„Pierdol się, Aleks"
– Przestań zachowywać się jak baba! – mruknął Janek, uderzając mnie poduszką w tył głowy, gdy od dziesięciu minut lamentowałem nad tym, jak cholernie dość miałem tego pieprzonego projektu.
Siedzieliśmy we trójkę u niego w pokoju, powoli gromadząc przydatne materiały, ale z każdą chwilą coś nowego skupiało naszą uwagę. W sumie to wyglądało tak, że z całej naszej paczki tylko on coś robił. Nina oglądała jakiegoś, według niej „totalnie ważnego" paznokciowego live'a, którego za żadne skarby nie mogła przegapić, a mi znowu włączył się humorek pod tytułem „za jakie grzechy?", bo ani przez chwilę nie rozważałem nawet poważnego wzięcia się do pracy. A przynajmniej nie tamtego wieczoru, chociaż nie ukrywałem, że nasi nauczyciele to pieprzony żart, aczkolwiek ich deadline'y nie były nawet odrobinę zabawne.
Zrobiłem więc to samo co dziewczyna, w szczególności, że mój telefon co chwile wibrował, dając przypomnienie o nowych wiadomościach. Już miałem odblokować ekran i sprawdzić powiadomienia, ale Janek wyrwał mi komórkę z dłoni, bezczelnie obczajając ich treść.
– Wyczuwam w powietrzu zapach desperacji – skomentował, sprawdzając powiadomienia z Tindera. – U! Ala2908 napisała „cześć, kociaku", słodkie. „Mam w weekend wolną chatę, chętny?". Łał ta to się nie pierdoli w tańcu.
– Nie masz lepszych rzeczy do roboty? – spytałem, kładąc sobie jego jaśka pod głowę.
– Mhm już lecę odwalać twoją część projektu.
– Nie, no sory, ale mózg mi wysiadł – wytłumaczyłem.
– To ty masz mózg? Łał! – Janek głośno wciągnął powietrze, udając zaskoczenie. Rzucił na łóżko mój telefon, a potem znowu zajął swoje wcześniejsze miejsce. – Chyba wyjechał na wakacje, gdy zdecydowałeś się na niszczenie szkolnego mienia.
– A więc jednak okres! Ej, Nina, masz tampony? Chyba by mu się przydały. – Wywróciłem oczami, gdy chłopak zaczął wyzywać mnie od chujów. I nie, żeby mnie to uraziło. Przecież nawet od najlepszych przyjaciół słyszałem tego typu słowa, ale jakoś tak po całym dniu znoszenia jego humorków i dogryzań dotarłem do chwili, w której po prostu zaczęło mnie to wkurwiać.
– Możecie się zamknąć? Ja tu się uczę – mruknęła jego przyjaciółka, znowu skupiając się na oglądanym na telefonie filmiku.
– No to skoro i ty masz wyjebane, to spadam. – Wstałem z łóżka i zacząłem zbierać swoje rzeczy. Jak gdyby nigdy nic wrzuciłem je do plecaka, który następnie przewiesiłem przez ramię.
– Jasne, zostaw mnie z tym samego, przecież tylko na tyle cię stać. Niby starszy, a jaj nie ma żadnych! – Niemal krzyczał, a ja parsknąłem, nie do końca wierząc w to, jak łatwo przychodziło mu obrażanie mnie. Przecież nie dałem mu do tego żadnych podstaw. Boże, czy ten dzieciak nie miał czasem hamulców?
– Nara, dzieci – rzuciłem na odchodne, otwierając drzwi.
– Pierdol się, Aleks!
Wyszedłem z pokoju, ledwo powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami. Nadal miałem jednak świadomość, że źle wyglądałoby to nie w moim domu, no i pomimo dziwnej atmosfery wciąż byłem wdzięczny Jankowi za przenocowanie mnie po tamtej głupiej imprezie. Pewnie miał gorszy dzień, kto jak kto, ale ja rozumiałem takie rzeczy, chociaż wciąż niemiłosiernie wkurwiło mnie jego całodniowe zachowanie. Zbiegając ze schodów, usłyszałem głos jego matki, która wołała syna i Ninę na kolacje. Zażartowała o tym, że od nadmiaru nauki oszaleją, a jej nie stać na dobry psychiatryk, jednak nie dostała żadnej odpowiedzi. Niemrawo się z nią przywitałem, wciąż nieco zdenerwowany za całą sprzeczkę z góry. Z tego też powodu cholernie ciężko szło mi zakładanie butów, chociaż sam stawiałem jednak na tę wersję, że dłonie trzęsły mi się przez brak nikotyny w organizmie.
– Ale że jak to? Nie zostaniesz na kolacji? – spytała z zaskoczeniem, idąc za mną do przedpokoju. – Twoi rodzice pewnie nieźle obrobią mi tyłek za to, że zagłodziłam im dziecko.
– Aleks się śpieszy, mamo – zauważył Janek, zbiegając ze schodów. – Niech już lepiej idzie, tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
– Janek, trochę kultury! – upomniała zaskoczona. – Nie tak cię wychowałam. Gdyby ojciec to usłyszał, nie usiadłbyś na tyłku przez tydzień.
– Widzisz go gdzieś w pobliżu? Bo ja nie. – Wzruszył ramionami, gdy kobieta spiorunowała go wzrokiem.
– Jeszcze słowo i uziemie cię do końca roku.
– I tak mało kiedy wychodzę z domu. Próbuj dalej.
– To zadzwonię do ojca. I przysięgam, Janku Olszewski, jeszcze tylko jedno słowo, a pożałujesz bardziej, niż tego upicia się jego ulubionym winem, gdy miałeś piętnaście lat. – Uniosła palec w ostrzegawczym geście, ostatecznie go w ten sposób uciszając. Janek machnął ręką, mrucząc pod nosem coś, co odruchowo zrozumiałem jako „a pierdol się". Jego matka tego nie usłyszała, bo po tej chwili ich sprzeczki miałem dosyć sporą pewność, że gdyby faktycznie tak było, serio miałby przesrane.
– Dziękuje za zaproszenie, ale Janek ma racje, śpieszę się – skłamałem. Tak naprawdę to wcale nie miałem planów na ten wieczór i miłą odmianą byłaby kolacja w gronie innym, niż mama i młodsza siostra. Zachowanie kolegi z klasy jednak nieźle mnie wkurzyło no i na kilometr wyczuwałem jego niechęć.
– No weź, też jestem w humorze na wkurzanie Janka, przynajmniej nie będę sama. – Nina posłała mi pocieszający uśmiech, opierając się o barierkę. – No i przecież to idealna okazja, żeby się lepiej poznać – dodała, jakby wcale nie zastanawiając się nad tym, co wypłynęło z jej ust. – A tak poza tym wszyscy wiemy, że i tak nigdzie ci się nie śpieszy. – Puściła mi oczko.
– Okej, jeśli to nie problem, to w takim razie zostanę – stwierdziłem wreszcie. Nina klasnęła z podekscytowaniem w dłonie, zbiegając żwawo ze schodów. – Muszę tylko dać znać mamie.
– Oczywiście. Chodź, Nino, pomożesz mi nakryć do stołu. A ty przestań się złościć na cały świat i sprawdź, czy zabrali wreszcie śmieci. – Mama Janka zwróciła się do syna, który wciąż wyglądał na nadąsanego.
– Dobrze wiesz, że zabierają z samego rana – przypomniał.
– Po prostu idź ochłonąć, okej? – mruknęła Nina, wywracając następnie oczami. – Boże, niby taki mądry, a jednak nie ogarnia życia.
Westchnąłem, odchodząc na bok, żeby wykonać telefon. Nie uśmiechało mi się spędzać ani chwili dłużej z nadąsanym Jankiem, ale jego mama i Nina przekonały mnie do zostania. Próbowałem wmówić sobie, że przecież gorzej już być nie mogło, no a samo ich towarzystwo po prostu stanowiło miłą odmianę, która cały czas cholernie mnie kusiła. Tak jak się spodziewałem, Gabriela Zając nie miała nic przeciwko, tak długo, jak obiecałem wrócić do domu trzeźwy i o przyzwoitej godzinie. Zgodziłem się na to i już chciałem zakończyć połączenie, ale pani Olszewska dodała, żebym powiadomił mamę o tym, że mnie odwiezie. To ucieszyło ją na tyle, że tak po prostu życzyła mi miłego wieczoru, każąc przy okazji wszystkich pozdrowić.
Zajmując miejsce przy nakrytym już stole, cieszyłem się, że udało mi się wcisnąć pomiędzy Ninę i mamę Janka. Niestety jednak on jak na złość zajął miejsce naprzeciwko mnie, bawiąc się zapewne świetnie.
Jedliśmy w niesamowicie niezręcznej ciszy i wydawało mi się, że tak po prostu baliśmy się ją przerwać w obawie o awanturę. Nina lubiła jednak igrać z ogniem, bo po skończeniu pierwszej porcji zapiekanki zaczęła trajkotać, starając się zmusić nas wszystkich do dialogu.
Dowiedziałem się dzięki temu, że ojciec Janka pracował za granicą i rzadko kiedy bywał w domu. Jego mama dorabiała na miejscu, zajmując się jednak głównie pilnowaniem i wychowywaniem nastoletniego syna jedynaka, chociaż nie zdradzała jeszcze szczegółów.
– A co z twoim ojcem? Pracuje? – spytał mój kolega z klasy. I szczerze nie wiedziałem, czy był po prostu ciekawy, czy szukał kolejnego pretekstu, żeby mi dopiec. – Czy może też udaje przykładnego przy ludziach, a tak naprawdę czeka tylko na moment, żeby ci wpierdolić?
– Zmarł kilka miesięcy temu – powiedziałem, uciekając gdzieś wzrokiem. Janek za bardzo dziś przegiął i nie wierzyłem w szczerość jego intencji, gdy powiedział niemrawe:
– Przykro mi.
– Daruj sobie. – Machnąłem ręką.
Domyślałem się, że temat mojego ojca mógł przewinąć się podczas tej pozornie niewinnej kolacji. Mimo to i tak zaschło mi w gardle, bo od dnia tego pieprzonego wypadku nie wspominał o nim nikt inny, jak moja mama. O dziwo jednak nie opanowała mnie nagła złość. Nie byłem już w fazie unikania tematu na każdym kroku, nie chciałem zabić każdego, kto chociażby spróbował wypowiedzieć jego imię, ani nie pragnąłem zachlać się, aby tylko zapomnieć. Jasne: jego odejście zostawiło w moim sercu niesamowitą pustkę, ale chyba wreszcie zaczęło do mnie docierać, że warto ruszyć na przód.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top