„O takim mężu dla syna można tylko pomarzyć"

Podjechałem pod dom Olszewskich i zaparkowałem tak, jakbym przewijał się po tej okolicy przynajmniej raz dziennie na przeszpiegi, zajmując jedno idealnie wyznaczone na auto mojej mamy miejsce. Janek wysłał mi szybką wiadomość, z której wywnioskowałem, że w środku musiała mieć miejsce niezła drama i chociaż nieszczególnie mnie o to prosił, nogi same zaprowadziły mnie do auta, a zdrowy rozsądek wyparował, bo czerwona lampka kazała jak najszybciej tam pojechać. Siedziałem w tym samym miejscu stukając niespokojnie w kierownicę i drgnąłem, słysząc wibrację świadczącą o nadchodzącej wiadomości.

Jesteś tu?

Uśmiechnąłem się, a dziwne wrażenie podpowiadało mi, że naprawdę zależało mu na tym, aby faktycznie mieć we mnie ten rodzaj wsparcia.

No jasne że tak

Nie minęło długo, zanim zauważyłem jak ktoś otworzył drzwi wejściowe. Janek wyszedł przez nie jako pierwszy, rozglądając się gorączkowo, chociaż doskonale wiedział, gdzie zwykle parkowałem. Stawiał szybkie kroki, nawet nie zwracając uwagi na Vilde, która próbowała go dogonić, krzycząc za nim zanglszczoną wersję imienia Jan. Jednak za nic nie spodziewałem się Feliksa Olszewskiego, który jako trzeci stanął na werandzie, nawołując swoją nieślubną córkę. Wypowiadał jakieś słowa po szwedzku, a płynność języka u niego dopiero wtedy uświadomiła mi, jak chora jest cała ta sytuacja, skoro on nauczył się go w tak komunikatywnym stopniu. Vilde i Janek musieli czuć to samo. Dziewczyna krzyczała, gestykulując na całe otoczenie. Jej oczy lśniły od napływających łez, a policzki były czerwone prawdopodobnie przez targające nią nerwy. To już nie były żarty, chociaż tak naprawdę kompletnie nic z całej tej sytuacji nie było zabawne... no może oprócz faktu tego, w jak dużym stopniu Vi przypomina mojego przyjaciela.

– Jedź – powiedział chłopak, trzaskając za sobą drzwiami po zajęciu miejsca pasażera. Siostra wcisnęła się do tyłu, pociągając nosem i mrucząc coś, co interpretowałem jako wiązanka przekleństw.

– A co z panią Anią? Wie o wszystkim? – rzuciłem po angielsku, wrzucając wsteczny.

– Wie i niech radzi sobie sama. – Wcisnął się w fotel, zamykając na chwilę oczy.

– W skrócie to wyglądało tak – kontynuowała dziewczyna, doprowadzając się do porządku i licząc, że nie widziałem jak cała ta sytuacja nią wstrząsnęła. Ale ja doskonale widziałem jak trzęsły jej się ręce, a w oczach co rusz wzbierały łzy, które próbowała powstrzymać przed wypłynięciem, aby nie wyjść na słabą. – Jan poszedł za tatą do kuchni, rozmawiali o czymś, chociaż podejrzewam, że zwyczajnie kłócili się o tę całą akcję z drugą rodziną, zaalarmowana matka wpadła do nich, ale nie zdali sobie sprawy z jej obecności no i on w końcu chyba wykrzyczał coś tam, czego nie powinien, bo ona się popłakała. Chciałam wyjść, oni przeszli na angielski, a dalej... for helvete ciesz się po prostu, że cię tam nie było.

– Mógłbym przynajmniej coś zrobić...

– Zrobiłeś wszystko, co mogłeś – dodał Janek od razu.

Na tym temat został zakończony. Miałem naprawdę wiele pytań, jednak powstrzymywałem się od zadania ich, bo to zwyczajnie nie był odpowiedni moment. Jechałem spokojnie, mając wrażenie, że wszyscy potrzebujemy wydłużenia drogi chociaż o odrobinę i zajeżdzałem po papierosy, pytając klan Olszewskich, czy potrzebują czegoś mocniejszego. Kręcili głowami, więc wysiadłem, kręcąc się przez chwilę po stacji benzynowej, bo czułem, że mogli potrzebować dodatkowej chwili w swoim towarzystwie. Dalszą drogę pokonaliśmy w ciszy, a ja zapraszałem ich do środka, mówiąc, że mają się rozgościć.

Hey guys – mama uśmiechała się, a siedząca na kanapie Domi pokazała ząbki, machając gościom.

– Janek i Vi zostają dziś na noc, okej? – zapytałem, patrząc wymownie na rodzeństwo. Janek posłał mi słaby uśmiech, a jego siostra poszła na górę mrucząc, że musi się odświeżyć.

– Jasne, nie ma problemu. Pościelić w salonie, czy... – urwała mama, bo wcisnąłem jej się w zdanie, odpowiadając:

– Będę spał u Domi.

– Jeeeeej! – radość siostry zdawała się udzielić nam wszystkim, a ciężka atmosfera nieco zelżała.

– Tylko się tak nie rozpychaj, a jak już to przynajmniej przestań mnie kopać po plecach – poprosiłem, wieszając kurtkę na odpowiednie miejsce i odebrałem bluzę Janka, żeby też wcisnąć ją gdzieś na dole w razie, gdybyśmy jeszcze mieli lecieć po coś do sklepu. Na dobrą sprawę nie miałem pojęcia, co mogliśmy ogarnąć na kolację, ale to pewnie wyszłoby w praniu nieco później. Teraz ważne były inne sprawy, a ja chciałem porozmawiać z Jankiem na osobności, chętnie korzystając z tego, że Vi zamknęła się w łazience przynajmniej na najbliższe kilkanaście minut.

– Ale chrapiesz! – mówiła mała i skrzywiła się, zapewne wspominając poprzednią noc, o której mówiła przy śniadaniu.

– To mnie po prostu budź.

***

Janek wzdychał, gdy zamykałem za sobą drzwi do pokoju i nie musiał nic mówić, bo w dziwny sposób wiedziałem, jak się czuł. Rzucił się na łóżko, odwracając tyłem i prawdopodobnie wpatrywał się w okno, analizując wszystko w głowie. Przeglądałem Facebooka czekając na powrót Vi, która spędziła pod prysznicem zaskakująco wiele czasu, nie wiedząc w jaki sposób poruszyć temat z Jankiem. Dopiero później wyszło, że dziewczyna tak naprawdę potrzebowała chwili dla siebie i ledwo przemyła twarz, siedząc głównie na kiblu oraz wyklinają fakt, że w ogóle zgodziła się tu przyjechać.

– Co ty na wieczorną przejażdżkę? – rzuciłem do dziewczyny dodając od razu, że Janek musiał zasnąć, bo chrapał od piętnastu minut. Pewnie padł zmęczony, a potem obudzi się w środku nocy i będzie oglądał porno, lub po prostu telewizję, do samego rana.

– W sumie czemu nie. Może jednak spacer? Muszę odetchnąć świeżym powietrzem.

– To akurat nie w Warszawie.

Dziewczyna przebrała się, a ja jeszcze raz sprawdziłem, czy Janek faktycznie śpi i przykryłem go kocem. Miałem nadzieję, że zdążymy wrócić zanim się obudzi, chociaż i tak wysłałem mu wiadomość na messengerze od razu, gdy wychodziliśmy z domu po zapytaniu mamy, czy potrzebuje czegoś dla siebie.

Szliśmy w ciszy, rozglądając się po okolicy, bo dla Vi takie spacery po kompletnie obcym mieście raczej nie należały do codzienności. Drżała, bo raczej nie była przyzwyczajona do tak dużej różnicy temperatur między Szwecją a Polską, a ja zdjąłem kurtkę i objąłem nią jej ramiona, uśmiechając się. Wsunęła dłonie do kieszeni, grzebiąc w nich przez moment jakby zastanawiała się, czy faktycznie może zapytać mnie o papierosa. Kazałem jej się częstować, a na usprawiedliwienie o tym, że zwykle nie pali, sam zauważyłem, że przechodzi przez ogromny stres, więc jej się należy.

– To po prostu takie niewiarygodne, wiesz? – powiedziała z papierosem w ustach, gdy pomagałem jej go podpalić. Zaciągnęła się, a potem zakaszlała, najwidoczniej nieprzyzwyczajona do tego, jak polskie fajki potrafią kopać.

– Mogę się tylko domyślać.

– Mamy tam całą rodzinę – tłumaczyła. – Dziadek na łożu śmierci dawał ojcu błogosławieństwo, aby wyszedł za moją mamę, bo długo byli już razem bez ślubu. Ale on zawsze uważał, że nie jest godzien jej ręki. Kurwa mać, a prawda jest taka, że zwyczajnie nie mógł się hajtać, bo już ma żonę w Polsce.

– No ale ej, lepsza jedna w Polsce niż trzy w jakiejś Arabii Saudyjskiej, nie?

Tymi słowami wywołałem uśmiech na jej ustach, a nawet parsknięcie, przez co uznałem, że chyba jednak umiem w pocieszanie.

– Chyba tak – przyznała. – Jaki on w ogóle jest?

– Jestem ostatnią osobą, która może cokolwiek o nim mówić – wyznałem, bo taka była przecież prawda.

– Czemu? Bo nie pasujesz do jego obrazka idealnego obywatela?

– Coś w tym stylu. Olszewski jest... – urwałem, szukając odpowiedniego określenia. – On jest ciężkim typem. Wymaga od Janka niemożliwego, ciągle obwiniając o wszystko, o, a jak nie obwinia jego, to dostaję ja.

– Ty? – oburzyła się. – O takim mężu dla syna można tylko pomarzyć. Przystojny, opiekuńczy, z ręką do dzieci...

– Jasne – mruknąłem. – Ej, a opowiadałem ci, jak przyjechał któregoś razu, a ja o tym nie wiedziałem i obrabiałem mu dupę nieświadom tego, że to słyszy?

– Blefujesz! I ej, nie zaprzeczyłeś.

– Niby na co?

– Na ten tekst o mężu.

Zamilkłem na chwilę, nie bardzo wiedząc, jak się do tego odnieść.

– A to to już w ogóle skomplikowane jest.

– Bardziej niż ta chora akcja z dwoma rodzinami raczej nie.

– No dobra, tu masz rację.

– Okej to opowiadaj przyszłej siostrze co i jak.

– Ty ale wiesz, że w Polsce śluby homo nie są legalne? – zagaiłem, na co uchyliła w zaskoczeniu usta.

– Tak w ogóle można?

– No słuchaj, w Polsce można nawet, jeśli jednak nie można.

– Ale chory Matrix. W każdym razie – wróciła do poprzedniego tematu, znowu chowając dłonie do kieszeni. – Mój braciszek jest gejem czy jak?

– Bo ja wiem? Raz bzyka laskę, za chwilę obciąga mojemu kuzynowi w gejowskim barze.

– O kuuuuurwa – zaklęła, przykładając sobie po chwili dłoń do ust. – Serduszko zabolało, co?

– Ty nie wiesz już przypadkiem za dużo? Fajnie się z tobą gada, ale nie chcę dalej ryzykować.

– No weź – mruknęła oburzona – muszę nadrobić co się tam działo u mojego nowego brata przez całe życie, tak? Przynajmniej powiedz, czy już się całowaliście.

Nawet nie rozważałem możliwości kłamstwa, odpowiadając od razu:

– No ba. Nawet więcej niż jeden raz.

***

Kręciłem się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Mama proponowała, żebym zajął jej sypialnię, bo ona lepiej znosiła nocki z Domi, ale kategorycznie zaprzeczyłem. Częściowo z powodu tego, że przecież spanie u małej nie było tak problematyczne, jednak z drugiej strony wciąż nie wyobrażałem sobie zderzenia z rzeczywistością dotyczącą tego, że gdy obudzę się następnego poranka, oprócz znajomego zapachu ojca nie zastanę tam już zupełnie nic z nim związane. No może oprócz kilku ramek ze zdjęciami z czasów, gdy żadne z nas nie znało życiowej definicji słowa "problemy" oraz "strata", które teraz, jak mam wrażenie, stały się nieodłączną częścią nowej rzeczywistości rodziny Zająców. Mruknąłem, słysząc nie do końca wyraźny szept mojej siostry, która bezczelnie się we mnie wgapiała, zamiast liczyć owieczki czy nawet śnić, że pasie je z kudłatym pieskiem na zielonej łączce.

– Ej, Aleks, śpiiisz?

– Teraz już nie. Co jest?

– Myślisz, że Nina już nie lubi Janka? – zapytała, a ja chyba byłem zbyt zmęczony, bo przez dłuższą chwilę próbowałem zrozumieć, czemu akurat ona pyta mnie o takie rzeczy.

– To chyba trochę skomplikowane, wiesz? Nie przyjaźnią się na pewno tak, jak wcześniej. Czemu pytasz?

– Bo Nina mówiła ostatnio z Tytusem brzydkie rzeczy o Janku. Chyba brzydkie, albo w sumie nie, bo nie wiem czemu mieliby nazywać go pedałem. Przecież Janek nie jest rowerem – oburzyła się. – Czy oni nie wiedzą takich rzeczy, czy żartowali sobie?

– Może chodziło im o to... – myślałem gorączkowo, próbując znaleźć odpowiednie kłamstwo na wytłumaczenie. – Pewnie mieli na myśli jego zepsuty rower, wiesz? Janek żalił się, że dziwnie kręci mu się pedał i musiał oddać go do naprawy.

...albo kręci go, ale to w sumie na jedno wychodzi.

– Idź już spać, co? – poprosiłem. – I nie mów o tym Jankowi, bo będzie mu przykro, że obgadowują jego rower. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top