„Choinkę ubiera się rodzinnie"

Czułem w kościach, że coś nie było tak, jak być powinno. Aleks powinien siedzieć obok mnie i rozwiązywać zadania, których sam nie rozumiałem, ale nauczyciel postanowił wrzucić na luz i dać nam jedynie karty pracy dla par, zamiast prowadzić normalną lekcję. Tego dnia nic nie wydawało się normalne i chociaż ostatnie tygodnie były pojebane, tak stały się moją normalnością, którą dzisiaj ktoś zburzył. 'Nieobecność chłopaka wzbudzała we mnie jeszcze większy strach niż jego zamknięcie się w sobie ostatnimi czasy, a brak odpowiedzi na kolejną wiadomość sprawiał, że wariowałem. Co chwilę zerkałem na telefon, gdzie ostatni SMS był jego imieniem, napisanym dużymi literami i zakończony milionem wykrzykników, bo ten nie odpowiedział na poprzednie, w których chciałem dowiedzieć się, co się dzieje. Miał się tylko spóźnić, a nie olewać szkołę na cały dzień, rzucając mi tylko, że miał coś do załatwienia i dzisiaj go nie będzie.

– Nie odpisał? – zapytała Nina, która w podręczniku wyszukiwała odpowiednich fragmentów, gdzie ukryta była odpowiedź na kolejne pytanie z zadania, a ja wdzięczny jej byłem za dopełnienie mojej pary i robienie wszystkich zadań samej. Nie miałem do tego głowy i musiałem czytać kolejne zdania kilkukrotnie, by cokolwiek z nich wyciągnąć.

– Nie.

– Chcesz się zerwać z kolejnych? Zagadam, że czuję się okropnie i bierze mnie gorączka, a ty musisz mnie odprowadzić.

Nie sądziłem, że po wszystkim, co się między nami odwaliło, ona nadal będzie chciała być moją wymówką. Potrafiła kłamać na zawołanie i wiedziałem, że pewnie jej udawanie chorej by przeszło, ale z drugiej strony nie byłem pewien czy chcę, by mi pomagała. Nie chciałem poczucia, że coś jej wiszę lub muszę coś później dla niej zrobić, by być kwita. Jednocześnie naprawdę nie nadawałem się dzisiaj do nauki i skupienia i z ulgą opuszczałem budynek szkoły, gdy Nina odstawiła swoją szopkę. Było mi niedobrze, gdy z ust wychowawczyni padło, że dobrze znowu widzieć nas razem, bo przecież my nie byliśmy razem i nawet nie chciałem, by ktokolwiek tak myślał. Chociaż myśleć sobie mogą, co chcą, dla mnie najważniejsze teraz było wrócenie do domu. Auto na podjeździe nieźle mnie zdziwiło, ale ulga przejęła nieprzyjemne uczucie, bo najważniejsze było, że chłopak jest w środku. Nie spodziewałem się jednak świątecznych piosenek i śmiechu Dominiki, która jeszcze rano prosiła mamę o dwa warkoczyki do szkoły.

– Aleks? – zapytała dziewczynka, poważniejąc. Odwiesiłem kurtkę najciszej, jak mogłem, chcąc podsłuchać jej pytania, bo zdecydowanie miało być z kategorii tych trudnych. – Janek będzie z nami u babci?

– Jeszcze z nim nie rozmawiałem ostatecznie, ale mam dużą nadzieję, że tak, a co?

– Nic. Po prostu z nim jest fajnie, wiesz? Czasami tak fajnie, jak z tatą, bo bez niego było smutno. I ty byłeś smutny.

Dziwny ciężar wpadł do mojego wnętrza, uniemożliwiając mi ruszenie się. Stałem jak wryty, wpadając coraz bardziej w dziurę podsłuchiwania głosów z salonu, gdzie George Michael próbował ożywić atmosferę, śpiewając "Last Christmas".

– Bardzo go kocham, wiesz? I cieszę się, że z nami mieszka – kontynuowała dziewczynka.

– Ja też, Domi. Ja też go bardzo kocham.

Tak bardzo pragnąłem przytulić ich właśnie teraz, gdy padały słowa o ogłupianiu przez pocałunek. Ja wpadałem w ogłupienie za każdym razem, gdy nasze usta się spotykały, bo przecież nic innego się nie liczyło i gdyby Aleks kazał skoczyć mi z mostu, wypowiadając to prosto w moje wargi, z pewnością pytałbym, czy mam zrobić przewrotkę.

Spora choinka w salonie z pewnością nie była tym, czego się spodziewałem. Podłoga tonęła w kolorowych światełkach, gdy próbowali je rozplątać i sprawdzić, czy wszystkie działają, a ogromne kartony zajmowały wolną przestrzeń, zachęcając do wieszania bombek. Byłem tak samo zaskoczony tym, co robią, jak oni moim widokiem. Wpatrywali się we mnie, gdy ja podziwiałem drzewko, którego zapach mnie wręcz odurzał. U nas zwykle miejsce zajmowała sztuczna, bo było mniej sprzątania i jakoś nie przywykłem do zapachu prawdziwego drzewka.

– Kocham was najbardziej na świecie – powiedziałem wreszcie, patrząc na nich. – I oczywiście, że idealne święta mogą być tylko z wami. – Przytuliłem Dominikę, która odwzajemniła gest, obejmując mnie. – Ale tak ubierać choinkę beze mnie? – rzuciłem z udawaną obrazą, próbując rozładować atmosferę, gdy Aleks przytulił mnie w tak dobrze znany mi sposób. Głośne "tak dobrze, że jesteś" zamknięte zostało w ciasnym przytuleniu, a ja poczułem jego ciepły oddech na swojej szyi.

– Nie miałeś zostać na matmie? – Oczywiste było, że jego rola zaraz się zmieni i znowu był tym odpowiedzialnym, który miał za zadanie opiekowanie się całą rodziną.

– I tak nic ciekawego się nie działo. Za to widzę, że wy się nie nudziliście.

– Tak, pomyślałem, że... – Przełknął ślinę, a ja wiedziałem już jaki temat się z tym wiąże. – ...że to czas na choinkę.

– I wybieraliście razem, hm?

Dominika nakręcała się, opowiadając o wyborze drzewka i lampkach, które chyba się przepaliły. Patrzyłem, jak grzebie w pudełku bombek, wyciągając te ulubione i opowiadała związane z nimi historyjki. Wiedziałem już, że jedne kupili kiedyś na jarmarku z tatą, inne dostali do babci, a te szklane kupili na wyprzedaży w styczniu i tata obiecał, że powieszą je w tym roku. Dziewczynka wydawała się etap żałoby mieć już za sobą i miałem wrażenie, że pogodziła się z myślą, że taty już nie ma, ale przecież mają tak dużo cudownych wspomnień, a najstarszy Zając patrzy na nią z nieba. Chciałbym by kiedyś i Aleks zaznał takiego spokoju, a temat taty nie dawał mu łez i ścisku wewnątrz. Chciałbym, by był spokojny i szczęśliwy.

– Ale poczekamy na mamę, nie? – zapytała dziewczynka, by się upewnić.

– Oczywiście, Domi. Janek pomoże mi z lampkami, a ty możesz przejrzeć bombki, hm? – Skinął w stronę jednego z pudełek, podając mi jednocześnie kartonik z lampkami. Kolorowych światełek miało być mnóstwo, a ja podłączyłem kabel, by upewnić się, że wszystko działa. Dziewczynka grzebała w kartonach, rozkładając wszystko na wolne powierzchnie i nuciła pod nosem świąteczne kawałki, które już od jakiegoś czasu puszczane były w sklepach i we wszystkich radiach, doprowadzając Aleksa do szału.

– O nie, Aleks. – Odwróciłem się, by spojrzeć na dziecięcą katastrofę, jaką okazał się łańcuch z papieru. Widocznie był dla Domi ważny, bo patrzyła na brata, trzymając kilka zgniecionych kółek i czekała na jego reakcję.

– Panie doktorze, czas na operację. – Spojrzał na mnie, a ja niczego nie rozumiałem. – Siostro, kolorowy blok, prędko! – Zwrócił się do Domi. – Do tego klej i nożyczki. Pacjent nie może czekać! – Wyjął kolorowe kółka, które chyba każdy robił w przedszkolu, na stół w kuchni, a Dominika pobiegła na górę po potrzebne materiały.

– Mam zrobić usta - usta? – zażartowałem.

– Mi? Zawsze. – Złapał mnie za twarz, całując delikatnie. Poczułem lekki uśmiech na swoich wargach i Boże jedyny, jak ja go kocham. – Kocham cię, Janek – wyszeptał, jakby czytał mi w myślach. – I byłbym zaszczycony, gdybyś zechciał spędzić z nami święta. Zrozumiem jednak...

– Myślałem, że nie byłem w tym roku zbyt grzeczny na dobre prezenty, a tymczasem dostaję coś najlepszego w całym moim życiu – odpowiedziałem z uśmiechem, przerywając mu.

– Zrobię wszystko, by było dobrze, obiecuję.

Uwierzyłbym mu nawet w to, że Mikołaj istnieje, a czarne jest białe. Wierzyłem mu ślepo w każde słowo, bo jego zapewnienia sprawiały, że niemożliwe wydawało się możliwe. I gdyby powiedział mi, że obiecuje dostarczyć mi jednorożca, ja czekałbym z podekscytowaniem i nadzieją, że będzie miał tęczę na pośladku jak w kreskówkach.

– Fuj – usłyszeliśmy za sobą zniesmaczoną Dominikę, gdy moje ciało opierało się o stół pod wpływem naporu Zająca, którego język był w moich ustach.

Aleks oderwał się, zaszczycając mnie jeszcze krótkim buziakiem i wróciliśmy do naprawiania łańcucha, a mi przypadła rola głównego operatora nożyczek. Operację przerwała Gabriela wiadomością, a ja widziałem zmarszczkę zmartwienia na Aleksowym czole. Wolałem nie pytać, czy coś się stało, zwłaszcza przy Dominice, która dumnie sklejała ze sobą kolejne paski. Ostatecznie udało nam się wypędzić ją na górę, gdzie mogła pograć w Simsy do powrotu matki, a my wzięliśmy się za obiad. Próbowałem wybadać teren, pytając delikatnie, czy wszystko w porządku i dostałem wreszcie westchnięcie, które zwiastowało normalną odpowiedź.

– Mama dostała powiadomienie o nieobecności Domi.

– I nie mów, że jest zła, że zabrałeś Domi po choinkę.

– Nie wie o choince. To miała być niespodzianka.

– Aleks, to twoja mama, przecież wiem, że nie jest zła, tylko westchnie jak ty i powie swoje: oj dzieciaki.

Nakrywałem do stołu, gdy Aleks odbierał Gabrielę z pracy, a Dominika z podekscytowaniem wpadła w ramiona matki, gdy ta zdążyła przekroczyć próg, i pociągnęła ją do salonu, nie pozwalając nawet zdjąć płaszcza. Obserwowałem kobietę, która zdecydowanie nie spodziewała się choinki w salonie i stała jak wryta, by po chwili przytulić Dominikę i Aleksa, wyznając miłość i mówiąc, że choinka jest piękna.

– Rodzina tuli się razem, Janek. – Wyciągnęła rękę w moją stronę, zachęcając do dołączenia, a Aleks przytulił mnie ciasno i mogłem przysiąc, że znam ten wzrok i napływające do jego łzy.

Kolejne bombki zdobiły drzewko, gdy Domi jak najęta opowiadała o tych zwierzątkowych, które miały pierwsze litery imion całej rodziny, a te z A i D były mniejsze niż D i G. Wisiały dumnie na samym przodzie, wśród papierowych serduszek, które podobno Aleks robił w przedszkolu. Niektóre z nich sklejone były taśmą, gdy naznaczył je czas, ale podobno Gabriela kategorycznie zakazywała ich wyrzucenia. Czułem dziwne wzruszenie, bo kurwa, moja mama była w stanie wyrzucić nawet laurki ode mnie, a mama Aleksa trzymała każdy, nawet najmniejszy drobiazg. A może to kwestia świąt i atmosfery, która różniła się od tej, którą znałem? Od lat nie lubiłem Bożego Narodzenia i traktowałem to bardziej, jak przerwę świąteczną niż faktyczne święto.

– Myślisz, że uda Ci się wymigać? – Aleks objął mnie, gdy siedziałem na podłokietniku fotela i od dłuższej chwili bawiłem się jedną z bombek. Faktycznie zamyśliłem się, myśląc o świętach w tym roku. W poprzednie Boże Narodzenie nawet nie śmiałbym dopuścić do siebie wizji chłopaka, a teraz proszę: jestem w związku z Aleksem, którego kocham nad życie i mieszkamy razem i może wszystko potoczyło się zbyt szybko, a ja często zastanawiam się, czy ten pośpiech nie zniszczy tego, co powinno rozwijać się powoli; nie śmiałbym też marzyć o rozwodzie moich rodziców, a teraz moja mama złożyła odpowiednie papiery. I być może spędzi święta w samotności, gdy ja będę z Zającami. – Choinkę ubiera się rodzinnie. – Wcisnął mi w rękę szklaną ozdobę i wskazał na tonące już w kolorach drzewko. Uśmiechnąłem się, wstając wreszcie i wieszając ją obok szklanego Zająca z literą.

Salon tonął w kolorowych światełkach, gdy choinka wreszcie została ustrojona, a kartony powróciły do piwnicy. Domi poprosiła o wspólną bajkę, jednocześnie błagając Aleksa o zakupy. Czułem dziwnego rodzaju przygnębienie i chciało mi się płakać przez całe dobro, które teraz mnie otaczało. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że na nie nie zasługuję i za długo jest dobrze, by tak już pozostało. Życie nauczyło mnie, że nie może być ciągle dobrze i czułem w kościach, że niedługo się to skończy.

– Lecisz ze mną po popcorn i chipsy, słońce? – rzucił Aleks, wciskając nogi w buty. – Przejedziemy się i pogadamy, co?

Oho, wykrakałem.

Jego ton i wzrok nie zapowiadał niczego dobrego, a ja z duszą na ramieniu zapinałem kurtkę i opatulałem się szalikiem, gdy Gabriela kazała nam je wziąć. Wnętrze auta wypełniło się kolejnym świątecznym hitem, a on z przekleństwem zmienił stację. Jechaliśmy w ciszy między nami, gdy kierował się do sklepu nieco dalej, jakby chciał dać nam kilka kilometrów na przemyślenia i rozmowę.

– Kocham cię – powiedział, a ja drgnąłem. – I chcę, żebyś to pamiętał. I zrozumiem, jeśli nie pojedziesz z nami do dziadków. I będę z tym totalnie okej. I chętnie zostanę z tobą w Wawie, jeśli tak postanowimy.

Kochane było to, że skłonny był poświęcić święta z rodziną na rzecz zostania ze mną w domu, bo myślał, że właśnie tu rozdarte było moje serce. I chociaż byłem przerażony wizją poznania jego rodziny jako chłopak, tak nie chciałem, by musiał wybierać pomiędzy mną a swoimi najbliższymi. Nie chciałem, by zawodził mamę i Dominikę swoją nieobecnością w tak pięknym i jednocześnie trudnym czasie.

– Nie o to mi chodzi, serio. Chcę jechać tak z wami i poznać tę ciotkę co dogryza Piotrkowi. Teraz będzie miała dwóch pedałów do nawrócenia.

– Albo i trzech, chyba że właśnie mi mówisz, że jesteś hetero.

– Możesz sprawdzić wieczorem – rzuciłem, odwracając się w drugą stronę, próbując ukryć uśmiech, który wkradł się na moją twarz, widząc jego reakcję. Jego oczy się zaświeciły z radością i mogłem przysiąc, że penis zadrgał w spodniach na samą myśl o wchodzeniu w moje usta.

– Chodzi o twoją mamę, prawda? – zapytał spokojnie, a ja uświadomiłem sobie, że właśnie o to chodzi. Czułem, że pomimo całego gówna, na które zezwalała, nie powinienem zostawiać jej samej. Jednocześnie nie chciałem zostawać bez Aleksa, a wszystko wydawało mi się niezdolne do rozwiązania. – Janek, przecież widzę.

Spojrzałem w jego oczy, wzruszając w końcu ramionami. Potok słów zaczął wypływać spomiędzy moich warg, gdy wspominałem święta z rodzicami Feliksa, które nie należały do najlepszych. Wigilia mijała w sztywnej atmosferze i dopiero kolejnego dnia mogłem się wyluzować, gdy ta lepsza babcia broniła mnie, mówiąc, że przecież równie dobrze mogę być badaczem na Safari, a nie lekarzem. Wizyty u nich często kończyły się sprzeczkami pomiędzy Feliksem a moją matką i pewnie dlatego nigdy nie spędziliśmy całych świąt z nimi.

– Janek, kocham cię – powtórzył w końcu, gdy staliśmy na niewielkim parkingu, na który skręcił, gdy zacząłem swój wywód. Patrzył mi prosto w oczy tym samym wzrokiem, którym patrzył na Domi, chcąc jej przekazać, że jest wartościowa i nikt nie ma prawa jej obrażać. – Kocham cię i to się nigdy nie zmieni. Przez ostatnie miesiące zmieniło się naprawdę dużo, wszystko wywróciło się do góry nogami i nikt z nas nie nadąża. Moja miłość do ciebie nie zmieni się również, gdy spędzisz święta z mamą, a ja ze swoją rodziną. Wrócimy tu po świętach i znowu będziemy razem, a to, co jest między nami, nadal będzie takie samo. Twoje uczucia są ważne i kilka dni rozłąki nie sprawi, że ja nagle przestanę cię kochać i powiem ci, że masz się wynosić. Po prostu będziesz musiał do mnie non stop pisać i zadzwonić wieczorem na małe seksy. – Liczył, że mały żart rozładuje atmosferę, ale ja jakoś nie umiałem się zaśmiać. Faktycznie wypowiedział na głos moje obawy, a ja uświadomiłem sobie, że przeraża mnie wizja kilku dni osobno, podczas których Aleks może mieć czas na przemyślenie wszystkiego jeszcze raz i zrozumienie, że jest za młody, by być z kimś na poważnie. A już z pewnością, jeśli tym kimś jest chłopak.

Nadal nie mogłem uwierzyć, że obecnie moja mama zajmowała niewielkie mieszkanie w bloku. Wydawało mi się to abstrakcyjne, bo całe życie spędziłem w jednorodzinnym domu, gdzie każdy miał swój pokój, mój ojciec miał nawet swój gabinet, a pralka i suszarka stały w osobnym pomieszczeniu. Tutaj były dwa pokoje i niewielka kuchnia, która była mniejsza niż nawet połowa tej dotychczasowej.

– Zadzwoń, jak ubierzecie i pogadacie, okej? Ale obiecaj, że zadzwonisz. – Aleks spojrzał na mnie wyczekująco, przytrzymując niewielkie drzewko owinięte siatką.

Długa rozmowa na parkingu uświadomiła mi, że pomimo żalu, jaki we mnie panował, miałem jeszcze ludzkie uczucia i było mi po prostu szkoda mojej mamy, która teraz została sama. To Aleks wpadł na pomysł spontanicznych odwiedzin, a ja zaniemówiłem, gdy stanęliśmy przed sklepem, gdzie sprzedawali drzewka. To on wytłumaczył mi, że przecież drzewka ubiera się rodzinnie i może powinienem drugie ubrać z mamą.

– Postaram się nie być za długo.

– Bądź tyle, ile poczujesz, że chcesz być. Jeśli chcesz zostać na noc, to po prostu daj znać, bym się nie martwił, okej?

– Chyba oszalałeś, że tu zostanę – oburzyłem się, bo halo, chyba coś musiałoby mnie pojebać, by odpuścić sobie spanie z Aleksem.

– To zadzwoń, a przyjadę.

– Wezmę taksówkę.

– Zadzwoń.

Pożegnaliśmy się buziakiem i chwilę później wjeżdżałem na odpowiednie piętro, wpuszczony przez nastolatkę z psem, która mieszkała w tej samej klatce. Wysiadła dwa piętra niżej, zabierając swojego pupila, który z zainteresowaniem wąchał mojego buta. Naciskałem dzwonek z sercem walącym tak mocno, że z pewnością było słyszane w domu Zająców. Sam nie wiedziałem, czego się boję, bo przecież nie musiałem stawać twarzą w twarz z Feliksem.

– Janek? – zapytała zdziwiona, zdecydowanie nie spodziewając się mnie tutaj. Spojrzała na choinkę, a potem znowu na mnie, nie rozumiejąc, co się dzieje.

– Wychodzisz gdzieś? – zapytałem, bo stała w płaszczu, a ja nie byłem pewien czy gdzieś chciała wyjść, czy właśnie wróciła.

– Miałam wyskoczyć po mleko, ale mleko może poczekać. – Otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając mnie wreszcie i zdjęła kurtkę, odwieszając ją na wieszak.

– Wesołych świąt, mamo. – Uśmiechnąłem się, stawiając drzewko na podłodze i cholera, niby nie było duże, ale było ciężkie i na dodatek kłujące.

Przytuliła mnie bez słowa, a ja objąłem ją, odwzajemniając wyznanie miłości. Szepnąłem, że przecież choinkę ubiera się z rodziną, a ona jeszcze mnie nie zaprosiła. Zaśmiała się, przyznając, że nie planowała niczego w tym roku, a ja widziałem, jak otarła prędko łzę z kącika oka.

– Wydaje mi się, że nie tylko mleka mi teraz brakuje – zażartowała.

Czułem się niezręcznie, gdy pytała o Aleksa i nas w drodze do sklepu. Radio znowu przepełnione było świątecznymi hitami, które w dziwny sposób tym razem mnie uspokajały. Supermarket wypełniony był ludźmi, którzy zapełniali wózki ozdobami i jedzeniem, jakby sklepy miały być zamknięte przez najbliższe miesiące lub rodziny miały spotykać się w kilkadziesiąt osób i świętować przez tydzień. U nas jedzenie zawsze czekało na nas gotowe, czasem zamawialiśmy coś na szybko z restauracji, a mama udawała, że sama to zrobiła, opowiadając zmyślone anegdotki, że coś jej się przypaliło. Rok temu moja babcia rzuciła, że faktycznie trochę za słone i za pikantne, a ja widziałem, jak pęka jej serce, gdy Feliks chciał zażartować, mówiąc, że czasami jego żona tak ma. Mnie jakoś to nie bawiło, bo mama gotowała naprawdę świetnie, nigdy nie przesalając i to po prostu wymysły. Dostało jej się za danie, które przełożyła jedynie do domowego pojemnika, nawet go nie próbując.

– Kolorowe? – zapytała, trzymając w ręce dwa opakowania lampek.

– Nie chcesz znowu bieli? – Choinka w naszym domu musiała być jak zwykle perfekcyjna, więc co roku wyjmowana była ta sztuczna, o nierealnie idealnym kształcie, która mieniła się w kolorach bieli i srebra, by zachować swój idealny widok i nie psuć wszystkiego pstrokatymi, tanimi ozdobami.

– Mam dość tego białego gówna.

Faktycznie nasz wózek zapakowany został kolorowymi bombkami i światełkami, których było za dużo, ale nie chciałem komentować, by nie zepsuć jej świątecznego nastroju, utrzymującego się długie chwile po powrocie do domu. Piłem gorącą czekoladę, gdy czekaliśmy na pizzę, ubierając drzewko, zajmujące kąt w salonie, a kobieta opowiadała o zamieszaniu w pracy. Może i wyglądała tak samo, jak zawsze, ale coś w niej się zmieniło i zupełnie nie przypominała kobiety, którą znałem. Wyglądała na zmęczoną, ale jej oczy się śmiały i wyglądała po prostu na szczęśliwą.

– Jesteś teraz szczęśliwa? – zapytałem, podając jej ostatnią z bombek.

– Z tobą? Zawsze.

– Pytam ogólnie, mamo. Czy jesteś szczęśliwa, że jego już nie ma.

Wyprostowała się, patrząc na mnie, jakby to miało pomóc jej w dobraniu odpowiednich słów. Przeczesała włosy, kiwając w końcu delikatnie głową.

– Kiedyś myślałam, że życie bez Feliksa nie istnieje. Teraz wiem, że to życie z nim nie było życiem, a koszmarem. 


********

Nieco spóźnione życzenia Wesołych Świąt bez trosk czy zmartwień wpadają wraz z nowym rozdziałem Stucka, gdzie nasi bohaterowie dopiero przed sobą mają całą tę Świąteczną gorączkę. 

Jak spędziliście tegoroczne Święta? Mamy szczerą nadzieję, że w gronie najbliższych, w szczęściu oraz samej radości. Jeżeli chcecie pobawić się w naszego Mikołaja, zanim ten prawdziwy zniknie całkowicie na kolejny rok, zostawcie nam gwiazdki, a przede wszystkim komentarze, które tak uwielbiamy czytać. Kilka słów możecie rzucić również pod hasztageiem na Twitterze #StuckInLovePL, a może kolejny rozdział wpadnie szybciej niż ten dzisiejszy!

Buziaki i do następnego,

polishkathel & 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top