Ognisko
Deidara leżał na plecach na kanapie i ze znużeniem wpatrywał się w telewizor, w którym leciała jakaś głupia komedia. Od czasu jego pierwszej gry w ASG minęły trzy tygodnie, a ponowne spotkanie nie zostało zorganizowane ani razu, ponieważ warunki pogodowe nie sprzyjały fanatyką tego sportu.
I właśnie dlatego blondyn wpadł w depresję.
Nie mógł wyrzucić z głowy Sasoriego, nie ważne jak bardzo się starał. Chyba już milion razy odtwarzał sobie w głowie jego głos, czasami mu się wydawało, że nadal czuł, jak dotyka jego nagiej skóry. Na samo wspomnienie twarz chłopaka robiła się czerwona. Nie mógł dłużej się okłamywać - bardzo chciał go ponownie spotkać.
Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, a podkrążone oczy Kawamoto przeniosły się w stronę małego korytarzyka.
- Wróciłem, Deiś! - Hidan wkroczył do salonu z szerokim uśmiechem, a w rękach trzymał reklamówki, których zawartość zabrzęczała.
- Po co ci tyle alkoholu? - chłopak zmarszczył brwi i przekręcił się na brzuch.
- No na ognisko. Każdy miał załatwić co innego, a wiadomo, że ja wiem co najlepsze - wyjaśnił, mrugając do swojego przyjaciela.
- Ognisko? - Deidara poderwał się do siadu. - Jakie ognisko? O czym ja znowu nie wiem? - skrzyżował ręce na piersi i patrzył wyczekująco na siwowłosego, czekając aż ten go oświeci.
- Uh...No ekipa od ASG organizuje. Myślałem, że Itachi ci powiedział...- odłożył siatki na stół i potarł kark.
Kawamoto przygryzł wargę, czując, jak się w nim gotuje. Oczywiście, musiał się o wszystkim dowiadywać jako ostatni. Działo się to już tyle razy, że teoretycznie powinien się już do tego przyzwyczaić, jednak za każdym razem złościło go tak samo.
Już miał zacząć robić swemu przyjacielowi wywody na ten temat, jednak wtedy dotarło do niego coś ważnego - Sasori jako organizator powinien się tam pojawić. To wystarczyło, aby cały jego gniew zniknął.
- O której? - zapytał z nieukrytą ekscytacją.
- Za godzinę...- odparł, zerkając na zegarek.
- Godzinę?! - blondyn zerwał się z mebla i chwycił się za głowę. - Przecież ja nie zdążę się uszykować! - spanikowany, pobiegł prosto do swojego pokoju, a drzwi zamknęły się za nim z głośnym hukiem.
***
Gdy dotarli na miejsce, było dobre piętnaście minut po wyznaczonym czasie. Hidan, Itachi i Deidara wysiedli z samochodu, a Yuga spojrzał na blondyna spod byka.
- To wszystko twoja wina - burknął. - Jaki normalny facet potrzebuje ponad godzinę, żeby się ogarnąć na jebane ognisko?!
- Wypraszam sobie, to ty nie raczyłeś mnie wcześniej o tym wszystkim poinformować, więc winić możesz jedynie siebie! - fuknął, poprawiając włosy, które przed wyjazdem związał w kucyka.
- Niech cię...- już miał go chwycić za kołnierz koszuli, jednak wtedy Uchiha stanął między nimi.
- Oboje się uspokójcie. Ludzie się na was gapią - wskazał na zebranych przy palącym się już ognisku.
Obaj jego przyjaciele prychnęli. Hidan otworzył bagażnik, z którego wyciągnął siatki. Podał je Itachiemu i Deidarze, a oni z lekkim trudem zanieśli je do czekających ludzi.
- Już myślałam, że się nie pojawicie i będzie impreza bez alkoholu - fioletowowłosa kobieta zachichotała i pomogła im wyjąć butelki oraz puszki.
- Impreza bez alkoholu to nie impreza! - oznajmił Yuga, który targał ze sobą jeszcze dwie siatki.
Przywitali się ze wszystkimi i usiedli na obalonym pniu drzewa. Kawamoto rozejrzał się uważnie, wśród zebranych dostrzegł członków drużyny, w której dane mu było ostatnio grać, jednak nigdzie nie widział osoby, dla której tu przyjechał. Zaczęły go nachodzić coraz to czarniejsze myśli - może się spóźni? Albo w ogóle go nie będzie? Deidara czuł, że cała jego pozytywna energia ucieka i wraca do stanu sprzed kilku godzin.
- Oi, blondi, wyglądasz jakby ktoś umarł - skomentował facet, który wtedy nimi dowodził i podał mu butelkę. - Napij się i wrzuć na luz.
- Dziękuję...- otworzył piwo i znowu zerknął na mężczyznę. - Uh...Jak masz właściwie na imię?
- Kisame - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - A ty?
- Deidara - przedstawił się i wziął porządny łyk. - Szczerze... Fajnie was znowu widzieć. Przez trzy tygodnie nic się nie działo, a gra mi się nawet spodobała - przyznał, wpatrując się w tańczące płomienie.
- No niestety, pogoda nam przeszkodziła. Zwykle gramy nawet w deszczu, ale takiej ulewy dawno nie było. Nie warto ryzykować, ale jeżeli w tą niedzielę będzie znośnie, to pewnie coś zrobimy, więc głowa do góry i nie zachowuj się jak na stypie - poklepał go po plecach i wstał, a następnie podszedł do Itachiego i jedynej dziewczyny w ekipie.
Kawamoto obserwował ich w ciszy i wypił do końca swoje piwo. Postawił je na ziemi i westchnął cicho. Może Sasoriego tu nie było, ale czy to oznaczało, że nie mógł się dobrze bawić?
Nagle usłyszał ten sam irytujący głos, który trzy tygodnie temu ranił jego biedne uszy i dopiero teraz zauważył chłopaka, który był z nim wtedy w duecie. Trzymał dwie puszki i wyginał się na różne strony, prawdopodobnie miał to być jakiś taniec, ale coś mu nie wychodziło.
- Uważaj Tobi, bo jeszcze do ognia wlecisz! - rzucił jakiś facet z pofarbowanymi na zielono włosami.
- Senpai, chodź do nas ! - krzyknął brunet do siedzącego samotnie blondyna, kontynuując swoje dzikie tańce.
Deidara zachichotał i pokręcił głową, jednak zdecydował się do nich dołączyć.
Kisame wcisnął mu kolejną butelkę i nie minęło dużo czasu nim skończyła pusta gdzieś na ziemi. Kawamoto rozluźnił się na tyle, że dołączył do tego chłopaka, na którego wołali Tobi i zaczął z nim tańczyć. Reszta zebranych śmiała się z nich i klaskała, od czasu do czasu pogwizdując.
Zupełnie nagle para silnych rąk owinęła się wokół blondyna, a ten poczuł jak jego plecy zostają przyciśnięte do czyjeś klatki piersiowej. Chłopak obrócił głowę i ujrzał parę pięknych, brązowych oczu.
- No hej, żółtodziobie - rudzielec uśmiechnął się zadziornie, a Kawamoto zadrżał, ponieważ jego oddech połaskotał go w ucho.
- Sasori? - nie mógł ukryć zaskoczenia. - Myślałem, że już nie przyjdziesz... Podobno jesteś niecierpliwym typem i raczej się nie spóźniasz...- zachichotał, czując przyjemny szum w głowie.
- Bo zazwyczaj jestem na czas, ale coś mnie zatrzymało. Widzę, że już zdążyłeś zabalować...- wsunął palec wskazujący pod jego koszulę, a chłopak cicho jęknął, czując chłód na swojej rozgrzanej skórze.
- Czekaj... Nie przy ludziach...- mruknął, chwytając jego rękę i odpychając ją od siebie.
- Wstydzisz się mnie? - odsunął się od niego i chwycił się teatralne za serce. - Ranisz, kotku!
Kawamoto obrócił się przodem do niego i nie mógł powstrzymać śmiechu. Bardzo się cieszył, że Skorpion tutaj był, jednak dziwnie się czuł, gdy rudzielec się tak do niego przystawiał, w końcu byli na ognisku, a nie w nocnym klubie.
- Nie wstydzę się - odezwał się w końcu i chwycił mężczyznę za rękę, a następnie odciągnął go trochę dalej od ludzi i usiadł z nim na powalonym pniu. - Po prostu nie jestem przyzwyczajony do czegoś takiego...
- Huh? Masz na myśli to? - rudzielec znowu wsunął dłoń pod jego ubranie, co zaowocowało kolejnym jękiem jego ofiary.
Sasori wciągnął chłopaka na swoje kolana i mocno go przytulił. On również przez te trzy tygodnie ciągle myślał o Deidarze i miał cichą nadzieję, że pojawi się na imprezie.
- Hej, żółtodziobie...- wymruczał, pocierając nosem jego kark. - Może opowiesz mi coś o sobie, hm?
Kawamoto ani trochę się tego nie spodziewał. Prawdą jednak było, że niewiele o sobie wiedzieli - w końcu spotkali się trzeci raz w życiu, a trzeba pamiętać o tym, że podczas pierwszego spotkania nawet ze sobą nie rozmawiali. Jeżeli to uczucie między nimi miało znaczyć coś więcej, niż zwykła atrakcja, rzeczywiście musieli lepiej się poznać.
- Uh... Nie wiem od czego zacząć...- przyznał. - Może zadasz jakieś konkretniejsze pytanie? - obrócił głowę i spojrzał w brązowe oczy mężczyzny, w których odbijało się światło ognia.
- Może zaczniemy od czegoś banalnego...Ulubiony kolor? - Sasori delikatnie odgarnął jego grzywkę na bok i wsunął blond kosmyki za ucho.
- Mam dwa, czarny i niebieski - odparł, czując wypieki na policzkach.
- Biały i żółty - zachichotał Skorpion. - Twoja kolej.
Na zadawaniu pytań minęło im sporo czasu i oboje doszli do jednego wiosku - byli swoimi przeciwieństwami, a jedyne co ich łączyło, to zamiłowanie do sztuki i zainteresowanie ASG. Deidara nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak Sasori może być sławnym twórcą marionetek, jego charakter ani trochę mu do tego nie pasował.
Skorpion sięgnął po butelkę alkoholu i wziął dosyć spory łyk, a następnie podał piwo chłopakowi, który nadal siedział na jego kolanach. Bez zastanowienia się napił, chociaż wiedział, że nie powinien przesadzać, jeżeli chce coś zapamiętać z tego wieczoru.
- Wiesz...To trochę jak pocałunek, ale pośredni...- organizator zamruczał mu do ucha.
Kawamoto przełknął ślinę, rumieniąc się po raz kolejny tego wieczoru. Nikt nigdy nie działał na niego tak, jak fanatyk ASG. Wystarczyło jedno jego słowo, jeden ruch, aby zawstydzić blondyna, który mimo protestów, tak naprawdę nie miał nic przeciwko takim zabawom.
- Wiesz, chyba mimo wszystko wolę normalny pocałunek...- mruknął nieśmiało, brnąc dalej w rozpoczętą przez Sasoriego grę.
- Uhuhu, no proszę, nie spodziewałem się tego po tobie, koteczku...- kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze.
Kawamoto już miał coś powiedzieć, jednak wtedy wargi rudzielca znalazły się na jego. Cicho jęknął, gdy Skorpion skubał jego usta, od czasu do czasu przygryzając dolną wargę. To był diabelnie gorący pocałunek i gdyby Deidara nie był stabilny na kolanach mężczyzny, prawdopodobnie nie mógłby ustać na własnych nogach.
Owinął ręce wokół jego szyi, pogłębiając pieszczotę. Nadal szumiało mu w głowie, a alkohol znajdujący się w jego organizmie dodawał mu odwagi. Przycisnął swój tyłek do krocza organizatora, co zaowocowało zaskoczonym jękiem mężczyzny.
- Odważny się robisz - stwierdził z uśmiechem, spoglądając w oczy zdyszanego chłopaka.
- To twoja wina! - burknął, dźgając go palcem w klatkę piersiową. - No i może procentów... Przy tobie zamieniłam się w pieprzoną dziwkę!
- Ale w moją dziwkę - oznajmił stanowczo i przycisnął usta do czoła blondyna.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy byli razem - stwierdził Kawamoto, chowając twarz w zgięciu szyi rudzielca.
- No tak... Normalnie bym cię zapytał, czy chciałbyś być moją małą, słodką dziwką...- zaśmiał się głośno, widząc wyraz twarzy Deidary. - ...To znaczy moim chłopakiem, jednak myślę, że to nadal za wcześnie. Przed tym chciałbym cię zaprosić na chociaż jedną randkę. Co powiesz na kino w piątek, hm?
- Brzmi kusząco... Możesz mi dać na chwilę swój telefon? - poprosił.
Skorpion wiedział, że raczej nie powinien tego robić, ponieważ nie wiadomo co blondyn mógł zrobić po pijaku, jednak wyciągnął urządzenie z kieszeni, odblokował je i podał Kawamoto. Chłopak zmarszczył brwi, w próbie skupienia się, a następnie zaczął stukać w klawiaturę. Po chwili obrócił ekran tak, aby Sasori mógł go zobaczyć. Widniał tam numer telefonu podpisany jako Militarny koteczek.
- Uroczo. Napiszę jeszcze do ciebie, albo zadzwonię - zabrał mu urządzenie i wsunął je do kieszeni kurtki. - Ale na razie... Proponuję cieszyć się wspólnym wieczorem - po tym złożył na słodkich ustach Deidary kolejny pocałunek.
Przyznać się, kto miał nadzieję na bardziej hot scenki? 😂😂
Przepraszam, ale uwielbiam was drażnić ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top