłopaka, kiedyś nazywanego przeze mnie bratem od innej matki.

– Właśnie straciłem najlepszego przyjaciela.

Nie protestowałem, gdy pomagała mi się ogarnąć w łazience. Janek kręcił się po korytarzu, wyklinają Tytusa i siebie za to, że nie zareagował, żeby jakkolwiek mi pomóc. Rzucał kurwami, nie panując nad nerwami, a ja opowiadałem mamie, co się stało, że w ogóle doszło do całej bójki oraz definitywnego zerwania jakiejkolwiek relacji, jaką miałem z Tytkiem.

– On był dla ciebie toksyczny, skarbie – zauważyła, wyrzucając zużyte waciki i plastik po plastrach do kosza. Nie dałem się namówić na szpital, tłumacząc złe samopoczucie nerwami, które powoli ze mnie zeszły, ale obiecałem dać znać, jeżeli serio będę gorzej się czuł.

– Byliśmy siebie warci, mamo – powiedziałem. – Odwołasz moją dzisiejszą sesję? Nie chcę pokazywać się psycholożce w takim stanie.

– A może właśnie powinieneś iść? Wygadać się o całej tej akcji z Tytusem. – Spiorunowałem ją wzrokiem, nie wierząc, że naprawdę to powiedziała. – No co? Sam powiedziałeś, że straciłeś przyjaciela, to na pewno nie jest dla ciebie łatwe i powinieneś to przepracować. I nawyzywać go od kutasów, bo tylko na to zasługuje.

– Twoja mama ma rację, Aleks – zauważył Janek, zamykając za sobą drzwi, gdy po jakiejś minucie wchodziliśmy do naszego pokoju. Obiecałem to rozważyć, ale prawda była taka, że chciałem tylko spać, żeby o tym wszystkim zapomnieć. Czułem się jak gówno i chociaż kompletnie nie żałowałem niczego, kolejna osoba pokazywała mi, że nie byłem wystarczający i nie spełniałem oczekiwań.

– Jeżeli za dwie godziny wstanę po drzemce z lepszym humorem, to się nad tym zastanowię – obiecałem, rzucając się na łóżko. Chwilę później mój chłopak leżał już obok, obejmując i mówiąc, że chyba nie powinienem spać, bo to mogło źle się skończyć. Odpaliłem oglądany wcześniej serial na Netflixie, a on zajmował mnie rozmową na jego temat, chociaż od kilku odcinków nie śledziłem fabuły, skupiając się wtedy głównie na innych myślach, zaprzątających mi głowę.

– Przepraszam, że w żaden sposób cię nie obroniłem – wyznał, przerywając w ten sposób trwającą między nami ciszę.

– Przecież nie mogłeś nic zrobić.

– Mogłem jakkolwiek zareagować, ale wszystko wydarzyło się tak szybko i...

– Jest okej, Janek, serio. Nie mogłeś nic zrobić.

Wpatrywałem się w sufit, próbując nałogowo nie odtwarzać wydarzeń ze szkoły. Nadal cholernie bałem się wyjebania, ale pomimo irracjonalnego strachu wiedziałem, że na pewno mnie to nie czekało. Spuchnięta warga promieniowała bólem, a ja wychodziłem z pokoju, mówiąc, że zaraz wrócę, bo idę po lód. Zahaczyłem o łazienkę, pierwszy raz przyglądając się sobie uważniej w lustrze. Nie wyglądałem tak źle, oprócz pieprzonej wargi i zaczerwienionych miejsc, w których na pewno pojawią się siniaki. Bolała mnie też klatka piersiowa, ale to akurat nie było tak złe, w porównaniu do twarzy.

– I co, udało się odwołać? – spytałem mamę, wchodząc do kuchni, gdzie właśnie kończyła połączenie, dziękując za zrozumienie.

– Nalegała, żebyś jednak dziś wpadł. Powiedziała, że to spotkanie jest istotne i za daleko zaszliście, aby to zaprzepaścić w tak kluczowym momencie, a twój wygląd na pewno jej nie odstraszy.

– Na pewno dodzwoniłaś się do dobrej psycholożki?

– Tak, słonko, na pewno.

– W sumie co innego ma powiedzieć, skoro to dla niej kasa. – Wzruszyłem ramionami, otwierając zamrażarkę w poszukiwaniu odpowiedniej paczki. Owinąłem ją w ścierkę i przyłożyłem do twarzy mając nadzieję na chociaż odrobinę ulgi.

– Nadal myślisz, że chodzi tylko o pieniądze?

– A o co innego ma chodzić? Kasa rządzi światem, mamo. A obca baba na pewno nie wysłuchiwałaby o moich problemach, gdybym jej nie płacił. Chociaż czekaj – dodałem, kolejny odsuwając woreczek lodu od ust, żeby ułatwić sobie mówienie – ja jej nie płacę, przecież mnie nawet nie stać na jebane papierosy.

– Skarbie, nie nakręcaj się, rozmawialiśmy już o tym. Pieniądze to nie problem – przypomniała, nadal będąc stolicą największego spokoju, podczas gdy ja znowu wręcz chodziłem.

– Nie no, jasne, w końcu każdemu to chłopak opłaca terapię, chociaż są razem od niedawna. – Parsknąłem, kręcąc głową. – Ja się, kurwa, po prostu zabije i problem się sam rozwiąże.


***


– I co było później?

Psycholożka spojrzała na mnie uważnie, bez grama zdziwienia na to, co jej powiedziałem. Dokładnie omijałem otwarte stwierdzenia, zastępując w tej pojebanej opowieści słowa "chłopak" "drugą połówką" i przekręciłem dramę z Tytusem w taki sposób, że ostatecznie sam zgubiłem wątek, bo nie umiałem wpaść na to, jak oddać dramatyzm sytuacji bez podkreślenia, że mój były najlepszy przyjaciel to pierdolony nietolerancyjny świr, który zwyzywał mnie od pedałów, rzucając, że brzydzi się mną i nie chce mnie znać. Tak po prostu przekreślił naszą znajomość, która zaczęła się jeszcze w jebanej zerówce i miała trwać, dopóki któryś z nas nie zachla się na śmierć, a drugi nie zatańczy na jego grobie.

– Popłakała się i kazała obiecać, że tego nie zrobię.

Tego, co działo się później w domu, też nie mogłem ominąć. I chociaż rzygać chciało mi się na samo wspomnienie wyrzuconych przez siebie słów, a czerwona lampka migała, gdy mózg ostrzegał o kaftanie bezpieczeństwa i zamknięciu w psychiatryku za myśli samobójcze, dotarłem chyba do punktu, gdy nie miałem niczego więcej do stracenia.

– To nie jest nasza pierwsza sesja, Aleks – zauważyła, poprawiając się na swoim krześle i posyłała mi coś, co chyba miało być uspokajającym uśmiechem. – Popraw mnie, jeżeli się mylę, ale do tej pory chyba zdołaliśmy dojść do porozumienia, że chcę dla ciebie dobrze. Wypracowaliśmy nić pewnego zaufania i dość prostolinijnej współpracy. Zdradź mi więc, proszę, swoje wątpliwości i obawy, a ja je rozwieję lub wytłumaczę swój punkt widzenia.

– Chyba nie rozumiem.

– Twoja opowieść kompletnie nie trzyma się kupy. Trzy razy zawahałeś się, ostatecznie opisując historię dzisiejszej bójki jako bezpodstawne przejście do rękoczynów, a przecież przyjaźni nie zrywa się ot tak. A zwykła bójka z przyjacielem na pewno nie skończyłaby się spadem psychicznym do tego stopnia, że otwarcie mówiłbyś o zrobieniu sobie krzywdy, chociaż wiesz, że to nie są żarty o rozjechanym ptaku albo zakonnicy spadającej ze schodów.

Gdyby nie ciągły ból, pewnie zacisnąłbym wargę w linię. Bawiłem się palcami, szukając jakiejkolwiek możliwości rozładowania nerwów i ciężaru tego wszystkiego. Prawda była taka, że w dziwny sposób doceniałem nasze spotkania. Chociaż szło to dość wolno, w miarę możliwości czułem, że mogłem powiedzieć jej chociaż część rzeczy, której nie wyznałem dotychczas nikomu.

I nie chciałem tego stracić, wyznając osobie mieszkającej i pracującej w tak cholernie pokurwionym, nietolerancyjnym kraju jak Polska, że byłem biseksualny i miałem chłopaka. 


******

Chociaż rozdziały nie wpadają tu tak często, jak byśmy chciały (bo uwierzcie, lub nie, ale nadal mamy drobny zapas) uwielbiamy te momenty, gdy cofamy się w Stucku, jeszcze raz przeżywając opisywane sceny, które potem publikujemy tu. 

Pewnie w całej historii tego opka wspomniałam to wielokrotnie, ale jest to jeden z moich totalnie ulubionych rozdziałów i długo zostanie w mojej pamięci. To był jeszcze ten moment, gdy słowa same spływały do dokumentu, a czas tracił na znaczeniu. Jednak znowu dotarłyśmy do chwili, w której powoli kończą nam się pomysły.

Jeżeli jest więc coś, czego brakuje Wam w Stucku albo co chcielibyście jeszcze przeczytać, wpadajcie na Twittera pod #StuckInLovePL lub skrobnijcie kilka słów w komentarzach!

Buziaki i do następnego!

polishkathel & DreamerEmma



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top