„Jestem tu i jesteśmy w tym razem, tak?"
Związek mój i Aleksa trwał już jaki czas, a ja na każdym kroku dziwiłem się jakim dobrym kłamcą potrafi być. Myślałem, że umiem go rozgryźć, a on potem pokazywał mi, że jest zupełnie inaczej, a to wszystko było pozorem. Wiedziałem jednak jedną rzecz: Przyjechaliśmy do Gdańska tylko dlatego, że nie chciał zawodzić najbliższych, nie dlatego, że był na to gotowy. Widziałem w nim strach, stres, ból i żal do siebie i całego świata, że musi tu być. Widziałem też poświęcenie i miłość, której się trzymał, gdy witał się z każdym. I zaparcie, z którym przekonywał matkę, że wszystko jest dobrze, a terapia nauczyła go jak sobie radzić z tym wszystkim. A prawdą było, że chuja go nauczyła. I prawdopodobnie teraz wychodziły tego skutki, gdy ze znajomą mi już miną wychodził z pokoju, by skierować się do tego obok. Gabriela ruszyła za nim, a ja nie potrafiłem się ruszyć, nie wiedząc, czy powinienem dołączyć do tego, co działo się teraz za zamkniętymi drzwiami czy cierpliwie czekać, dając im przestrzeń do rozmowy. Z drugiej strony mogłem też wrócić na dół i z wymuszonym uśmiechem zajmować miejsce obok Piotrka, włączając się do rozmowy z dziadkami Zająca.
Minuty ciszy ciągnęły się w nieskończoność, a wiadomość od Piotrka jedynie uświadomiła mi upływający czas. Chłopak pytał, czy wszystko w porządku, a ja automatycznie skłamałem, że rozpakowujemy swoje graty i chowamy prezenty przed Domi, więc fajnie by było, jakby zatrzymał ją na dole. Rósł we mnie strach, gdy ciągle zerkałem w stronę drzwi, które pozostawały uchylone, a ja próbowałem skupić się na widoku za oknem. Niewielki ogród pokryty był śniegiem, tworzącym idealny obrazek. Nierealna wręcz perfekcyjność malowała równą powierzchnię, zasypując huśtawkę i pokrywając delikatnym puszkiem ogromne drzewo na samym końcu. Wszystko wyglądało jak z obrazka i mogłem być pewien, że Domi zmusi nas do ulepienia bałwana, a my nie będziemy mieli innego wyjścia jak to zrobić.
– Piotrek? – nieznany mi głos przerwał ciszę, a zza drzwi wychyliła się postać, której jeszcze nie zdążyłem poznać. Jasne włosy okalały twarz pełną zmarszczek, na której pojawił się szeroki uśmiech, gdy mnie zobaczyła.
– Piotrek jest na dole – odpowiedziałem szybko.
– Ty musisz być Janek, hm? Nie wiedziałam, że już przyjechaliście. – Weszła do środka, podchodząc do mnie. – Bardzo mi miło, że mogę cię wreszcie poznać, chłopcze.
– Tak, jestem Janek. Mnie również miło panią poznać. – Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, bo nie miałem pojęcia jak się zachować. Liczyłem, że to Aleks mnie wszystkim przedstawi, co pozwoli mi uniknąć niezręczności, ale teraz musiałem radzić sobie sam, gdy on walczył z demonami przeszłości. Miał wystarczająco zmartwień i nie mogłem mu ich dodawać, zachowując się jak małe dziecko, które trzyma się spódnicy matki. Albo jeansów chłopaka.
– A Aleks gdzie?
– Wydaje mi się, że z mamą...
– Dzień dobry, babciu. – Głos chłopaka przerwał moją wypowiedź, a kobieta odwróciła się w stronę ukochanego wnuka. Widziałem, jak zaciska dłonie w pięści i ciężko oddycha, a wszystkie emocje znowu wypełniają to kruche ciało. Z jednej sytuacji przechodził w drugą, a ja miałem ochotę po prostu zabrać nasze rzeczy i wrócić do bezpiecznej Warszawy, by uchronić go przed całym tym bólem.
Kobieta zamykała go w ciasnym uścisku bez żadnego słowa, a ja widziałem, jak chłopak delikatnie kładzie rękę na jej plecach, jakby bał się, że najmniejsze okazanie uczuć wyleje na niego wiadro pomyj. Wiedziałem, jak bardzo bał się spotkania z rodzicami Daniela, ale byłem pewien, że ci nadal czują do niego miłość, a podejście pani Stanisławy było tego tylko przykładem. Zwłaszcza gdy oderwała się, trzymając chłopaka za ramiona i powiedziała krótkie:
– Tak dobrze cię widzieć, Aleks. Bardzo na ciebie czekaliśmy. Nie odzywałeś się ostatnio.
Faktycznie chłopak unikał z nimi rozmów, bojąc się konfrontacji, której wizję miał w głowie cały czas. W jego mniemaniu dziadkowie będą obarczać go winą na każdym kroku i będą powtarzać mu, że to on powinien nie żyć. Prawda okazała się zupełnie inna i nawet w jednym szczególe nie przypominała tej z jego głowy.
– Byłem ostatnio zajęty – skłamał.
– Chyba nawet wiem kim. – Spojrzała na mnie. Aleks wyminął ją, podchodząc i obejmując mnie w pasie.
– Babciu, to Janek. Mój...
– Tak, wiem, skarbie. Już się poznaliśmy. Zejdziecie na dół? Gdzie mama?
– Cześć, mamo. – Gabriela weszła jak na zawołanie. – Jak się czujesz? Jak ręka?
Small talk kobiet zabrał je na dół, gdzie mieliśmy również zejść, ale wiedziałem, że teraz potrzebujemy komfortowych kilku minut tylko dla siebie. Emocje opuszczały ciało chłopaka, gdy wtulił się we mnie, a ciężki oddech oznaczał, że walczy ze łzami. A ja jedyne co mogłem robić to po prostu być i pokazywać mu, że nie jest sam.
– Nie musimy o tym rozmawiać, ale powiesz mi, co się stało, gdy będziesz gotowy? – poprosiłem.
– Ja chyba faktycznie nie byłem gotowy na przyjazd tutaj. – Pokręcił głową, nadal przytulając się do mnie. – Terapeutka mówiła, że to zły pomysł, a ja...
– Przecież mówiła, że powinieneś tu przyjechać – zauważyłem, bo dokładnie taką informację od niego dostałem.
– Kłamałem.
Jakiś czas temu rozmawialiśmy na temat kłamstw i prosiłem Aleksa, by tego nie robił. By powiedział, że nie jest gotowy na rozmowę, bo wolę odwleczenie jej niż pocieszenie się kłamstwem, że wszystko jest okej. A on znowu to zrobił i złamał dane mi słowo, jakby obietnice nic dla niego nie znaczyły.
– I przepraszam za to – dodał, jakby czytając mi w myślach. Oderwał się ode mnie, nie rozluźniając jednak uścisku. – Przepraszam, że cię okłamałem – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
– Wolałbym spędzić te święta z tobą i Netflixem, wiedząc, że wtedy czujesz się lepiej niż teraz. Sprawdzę nam pociągi, przeprosimy wszystkich i skoczymy do domu, co? Zjemy tajskie w Wigilię i pizzę w Boże Narodzenie i będziemy razem.
Zawahał się, a ja widziałem jego wewnętrzną walkę pomiędzy tym, co będzie najlepsze dla wszystkich innych a tym, co będzie dobre dla niego. Nie zdążył odpowiedzieć, gdy pukanie do drzwi przerwało naszą chwilę. Mężczyzna, którego jeszcze nie poznałem, wszedł po aleksowym pozwoleniu i cholera jasna, Aleks miał rację, mówiąc, jak bardzo jego dziadek przypomina jego ojca. Znałem Daniela tylko ze zdjęć w pokoju Domi, ale już na pierwszy rzut oka umiałem dostrzec podobieństwa. W nim, w Danielu i w Aleksandrze. Zającowe geny opierały się na ciemnych włosach, idealnym wzroście i tym czymś, co sprawiało, że ciało przechodził dreszcz. Niski, głęboki głos przeciął ciszę krótkim:
– Cześć, chłopaki.
Aleks przedstawił mnie, a ja wyczuwałem jego spięcie, gdy mężczyzna ściskał moją dłoń. Męski uścisk był też charakterystyczny dla nastolatka i mogłem być pewien, że tak samo witałby mnie jego ojciec.
Z sercem na dłoni schodziłem na dół, gdy pan Henryk poprosił wnuka o rozmowę, mówiąc, że chyba mają o czym pogadać. Chłopak potarł moje plecy, pytając, czy mógłbym zejść na dół i powiedzieć jego mamie, że misja wykonana, a ja wiedziałem, że nie chodzi tu o schowanie prezentów. Chciał po prostu kupić sobie trochę prywatności i nie chciał, bym był świadkiem jego rozmowy z dziadkiem. Zajmowałem miejsce obok Piotrka, który od razu zapytał, co się dzieje. Dominika buszowała w kartonach ze świątecznymi ozdobami, mówiąc, że niedługo jedzie z dziadkiem po choinkę, a kobiety okupowały jadalnię i kuchnię w drugiej części domu.
– Jak się trzyma? – zapytał, czytając mi w myślach.
– Chyba chujowo, próbuję przekonać go do powrotu do Wawki pociągiem.
– Jeśli faktycznie tego potrzebuje, to stanę za wami murem. Daj znać jeśli będziecie potrzebować kasy na bilety.
– Dzięki.
– A jak ty się w tym wszystkim trzymasz? Dawno się nie widzieliśmy – zauważył. Jego obecność nadal mocno mnie krępowała po tych wszystkich akcjach, które przeżyliśmy, a ja zapadałem się pod ziemię na samo wspomnienie tego, co robił z moim penisem. Wyrzuty sumienia nadal zżerały mnie od środka i umarłby, gdyby wszystko wyszło na jaw. Aleks na pewno by mi nie wybaczył i z pewnością bym go stracił.
– Pomimo tego wszystkiego to naprawdę nigdy nie czułem się tak bezpiecznie i kochanie. I boli mnie, że nie umiem mu pomóc.
– Nie ty tu jesteś od pomagania, Janek. Ty go nie uleczysz i nawet nie bierz tego pod uwagę. Od tego są specjaliści i to właśnie ich Aleks potrzebuje.
– Okej, panie psychologu – rzuciłem ironicznie. – Dzięki za sesyjkę.
– Oho, widzę, że jesteś tym, co jesz wjechało na dobre. – Uśmiechnął się. – Totalnie brzmisz jak Aleks. Jak on cię traktuje?
– Najlepiej na świecie – zapewniłem.
– A jak twój ojciec?
– Rodzice się rozwodzą i nie mam z nim żadnego kontaktu od tamtej sytuacji. I tak jest chyba najlepiej.
Miałem z Aleksem wzloty i upadki, ale nadal to były najlepsze miesiące mojego życia. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy jak z chłopakiem, który na każdym kroku dawał mi bezpieczeństwo i pokazywał, że nie jestem sam, nawet jakby świat się walił. Chciałem dać mu to samo, ale nie umiałem i to chyba było najgorsze.
Kroki na schodach wyrwały mnie z przeglądania połączeń pkp. Jak na złość nie było już dostępnych miejsc siedzących, ale przecież zawsze był korytarz i podłoga, na której mogliśmy przemęczyć się kilka godzin, by później kłaść się do naszego łóżka. Razem.
– Nie patrz na to, Janek – usłyszałem nad sobą głos chłopaka, który pocałował mnie w głowę.
– Chcesz pogadać? – zapytałem, unosząc wzrok i krzyżując go z wzrokiem Aleksa.
– Wystarczająco się dzisiaj nagadałem.
I napłakałem zdecydowanie pchało się w jego usta, a zaczerwienione oczy wskazywały na to jednoznacznie. Mógł otrzeć twarz, ale tego przepełnionego bólem wzroku nie dało się ukryć.
– Piotrek, chyba cię w kuchni potrzebują. – Spojrzał na kuzyna, który rzucił, że idzie zapalić, a nie smażyć naleśniki czy cokolwiek tam robią.
Aleks zajął jego miejsce, dotykając delikatnie mojego policzka. Byliśmy sami, bo Dominika dołączyła do kobiet w kuchni, co tylko dało nam pole do kilku szczerych słów.
– Najlepszym prezentem w tym roku jesteś ty, Janek. Każdego dnia budzę się i kładę spać z myślą, jakim szczęściarzem jestem. I wiem, że daję ci dużo powodów do zmartwień, ale radzę sobie, okej? Przynajmniej się staram. I obiecuję ci, że jeśli coś się zjebie, to ci powiem i więcej cię nie okłamię, okej? Chyba najgorsze za mną i było chujowo, ale... – przerwał, kręcąc głową. – Nie wiem, nieważne.
– Pójdziemy się przejść, jeśli nie mamy jak pogadać tutaj?
– Pogadamy wieczorem, okej? Jest okej, trzymam się i zaufaj mi.
– Powiesz mi, o czym gadałeś z dziadkiem?
Odwrócił wzrok, kupując sobie ciszą kilka sekund. W końcu wrócił do mnie, wzruszając ramionami.
– Mówił, że bardzo tęsknili.
– I jeśli jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć albo będziesz chciał powiedzieć, to powiesz?
– Tak. I nie powinienem cię okłamywać z tym psychologiem.
– Sprawdziłem pociągi i mamy jeden za dwie godziny, brać bilety?
– Nie. Jest okej. Jest tu mama i Domi. I ty jesteś. I muszę dać radę.
Chciałem mu powiedzieć tak dużo rzeczy, ale nie dane mi było nawet wypowiedzieć słowa, gdy pokój wypełnił się głosami i ludźmi. Nie byłem przyzwyczajony do takiego gwaru i tak wielkiej rodziny, bo święta u Olszewskich były raczej w wąskim gronie. Chociaż gdyby zaprosić Vilde i moją drugą siostrę, a także ich matkę, która w jakiś sposób mogłaby być moją macochą, to robi się już niezły tłum. Jednak atmosfery Zającowej rodziny nie dałoby się skopiować. Gabriela delikatnie uśmiechająca się do Aleksa, by pokazać mu wsparcie; babcia, która przyłapała Piotrka na paleniu; dziadek, który wspominał Dominice, że muszą kupić duże drzewko, bo Mikołaj się w tym roku postarał. I w tym wszystkim my.
***
Przebodźcowany Aleks to Aleks, jakiego wielokrotnie już widziałem. Stawał się drażliwy, nieco więcej palił i potrafił warknąć nawet do mnie, a potem przepraszał, gdy dotarło do niego, co zrobił. Tak było i tym razem, gdy tłum ludzi wypełniał każdy kąt, kobiety wprowadzały napiętą atmosferę, denerwując się przy liście zakupów, a Domi szukała chętnych do wspólnej gry w planszówkę. Miała już dziadków i prawie mnie, ale jęczała jeszcze nad uchem Aleksandra, którego granice niebezpiecznie zaczynały się przecierać. Wpatrywał się we włączony telewizor, chociaż wiedziałem, że serial na TVN to ostatnie co go interesuje.
– Domi, jestem pewien, że wygram z wami wszystkimi. – Piotrek wypiął dumnie pierś, ratując nas z dziecięcej opresji.
Dominikowa wersja kota w butach ze Shreka w naszą stronę przerwana została moim "Muszę skoczyć do Żabki, ale mogę ci coś kupić", a ona radośnie poprosiła o słodycze. Aleks spojrzał na mnie z niezrozumieniem, a ja zapytałem, czy pójdzie ze mną, bo jest już ciemno. Bez słowa podawał mi kurtkę, mówiąc Gabrieli, że niedługo wrócimy i ma podesłać listę, jeśli czegoś potrzebują. Wyszliśmy na mróz, a grudniowy wieczór zwiastował nadejście kolejnej porcji śniegu, która rano przeobrazi się w Dominikową prośbę o bitwę na śnieżki albo lepienie bałwana. Wiało niemiłosiernie i w innym przypadku zdecydowanie wolałbym zostać w domu, ale w tym po prostu musieliśmy wyjść i zdystansować się do świątecznej atmosfery. Aleks przeklinał pogodę, zapinając kurtkę pod samą szyję i oplatając się szalikiem, by po wciśnięciu rąk w kieszenie zapytać:
– Po co idziemy?
Rzuciłem najgłupszą rzecz, jaka mogła mi przyjść do głowy i przysięgam na miłość do tego chłopaka, że nie wiem, dlaczego pomyślałem akurat o tym:
– Po podpaski.
Spojrzał na mnie z niezrozumieniem, które mnie nie zdziwiło, bo sam siebie nie rozumiałem, ale nie zwolnił tempa, idąc obok. Ba, ja nawet nie wiedziałem, gdzie jest jakikolwiek sklep i szedłem po prostu przed siebie ulicą domków jednorodzinnych. Panowała między nami cisza, przerywana jedynie dźwiękiem wiatru, szczekaniem psa i autami, które przejeżdżały co jakiś czas. W końcu to Aleks się odezwał z niepewnym:
– Wiesz, że sklep to nie w tę stronę, prawda? Sprawdziłeś, gdzie w ogóle jest?
– Nie – przyznałem. Wziąłem głęboki oddech, stając naprzeciwko niego i patrząc w tęczówki wypełnione smutkiem, który już znałem. – Wracajmy do domu, Aleks. Do Wawy – dodałem, by zrozumiał, o jaki dom mi chodzi.
– Żałujesz, że tu przyjechałeś?
– Tak. Żałuję, bo widzę, jak to wpływa na ciebie i jak bardzo cię to rozpierdala.
– No co ty, słońce. – Złapał mnie za rękę, a głupkowaty uśmiech pojawił się na jego twarzy.
– Serio, Aleks? – zapytałem, odsuwając się. – Śmiejesz się?
– Nie śmieję się, przepraszam. Ale naprawdę chodzi ci tylko o mnie?
– Zawsze chodzi tylko o ciebie.
– A ja myślałem, że faktycznie dostałeś okres.
Jęknąłem, uderzając go w ramię, a ten złapał mnie za rękę, ściskając delikatnie i przyciągając do siebie. Obce miejsce dało nam odwagę do rzeczy, których woleliśmy unikać w Warszawie. Tam panowała zasada znikomego kontaktu w miejscach publicznych i chociaż miałem ochotę całować go na każdym kroku, wiedziałem, że tak będzie lepiej. Przynajmniej do ukończenia liceum, bo nie chciałem mierzyć się z homofobią, która już mnie dotknęła. Oficjalny związek z Zającem byłby gwoździem do trumny, a ja nie chciałem dokładać mu problemów.
– Jest okej, Janek. I okej, boli mnie to wszystko i mam ochotę krzyczeć na każdego, bo nie rozumiem, jak mogą zachowywać się, jakby nic się nie stało. Jak mogą w ogóle myśleć o świętach, gdy mojego ojca tam nie będzie. – Jego głos załamał się przy ostatniej części zdania, a ja widziałem jak wraz ze śliną, próbuje przełknąć targające nim uczucia. – Ale jest okej, okej? Jest okej, bo mam przy sobie najważniejsze dla mnie osoby. Jest okej, bo ty tu jesteś.
Był tak dobrym kłamcą, że nie byłem pewien czy to, co mówił w tamtej chwili, było prawdą. I chociaż jakaś część mnie zdawała sobie sprawę, że znowu mógł naginać rzeczywistość, głęboko wierzyłem, że faktycznie jest okej.
– Obiecuję ci, że jest okej – dodał, widząc, że się waham. – I że powiem ci jeśli będzie gorzej.
– Obiecujesz?
– No ba.
Pozwoliłem się przytulić i czułem głęboki oddech, gdy wciskał twarz w moją czapkę. Mocny ucisk pokazywał, jak bardzo potrzebował tej chwili i chociaż zamarzałem do kości, sam potrzebowałem tego momentu.
Najbliższy sklep faktycznie okazał się być z drugiej strony ulicy, a on ciągnął mnie ze śmiechem, dodając, że narobiłem mu ochoty na chipsy i teraz musimy iść na zakupy. Lada zapełniała się niezdrowymi przekąskami, gdy kobieta z uśmiechem kasowała kolejne produkty podawane przez chłopaka. Ja dzielnie upychałem je w reklamówce, nie nadążając jednak za kasjerką i przeklinając w głowie na niezdecydowanie Zająca, które skutkowało górą chipsów.
– I dwa jakieś dobre wina. Jedno słodkie, drugie półwytrawne. Jakiekolwiek, byleby dobre – poprosił, a ja spojrzałem na niego, gdy z kobietą dyskutował o kolejnych propozycjach, a przyklejony do jej twarzy uśmiech jedynie się poszerzał, gdy ten paplał jak najęty, dodając, że on woli coś mocniejszego, ale mama zasłużyła na dobry wieczór i ploteczki z psiapsiółką. Blondynka zaśmiała się, gdy zapytał o Jack Rabbit, dodając, że sam jest Zając i to chyba będzie najbardziej odpowiednie.
– Tylko niech pan nie pokica za daleko – zażartowała, a ja miałem ochotę zgnieść w ręce trzymane ciastka.
Zaraz sama pokicasz, typiaro.
Aleks odpowiedział na ten prześwietny żart śmiechem, prosząc o butelkę i wspominając, że przyjdzie z reklamacją, jeśli trunek okaże się słaby. Niewinne żarty sprawiły, że niemal gotowałem się w środku, mając ochotę wyjść ze sklepu i kazać mu się pierdolić, a potem pociągiem wrócić do Warszawy. Albo zapytać Piotrka, czy sam nie ma ochoty na wyjście.
– Chcesz coś jeszcze, kochanie? – zapytał, patrząc na mnie z uśmiechem, a ja kątem oka widziałem, jak blondynce znika uśmiech, gdy ten wpatruje się we mnie. – Czy króliczki i Zając ci dzisiaj wystarczy?
Pokręciłem głową, w ostatniej chwili rzucając jednak gumy do żucia i odetchnąłem z ulgą, gdy mogliśmy wreszcie wyjść.
– Mogłeś jej jeszcze cipę wylizać – rzuciłem.
– Wolę lizać twojego kutasa.
– No właśnie słyszałem.
– Słyszałeś, jak nazwałem cię moim kochaniem?
– Po tym jak prawie przy tobie udławiła się własną śliną, bo ta jej ciekła?
– Zaraz po tym jak prawie zgniotłeś mi ciastka, wciskając je z wkurwieniem do reklamówki.
– To samo mogę zrobić z twoim kroczem, jak jeszcze raz usłyszę takie testy. Tylko niech pan nie pokica za daleko – powiedziałem z ironią, a ten się zaśmiał. Nic nie irytowało mnie bardziej niż podobne zachowanie chłopaka w momentach, w których śmiech jedynie nakręcał moją złość. Taki już był i zazwyczaj dostawałem zmuszenie do całusa i musiałem przyznać, że w większości wypadków ten mokry buziak na mojej ściśniętej twarzy faktycznie działał.
– Kic kic do domku.
Nigdy nie byłem zazdrosny o Ninę, ale w kontekście Zająca byłem pieprzonym, żałosnym terrorystą, który usuwałby wszystkich, którzy stają na jego drodze. Aleks był przystojny i często widziałem, jak dziewczyny zawieszają na nim wzrok. Był też zabawny i wyluzowany, często rzucając żarciki i prowadząc small talki, a ja nie umiałem wytrzymać, gdy prowadził je z takimi osobami jak ta sprzedawczyni.
Dominika buszowała w torbach w akompaniamencie babcinego upominania, że te przekąski są niezdrowe, a oni powinni jeść coś normalniejszego. Obiecaliśmy dorwać się do chipsów po kolacji, cicho przemykając teraz do salonu z ciastkami, a ja rzuciłem się na kanapę obok Piotrka.
– Nie masz ochoty na jakieś party jak wrócimy do Wawy? – rzuciłem.
– Z tobą zawsze. Mów tylko kiedy i gdzie.
Widziałem gumowe ucho Aleksa, który skrzywił się, odwracając w naszą stronę nieznacznie. Nachylał się nad stołem, na którym rozsypane były puzzle, a Domi dzielnie walczyła z dziadkami, by ułożyć je w obraz z pieskami.
– A tak serio to co się odjebało? – usłyszałem ciche pytanie chłopaka, który spojrzał na mnie, widząc moje nerwy.
– Kuzyna zapytaj.
***
Mieszkanie w Warszawie miało wiele plusów, ale odległość od morza była tym, czego nie lubiłem. Chociaż w swoim życiu rzadko bywałem nad tym polskim, czasami zazdrościłem widzianych online zdjęć. Trójmiasto było dla mnie fascynujące i kiedy Aleks z optymizmem zareagował na wspomnienie plaży, nie mogłem nie skorzystać z okazji. Zresztą przedpołudnie było na to idealną porą, gdy wrócił temat kupna i przystrojenia choinki, a ja czułem, że Zając najchętniej by od tego uciekł. Zapytałem go, czy jednak nie wolałby zostać z rodziną, ale pokręcił stanowczo głową, dodając, że chętnie posłucha fal.
Było kurewsko zimno, gdy wychodziliśmy, ale to nie przeszkadzało Aleksowi na odpalenie papierosa, gdy odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość. Zaciągał się z widoczną ulgą, a mały uśmiech wskoczył na jego twarz, gdy mógł wreszcie zapalić. Hamował się w domu dziadków, a ja nawet nie byłem pewien czy oni wiedzą o nałogu swojego wnuka. Wiedziałem natomiast, że chyba nic by ich już nie zdziwiło po tym, jak Aleksander przywiózł chłopaka. Oczywiste było, że o wszystkim wiedzieli, albo po prostu tak dobrze się maskowali, bo przyjęli mnie najzwyczajniej w świecie, dodając, że miło mnie poznać i dużo o mnie słyszeli. Poznanie ich było dla mnie ogromnym stresem, a tymczasem traktowali mnie jak członka rodziny z tą różnicą, że pytali, czy słodzę kawę, żartując, że do następnego spotkania się nauczą. Aleks nie odstępował mnie w ich domu na krok, chcąc upewnić się, że czuję się komfortowo, dając mi odetchnąć jedynie w łazience, a potem pytając, jak się czuję po pierwszym dniu, gdy leżeliśmy w łóżku. Niewielka sypialnia podobno zawsze zajmowana była przez niego i przez Piotrka, gdy jeździli do dziadków na wakacje, a Piotrek żartował, że został wyniesiony z "własnego" pokoju i "zdecydowanie się tego po nas nie spodziewał".
– Pewnie te wszystkie nocowanki zrobiły ze mnie pedała – rzucił wtedy Aleksander, a drugi Zając prychnął, opluwając się trzymanym drinkiem. Widziałem, jak Gabriela przewraca oczami, upijając łyk wina, by nie wypuścić spomiędzy warg kąśliwej uwagi.
Aleks świetnie maskował swoje samopoczucie, a ja sam miałem czasami problem z rozgryzieniem jego emocji. Tak samo jak teraz, gdy wiedziałem, że musiało być mu naprawdę ciężko, a tymczasem widziałem uśmiech na jego twarz, gdy skończył palić i włożył do ust gumę do ust, a potem potarł moje plecy z żartobliwym:
– Wiesz, że możemy trzymać się za rękę i całować bez obawy, że wpadniemy na kogoś ze szkoły?
– Nie sądziłem, że Aleksander Zając jest takim miziakiem i trzyma się za rączki.
Autobus, który później mieliśmy zmienić na tramwaj, właśnie podjeżdżał, a Aleks bawił się moimi palcami, stojąc obok. Spojrzał na mnie, robiąc balona z gumy i z ironią na miarę Reginy George z "Wrednych dziewczyn" rzucił:
– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, skarbie.
Patrzył na mnie tak intensywnie, że niezręczność mieszała się z tym znajomym ciepłem w dolnej części ciała. Staliśmy wśród ludzi, którzy przecież w każdej chwili mogli coś skomentować, a ten nachylał się nade mną, niby całkiem przypadkowo, gdy autobus zrobił gwałtowny manewr. Czułem, że to nie jest przypadek, gdy w pewnej chwili jego twarz, ubrana w znajomy ironiczny uśmiech, znalazła się stanowczo za blisko mnie i rzucił krótkie:
– Co, wstydzisz się?
– Ciebie?
– Mnie całującego ciebie.
– Ale ty mnie nie całujesz – zauważyłem zgodnie z prawdą i po jego uniesionej brwi wiedziałem, co za moment nastąpi.
Krótki całus złączył nasze usta, a Aleks odsunął się w końcu, by zbadać moją reakcję. Albo reakcję otoczenia. Chociaż chwila, to ja się nerwowo rozejrzałem i jedyny wzrok, na który natrafiłem to jakieś dwie dziewczyny w wieku maksymalnie dwunastu lat patrzące na nas. Być może właśnie dostały objawienia stereotypowego geja i liczyły, że zaraz wokół naszych głów pojawią się rysunkowe serduszka jak w Heartstopperze. Faktycznie Aleks momentami wytaczał aurę golden retrivera i gdyby miał puchaty ogonek z tyłu, merdałby nim teraz jak szczeniak.
– I co, świat się skończył czy ktoś chwycił widły?
– Ojej, to był pocałunek? Myślałem, że na mnie wpadłeś – rzuciłem z uśmiechem, mając nadzieję na powtórkę.
I faktycznie ją dostałem. Długą, namiętną, okraszoną dłonią na swoim karku powtórkę, gdy wpił się w moje wargi, jakby świat nie istniał. Miałem mroczki przed oczami, gdy oderwał się, pchnięty dziecięcym wózkiem, a kobieta zaczęła nerwowo przepraszać, chociaż to my staliśmy w nieodpowiednim miejscu. My się pocałowaliśmy, a świat się nie skończył, jak to sobie wyobrażałem na myśl o coming oucie w swoim środowisku. Miałem ochotę wykrzykiwać całemu światu informacje o swoim szczęściu i wszędzie wrzucać zdjęcia chłopaka, które wypełniały moją rolkę w telefonie, ale z drugiej strony nie byłem pewien czy byłem gotowy na wszystkie głupie teksty i podśmiechujki.
Brzeźno było niezwykle puste, gdy wchodziliśmy na piasek. Miałem wrażenie, jakbym znalazł się w innej krainie, gdy mroźny wiatr sprawiał, że czułem wbijanie bolesnych igiełek w twarz i miałem wrażenie, że zaraz zamarznę. Od razu pożałowałem wcześniejszej propozycji, ale gdy tylko podeszliśmy do brzegu, a szum fal się nasilił, poczułem, że tego właśnie pragnąłem. I ja, i Aleks, który odetchnął pełną piersią, patrząc w dal. Nie chciałem się odzywać, pozwalając nam na złapanie chwili, więc stałem w ciszy, obserwując kątem oka chłopaka, który w końcu odezwał się pierwszy, naciągając mi kaptur na głowę.
– Przeziębisz się – zauważył.
– I będziesz musiał przynosić mi leki?
– Robiłbym to z radością.
– Od kiedy ty się zrobiłeś taki opiekuńczy, co?
– Od kiedy każdego dnia dane jest mi patrzeć, jak się uśmiechasz, gdy cię całuję.
Miał tu rację, bo szczerzyłem się jak głupi, gdy dawał mi nawet małego całusa. Szczerzyłem się jak głupi, gdy budziliśmy się rano, a wieczorem całował moją głowę. I szczerzyłem się jak głupi, gdy dyszał z podniecenia, wpijając się w moje wargi i dobierając się do moich spodni, bo ostatnie czego mogłem się kiedyś spodziewać to Aleksander Zając, klękający przede mną. Sprawiał raczej wrażenie aktywnej strony, a tymczasem lubił mi ulegać i obciągać.
– Cho no tu, wydrukujemy sobie – rzucił, wyjmując telefon i wystawiając go przed moją twarz. Objął mnie, zarzucając na mnie ramię, wypychając mnie lekko przed siebie, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu, widząc na ekranie i czując, jak przyciska mnie do siebie, zbliżając się nieco chwilę przed zrobieniem zdjęcia. Naciskał przycisk jak oszalały, by w końcu pocałować mnie w policzek, a plaża wypełniła się moim śmiechem, przywołując wzrok kilku osób, które również wybrały się na spacer.
Krótki całus w policzek zamienił się w ten, który lubię najbardziej, a ja trzymałem go za twarz zmarzniętymi dłońmi, które rozgrzewane były przez rozpalone serce. Skostniałe od zimna ciało zalewała przyjemna fala, gdy przyciskał mnie do siebie, obejmując w pasie, a ja zapomniałem o przeklinanym przed momentem mrozie. Chętnie pokiwałem jednak głową, gdy zapytał, czy wracamy. Morze było piękne, ale lubiłem swoje stopy, których w tym momencie nie czułem z przemarznięcia. Pragnąłem gorącej herbaty i koca, a najbardziej przytulasów pod kołdrą, ale w pełnym domu zdecydowanie nie było to możliwe. Rodzina Aleksa była niezwykle zżyta i korzystali ze wspólnego czasu, próbując wycisnąć z niego każdą minutę, siedząc długo i ciągle robiąc coś razem.
– Zamówię ubera, co? – rzuciłem, bo nie uśmiechało mi się wracać komunikacją miejską. Ciepłe auto było milszą wizją, dlatego wyciągałem telefon z kieszeni, modląc się, by nie umarł przez mróz.
– Zamówię.
– Daj spokój, Aleks, ja też mogę za coś wreszcie zapłacić.
– To zapłacisz następnym razem.
– Nie. Kawa czy herbata? – rzuciłem jeszcze, kiwając głową w kierunku niewielkiej kawiarni, którą napotkaliśmy po wyjściu z plaży.
Środek był przyjemnie ciepły i pachniał czekoladą, a moje kubki smakowe oszalały, gdy oczy trafiły na duży kubek jednego z klientów, który zamówił coś gorącego z bitą śmietaną i małymi piankami, a kelnerka właśnie stawiała przed nim naczynie. Chciałem być na jego miejscu i poczuć słodki, gorący napój w ustach.
– Wybrałeś już coś? – usłyszałem. Było milion jeden opcji i każda kolejna wydawała się lepsza i już sam nie wiedziałem, co wziąć i pokręciłem głową.
– A ty?
Chłopak wzruszył ramionami, wystukując coś na komórce, a ja poczekałem aż ją schowa, by zaproponować gorącą czekoladę. Pokiwał głową, zgadzając się bez zbędnego słowa, więc podszedłem do lady, prosząc o dwie porcje czekoladowej rozkoszy, wspominając, że te pianki mnie skusiły.
– Kartą poproszę – powiedziałem, gdy dziewczyna mniej-więcej w naszym wieku zapytała o sposób płatności. Widziałem Aleksa automatycznie wyciągającego telefon w stronę terminala, ale uprzedziłem go, nie chcąc, by płacił za kolejną rzecz. Miał w sobie tę wkurwiającą męską dumę, która nakazywała mu płacenie za mnie pomimo sprzeciwu. Czasami udało mi się przyłożyć aparat do terminala szybciej, a potem musiałem znosić jego monologi na temat płacenia. Wiedziałem, że chodzi o fakt kasy od mojego starego, ale przecież teraz były to pieniądze od mojej matki, w zasadzie to nawet alimenty od obojga skoro nie mieszkałem w domu.
– Powiedziałem, że zapłacę – rzucił, gdy zajmowaliśmy ostatni wolny stolik.
– Płaciłeś za zakupy.
– Bo taka moja rola.
– Mogłeś mieć taką męską rolę, będąc z Alką czy jaką inną laską, jakbyś teraz nie zauważył to ja też jestem chłopakiem.
– Oj, uwierz mi, bardzo dosadnie to zauważyłem i chętnie zauważyłbym jeszcze raz. – Uśmiechął się znajomo, a ja przewróciłem oczami, bo to miała być poważna rozmowa, a nie głupie żarciki napalonego gówniarza.
Uber był najlepszą opcją, a ja pękałem po dawce cukru. Nie żałowałem jednak niczego, wciągając ostatnią piankę, którą oddał mi Aleks. Skłamał, że te różowe jakoś mu nie smakują, a ja wiedziałem, że chodziło tylko o to, by mi je oddać, bo mi smakowały i rzuciłem, że coś ich mało. Tak samo miał z Domi i oddałby jej ostatni kawałek czekolady, nawet jeśli naprawdę miałby na nią ochotę.
Dotykaliśmy się nieśmiało dłońmi, a w końcu ta Aleksowa znalazła się na moim kolanie. Tak samo robił, gdy jechaliśmy gdzieś autem i musiałem przyznać, że to najbardziej seksowna rzecz jaką robił.
– Już wracamy, mamo – powiedział, odebierając połączenie od Gabrieli. – Nie, wzięliśmy ubera, więc nie zamarzamy. Chcesz coś ze sklepu, Janek? – Spojrzał na mnie, a ja pokręciłem głową. – Nie chce. Widziałaś moją wiadomość? Na fajki potrzebuję.
Nie słyszałem głosu kobiety, ale mogłem się domyśleć, że Aleks pisał do niej o małą pożyczkę i teraz prawdopodobnie dostawał długi wywód na temat papierosów i ich wpływu na zdrowie, bo przewracał oczami.
– Nie przewracam oczami, mamo – powiedział w tej samej sekundzie, gdy to zrobił, więc mogłem być pewien, że padło to słynne Gabrielowe I nie przewracaj mi teraz oczami, Aleks, bo taka jest prawda. Prychnąłem, a ten spojrzał na mnie, kończąc chwilę później połączenie. – Urwę ci to i tamto za takie prychanie.
– Aż się podnieciłem przez twoje groźby.
Pokręcił głową, gryząc się prawdopodobnie w język, by nie ciągnąć tematu w Uberze. Wysiedliśmy z powrotem na mróz, który od razu przekląłem, ale wiedziałem, że czeka nas jeszcze spacer do sklepu. I miałem nadzieję, że nie będzie tam poznanej już blondynki od "tylko niech pan nie pokica za daleko". Mieliśmy tylko jedną rzecz do kupienia i nie miało nam to zająć dłużej niż pięć minut. Oczywiście nie mogło być tak pięknie, a sklep wypełniony był jej głosem, gdy witała się z nami, pytając co może podać.
– Fajki chciałeś – rzuciłem, patrząc na Aleksa. Podał odpowiednią markę, prosząc o dwie paczki i zagajajac, że przy takiej pogodzie zdecydowanie nie zamierza już wychodzić z domu.
– O tak, zima w tym roku nieźle mrozi. Ale przynajmniej można iść na sanki – rzuciła, zatrzymując się przy kasie. – Czy ja bym mogła zerknąć na pański dowód?
Ostatnim razem nie poprosiła i nie byłem pewien czy na pewno chodzi jej teraz o pełnoletność Zająca. Może po prostu chciała poznać imię i nazwisko, by potem wyszukiwać chłopaka na Facebooku i Instagramie? Może ostatnie kochanie nie ostudziło jej zapału?
– Ojej, jednak wyglądam tak młodo? – zaśmiał się Aleks, wyjmując jednak plastik.
– Takie procedury, a ostatnio chyba nie zerknęłam.
– Spokojnie, nie doniosę na panią. – Uśmiechnął się.
– Świetnie. Czy coś jeszcze? – zapytała, a ja przeleciałem wzrokiem leżący nieopodal asortyment i oczywiście pod wpływem chwili wpadłem na coś tak głupiego, że nawet Aleks by tego nie zrobił.
Rzuciłem na ladę opakowanie prezerwatyw, unikając wzroku i sprzedawczyni, i chłopaka, który wrzucił na twarz ten ironiczny uśmiech, który dobrze znałem.
– Sprawdziłeś czy są bez lateksu? Bo mam uczulenie – rzucił, podejmując wyzwanie najgłupszej akcji. Blondynka dokończyła usługę bez żadnego słowa, żegnając się tylko, gdy my to zrobiliśmy.
Dobrze, że wyszliśmy, bo Aleks pewnie nakręcałby spiralę żartu, skoro robił to, gdy drzwi się za nami zamknęły. Objął mnie ramieniem, rzucając, że nie spodziewał się takiej otwartości z mojej strony i ciekawy jest, czy wszystko we mnie jest takie chętne na otworzenie się dla niego.
– Kto powiedział, że to ja będę się otwierać dla ciebie? – zapytałem. Zdecydowanie nie rozmawialiśmy już o otwartości w kontekście kupowania gumek, a raczej zeszliśmy na temat seksu. Weszliśmy w uliczkę, w której nigdy nie byliśmy, a jedynie podążały tam nasze myśli. Bo przecież nie będziemy się oszukiwać, że nigdy nie myślieliśmy o kolejnej bazie. Seks oralny przestawał mi wystarczać, a ja coraz częściej pragnąłem mieć go całego.
– A kto powiedział, że nie?
– Ja. Ja to powiedziałem.
– Jeśli sądzisz, że nie trzepałem do myśli, że cię pieprzę, to się mylisz.
Spojrzałem na niego, a ten niewzruszony zaciągał się papierosem. Głupi uśmieszek jednak pojawił się, gdy wypuszczał dym, ale nie dodał nic więcej. Domowy gwar dobiegł naszych uszu, gdy zamknęliśmy za sobą drzwi. Głosy skupiały się głównie w kuchni, gdzie kobiety znowu walczyły dzielnie ze świątecznymi potrawami. Właśnie stamtąd usłyszeliśmy wołanie Gabrieli i skierowaliśmy się zgodnie, stając w progu. Kolejny raz przyłapałem się na przybraniu podobnej pozy do Aleksa, gdy oparłem się o futrynę, krzyżując ręce, zupełnie jak chłopak, który teatralnie pokręcił głową, mówiąc:
– I kto to wszystko zje?
– Wy. Będziecie jeść rybę przez najbliższy miesiąc.
– Zgłoszę to do opieki społecznej jako zaniedbywanie dzieci, mamo. Zobaczysz – zagroził, a ta pomachała palcem, dodając, że może jeszcze dopisać bicie, bo zaraz oberwie.
Czułem, że kuchnia jest bezpieczniejszym miejscem niż salon, z którego dobiegały teraz dźwięki świątecznych piosenek i głos Domi. Dziewczynka przybiegła, rzucając się na Aleksa z głośnym podekscytowaniem. Pociągnęła go wgłąb domu, pytając czy chce zobaczyć choinkę, a ja czułem, że to ostatnia rzecz, której pragnie. Ogromne drzewko świeciło milionem kolorowych lampek, a bombki odbijały światło, mieniąc się jak najdroższe ozdoby. Było ich mnóstwo i były we wszystkich możliwych kolorach, co naprawdę mnie zachwyciło, bo przecież u mnie zawsze był kolor przewodni. I wszystko musiało być od linijki, nawet drzewko, a tylko te sztuczne były idealne.
– Wow, piękne – mruknął z trudem, siląc się na uśmiech. Widziałem znajomo szklące się oczy i szybkie mrugnięcia, które miały odepchnąć nadchodzące łzy.
– Dziadek powiedział, że te powinniście powiesić sami. – Wskazała na dwa serduszka z naszymi imionami i ostatnim, czego mogłem się spodziewać, to ozdoba z brokatowym Janek, która miała zawisnąć wśród tych wszystkich bombek, symbolizujących rodzinę Zająców. Poczułem ukłucie w środku i nawet nie byłem w stanie wypowiedzieć ani słowa, gdy staliśmy przed drzewkiem, a Aleks walczył z emocjami. Widziałem zaciskaną szczękę i pięści, w których wnętrze wciskał paznokcie, próbując bólem fizycznym pokonać ten psychiczny. Widziałem jak walczy z sobą, a płytki oddech jest niemym krzykiem rozpaczy. Był tylko jeden sposób, by pomóc mu w tej sytuacji i stawałem przed nim, zmuszając do przeniesienia wzroku z drzewka na mnie, by wypowiedzieć magiczne zaklęcie, którego się nauczyłem przez ostatnie miesiące życia z Aleksandrem Zającem:
– Jestem tu i jesteśmy w tym razem, tak?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top