Rozdział 22
40 Yú 266 rok
Po Redukcji
Rajkaro, Kalhela
Norin skubała resztki pozostawione na zapleczu piekarni. O dziwo w ogóle nie czuła głodu. Zajadała się wyłącznie z nerwów. Jej myśli od rana krążyły po głowie wokół tego, co zamierzała zrobić, a wokół tego, co powinna. Ziewnęła zmęczona. Niemal całą noc przewracała się z boku na bok. W dodatku niepokój spędzał sen z jej powiek już od kilku dni.
Westchnęła, wiedząc, że nie może dłużej pozwalać sobie na bezczynność. Pochyliła głowę i opuściła zaplecze piekarni.
Ten dzień od samego ranka był ponury. Mgła skrywała miasto – falowała między budynkami, tuż nad pokrytym marmurem chodnikiem. Norin zagłębiła się w nią z ulgą. Wspomnienia ulewy były łatwo widoczne; woda spływała z dachu, ciemne chmury wciąż zasnuwały niebo, ludzie zdecydowali się zostać w domach, a w powietrzu dało się wyczuć ten specyficzny zapach deszczu.
Norin zmrużyła oczy, zachowując czujność. Piekarnia mieściła się na końcu ulicy, oddalona od centrum miasta, jak tylko się dało. Wepchnięta pomiędzy aptekę a budynek mieszkalny w głównej mierze gościła wyłącznie pracowników portowych, którzy zmęczeni wielogodzinną pracą lubili w przerwie pozwolić sobie na smaczne, atrakcyjne cenowo wypieki.
Przy tak pochmurnej pogodzie niewiele osób dostało przydział do roboty w okolicy. Nie przypłynął ani nie odpłynął tego dnia żaden statek, toteż wchodząc do żurawia, Norin dostrzegła raptem kilka osób.
Idąc po schodach na najwyższe piętro, usłyszała kilka głosów. Przystanęła. Wytężyła słuch. Rozmowa dochodziła z sąsiedniego pomieszczenia. Norin nie zamierzała się na kogoś natknąć, dlatego żwawym tempem pomknęła schodami w górę. Jej kroki nie były zaskoczeniem. W końcu dzisiejsza praca w porcie polegała głównie na sprzątaniu jednego z magazynów. Większość znajdujących się w nim skrzynek musiała zostać przeniesiona gdzie indziej; między innymi właśnie do żurawia.
Norin dotarła na samą górę. Zamknęła się w niewielkim pomieszczeniu, a wokół niej zapanowała dziwna cisza. Zaniepokojona wyjrzała przez okno. Mgła zasnuła port, przemieszczała się między magazynami i setkami kontenerów. Co chwilę ktoś wychodził z magazynu; albo pchał wózek pełen drewnianych skrzynek, albo niósł pakunki w dłoniach. Gdzieniegdzie Norin widziała również rebeliantów – część z nich była łatwo-dostrzegalna, odziana w białe szaty, choć reszta niczym nie różniła się od zwyczajnych cywilów pracujących w pocie czoła.
Puls Strzelczyni przyspieszył, gdy zauważyła Sorena i Kirsten, a już chwilę później słyszała równomierne skrzypienie schodów.
Soren i Kirsten wydawali się zaskoczeni, ale również zadowoleni, gdy przekroczyli próg pomieszczenia, w którym Norin umierała z nerwów. Nagle coś w jej brzuchu przekręciło się i dopiero po chwili z powrotem trafiło na swoje miejsce. Mimo że w jej głowie roiło się od myśli oraz różnych wersji tego, co chciała powiedzieć, nie potrafiła odnaleźć odpowiednich słów.
Otworzyła usta, lecz nie wydobył się zza nich żaden dźwięk.
Czy na pewno dobrze robiła?
– Ja... – wydukała. Przestąpiła z nogi na nogę.
Czy naprawdę miała prawo uwikłać ich w swoje problemy?
– Norin – wyszeptała Kirsten.
W jej głosie usłyszała nutę zdenerwowania.
Soren pokonał odległość, która ich dzieliła. Jego zmartwiona twarz zawisła tuż nad Norin.
– Co ci się stało? – Soren uniósł dłoń, aby dotknąć sinego policzka Norin, albo przejechać palcami po jej rozciętym łuku brwiowym lub spuchniętej wardze, lecz ostatecznie zrezygnował, a jego ręka zwisła w powietrzu.
Norin spróbowała odpowiedzieć swobodnym wzruszeniem ramion, tak jakby jej rany były czymś normalnym.
– To nic takiego – powiedziała lekko ochrypłym głosem. – Tylko wygląda poważnie.
Kirsten również się zbliżyła. Pobladła na widok twarzy Norin.
– To zdecydowanie nie jest „nic takiego". – Ton jej głosu był stanowczy. – Kto za to odpowiada?
– Nie znam jego imienia – odparła Norin zgodnie z prawdą. W ciągu poprzednich dni próbowała poznać tożsamość rebelianta, lecz nie było to proste, zwłaszcza że strach zwyciężył, a ona większość czasu przesiedziała w ukryciu. – Gdzie Mikel i Alarik?
– Zaraz będą – odparł Soren. – Ale Norin, opowiedz, co-
Soren gwałtownie urwał. Drzwi żurawia zostały otwarte – dźwięk głośnego skrzypnięcia poniósł się po całej budowli. Ktoś zmierzał na górę. Dwie osoby. Norin, Kirsten i Soren zastygli w miejscu, nasłuchując. Gdyby wszedł tutaj ktoś nieproszony, Norin mogłaby wpaść w jeszcze większe kłopoty.
Nagle kroki ucichły. Ktoś zastukał w drzwi. Trzy razy, przerwa, raz, dłuższa przerwa i ponownie cztery razy. Norin odetchnęła z ulgą.
Drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wtoczyli się Mikel i Alarik. Twarze bliźniaków rozświetlały szerokie uśmiechy, które jednak szybko przygasły.
– Na Gwiazdy, co ci się stało?! – wykrzyknął Mikel.
– Nie tak głośno – syknęła Kirsten.
– Jak mam zachować się cicho w takiej sytuacjach?
– Wystarczy nie krzyczeć!
– Przecież sama krzyczysz!
Alarik zbliżył się do Norin, stanął tuż obok Sorena i w milczeniu przejechał wzrokiem po każdej ranie. Norin cieszyła się, że nie wiedzieli o rozcięciach na żebrach i ramieniu. One wyglądały o wiele poważniej. Strzelczyni obawiała się, że źle przemyła ranę na brzuchu – bolała o wiele bardziej niż powinna i ciągle ropiała. Prawdopodobnie wdało się w nią jakieś zakażenie. Od kilku dni czuła się osłabiona, a zawroty głowy nie dawały jej spokoju.
Alarik niespodziewanie dotknął czoła Norin.
– Jesteś rozpalona.
– Wiem.
– Opowiedz, co się stało.
Skinęła głową.
– Najpierw powinniście usiąść – zabrała głos. – I przygotujcie się na tę historię naprawdę dobrze, ponieważ wszystko, co zaraz powiem, zabrzmi, jak gadanina prawdziwej wariatki. A nawet gorzej. Gadanina idealistki, która zaraz powie wam, że ma pomysł, jak zakończyć wojnę.
* * *
Ulice pokrywała gęsta, przytłaczająca mgła, gdy Harvi pchnął drzwi apteki. Rzęsisty deszcz odrobinę go zaskoczył – będąc w środku budynku, nie słyszał kapania. Ruszył przed siebie, lecz już chwilę później był cały przemoczony. Naprawdę mocno padało. Ulice okazały się całkiem opustoszałe, co oczywiście działało na korzyść Harviego, więc nawet przez myśl mu nie przeszło, aby narzekać.
Poczuł skurcz w brzuchu, gdy dotarł pod budynek, w którym dopiero co skończył pracować. Nerwowym wzrokiem rozejrzał się po najbliższej okolicy. Nie zauważył ani jednej żywej duszy. Pewnym siebie krokiem wmaszerował do bloku i już chwilę później stał przed mieszkaniem, w którym znajdowało się coś, czego Harvi zdecydowanie zbyt mocno pożądał.
W czasie pracy to on odpowiadał za klucz. Ivo – starszy, większy i silniejszy – znosił najcięższe worki, dlatego to właśnie do Harviego należało zadanie, aby zamknąć drzwi. W tym przypadku Harvi najpierw przekręcił klucz w zamku, lecz chwilę później cofnął ten ruch – przekręcił w drugą stronę, a mieszkanie pozostawił otwarte.
Wziął głęboki wdech. Nie istniał inny sposób na zdobycie tej broni. Musiał wmaszerować do środka, zabrać swój łup, a później swobodnym, codziennym krokiem wrócić do przydzielonego mu lokum.
To przecież nic trudnego.
Wziął głęboki wdech. Początkowo czuł niewielki stres, lecz już chwilę później całkiem o nim zapomniał. Gdy poczuł w dłoni przyjemny ciężar broni palnej, nie czuł się zmartwiony, tylko niezwyciężony. Zapatrzył się na nią z uwielbieniem.
Taki mały przedmiot, tak niepozorny, a tak potężny.
* * *
– W porządku – zagaił Soren, po czym oparł łokcie na kolanach i nieznacznie pochylił się do przodu. Zapatrzył się w drewniane panele podłogowe; Norin wiedziała, że robił tak zawsze, gdy głęboko nad czymś myślał. – Podsumujmy wszystko. Przywódcy rebelii wiedzą, że doszło do masakry w Tevii, że jakiś dzieciak dał radę przeżyć to ludobójstwo i że przy okazji posiada zdolności. Oni chcą go wykorzystać, aby zniszczył Vastradę i przyczynił się do tego, że Kalhela wygra wojnę. Jego istnienie to największa tajemnica rebelii, której nikt nie może poznać, ponieważ Vastrada zrobiłaby wszystko, aby go dorwać. Ty całkiem przypadkiem podsłuchałaś tę tajną rozmowę, przez co chcą cię zabić. Oni wiedzą, że ty wiesz, dlatego byłaś ścigana przez jednego z przywódców, którego dałaś radę pokonać w walce. Ostatecznie spróbowałaś odnaleźć tego dzieciaka i dowiedziałaś się, że udało mu się zbiec do Wolnego Rajkara. Co właściwie czyni cię teraz prawie najbardziej poszukiwaną osobą w całym mieście. Dobrze to rozumiem?
Norin skinęła głową.
– W gruncie rzeczy to tak – przytaknęła i z niepewnością powiodła po twarzach wszystkich przyjaciół.
Spodziewała się ujrzeć na nich różne emocje; z pewnością trwogę i być może jeszcze coś na wzór obrzydzenia. Jednak nie dostrzegła nawet nic podobnego. Mikel uśmiechał się z zębami na wierzchu, jakby już zdążyli wygrać całą wojnę. W oczach Alarika rozpoznała zaciekawienie i coś, co najprawdopodobniej było ulgą. Kirsten za to nie kryła radości. Przemawiała przez nią najprostsza chęć dokonania wielkich czynów i wiara w to, że im się uda. Soren siedział pogrążony w myślach; dzięki niemu Norin nie musiała się już o nic martwić. Początkowo bała się, że ją ocenią; że potępią morderstwo, którego dokonała oraz że zmiana strony nie przyjdzie im tak łatwo. W końcu od tak dawna marzyli o wstąpieniu do rebelii. Poprzednie lata czekali na moment, by stać się częścią spisku i wywalczyć dla Kalheli wolność. Norin sądziła, że będą mieli wątpliwości.
Lecz nie.
Opowiedziała im historię, a oni ją zaakceptowali. Pewnie nawet jej nie dokończyła, a Soren już miał w głowie częściowo obmyślony plan na to, jak odnajdą chłopaka, przekonają go do swojej racji i wspólnie będą dążyć do zakończenia wojny.
– To najbardziej niesamowita historia, jaką kiedykolwiek usłyszałem – podsumował Mikel.
– Dzięki, brachu – odparła Norin. – Ładnie to wszystko podsumowałeś.
– Ciekawe, czy ustanowią nagrodę za znalezienie cię – Kirsten zaczęła spekulować. – Zastanawiam się, na ile cię wycenią.
Norin wywróciła oczami.
– Ty też jesteś niezastąpiona, Ki.
Przyjaciółka posłała jej szeroki uśmiech.
Mocniejszy podmuch wiatru nieznacznie zatrząsł drewnianym żurawiem. W pomieszczeniu nastała krótka cisza, którą ostatecznie zdecydował się przerwać Alarik.
– Mam nadzieję, że o nic się nie obwiniasz.
Norin spuściła wzrok na swoje podniszczone, starte buty.
– Zabiłam Kalhelczyka. – Cichy głosik wydobył się z jej gardła. – W dodatku stojącego na czele rebelii.
Jeszcze do niedawna przywódcy ruchów oporu byli dla niej prawdziwymi autorytetami. Najpierw Karsei, którą podziwiała i kochała nad życie. Później rebelianci, których poważała, ponieważ wreszcie znaleźli się ludzie, którzy zamierzali wyjąć Kalhelę spod jarzma okupacji. I mimo iż poznała ich okrutniejszą stronę, której nie potrafiła poprzeć, i ich docelowe plany, jakie również stały skłócone z jej moralnością, nie potrafiła tak zwyczajnie pogodzić się ze śmiercią ich przywódcy.
– Norin – podjął Soren. Ich oczy się spotkały. Wzrok Sorena był mocny, przenikliwy. Norin nie potrafiła odwrócić spojrzenia. – Ten rebeliant zamierzał cię zabić. Ty zwyczajnie się broniłaś. I chwała ci za to, że dałaś radę z nim wygrać. Naprawdę. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to cieszy. Jak wszystkich nas to cieszy.
Mikel energicznie pokiwał głową.
– A po drugie; co z tego, że był Kalhelczykiem, czy rebeliantem? Przede wszystkim był złym człowiekiem, który zaszkodziłby Kalheli i całej Krainie Ludów Zachodu – powiedział Mikel. – Norin, posłuchaj: on zamierzał wykorzystać tego chłopaka, aby zniszczyć roślinność w Vastradzie. Jasne, Kalhela wygrałaby wtedy wojnę, ale minąłby rok, dwa lata, trzy, czy dziesięć, i wybuchłaby kolejna. Rebelia ustanowiłaby tak jakiś pokój, ale bardzo krótkotrwały.
– W innych Krainach nie toczą się prawie żadne wojny – rzuciła Kirsten. – To dzieje się tylko u nas. I tylko u nas istnieje problem z obumierającą roślinnością. Jeśli ten dzieciak dokończyłby zaklęcie targen, jeśli uzdrowiłby roślinność w Vastradzie, to tamtejsza ludność przestałaby głodować. Przestałby również istnieć powód, dla którego w ogóle nas zaatakowali. W ten sposób zakończyłaby się wojna. W dodatku bez ofiar w postaci całego państwa.
Alarik postukał palcami o podłogę.
– Czyli są dwa sposoby na zakończenie wojny – powiedział. – Jeden oznacza długotrwały pokój i nie wymaga zbędnych ofiar liczonych w setkach tysięcy. Drugi, krótkotrwały, wymaga zrezygnowania z zemsty przez chłopca, któremu Vastradczycy zgotowali całoroczne tortury.
Norin uśmiechnęła się krzywo.
– Mniej więcej tak wygląda sytuacja.
– Wiesz co, Alarik? – wtrąciła Kirsten. – Mam wrażenie, że podsumowałeś to wszystko trochę zbyt pesymistycznie.
Mikel odwrócił się do Kirsten.
– Właściwie – podjął. – Może chłopak uciekł od rebelii, ponieważ nie zamierzał zniszczyć Vastrady?
Norin westchnęła ciężko.
– Nie wydaje mi się. On chyba nie wie, że rebelianci domyślili się, iż posiada zdolności. Poza tym w czasie kłótni chodziło mu wyłącznie o Tevię. Tam wydarzyły się naprawdę okropne rzeczy. Myślę, że nikt z nas nie jest w stanie wyobrazić sobie skali tego cierpienia. On chciał, by Kalhela poznała prawdę na temat tej tragedii. Miałam wrażenie, że nic więcej się dla niego nie liczyło.
– Jak myślisz, co jest bardziej prawdopodobne – zagadnął Soren. – To, że zechce ją zniszczyć, czy uratować?
Ta kwestia nie dawała Norin spokoju od dziewięciu dni. Co ona zrobiłaby na jego miejscu? Kochała Rajkaro ponad wszystko; jego mieszkańcy byli jej rodziną, dla której zamierzała walczyć. Gdyby zginęli, a całe miasto rozleciało się w ruinę – szukałaby zemsty. Spojrzała na resztę Strzelców. Gdyby oni również umarli – wtedy Norin byłaby nie do powstrzymania.
– Zniszczyć – odparła. – Uważam, że gdyby teraz dano mu tę możliwość, zniszczyłby całą Vastradę w ciągu chwili. Skazałby ich na ten sam głód, na jaki oni skazali jego, i jeszcze cieszyłby się, że spotkała ich karma za to, co zrobili Tevii.
– To nie brzmi zbyt optymistycznie – wyszeptała Kirsten.
– Ale – ponownie podjęła Norin. – Rany się goją. Myślę, że teraz chłopak kieruje się wyłącznie sercem i tragedią, która go spotkała, lecz z upływem czasu zacznie myśleć rozsądniej i zobaczy, że jest kluczem nie tylko do zakończenia tej wojny, ale również do zapobiegnięcia każdej kolejnej.
Soren oparł się plecami o ścianę, tuż przy oknie, skąd miał dobry widok na pozostałych Strzelców.
– Po takiej masakrze i ucieczce od rebelii z całą pewnością możemy założyć, że chłopak jest najbardziej nieufną osobą, z jaką kiedykolwiek będziemy mieć styczność – zauważył. – Więc moje pytanie brzmi, jak zamierzamy go do siebie przekonać?
– Dużo o tym rozmyślałam – odparła Norin. – I uważam, że to niemożliwie. Mamy niewiele czasu. Rebelia ściga zarówno mnie, jak i jego. Z tego miasta trzeba uciekać, póki mamy czas. Chłopaka trzeba podstępem namówić do ucieczki i przekonać go do siebie dopiero później, gdy nie będziemy już najbardziej poszukiwanymi osobami w okolicy.
Alarik przeczesał włosy dłonią.
– Czy ostatecznie nam zaufa, jeśli najpierw użyjemy wobec niego podstępu?
Norin uśmiechnęła się szeroko.
– Na szczęście mamy kartę przetargową, obok której nie będzie mógł przejść obojętnie.
– Plan działania? – zastanowił się Alarik.
– Umiejętności walki? – zaproponował Mikel.
– Poczucie humoru? – rzuciła Kirsten.
Soren podrapał się po podbródku.
– Orientację w terenie?
– Nie. – Na twarzy Norin pojawił się grymas irytacji. – Sorena.
Soren z rozdziawionymi ustami wskazał palcem na własną klatkę piersiową.
– Mnie?
Po twarzy Norin przemknął kolejny cień uśmiechu.
– Chłopak zupełnie nie panuje nad swoimi umiejętnościami. Od tragedii w Tevii minęło już dobre sto dni, a on nadal nie wie, jak ich używać – powiedziała. – Jeśli istnieje ktoś, kto jest w stanie nauczyć go używania ich, to tylko Soren.
Strzelec skrzyżował ręce na piersi, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie zamyślenia.
– Znam wyłącznie teorię – odezwał się po krótkiej chwili milczenia. – Praktyka to coś zupełnie innego.
– Myślisz, że nie podołasz? – zapytał Alarik.
– Ponad połowę życia spędziłem w podróży. Zwiedziłem całą Krainę. Dogłębnie badałem roślinność, gdziekolwiek się znalazłem. Przez wiele lat poszukiwaliśmy z ojcem targen. Przeczytałem dziesiątki książek historycznych, przyrodniczych oraz filozoficznych. I już w wieku dziesięciu lat zainteresowałem się eksperymentami oraz badaniami – mówił Soren. – Chyba nie znajdziemy lepszego kandydata na nauczyciela.
Mikel parsknął szczerym śmiechem.
– Ten plan z każdą chwilą zaczyna podobać mi się coraz bardziej – rzucił.
Norin przyjęła jego uwagę z wielką ulgą. To właśnie reakcji Mikela obawiała się najbardziej. Nie wiedzieć czemu, martwiła się, że Mikel nie będzie w stanie tak łatwo wyrzec się rebelii, o której marzył, odkąd rozpoczęła się wojna. Nie doceniła jego oddania; na moment zapomniała wziąć pod uwagę fakt, iż przecież wychowali się razem. Może w ich żyłach nie płynęła ta sama krew i może nie mieszkali w tym samym lokum, lecz i tak byli dla siebie jak prawdziwe rodzeństwo.
– Czyli teraz została nam do omówienia ta najcięższa kwestia? – odezwała się Kirsten. – Wymyślić sposób, w jaki podstępem namówimy go do wspólnej ucieczki z kraju?
Alarik posłał Kirsten szeroki uśmiech.
– Nie przesadzaj, że to od razu najcięższa kwestia – rzucił. – Teraz to ja mam wrażenie, że patrzysz na wszystko zbyt pesymistycznie.
Kirsten wyglądała na szczerze zamyśloną.
– Po krótkim namyśle uznaję, że to wcale nie jest takie trudne.
– Chłopak przebywa teraz w Wolnym Rajkarze? – zagaił Soren.
Norin potaknęła.
– Widziałam go tam wczoraj.
– W takim razie to naprawdę nie będzie trudne – odparł Soren z szerokim uśmiechem. – Mikel, Alarik, wasz ojciec również przebywa w Wolnym Rajkarze, prawda?
Bracia spojrzeli po sobie. Ostatecznie Alarik odpowiedział wzruszeniem ramion.
– Kto go tam wie.
– Pewnie tak – rzucił Mikel. – Raczej nie wzbudza sympatii w wielu mieszkańcach. Musi się gdzieś ukrywać przed tymi, którzy chowają do niego jakąś urazę.
– Czyli postanowione – podsumował Soren. – Wiemy, kto przeniknie do środka, by przekonać chłopaka do ucieczki.
Mikel i Alarik ponownie popatrzyli po sobie; tym razem w ich oczach czaiły się niezliczone ilości pytań i wątpliwości.
– Wybacz, ale chyba nie rozumiem – odparł skonfundowany Mikel.
– Ze względu na Norin rebelianci na pewno nas obserwują – tłumaczył Soren. – Dlatego potrzebujemy wiarygodnego powodu, aby ktokolwiek z nas przedostał się do Wolnego Rajkara.
Norin skinęła głową.
– Ojciec Regenerat to powód, który niekoniecznie zakwestionują.
Mikel nie sprawiał wrażenia przekonanego.
– Oni może nie, ale sam ojciec? On nas zna. Nie wie, że byliśmy członkami Strzelców Wschodu, ale z pewnością się tego domyślał. I z pewnością nie uwierzy, że dobrowolnie zrezygnuję z walki. Przecież też mnie znacie. Czy naprawdę z własnej woli ot tak udałbym się do Regeneratów, by uniknąć wstąpienia do armii? To brzmi absurdalnie. Ojciec od razu domyśli się, że coś jest na rzeczy.
Wzrok Sorena prześlizgnął się z Mikela na Kirsten, by ostatecznie z powrotem spocząć na sceptycznie nastawionym chłopaku.
– Oczywiście, że coś jest na rzeczy – odparł Soren. – Przecież masz dziecko w drodze.
Mikel wybałuszył oczy.
– Usłyszałem całe zdanie. Znam każde słowo, którego użyłeś – oznajmił. – Ale mimo to zupełnie nie zrozumiałem, co właśnie powiedziałeś.
– Bardzo dobrze cię znamy, Mikel – odparł Soren. – Oczywiście, że nie zrezygnowałbyś z walki. Udanie się do Regeneratów brzmi naprawdę absurdalnie w twoim przypadku. Tyle że twoja narzeczona dopiero co zaszła w ciążę, więc zamiast walczyć, wolisz udać się w bezpieczne miejsce, by chronić swoją rodzinę.
Kirsten wskazała na siebie palcem.
– Czy to ja jestem tą narzeczoną w ciąży?
Norin parsknęła pod nosem.
– Jasne, Ki – odpowiedziała. – Przecież już od kilku dni dręczą cię mdłości.
Alarik pokręcił głową.
– To wariactwo – rzucił z uśmiechem. – Ale w to jedno ojciec akurat mógłby uwierzyć.
– Tylko czy rebelianci, którzy nas śledzą, również dadzą się na to nabrać? – dopytała Kirsten.
– Wróć zaraz do pracy, poudawaj jakieś mdłości, zwymiotuj i może choć trochę w to uwierzą – poleciła Norin.
– Mam zwymiotować? Tak po prostu?
– W jakichś skrzynkach na pewno powinna znajdować się sól – wtrącił Soren. – Zjesz garść i wymioty masz gwarantowane.
Kirsten się skrzywiła.
– Mmm... Brzmi smakowicie.
Norin przekierowała wzrok na Mikela.
– A ty postaraj się być wtedy w pobliżu – poleciła. – Gdy Kirsten już osłabnie, polataj trochę nad nią i poudawaj zatroskanego chłopaka.
Mikel skinął głową.
– Ma się rozumieć.
Norin odetchnęła z ulgą. Stres, jaki jeszcze do niedawna pożerał ją od środka, już całkiem się ulotnił.
– Mamy jeszcze tak wiele spraw do omówienia, ale powinniście już wracać do pracy – powiedziała. – Ta przerwa i tak może im się wydawać trochę za długa.
Strzelcy skinęli głową. Gdy opuścili żuraw, Norin jeszcze przez długi czas siedziała przy oknie, obserwując ich z góry. Szczery śmiech opuszczał jej usta, gdy Kirsten faktycznie wymusiła wymioty, a Mikel z całą pasją wcielił się w rolę zatroskanego ojca.
Gdy spróbowała zaczesać grzywkę za ucho, spostrzegła, iż jej dłoń drżała. Nie czuła już stresu. Tym razem opanował ją strach.
Ten plan był szalony, a Norin wplątała w niego ludzi, których ceniła bardziej niż swoje życie. Jednak sama by mu nie podołała. Dopiero teraz mieli realne szanse na ucieczkę oraz zakończenie wojny.
Wzięła głęboki wdech. Robili to dla Rajkara. Dla całej Kalheli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top