1
Yuki wspinała się po drzewie krok po kroku, wbijając mocno pazury u rąk w korę, aby nie spaść. Choć i tak wspinaczka nie była łatwa. Drzewo było bardzo wysokie i grube, kora śliska od mchu, a skórzane buty o płaskiej podeszwie jeszcze dodatkowo nie ułatwiały sprawy. Ale nie miała zamiaru się poddać. Dziesiątki razy wspinała się na drzewa, więc to dla niej drobnostka. Nie patrzyła w dół nawet na sekundę tylko wlepiła wzrok w cel przed sobą. Chwilę przystanęła łapiąc się gałęzi, by nieco odsapnąć i zrobiła kolejny krok ku górze. Słyszała głosy na dole, które mocno zagrzewały ją do wspinaczki. To ją motywowało jeszcze bardziej i coraz mocniej spinała mięśnie do wysiłku. Jeszcze tylko trochę... Cel Yuki był już prawie na wyciągnięcie ręki. Kolejny krok, kolejna gałąź i w końcu ostrożnie sięgnęła ręką. Jednocześnie drugą dłonią wczepiła się jeszcze mocniej w pień drzewa, uważając by się nie ześlizgnąć. Wyciągnęła palce najdalej jak tylko potrafiła, aż w skupieniu wysuwając czubek języka. I w końcu koniuszkami palców musnęła swoją zdobycz. Ostatni wysiłek i mocno pociągnęła. Yuki uśmiechnęła się szeroko trzymając w dłoni dorodne, czerwone jabłko, które pachniało słodkim miąższem. Pod nią na ziemi rozległy się wiwatujące okrzyki i gwizdy. Dziewczyna wyszczerzyła się z triumfem na ustach i już chciała ugryźć jabłko, gdy nagle doleciał do niej znacznie głośniejszy krzyk, który zdecydowanie nie był wesoły:
- KSIĘŻNICZKO YUKI! Natychmiast złaź z tego drzewa!!
Yuki skrzywiła się i westchnęła cicho. Jak zwykle zauważył jej brawurowy wyczyn. Czy on zawsze musi zepsuć najlepszą zabawę?
Dziewczyna chwyciła jabłko w zęby i pomału zaczęła się zsuwać z drzewa z powrotem na ziemię. Gdy już stanęła bezpiecznie na nogi, spojrzała na mężczyznę niewinnym wzrokiem.
- Co się stało?
Nauczyciel podparł dłonie na biodrach i zmrużył groźnie oczy.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. To już trzeci raz w przeciągu miesiąca, gdzie przyłapuję ciebie na wspinaniu się na drzewo. Chyba wyraziłem się jasno, że zabraniam takich zabaw! To, że jesteś księżniczką nie oznacza, że możesz robić co ci się tylko podoba.
Yuki przewróciła oczami i ugryzła jabłko.
- Przecież wiem, mistrzu. I wcale nie o to mi chodzi. Nie chcę, by mnie traktowano ulgowo ze względu na mój tytuł.
- I tak właśnie robię – Odparł mężczyzna – Czy może to za mało? Może powinienem poinformować księcia, iż jego szacowna córka zamiast ćwiczyć wspina się na drzewa jak wiewiórka?
Kilka osób, które przyglądały się tej wymianie zdań, parsknęło cicho ze śmiechu. Yuki spuściła smętnie głowę.
- Nie, nie trzeba mistrzu. Przepraszam.
Nauczyciel westchnął ciężko.
- Wiem, że trenujesz z nami dopiero od dwóch miesięcy, jednakże musisz przestrzegać panujących tu zasad. Podczas zajęć treningowych dla młodych wojowników, każdy jest w równym stopniu uczniem i każdego bez wyjątku obowiązują te zasady. Nie przestrzeganie reguł, które postanowiłem, jest równoznaczne z brakiem szacunku zarówno wobec nauczyciela, jak i współtowarzyszy grupy. Rozumiesz?
- Tak, mistrzu – Odparła Yuki wciąż nie patrząc na niego.
Mistrz wojowników znowu westchnął.
- No dobrze, koniec przerwy. Wracamy do ćwiczeń.
I oddalił się, a za nim podążyła część uczniów. Z kolei parę osób podeszło jeszcze do Yuki i szepnęło z szerokimi uśmiechami:
- To było świetne, Yuki.
- Rzeczywiście dałaś radę!
Yuki uśmiechnęła się szeroko, nie mogąc powstrzymać cisnącej się w środku dumy.
- Taak, to było niesamowite, Yuki. Niesamowicie niebezpieczne – Odezwał się znajomy głos.
Dziewczyna odwróciła głowę i popatrzyła na młodego kotołaka o niebieskim futrze w lamparcie cętki, który stanął krzyżując wymownie ręce. Ale jednocześnie uśmiechał się. Yuki wzruszyła ramionami.
- E tam, łatwizna. Chcieli bym się wspięła, no to tak zrobiłam.
- Tylko dlatego, że to był zakład, że nie dasz rady zerwać tego jabłka – Odparł Kion – Więc oczywiście nie mogłaś nie podjąć tego wyzwania.
- No a co myślałeś? I widzisz sam, wygrałam! - Powiedziała Yuki unosząc do góry jabłko niczym złoty puchar.
- Tak, tak, widzę – Uśmiechnął się znowu Kion – Ale naprawdę to było ryzykowne. Jabłko wisiało bardzo wysoko. Mogłaś spaść.
Dodał poważniej.
- Oj, nie dramatyzuj. Przecież nic mi się nie stało – Prychnęła dziewczyna i ugryzła soczysty owoc – A poza tym przyznaj, że nawet ty nie dałbyś rady wspiąć się tak wysoko.
Kion udał, że się zastanawia, po czym odparł:
- Masz rację, nie zrobiłbym tego tak jak ty.
Yuki już się wyszczerzyła znowu triumfalnie, ale Kion podszedł bliżej i szepnął jeszcze:
- Zrobiłbym to szybciej.
- Ej! - Zawołała Yuki i klepnęła go pięścią w ramię, na co chłopak zachichotał i szybko odbiegł od niej.
Dziewczyna popatrzyła za nim z uśmiechem i dokończyła prędko jabłko rzucając ogryzek w trawę.
Grupka początkujących wojowników ustawiła się placu, na którym stały różne przyrządy treningowe. Wszyscy w równym stopniu uwielbiali te treningi. W końcu mają na celu wyszkolić przyszłych obrońców wioski. Treningi odbywały się w specjalnym miejscu na obrzeżach wioski, gdzie młodzi adepci mieli do dyspozycji obszerny plac do ćwiczeń, ścianki wspinaczkowe, tarcze łucznicze i inne przyrządy. Same zajęcia odbywały się trzy razy w tygodniu. Kion chodził na nie już od trzech lat, ale Yuki dopiero od dwóch miesięcy, począwszy od momentu, gdy jej ojciec zaakceptował pasję córki. To oznaczało, że dziewczyna musiała pracować znacznie ciężej niż pozostali, aby nadgonić swoich rówieśników. Jednakże nie zrażało jej to ani trochę. Naturalny talent Yuki sprawiał, że nie pozostawała w tyle, ale sporo wysiłku kosztowało ją opanowanie w szybkim tempie umiejętności, które posiadają już od dawna pozostali uczniowie.
Mistrz wojowników stanął naprzeciw grupy i powiódł po nich spojrzeniem.
- Dziś zajmiemy się ćwiczeniami sprawnościowymi. Większość z was już opanowało w znacznym stopniu wspinanie się, omijanie przeszkód, czy poruszanie się w trudnych warunkach. Dlatego też podzielicie się na grupy. Ci o najwyższym stopniu opanowanej sprawności idą na ściankę wspinaczkową klasy A.
Kilka osób uradowało się na myśl o wspinaniu się na najtrudniejszą ściankę ze wszystkich.
- Druga grupa idzie na ściankę wspinaczkową klasy B. Poćwiczycie na niej braki.
Kolejni uczniowie skinęli głowami na znak zgody, domyślając się którzy z nich będą w tej grupie.
- Natomiast trzecia grupa będzie ćwiczyć na równoważni.
Wszyscy umilkli zdziwieni i zaczęli szeptać między sobą.
- Równoważnia?? Ale mistrzu Zola, przecież to podstawy, które mieliśmy dawno temu! - Zawołał jeden z młodzieńców.
Pozostali zgodzili się z nim kiwając głową.
- Zgadza się, jednakże niektórzy pośród was mają jeszcze sporo do nadrobienia i nie byli jeszcze na równoważni. A poza tym to dobre ćwiczenie na zachowanie koncentracji... oraz by ostudzić nadmiar zapału – I skierował wzrok na Yuki, na co niektórzy uczniowie cicho się zaśmiali.
Dziewczyna zmarszczyła czoło z oburzeniem.
- Chwila, to niesprawiedliwe! Niby dlaczego mam trenować na równoważni, podczas gdy inni mają ściankę? Przecież umiem się wspinać! Sam mistrz widział jak pokonałam drzewo w kilka minut!
- Dlatego równoważnia nie powinna być dla ciebie problemem – Odparł ze spokojem mężczyzna – Skoro tak bardzo lubisz drzewa, to te ćwiczenie będzie dobrą rozgrzewką. Chyba, że wolisz wrócić do jeszcze większych podstaw, gdzie młodsi od ciebie koledzy trenują równowagę stając przez godzinę na jednej nodze.
Kolejne śmiechy przebiegły po grupie, a Yuki zacisnęła pięści i usta w niemym rozgoryczeniu. Kion spojrzał na nią współczująco od razu rozumiejąc, że nauczyciel zadał jej te ćwiczenie nie tyle dla treningu, co po prostu w ramach kary, że znów wdrapywała się na drzewo. Podniósł rękę w górę.
- Mistrzu, a może mógłbym też pójść na równoważnię? Nie przeszkadza mi, że to podstawowe ćwiczenie...
- Nie ma mowy – Odparł od razu Zola – Wiem, że chcesz pomóc przyjaciółce, ale to jej zadanie, nie twoje. Ty masz pokonać ściankę klasy A. I żadnych więcej dyskusji.
Dodał widząc, że Kion już otwiera usta w proteście. Chłopak zmarkotniał i odparł cicho:
- Tak, mistrzu.
Popatrzył jeszcze na Yuki, ale nic więcej nie powiedział nie chcąc pogarszać jej sytuacji. Yuki z kolei wciąż stała w miejscu wbiwszy wzrok w ziemię i zaciskając dłonie. Żal ściskał jej gardło, ale wiedziała, że sama sobie na to zasłużyła. Musi pracować ciężej niż reszta, nawet jeśli to oznaczało zmierzenie się ze wstydem i wieloma porażkami. Zanim zaczęła uczęszczać na treningi, umiała jedynie strzelać z łuku. I choć wychodziło jej to dość dobrze, to za mało, by być prawdziwą wojowniczką. Jeszcze dużo musiała się nauczyć.
Mistrz Zola zaczął rozdzielać uczniów na poszczególne ćwiczenia, a Yuki smętnie podeszła do równoważni stającej nieopodal. Owy przyrząd był dość sporej długości, na około cztery metry i na szerokość stopy. Belka ociosana została z twardego drewna i solidnie przybita do wsporników po obu końcach. Poza tym była zawieszona dość wysoko. Yuki sięgała dokładnie na wysokość pasa. Dziewczyna popatrzyła z mieszanymi odczuciami na równoważnię i przełknęła cicho ślinę.
- No dalej, zapraszam! Szkoda czasu! - Zawołał Zola stając obok belki ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
Yuki popatrzyła jeszcze raz tęsknym wzrokiem na ścianki wspinaczkowe, które właśnie pokonywali pozostali uczniowie i podeszła do równoważni. Chwyciła belkę rękami i nie zgrabnie dźwignęła się na nią. Na chwilę zastygła w tej pozycji i powoli wyprostowała się. Ledwo to zrobiła, a belka lekko zachybotała się i Yuki oblała się panicznym stresem. Z powrotem kucnęła na belce chwytając ją drżącymi rękami.
Zola zmarszczył brwi:
- Co jest? Przestań się bawić i przejdź po tej belce. Co z tobą??
Yuki zacisnęła usta i pomału stanęła na nogi. Popatrzyła przed siebie, a potem w dół i znów poczuła jak całe jej ciało drży, a kolana uginały się ze stresu. Zabawne, ale podczas gdy nie miała problemu ze wspinaniem się na drzewa, równoważnia napawała ją prawdziwym strachem. Stała trzęsąc się jak galareta i wciąż tylko patrzyła jak straszliwie wąska jest ta belka...
- Yuki, co się dzieje? Jeszcze przed chwilą wisiałaś na drzewie z dobre pięć metrów nad ziemią i nagle równoważnia cię przerasta?? - Zdziwił się Zola.
Yuki zrobiła niepewny krok do przodu i belka znów cicho zatrzeszczała. Dziewczyna kucnęła ponownie, chwytając się przyrządu tak mocno, że wbiła pazury w drewno.
- Nie mogę, nie dam rady... - Pisnęła z autentycznym strachem i zacisnęła oczy.
Mistrz wojowników westchnął ciężko i przejechał sobie ręką po twarzy. W końcu uniósł głowę i machnął dłonią na coś.
- Kion! Podejdź tu!
Kion był właśnie na ściance i zaczął się wspinać ku górze, gdy usłyszał wołanie Zoli. Odwrócił głowę zdziwiony i zgrabnie zeskoczył ze ścianki. Podszedł do równoważni z pytającym wzrokiem, ale od razu zrozumiał o co chodzi. Równie zdziwiony jak przed chwilą nauczyciel, spojrzał na Yuki, która wciąż kurczowo trzymała się belki.
- Yuki... - Zaczął.
Zola zwrócił się do niego zdegustowanym tonem.
- Pomóż jej przejść po równoważni. Inaczej cały dzień to potrwa.
Kion zbliżył się do dziewczyny i dotknął jej ramienia, na co ta otworzyła oczy i popatrzyła na niego.
- Spokojnie Yuki, dasz sobie radę. Wstań – Powiedział do niej łagodnie.
Yuki skinęła lekko głową i bardzo ostrożnie puściła belkę, po czym stanęła chwiejnie na nogi. Kion od razu chwycił jej dłoń, a dziewczyna zacisnęła mocno palce.
- Spokojnie, nie patrz w dół tylko cały czas przed siebie. Właśnie tak. Pomalutku, nie spiesz się... - Mówił, delikatnie motywując przyjaciółkę, by posuwała się do przodu.
Yuki w końcu stawiała krok po kroku i ze wszystkich sił próbowała nie zwracać uwagi na trzęsącą się belkę. Choć wiedziała, że nie zegnie się, to i tak serce biło jej jak oszalałe, a kolana nadal jej drżały.
Kion trzymając jej dłoń czuł jak dziewczyna jest rozdygotana ze stresu, więc starał się ją wciąż uspokajać.
- Jeszcze trochę, dobrze ci idzie...
Yuki ostatnie parę kroków pokonała już znacznie szybciej i w końcu zeskoczyła z równoważni. Z wrażenia upadła na kolana i z poczuciem ulgi sapnęła zmęczona. Kion kucnął obok niej z uśmiechem. Natomiast mistrz wojowników pokręcił do siebie głową i powiedział:
- Na wszystkich przodków, czasem nie wiem co mam z tobą zrobić, Yuki! Na następne zajęcia wymyślę coś specjalnie dla ciebie, żebyś mi tu przestała się trząść jak spłoszony królik. Masz trzy minuty, by odpocząć.
I z tymi słowami poszedł do grupy wciąż pokonującej ścianki wspinaczkowe. Yuki uśmiechnęła się i popatrzyła na Kiona, który odwzajemnił uśmiech.
- Zawsze czymś zaskoczysz. Zola miał minę, jakby cierpiał na niestrawności – Powiedział chłopak.
Yuki zaśmiała się lekko.
- Wiem. To miłe, że wymyśli mi specjalne ćwiczenie, abym się nie stresowała. Wygląda na surowego, ale tak naprawdę to w porządku facet.
Kion dotknął jej dłoń.
- Powiedz, dlaczego tak bardzo boisz się równoważni? Przecież to praktycznie to samo co drzewa.
Dziewczyna spoważniała i spuściła wzrok.
- Sama nie wiem. To nie o to chodzi, że mam lęk wysokości, bo nie mam. To prawda, że nie boję się wspiąć nawet na kilkumetrowe drzewo. Ale równoważnia to co innego. Na drzewie mogę się
podeprzeć wszystkimi rękami i nogami. Nie patrzę na nic innego niż to co mam na wyciągnięcie głowy. A na równoważni po prostu się boję, że belka się złamie albo się poślizgnę, albo nie trafię dobrze stopą. Nie czuję się na niej tak bardzo pewnie jak na drzewie, gdzie jeszcze mogę się wspomóc gałęziami. Wiem, że to brzmi śmiesznie. Wstyd mi trochę.
- To żaden wstyd – Uśmiechnął się Kion – Każdy tak miał na początku. No prawie każdy. Ale to zrozumiałe, bo dla ciebie to nowa rzecz. Nie martw się, szybko pokonasz ten lęk.
Yuki spojrzała na niego czując się nieco lepiej.
- Dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy. Chodźmy do reszty grupy, bo znowu Zola zacznie nam prawić kazania o zasadach – Dodał Kion poklepując lekko kolano Yuki, po czym dźwignął się na nogi.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i poszła w jego ślady.
Pod koniec dnia trening zakończył się i wszyscy zmęczeni, ale zadowoleni zaczęli rozchodzić się do swoich domów. Yuki, choć nie mogła jeszcze ćwiczyć na ściance wspinaczkowej, trenowała posługiwanie się żelazną bronią typu sztylety i włócznie. Również i tu musiała odbyć przyspieszony kurs z podstaw posługiwania się tymi broniami, a na szczęście wychodziło jej to znacznie sprawniej niż spacer po równoważni.
Gdy odkładała treningowe bronie z powrotem do stojaka, podszedł do niej Zola.
- Yuki, dobrze się spisałaś. Widzę, że trening idzie ci coraz lepiej.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dziękuję. Przepraszam raz jeszcze, że złamałam zasady.
Zola skinął lekko głową.
- To już nieistotne. Chodzi mi o to, że nie dałem ci ćwiczenia z równoważnią, aby cię upokorzyć, tylko byś zrozumiała, że każde wyzwanie czy przeszkoda, jaka stanie tobie na drodze, nie jest nie do pokonania. Wiem, że masz wielki potencjał. Zobaczyłem to już w pierwszym dniu, gdy do nas przyszłaś. Doskonale posługujesz się łukiem i jesteś bardzo bystra. Jestem pewien, że szybko dogonisz resztę grupy.
Yuki uśmiechnęła się szerzej, lekko rumieniąc się na twarzy.
- Dziękuję, mistrzu.
Mężczyzna patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym dodał:
- Naprawdę przypominasz swoją matkę.
Yuki drgnęła nieco zaskoczona.
- Znałeś moją mamę?
- Owszem. Oczywiście nie była wojowniczką. Wybrała ścieżkę księżniczki. Jednakże tak jak ty, interesowała się łucznictwem. Wiele razy przychodziła po kryjomu na treningi, aby popatrzeć jak ćwiczymy. Byłem wtedy młodszy niż ty teraz. Nigdy nie ośmieliła się trenować z wojownikami, ale zawsze oglądała z zachwytem próby strzeleckie. Była bardzo ciekawską dziewczyną.
Yuki spuściła wzrok.
- Nie wiedziałam o tym. Naprawdę mama chciała być łuczniczką?
Zola uśmiechnął się lekko.
- Z tego co się wiem, to było jej skryte marzenie. A może wolała tylko obserwować? W każdym razie, gdy związała się z twoim ojcem, przestała przychodzić na plac treningowy i życie królewskie, a potem rodzinne, całkowicie ją pochłonęło. Tak przynajmniej podejrzewam.
Dziewczyna zamyśliła się chwilę i odparła:
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.
Nauczyciel znów się uśmiechnął nieznacznie i oddalił zostawiając ją samą. Yuki pogrążyła się już całkowicie w myślach. Nieraz ktoś wspominał, że przypomina swoją mamę, ale zawsze myślała, że chodzi raczej o wygląd. Nawet ojciec nigdy nie wspomniał jej, że matka interesowała się wojaczką. I to łucznictwem, tak jak ona. Ale faktycznie ostatecznie kobieta nie poszła w stronę bycia wojowniczką. Ojciec Yuki zawsze powtarzał jej, że matka była prawdziwą księżniczką w pełnym znaczeniu tego słowa. Czy to dlatego nie chciał początkowo, by Yuki zboczyła z tej ścieżki? Dziewczyna przypuszczała, że tak.
Popatrzyła na zachodzące słońce. „Moja mama...", pomyślała sobie czując smutek, którego nie czuła od dawna.
W pewnym momencie ktoś dotknął jej ramienia, aż Yuki podskoczyła w miejscu.
- Hej, coś się stało? Widziałem jak rozmawiasz z Zolą – Spytał Kion.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- Nic takiego, wszystko w porządku. Zola pochwalił mnie, że robię postępy.
- To świetnie. I zgadzam się z nim. To kolejny krok ku byciu wojowniczką – Uśmiechnął się szeroko chłopak.
- Tak, pewnie tak – Odparła Yuki, ale zaraz znowu zwiesiła głowę. Wciąż czuła gulę w gardle.
Kion od razu to zauważył i ponownie dotknął jej ramię.
- Yuki, co się dzieje? Widzę, że coś cię męczy. Powiedz mi.
Dziewczyna odwróciła się i zrobiła parę kroków do przodu, pomału kierując się do swojego domu. Kion podążył za nią.
- Chodzi o to, że... - Zaczęła i zaczerpnęła oddech – Zola wspomniał o mojej mamie.
Krótko opowiedziała mu to, co przekazał jej mistrz wojowników. Kion wiedział, że to dla niej trudny temat. Praktycznie nigdy nie mówiła o swojej mamie. Ale rzecz jasna prawie każdy w wiosce dobrze znał poprzednią księżniczkę.
- Faktycznie to niezwykłe, że twoja mama interesowała się wojaczką, mimo że nie trenowała. Teraz wiadomo już po kim masz te zamiłowanie – Uśmiechnął się Kion.
Yuki odwzajemniła lekko uśmiech.
- Możliwe, ale... Wiesz, czasem myślę co by było, gdyby nadal tu była. Gdyby wciąż żyła...
- Twoja mama umarła jak byłaś mała, prawda?
Yuki kiwnęła głową marszcząc czoło.
- Tak właśnie stwierdzono. Z tego co ojciec mi mówił, nie do końca jest jasne co się stało. Ponoć pewnego dnia mama wyjechała i już nie wróciła. Dlatego uznano, że zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie pytałam dalej. Przyjęłam ten fakt ze spokojem.
Dziewczyna popatrzyła na słońce.
- Miałam wtedy zaledwie rok, gdy to się stało, więc nic nie pamiętam. Nie wiem nawet jak wyglądała. Jedynie ojciec mówił, że była bardzo piękna. Z jednej strony mama jest przez to dla mnie zupełnie obcą osobą. Ale nieraz myślałam o dniu, w którym zniknęła. Wiele bym dała, by się dowiedzieć co zaszło. A jeszcze więcej, by ją zobaczyć...
Yuki stanęła w miejscu wbijając spojrzenie w ziemię. Kion posmutniał i bez wahania zbliżył się do niej i przytulił ją do siebie. Ta objęła go i wtuliła się w jego ramię zaciskając oczy.
Stali tak przez chwilę w ciszy i w końcu Yuki powoli odsunęła się ocierając oczy palcem.
- Dzięki.
Kion uśmiechnął się tylko.
- Chcesz wpaść do nas na kolację? - Zapytała jeszcze dziewczyna, odpychając już od siebie ponure myśli.
- Jasne, z przyjemnością – Odparł ochoczo Kion.
I ponownie skierowali się ku rezydencji królewskiej. Yuki chwyciła przyjaciela za rękę lekko zaciskając palce.
Wewnątrz pięknego budynku, jak co dzień krzątali się służący wykonując swoje zwykłe, standardowe obowiązki. Gdy tylko Yuki i Kion weszli do środka, natychmiast służba skłoniła się im na powitanie. Yuki nawet nie zwróciła na to uwagi, ale Kiona nadal to dziwnie onieśmielało.
Dziewczyna od razu podeszła do pokoiku, w którym zwykle przebywał książę i zapukała do drzwi. Nie czekając na odpowiedź, od razu otworzyła drzwi.
-Tato, już jestem!
Mężczyzna odwrócił się do niej trzymając właśnie jakąś książkę w dłoni.
- Witaj, Yuki. Jak poszedł trening?
- Dobrze. Czy Kion może zostać na kolację?
Kamau skierował wzrok na młodzieńca, który lekko skłonił do niego głowę.
- Naturalnie. Idźcie do jadalni. Zaraz do was dołączę.
Przyjaciele wycofali się z pokoju. W drodze do jadalni Yuki poleciła służbie, by przygotowała dodatkowy talerz.
Gdy Kion usiadł przy stole, rozejrzał się krótko po przestronnym pomieszczeniu. Już miał okazję kilka razy jeść obiad czy kolację z Yuki i jej ojcem, ale wciąż czuł się, jakby tu nie pasował. Wszystko było bogato przystrojone i z wyrafinowanym gustem. Od jedwabnych, kremowych zasłonek w oknach, po biały obrus, na którym zawsze tradycyjnie stał wielki wazon ze świeżymi kwiatami. Tak bardzo jadalnia różniła się od skromnej kuchni w jego domu, że wciąż czuł skryty zachwyt.
- Co tak się rozglądasz? - Zaśmiała się Yuki widząc jego minę – To tylko zwykła jadalnia.
- Chyba nigdy się nie przyzwyczaję – Odparł Kion uśmiechając się szeroko.
Yuki roześmiała się jeszcze bardziej.
- Przywykniesz szybko, zobaczysz.
- Bardzo mnie ciekawi jak wyglądały tu imprezy – Dodał Kion.
- Och, były wspaniałe. Mnóstwo gości, tańce, stroje... Byłam małą dziewczynką, gdy jeszcze w tej bawialni odbywały się bale. A jeszcze częściej, gdy tu żyła...
Dziewczyna urwała nagle i zacisnęła usta czując już znajomy ucisk w gardle. Kion spojrzał na nią i cicho powiedział:
- Przepraszam, nie powinienem był tego mówić...
Yuki pokręciła głową i lekko się uśmiechnęła.
- Nic nie szkodzi, samo tak wyszło.
Nic więcej już nie powiedziała, a Kion nie śmiał pytać.
Po chwili do jadalni wszedł jeden ze służących, by położyć nakrycie dla Kiona, a zaraz za nim inni, niosący w rękach półmiski z jedzeniem. Gdy Kion zobaczył i co najważniejsze, poczuł wspaniały zapach wędzonej ryby, kremowej grzybowej zupy oraz mięsnej zapiekanki, ślinka mu aż prawie pociekła. Ledwo całe jedzenie wylądowało na stole, a służący wycofali się z jadalni, do pomieszczenia wkroczył książę Kamau. Uśmiechnął się lekko do młodej pary i usiadł na szczycie stołu.
- Smacznego, moi mili.
Kion odpowiedział tym samym, a Yuki tylko skinęła głową i z ociąganiem nalała sobie zupy do miseczki. Ale zamiast zacząć jeść, zastygła z łyżką w ręku i wpatrywała się w zupę pustym wzrokiem. Książę spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Yuki, nie smakuje ci zupa? Myślałem, że lubisz krem z grzybów. Wolisz tą z ryb, którą jedliśmy wczoraj?
Dziewczyna pokręciła głową.
- Nie o to chodzi. Nie ważne. Przepraszam.
I zanurzyła w końcu łyżkę w zupie. Kion popatrzył na nią czując, że Yuki w tej chwili musi borykać się z wieloma myślami. Pragnął jakąś ją pocieszyć, ale tak naprawdę nie wiedział co powiedzieć.
- I jak Zola ocenia twoje postępy? - Zagadnął książę Yuki, bez oporów zajadając się wędzoną rybą.
- Mówi, że dobrze mi idzie – Odparła ponuro Yuki – Ale jeszcze dużo ćwiczeń przede mną, by nadgonić pozostałych.
Kamau skinął głową.
- To zrozumiałe. W końcu dopiero do niedawna trenujesz z innymi wojownikami. Normalnie szkolenie trwa kilka lat, więc dwa miesiące to za mało, by opanować wszystkie niezbędne umiejętności.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko jadła pomału zupę czując, że tak naprawdę nie ma apetytu.
- Tak, treningi są ważne – Mówił dalej Kamau – Może i początkowo nie chciałem, byś trenowała, ale widzę teraz jak dzięki temu dojrzewasz. Stajesz się coraz silniejsza i bardziej odpowiedzialna. Bardzo mnie to cieszy. Żałuję tylko, że twoja matka tego nie widzi.
Yuki ścisnęła łyżkę i ledwo opanowała cisnące się wewnątrz emocje.
- Yuki... - Szepnął do niej Kion widząc na jej twarzy rosnący gniew.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Odezwała się w końcu nie patrząc na ojca.
Ten uniósł znowu brwi.
- O czym?
- Że mama chciała być wojowniczką. Że po kryjomu chodziła popatrzeć na treningi i godzinami obserwowała wojowników. Szczególnie interesowało ją łucznictwo. Tak jak mnie.
Książę spoważniał i odstawił kubek z ziołową herbatą.
- Zola ci o tym powiedział? Nie widziałem takiej potrzeby, by ci mówić. Szczególnie, że twoja mama ostatecznie nie wybrała ścieżki wojowniczki, tylko przygotowywała się do roli przywódczyni klanu. Wiedziała jak bardzo jest to ważne. Nie pozwoliła sobie na marnowanie czasu na bieganie z łukiem.
Yuki podniosła głowę.
- Ale, gdy pozwoliłeś mi trenować i zaakceptowałeś moje marzenie, to przecież mogłeś mi o tym powiedzieć! Dlaczego więc nadal to ukrywałeś?!
Kion patrzył to na nią, to na przywódcę obawiając się, że zaraz wybuchnie między nimi kolejna kłótnia.
Kamau splótł dłonie nad stołem i odparł cicho:
- Masz rację. Mogłem ci to powiedzieć już dawno. Sam nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem. Nie wiedziałem, że to dla ciebie takie ważne. Przepraszam cię za to.
Yuki uspokoiła się na te słowa i znów spuściła głowę.
- Tato, powiedz mi, jak ona umarła? Co się z nią stało?
Książę uniósł spojrzenie patrząc gdzieś w dal.
- Tego nikt nie wie. Wiesz ode mnie tyle, ile ja sam wiem. Po prostu wyszła z domu i już nie wróciła. Ostatni raz widziano ją w wiosce klanu Jin Hai. Ale nawet oni nie wiedzą co się stało. Znaleziono jedynie jej szal leżący na plaży. Podarty i w strzępach. Ale po niej samej nie było żadnego więcej śladu. Nawet, gdy zaczęliśmy szukać pod kątem morderstwa, to jej ciała nie odnaleziono.
- I dlatego została uznana za martwą? - Zapytał Kion.
- Tak. To jedyne wyjaśnienie na to co się stało. Choć mamy jedynie ten szal.
Yuki przez chwilę milczała analizując to co powiedział jej ojciec, po czym zapytała:
- Pokarzesz mi go? Ten szal mamy.
Książę skinął głową i wstał od stołu.
- Oczywiście. Chodźcie.
Yuki i Kion również wstali z miejsca i podążyli za mężczyzną.
Książę wszedł do gabinetu, a potem podszedł do szafki. Otworzył jedną z jej szuflad i wyjął szal. Gdy wyciągnął ręce, Yuki chwyciła ostrożnie jedyną pamiątkę po swojej mamie. Szal był utkany z jedwabnego materiału w odcieniu delikatnego różu. Na obu jego krańcach widniały maleńkie frędzelki. A poza tym szal był faktycznie w strasznym stanie. W wielu miejscach podarty i nawet ledwo przypominał dawne okrycie. Yuki patrzyła na niego czując jak dłonie jej lekko drżą.
- To wszystko co udało nam się znaleźć – Powiedział Kamau, również patrząc na szal z ponurym wyrazem na twarzy.
Kion dotknął ramię Yuki i szepnął:
- Przykro mi, bardzo.
Dziewczyna nie zareagowała, tylko wciąż wpatrywała się w szal.
- To też był jeden z powodów, dla których nie chciałem, byś była wojowniczką – Dodał nagle jej ojciec – Nie chciałbym cię stracić tak jak straciłem ją...
Yuki poczuła jak łzy znów zbierają jej się pod powiekami, ale przełknęła je i oderwała w końcu wzrok od szala.
- Czy mogę go zatrzymać?
Kamau skinął głową.
- Oczywiście. Zrób z nim co chcesz.
Yuki odwróciła się i wyszła z gabinetu, a zaraz za nią Kion. Gdy zatrzymała się, chłopak chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu nie patrząc na niego:
- Kion, wybacz, ale czy możesz zostawić mnie samą? Muszę... muszę się położyć. To był ciężki dzień.
Kion zmarkotniał nieco, ale rozumiał co czuła. Wiedział, że w tej chwili dziewczyna potrzebuje czasu, by poukładać sobie to wszystko.
- Jasne – Odparł ze spokojem – To do zobaczenia jutro. Trzymaj się.
Yuki spojrzała na niego uśmiechając się tylko. Ale jej oczy miały wyraźnie zgaszony blask. Chłopak wyszedł z rezydencji i odwrócił na chwilę głowę czując rozdzierający smutek. Westchnął cicho i skierował się do domu.
Natomiast Yuki powlokła się do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Ściągnęła buty, położyła szal na łóżku, po czym sama się położyła. Skuliła się i znów zaczęła wpatrywać się w poszarpany materiał. W końcu dała upust swoim emocjom i zaczęła płakać tak jak nie płakała od dawna...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top