3

Nazajutrz oboje wstali wcześnie rano i od razu założyli na siebie świeże ubrania, aby zejść na hol i już czekać na Kirę oraz jej wojownika. A długo czekać nie musieli, bo już po kilku minutach Kira wyłoniła się na schodach i wyszczerzyła się szeroko.
- O, już jesteście na nogach? Ranne ptaszki z was, co?
Yuki tylko cicho prychnęła, nadal nieco obrażona na Kirę za wczorajszą sprzeczkę, natomiast Kion uśmiechnął się lekko do swojej kuzynki.
- Nie mogłem już spać. Chciałbym jak najszybciej wyruszyć. Im szybciej zacznę poszukiwania, tym szybciej wrócę do domu.
Kira oparła dłonie o biodra.
- No tak, w to nie wątpię. Swoją drogą, zamierzasz iść na sawannę tylko z tym łukiem?
Wskazała palcem na broń, którą chłopak miał przytroczoną za plecami. Kion uniósł brwi ze zdziwieniem.
- A co? To nie wystarczy? Spodziewasz się jakiś problemów?
Dziewczyna zacisnęła usta i tylko krótko spojrzała na Yuki, po czym podeszła szybkim krokiem do Kiona. Chwyciła go za rękę i pociągnęła.
- Idziemy do zbrojowni. Musisz mieć jakąś bardziej solidną broń.
I nie zwracając uwagi na podejrzliwe spojrzenie Yuki skierowała się przez hol.
- Chodzi o to, że tymi cienkimi patykami to możesz co najwyżej wybić oko jakiemuś okari. Jednakże na sawannie znajdziesz nie tylko dzikie zwierzęta – Powiedziała, gdy szli przez rezydencję. Kion zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?
Kira nie od razu odpowiedziała, tylko wciąż trzymając jego rękę zbliżyła się do drzwi wykutych z żelaza i opatrzonych wielką kłódką, w tej chwili otwartą. Pchnęła drzwi i znaleźli się w ciasnym pomieszczeniu wypełnionym po brzegi przeróżną bronią i ekwipunkiem. Kira zaczęła grzebać w stosach tarcz, mieczy, włóczni i starych kukł treningowych, porozwalanych na podłodze.
- Przypuszczam, że klejnotu mogą chronić potężne czary. Oczywiście to tylko teoria, ale jestem w sumie pewna, że ktoś dobrze ukrył kamień, aby nie trafił w niepowołane ręce. Nie wiadomo, jakie zagrożenia mogą tam czekać – Mówiła dalej, grzebiąc wciąż po zbrojowni i oglądając uważnie wyszczerbione miecze.
W końcu wyprostowała się i podeszła do Kiona trzymając skórzany pokrowiec z mieczem.
- Weź to. Na pewno miecz będzie lepszą bronią niż łuk.
Kion popatrzył na nią zdziwiony oraz na miecz.
- Zaraz. Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego dajesz mi ten miecz?
Kira przewróciła oczami niecierpliwie.
- Ależ ty jesteś podejrzliwy. A jak myślisz? Przecież mówiłam, że nie wysyłam cię dla zabawy, tylko byś odnalazł klejnot. Naprawdę myślisz, że pozwolę byś zginął w pięć minut? Nie jestem bez serca...
Odwróciła głowę urażona, ale Kion dojrzał na jej policzkach skryte rumieńce. Teraz miał jeszcze większy mętlik w głowie i przez chwilę patrzył na nią doszukując się jakiegoś nowego podstępu. Ta okazana troska była pierwszą miłą rzeczą, jaką zobaczył ze strony Kiry. Nie był pewien, jak na to zareagować, więc odparł tylko z wahaniem:
- No to... dzięki.
Wysunął ostrze z pokrowca. Miecz nie był pierwszorzędnej jakości, ale w dobrym stanie. Ostrze było czyste i bez żadnych plam i jeszcze całkiem ostre. Trzon, okręcony skórą, wyraźnie nosił ślady użytkowania, a jelec był lekko wyszczerbiony. Jednakże Kion zorientował się, że miecz był dobrze wyważony i nie miał problemu z jego utrzymaniem. Skinął głową, po czym przywiązał broń do pasa. Na całe szczęście dość dobrze umiał posługiwać się mieczem, praktycznie na równi z łukiem.
W końcu on i Kira wyszli ze zbrojowni i wrócili do czekającej Yuki. Ta popatrzyła na nich ciekawie.
- Co wy tam robiliście?
- Kira dała mi miecz. Tak na wszelki wypadek – Odparł Kion wskazując na miecz przy pasie.
- No w sumie, rzeczywiście to lepsze niż łuk.
W tym samym momencie do Kiona podszedł jeszcze służący, trzymający jakiś pakunek. Kira wskazała na niego dłonią.
- Tu masz zapasy. Nie jest tego wiele, żebyś nie dźwigał nie potrzebnych ciężarów, ale zapakowałam ci kilka owoców o bardzo soczystym miąższu. Dobrze się sprawdzają, gdy brakuje wody.
- Dzięki – Odparł Kion i schował pakunek to torby.
Yuki znów spojrzała na Kirę zdziwiona.
- Od kiedy to jesteś taka troskliwa? To nie w twoim stylu.
Kira zignorowała ją i tylko wzruszyła ramionami. Odwróciła głowę i jej wzrok padł na wojownika, który właśnie szedł przez hol w ich stronę.
- O, już jest. Kion, to jest Kijani. Wojownik, który pójdzie z tobą
Młody mężczyzna zbliżył się i uśmiechnął szeroko.
- Bardzo miło mi was poznać. To zaszczyt móc towarzyszyć wielkiemu wojownikowi ze Shri Lan.
Kion zakłopotał się lekko.
- Bez przesady. Żaden ze mnie wielki wojownik. Wciąż jestem w trakcie szkolenia.
Ale odwzajemnił serdecznie uśmiech, po czym obaj młodzieńcy uścisnęli sobie dłonie. Yuki dokładnie przyjrzała się Kijaniemu. Jak każdy tego typu kotołak, również i on miał umięśnione, choć dość smukłe ciało, wyraźnie wyćwiczone wieloma godzinami treningu, oraz wspaniałe futro o podobnym umaszczeniu, co większość mieszkańców klanu. Przy czym jego czarne cętki były znacznie drobniejsze i liczniejsze, pokrywające większą ilość futra. Skąpy skórzany strój odsłaniał cały umięśniony tors młodzieńca, a przy plecach przytroczona została długa włócznia. Yuki mimowolnie pomyślała, że Kijani był bardzo atrakcyjnym kotołakiem. On i Kion byli całkiem do siebie podobni, za wyjątkiem oczywiście ubarwienia futra. 
Kijani zwrócił się ku niej i wykonał głęboki ukłon.
- Księżniczko Yuki, mam nadzieję, że podróż do naszego klanu nie była zbyt uciążliwa. Obiecuję, że nie musisz się martwić o swojego narzeczonego.
Dziewczyna zarumieniła się na twarzy i wymieniła z nim krótki uścisk dłoni.
- Nie martwię się. Cieszę się, że będzie przy nim znakomity wojownik z Feng Shu.
Kijani raz jeszcze skłonił się z szerokim uśmiechem.
- No dobra, dość już tych dworskich uprzejmości – Wtrąciła Kira, nieco jakby zdenerwowana – Kion, Kijani, życzę wam powodzenia i niech przodkowie was chronią.
Obaj wojownicy skinęli głowami i raz jeszcze upewnili się, że bronie siedzą bezpiecznie w ekwipunkach, a przy pasie wiszą pełne po brzegi bukłaki. Kijani odwrócił się już w stronę drzwi, a Kion chwilę się zawahał i spojrzał na Yuki. Ta podeszła do niego z niepewnym uśmiechem.
- Uważaj na siebie. Będę czekać niecierpliwie aż wrócisz.
Kion uśmiechnął się.
- Będę cały czas o tobie myśleć. Doda mi to sił.
Yuki uśmiechnęła się szerzej i lekko uniosła, aby pocałować go krótko w usta. Kion rozpromienił się na ten gest i ostatni raz popatrzył na nią ciepło. W końcu odwrócił się i dogonił towarzysza, który cierpliwie czekał w progu, nie przestając się uśmiechać. Gdy obaj wyszli z rezydencji, Yuki westchnęła cicho i znów posmutniała. Ale starała się ze wszystkich sił nie zamartwiać się na zapas. W końcu Kion był naprawdę dobrym wojownikiem. Prawdopodobnie jednym z najlepszych pośród młodych mężczyzn w klanie. Czuła w sercu, że nic mu się nie stanie.
- A więc zostałyśmy same, księżniczko – Usłyszała głos Kiry, która powróciła do swojego nieco złośliwego tonu - Masz jakieś plany? Sądzę, że trochę potrwa nim Kion i Kijani wrócą. Możesz się powłóczyć po rezydencji albo popatrzeć jak trenuję z moim uczniami. Może się czegoś od nich nauczysz.
Yuki spiorunowała ją wzrokiem, ale postanowiła tym razem zlekceważyć jej obcesowe zachowanie i wyminęła ją zadzierając nos.
- Najpierw mam zamiar zjeść śniadanie. A potem pozwiedzam sobie wioskę. Nie interesują mnie twoje treningi. Nie tylko ty bawiłaś się niegdyś z Kionem udając przyszłą wojowniczkę.
Dodała zdawkowo, na co Kira popatrzyła uważnie za nią i tylko lekko zaśmiała się pod nosem. 

                                                                        ➳

Kion westchnął pod nosem i nawet nie zwracał uwagi na Kijaniego, który szedł obok. Cały czas powtarzał sobie w myślach, że to tylko kolejna przygoda, ale trudno mu było odepchnąć ponure myśli, że w końcu to ma być spłata długu, którego właściwie nie powinno w ogóle być. Tak. Nadal czuł się urażony zachowaniem Kiry, ale też z drugiej strony może faktycznie te poszukiwania klejnotu sprawią, że w końcu Kira się odczepi. No i trudno mu było nie przyznać, że zainteresowała go ta legenda. Trochę czuł rosnącą ciekawość, czy coś znajdą. Jeśli Klejnot Luny istniał naprawdę, to może być to naprawdę niezapomniane przeżycie. W efekcie czuł się nieco rozdarty pomiędzy nieufnością i gniewem na Kirę, a pragnieniem przygody. Było to niemal zabawne, mimo że Kionowi daleko było do śmiechu. Tylko jednym uchem słuchał paplaniny towarzysza wyprawy. A usta mu się nie zamykały. Kijani zdawał się być niezwykle rozmownym kotołakiem.
- ... a ja mu na to mówię: „Słuchaj, stary, jesteś naprawdę świetnym wojownikiem i robisz najlepszą harirę. Więc Nuka na pewno w końcu przekona się do ciebie. Musisz tylko wziąć się w garść i w końcu zaprosić ją na kolację. Nie ma co zwlekać. Latka lecą. A jak nie ona, to są jeszcze inne śliczne kobiety w wiosce". A trzeba wspomnieć, że nasz klan słynie z niezwykle namiętnych i silnych kobiet, więc...
W końcu Kion stracił cierpliwość i przerwał potok słów kolegi:
- Kijani, czy mógłbyś się przymknąć na chwilę? Próbuję się skupić na naszym zadaniu.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Wybacz, Kion. Tak już mam, gdy poznam kogoś nowego. Samo tak wyszło. Ale coś chyba jednak nie jesteś w humorze, co?
Kion momentalnie poczuł się nieco głupio, że tak niemiło potraktował wojownika i znów westchnął.
- Przepraszam. Po prostu zastanawiam się, w co ja właściwie się wpakowałem. Myślałem, że tylko krótko pogadam z Kirą i wrócę z Yuki do domu. A tymczasem mam krążyć po całej sawannie w poszukiwaniu jakiegoś magicznego kamlotu, którego nikt nigdy nie znalazł. Już sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Kijani skinął ze spokojem głową.
- Rozumiem, co czujesz. Naprawdę. Swego czasu Kira też mnie wysłała na poszukiwania, ale niczego nie znaleźliśmy. Trudno nie przyznać, że to jak szukanie igły w stogu siana. Wielu wojowników zaczęło już podejrzewać, że Kira ma obsesję na punkcie Klejnotu Luny. Nie masz pojęcia, ile lat spędziła na przeszukiwaniu sawanny i siedzeniu w bibliotece.
Kion zmarszczył głęboko brwi.
- Naprawdę jest zawzięta. A ja tylko bym chciał by w końcu dała już sobie spokój i przestała wypominać coś, co zdarzyło się wiele lat temu.
- Chodzi o tę waszą obietnicę?
- Tak. Wciąż nie rozumiem, czemu się tak uparła. Dlaczego tak jej zależało, abym dołączył do wojowników Feng Shu. Im dłużej nad tym się zastanawiam, tym odnoszę wrażenie, że wciąż Kira nie mówi mi wszystkiego.
Kijani zamilkł na chwilę i tylko patrzył uważnie na Kiona. W końcu postanowił zmienić temat i znów uśmiechnął się wesoło.
- Niedługo dojdziemy do ruin starej świątyni. To o niej mówi najwięcej zapisków.
Kion skinął głową.
- Rozumiem. Rzucę okiem i pomyślimy, co dalej.
Przyspieszyli nieco marsz, przemierzając gęste połacie suchej trawy i kolczastych roślin.

Po dwóch godzinach przed nimi wyłoniło się skupisko białych kamieni, porozwalanych na ziemi w bezkształtnych stosach. Większość bloków była zupełnie zniszczona, a niektóre tworzyły popękane kolumny, w każdej chwili grożące zawaleniem. Po dawnej świątyni zostały tylko te dwie kolumny oraz jedna ściana, w połowie nie zawalona. Ale w rogu ruin leżał również marmurowy posąg przedstawiający kotołaczkę dzierżącą złotą laskę. Potężna figura wyraźnie stała niegdyś na kamiennej posadzce w wyżłobionym miejscu, które jeszcze było widoczne. Ale posąg miał wiele odłupanych punktów na marmurze.
- W starożytnych czasach była to jedna ze świątyń Luny. Jak widzisz, obecnie zrujnowana. To przez liczne wojny, które dawniej się tu rozgrywały – Powiedział Kijani.
Kion tylko skinął głową i uważnie rozglądał się po ruinach.
- Domyślam się, że raczej przeszukaliście te ruiny? – Spytał.
- Och tak, wiele razy. Ale niczego nie znaleźliśmy. Kira też twierdzi, że tu nie ma klejnotu, ale szukaliśmy jakichkolwiek wskazówek wszędzie tam, gdzie jest jakieś miejsce powiązane z Luną.
Kion mruknął tylko coś do siebie i zajął się oglądaniem starych fresków, namalowanych na ocalonej ścianie świątyni. Po chwili jego uwagę przykuł sam posąg Luny, leżący na ziemi. Pomacał ostrożnie kamień i stwierdził, że został wykuty z jednego, całego bloku marmuru. Żadnych ukrytych schowków, mechanizmów ani dorobionych części. Odsunął się na dwa kroki i przekrzywił głowę, wpatrując się w figurę. Luna wyglądała równie dostojnie, co na obrazie w rezydencji. Wyraźnie było widać piękną szatę, jaką nosiła, bogatą biżuterię, laskę, która była ze złota oraz oczy, znów spoglądające na coś w oddali. Poza tym Luna miała uniesioną dłoń, którą skierowała w tą samą stronę, co spoglądały jej oczy. Zupełnie, jakby na coś wskazywała...
- Kijani, chodź tutaj – Zawołał w końcu Kion. Ten podszedł do niego zdziwiony.
- No co tam? Znalazłeś coś?
- Pomóż mi to podnieść. Spróbujemy umieścić posąg z powrotem na tej posadzce – Odparł chwytając figurę, by nieco ją podważyć.
Kijani popatrzył na niego jeszcze bardziej zdziwiony.
- Ale po co?? Przecież nikt już dawno nie interesuje się tymi ruinami...
- Po prostu to zrób, dobra? Sam nie dam rady.
I z wielkim znakiem zapytania w oczach Kijani pochylił się i chwycił posąg z drugiej strony. Sapiąc i napinając z całej siły mięśnie pomału podnieśli posąg, po czym postawili na ziemi. Jeszcze trochę wysiłku i przesunęli figurę tak, by znalazła się z powrotem na swoim miejscu, gdzie kiedyś stała. Po chwili odsunęli się i Kijani otarł sobie czoło. Kion z kolei spojrzał na czarodziejkę i podszedł do niej bliżej. Stanął obok jej twarzy i popatrzył w dal. Zrozumiał, że posąg wskazuje na jakąś niewielką oddaloną górę, stworzoną naturalnie z czerwonego piachu. Mniej więcej sześć mil od miejsca, w którym teraz przebywali. Zmarszczył głęboko brwi w zamyśleniu.
Kijani stanął obok niego.
- Co tam widzisz? Czy coś tam jest?
- Ta górka w oddali, widzisz ją? Co to jest? – Spytał Kion.
Kijani zmrużył oczy i przesłonił sobie je dłonią.
- A to. To Góra Skorpiona. Nie pytaj, skąd taka nazwa, bo sam nie wiem. Ale co...
- Ten posąg Luny wyraźnie wskazuje na tę górę. Myślę, że tam może być kolejna wskazówka. Te ruiny to dopiero początek.
Wojownik popatrzył na niego ze zdumieniem i spojrzał na zniszczony posąg.
- Naprawdę? Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Zawsze mi się wydawało, że to taki sam posąg, jak każdy inny. Jak na to wpadłeś?
Kion wzruszył ramionami.
- Przeważnie, gdy posągi na coś wskazują, nie jest to przypadkowe. Więc założyłem, że i tym razem może tak być. Warto to sprawdzić.
Kijani jeszcze przez chwilę wpatrywał się w niego ze zdumieniem, po czym klepnął go mocno w plecy.
- Dobra robota, bracie. Masz łeb na karku. Mówiłem, że jesteś wielkim wojownikiem!
Chłopak lekko zarumienił się na policzkach, ale uśmiechnął się.
- Przestań z tym wielkim wojownikiem. Po prostu wystarczy wypatrywać wszelkich detali odbiegających od normalności. Chodźmy. Zobaczymy, co tam znajdziemy.
I obaj opuścili ruiny kierując się w stronę tajemniczej góry.

Kolejna część wędrówki zajęła mi niecałe trzy godziny. Ze względu na gorące słońce, bezlitośnie przypiekające im karki, robili postoje od czasu do czasu, siadając w cieniu pod drzewami, aby trochę odsapnąć i napić się wody. Nie spieszyli się. Spokojny marsz pozwalał w końcu oszczędzić energię. Gdy zbliżyli się do Góry Skorpiona, Kion zadarł głowę. Był to właściwie spory pagórek usypany z piasku, który z biegiem czasu stwardniał i utworzył kamienną skorupę. Mierzył kilkadziesiąt metrów wysokości i jakieś sto metrów szerokości. Z kolei na powierzchni widniały tu i tam mniejsze lub większe dziury, a największa z nich wykopana została u dołu niczym jakaś jaskinia. Kion przypuszczał, iż to jakieś zwierzołaki wyrąbały tę dziurę.
- Hm, przypomniało mi się, że tu również byli ludzie z mojego klanu. Trudno by pominęli Górę Skorpiona. Oczywiście też nic nie znaleźli. A przynajmniej nic nie przykuło ich uwagi – Powiedział Kijani – Myślisz, że mogli coś pominąć?
- Niewykluczone. Skoro posąg wskazywał jasno na tę górę, to coś musi w niej być – Odparł Kion i po chwili wpatrywania się w pagórek, skierował się do jaskini.
- Może to coś, co nie dało się w pierwszej chwili rozpoznać – Mówił dalej – Minęły w końcu setki lat. Wypatruj wszystkiego, co ci się wyda niezwykłe.
Kijani skinął głową, po czym odczepił od pasa pochodnię, owiniętą kawałkiem lnu i nasączoną olejkiem. Podpalił czubek krzesiwem i po chwili pochodnia rozjarzyła się płomieniem. Młodzieńcy czujnie rozglądali się wokół siebie, ale jaskinia zdawała się być całkiem pusta. Gołe, ulepione z piasku ściany otaczały ich z każdej strony, a pod ich stopami była równie goła ziemia, gdzieniegdzie tylko usiana maleńkimi kostkami jakiś drobnych zwierząt. Kion szybko się przekonał, że jaskinia była nawet całkiem głęboka. Wyglądało na to, że ciągnęła się ona przez całą szerokość góry. Poza światłem pochodni, reszta była skąpana w głębokich ciemnościach i zewsząd otoczyła ich cisza.
Po kilku jednak minutach jaskinia skończyła się i znaleźli się w ślepym zaułku. Na wprost wyrosła twarda ściana, którą nie dało się sforsować. Kion tylko mruknął do siebie i ze zmarszczonymi brwiami rozglądał się dalej. Zauważył, że część ściany pokryta była kolejnymi freskami, przedstawiającymi różne elementy kultury starożytnych kotołaków. Polowanie na zwierzęta, uprawa roli, budowanie wioski, życie rodzinne i tak dalej. Kijani również popatrzył na freski.
- Tak, tych rysuneczków jest wszędzie mnóstwo. Chyba starożytne kotołaki malowały je wszędzie, gdzie tylko była jakaś powierzchnia nadająca się do malowania. Nic specjalnego.
Ale Kion nadal przyglądał się freskom. Szukał czegoś, co być może nie pasowało do całości, ale w sumie wszystkie obrazki wyglądały na nic nie znaczące proste malunki, zapewne malowane od niechcenia. Niektóre były całkowicie przypadkowe, a inne opowiadały jakąś krótką historię. Wtem jego wzrok padł na niewielki rysunek skorpiona, który został umieszczony na tle góry. Stworzenie było całkiem czarne, ale jego oczy połyskiwały ledwo widoczną zieloną farbą. Kion przybliżył się, niemal przytykając nos do fresku.
- Góra Skorpiona... Skorpion... - Szeptał do siebie.
Oparł rękę o ścianę i pogładził palcami rysunek. Odrobina piasku strzepnęła się na ziemię i młodzieniec uniósł wyżej brwi. Zaczął otrzepywać z drobin większą część malunku aż odsłoniło się coś, czego nie było widać wcześniej. Niewielkie pęknięcia dookoła malunku, które tworzyły regularny kwadrat.
- No proszę... - Szepnął znowu.
Kijani podszedł do niego.
- Co się stało?
Kion nie odpowiedział, tylko przyłożył rękę do malunku. Nacisnął nieznacznie i nagle na ich oczach kawałek piaskowego kamienia poruszył się, po czym przy pomocy jakiejś tajemniczej siły kamień z freskiem cofnął się o kilka cali w głąb ściany. Zaraz na jego miejsce, z kolei, przesunął się nowy kamień i zapełnił otwór w ścianie. Rozległo się ciche zgrzytnięcie i kamień zatrzymał się tworząc na nowo pozornie jednolitą ścianę.
- Łał! – Zawołał Kijani, wybałuszając oczy – Jak to zrobiłeś??
Kion również patrzył na ścianę z szeroko rozwartymi oczami.
- Nie wiem. Po prostu przyłożyłem tu dłoń. To musi być jakiś mechanizm. I popatrz. Pojawiły się jakieś litery.
Kijani przyjrzał się im uważniej.
- To starożytny język. Poczekaj. Trochę się go uczyłem.
Przeciągnął palcem po dziwnych literach, układających się w jakiś krótki tekst na kamieniu, i mruknął z namysłem:
- Tu chyba jest napisane: „Tam gdzie lwy spoglądają w niebo, tam gdzie gwiazdy lśnią jasno. Jeśli odwaga w twym sercu się tli, klucz dalszą drogę wskaże ci".
Chłopak skrzywił nos.
- To jakiś bełkot. Może źle odczytałem. Nie jestem najlepszy w starożytnych językach...
- Nie. Myślę, że dobrze odczytałeś. To zagadka – Odparł Kion wpatrując się ciągle w starte przez czas litery – Kijani, znaleźliśmy drugą wskazówkę. Myślę, że ten tekst mówi, gdzie teraz mamy się udać, rozumiesz? Musimy tylko to rozszyfrować.
- Poważnie? Kurczę, dlaczego nie znaleźliśmy tego wcześniej? – Zdumiał się wojownik.
Kion uśmiechnął się lekko.
- Zapewne dlatego, że nikt nie wpadł na to, by się przyjrzeć temu skorpionowi. Nie wszystkie freski są jednak przypadkowe.
Kijani pstryknął palcami.
- Góra Skorpiona. Pewnie ta nazwa też nie jest przypadkowa.
- Otóż to – Skinął głową Kion.
I nagle znów go olśniło.
- No jasne! Już wiem, gdzie widziałem już tego stwora. Luna na tym obrazie w rezydencji wodza ma złoty naszyjnik, na którym jest skorpion! Dlatego kolejna wskazówka była pod takim freskiem.
Kijani wpatrywał się w niego oszołomiony.
- O szlag, masz rację. W życiu bym nie wpadł, że ten skorpion na obrazie też jest wskazówką. To niewiarygodne. Kion, myślisz, że... jesteśmy już blisko odnalezienia klejnotu?!
Młodzian przytaknął z szerokim uśmiechem.
- Myślę, że tak. To dowodzi, że klejnot istnieje naprawdę. Inaczej po co by były te wszystkie wskazówki?
Kijani zaklął mocno, wciąż wstrząśnięty tym, co znaleźli.
- Nie wierzę...
Kion klepnął go w ramię.
- Idziemy dalej. Teraz na pewno nie ma sensu się wycofywać.
Obaj wyszli z jaskini z powrotem na zalaną słońcem sawannę i Kion powtórzył na głos treść zagadki:
- „Tam gdzie lwy spoglądają w niebo, tam gdzie gwiazdy lśnią jasno. Jeśli odwaga w twym sercu się tli, klucz dalszą drogę wskaże ci". Dobra, przestudiujmy pierwszy wiersz. Jak myślisz, co to za miejsce, gdzie lwy spoglądają w niebo i widać jasno gwiazdy?
Wojownik zamyślił głęboko, marszcząc mocno czoło.
- Hm, to naprawdę trudne. Niech pomyślę...
Po dłuższej chwili stanął w miejscu i rozwarł oczy.
- Wiem! Lwia Skała! Pewnie to o nią chodzi.
Kion popatrzył na niego.
- A co to jest?
- No jak nazwa mówi, to taka wielka struktura utworzona z kilku ogromnych bloków skalnych. Wszystko naturalnie zbudowane. Jedna z tych skał tworzy taką wysuniętą półkę, że możesz się na nią wspiąć i masz widok na całą sawannę. A sama półka pochylona jest na kilka metrów wysokości nad ziemią. Pewnie rzeczywiście widok z niej na gwiazdy musi być oszołamiający.
Kion pokiwał głową.
- Interesujące. A dlaczego nazywa się ją „Lwią"?
- Nie mam pojęcia – Wzruszył ramionami Kijani – Może niegdyś prastare lwy miały tam swój rewir?
- Hm, to możliwe. Jak daleko do niej jest?
Wojownik rozejrzał się dookoła, szacując punkty orientacyjne i odległości.
- Niestety obawiam się, że to już znacznie dłuższa droga. Może późnym popołudniem będziemy na miejscu, jak się troszkę pospieszymy.
Kion westchnął lekko.
- Rozumiem. Nie wiadomo, co tam zastaniemy, więc pewnie powrót do klanu zajmie nam przynajmniej do jutra. No trudno, to idziemy dalej. Prowadź, mój przewodniku.
Uśmiechnął się do kolegi, na co ten wyszczerzył się szeroko.
- Tak jest!
Podreptał do przodu i jeszcze dodał:
- W takim razie by umilić nam czas, opowiem ci, co mnie ostatnio spotkało, gdy byłem na patrolu. Mówię ci, że nie uwierzysz. To fascynująca historia!
Kion uśmiechnął się tylko i pozwolił, by Kijani ponownie rozgadał się, racząc go swoimi opowieściami. W sumie może to i lepiej. Krępująca cisza byłaby bardziej uciążliwa. Musiał przyznać, że trafienie na kolejną wskazówkę do odnalezienia Klejnotu Luny mocno go zmotywowało i napawało ekscytacją. Nie mógł się już doczekać na to, co znajdą z kolei pod Lwią Skałą. Przyszło mu na myśl, że pewnie nawet Yuki byłaby podekscytowana.
Chłopak spoważniał lekko. Yuki... Miał tylko nadzieję, że Kira jej nie dręczy i miło spędza czas w Feng Shu. Starał się pocieszać, że chociaż Shanna okazała się znacznie bardziej życzliwa, a sam klan jest w końcu częścią ich społeczności. Nie ma mowy, by tutejsze kotołaki były wrogo nastawione. Przeciwnie. Westchnął do siebie i w końcu odepchnął od siebie smętne myśli. Dogonił Kijaniego, który zdążył się nieco oddalić, nie przerywając nawet swojej paplaniny myśląc, że Kion jest wciąż tuż obok. Obaj mimo wszystko cieszyli się wędrówką i nie zwracali już uwagi na skwar, panujący na sawannie.

Jak się okazało, rzeczywiście dopiero po kilku kolejnych godzinach, gdy słońce pomału zaczęło już zachodzić, w oddali zamajaczyła ogromna struktura skalna. Bloki były jeszcze większe niż Góra Skorpiona i Kion rozdziawił aż usta ze zdumienia. Jak wspomniał Kijani, największa skała tworzyła coś w rodzaju potężnego obelisku, który był mocno wbity w ziemię i lekko pochylony. Kolejna skała opierała się o niego i była znacznie bardziej przekrzywiona, tworząc rzeczywiście półkę o płaskiej, szerokiej powierzchni. Z kolei pod tymi blokami było skupisko mniejszych skał, tkwiących w nieładzie w ziemi. Gdzieniegdzie kamienie pokryte były brunatnym mchem, a w szczelinach próbowały się wybić kolczaste rośliny.
Kijani uśmiechnął się szeroko.
- To tutaj. Lwia Skała. Imponująca, prawda? Jestem pewien, że widok na zachód słońca również jest niesamowity.
Kion skinął głową.
- Też tak myślę. Teraz musimy odnaleźć kolejną wskazówkę. Zaraz... - Zamyślił się na chwilę, odświeżając sobie pamięć – „Jeśli odwaga w twym sercu się tli, klucz dalszą drogę wskaże ci". O co może tu chodzić? Gdzie ma być ten klucz?
Kijani zaczął rozglądać się po dookoła.
- Szczerze, nie mam pomysłu. Może mamy wspiąć się aż na sam szczyt skały? Ale nie sądzę aby się na to udało. Chyba, że to jakiś test odwagi...
Kion zadarł głowę, patrząc uważnie na olbrzymie obeliski.
- Hm, wątpię, aby o to chodziło. Może klucz to tylko taka metafora... ale gdzieś musi być ukryta trzecia wskazówka. Przeszukaj tę stronę, a ja pójdę tam.
Zwrócił się do towarzysza, na co ten przytaknął i zaczął obchodzić strukturę wypatrując jakiś śladów. To samo zrobił Kion, po czym pochylony ze zmarszczonymi brwiami oglądał każdą skałę, głaz i szczeliny.
Minęło pół godziny, ale nie znaleźli niczego interesującego. Kion ocierał bez przerwy czoło z potu i westchnął ciężko do siebie. Czuł, że i jemu zaczyna brakować już pomysłów. Wszędzie były tylko te kamienie. Żadnych fresków, figurek czy domniemanego klucza, o którym mówiła zagadka. Usiadł na jednym z głazów i wtem usłyszał wołanie Kijaniego:
- Kion! Chodź tutaj! Chyba coś mam!
Chłopak natychmiast poderwał się z powrotem i pobiegł do kolegi. Kijani stał przy ściance obelisku i wskazał na coś palcem.
- Popatrz!
Gdy Kion podszedł bliżej, rozwarł nieco oczy. A jednak był jeden fresk. Jeden jedyny. W dodatku był to kolejny malunek skorpiona o zielonych oczach.
- Skorpion! To na pewno nie jest przypadek – Odparł.
Kijani skinął głową.
- Może pod tym malunkiem ukryta jest kolejna rymowanka?
I bez namysłu przyłożył dłoń do rysunku, lekko naciskając. Jednakże nic się nie wydarzyło. Obaj młodzieńcy wypuścili cicho powietrze z niemym rozczarowaniem.
- Chyba jednak to nie to – Powiedział Kijani – A więc musimy szukać dalej.
Kion za to nadal wpatrywał się w malunek i nagle jaskrawozielone oczy skorpiona lekko błysnęły, jakby stworzenie ożyło. Kion oniemiał ze zdumienia, a ziemia pod ich stopami nieznacznie się zatrzęsła. Wojownicy zastygli zaskoczeni i obejrzeli się dookoła siebie.
- Co się dzieje?! – Krzyknął Kijani.
Na ich oczach, kilka metrów od nich, piasek na ziemi poruszył się, po czym uniósł się w powietrze. Pod wpływem jakiejś kolejnej, nieznanej mocy piasek zaczął się formować i wirować szaleńczo, na co Kijani i Kion cofnęli się podejrzliwie. Po chwili na ziemi stanął największy skorpion, jakiego kiedykolwiek widzieli. Mierzył kilkanaście metrów wysokości i był zrobiony całkowicie z piasku. Olbrzymia, piaskowa bestia o czterech zielonych oczach, które patrzyły dziko na wędrowców. Ponadto za odwłokiem stwora kołysał się groźnie wyglądający ogon z wyraźnym, ostrym kolcem. Bestia ryknęła potężnie, a wojownicy cofnęli się jeszcze bardziej.
- Co to ma być, na wszystkich przodków?! – Krzyknął znów Kijani.
Kion od razu sięgnął po łuk i strzałę.
- Nie mam pojęcia, ale najwyraźniej to coś nie ma przyjaznych zamiarów.
W tym samym momencie skorpion zbliżył się i machnął ogonem chcąc ugodzić ich szpikulcem. Chłopcy gwałtownie odskoczyli na boki i Kijani dobył zza pleców włócznię.
- Chyba musimy z tym walczyć!
- No co ty nie powiesz!
Zakpił nieco Kion i wypuścił strzałę. Jednakże stalowy grot odbił się od piaskowego ciała bestii, a ona sama nawet nie drgnęła. Za to ponownie ryknęła groźnie i zaszarżowała unosząc ogromne szczypce. Kijani i Kion znów odskoczyli i próbowali uciec przed bestią, ale ona z jakiegoś powodu nie miała zamiaru puścić wolno wojowników i natychmiast skoczyła za nimi. Kolejny raz kolec uderzył o ziemię wzburzając piasek, a Kion przeturlał się na bok. Ale szybko się pozbierał i wypuścił kilka strzał, celując teraz w głowę stwora. Bełty ponownie się odbiły, jakby piasek tworzył twardy pancerz bestii nie do przebicia. Chłopak zaklął pod nosem.
- Nie mogę go zranić. Chyba ma za twarde ciało.
Kijani, z kolei, próbował odeprzeć skorpiona włócznią, nie pozwalając mu się zbliżyć. Bestia ryknęła i zaczęła atakować młodzieńców z jeszcze większą furią. Trzaskała kleszczami, wymachiwała ogonem i wzburzała dookoła siebie piach.
- Celuj w jego oczy! Może to poskutkuje! – Zawołał Kijani.
Kion tak też zrobił i wyciągnął z kołczanu kolejną strzałę. Cofnął się na parę kroków i wymierzył. Po chwili puścił bełt, który świsnął prosto w jedno z zielonych oczów bestii. Tym razem strzała mocno w nim utkwiła i skorpion zawył głośno z bólu i oburzenia. Kijani wyszczerzył się szeroko i pobiegł na bestię unosząc włócznię. Raz po raz dźgał ostrym końcem drzewca, a rozwścieczony stwór próbował pochwycić kotołaka kleszczami. Ale Kijani z zadziwiającą zwinnością odskakiwał na boki. Kion obserwował go i musiał przyznać, iż był tak zdumiewająco szybki, że ledwo nadążał za nim wzrokiem. Wojownik w końcu wskoczył kilkoma susami na grzbiet stwora i znów ugodził go włócznią. Skorpion ryknął i poderwał wielki odwłok, na co Kijani zeskoczył zgrabnie na ziemię i przykucnął z bojowym błyskiem w oczach. Kion postanowił skorzystać z okazji, iż bestia skupiała się całkowicie na młodym kotołaku i dalej wypuszczał strzały, choć wiedział, że niewiele to daje. W końcu bełty skończyły się, więc rzucił na ziemię łuk i dobył miecz. Ale nim go użył, zobaczył jak olbrzymi skorpion w końcu machnął ogonem i uderzył nim w Kijaniego, który się tego nie spodziewał.
Chłopak przeturlał się po piasku, a bestia zbliżyła się do niego. Kion krzyknął ze strachem:
- Kijani! Uważaj!!
Ten podniósł głowę i zobaczył jak skorpion unosi ogon i opuszcza kolec. Kion zareagował błyskawicznie. Ścisnął miecz i pobiegł na bestię, po czym bez namysłu skoczył i ze wściekłym okrzykiem zamachnął się szeroko ostrzem. Jednym ciosem przeciął ogon, dokładnie w miejscu szpikulca. Odcięty kawałek spadł z hukiem na ziemię, a stwór poderwał się z przeraźliwym rykiem. Kion upadł obok, ale od razu zwrócił się ku potworowi, przygotowując się do obrony. Ale skorpion zdawał się być całkowicie oszołomiony jego atakiem i wciąż cofał się do tyłu z piskiem. Z jego odciętego ogona sypał się piach, a zaraz po chwili całe ciało bestii zaczęło drżeć i rozpadać się. Ostatni potężny ryk i nagle skorpion zmienił się w wielką kupkę piasku. Kijani i Kion rozwarli szeroko oczy ze zdumienia i przez chwilę nie wierzyli w to, co zaszło. W końcu powoli i ostrożnie podeszli bliżej.
- No dobra, tego się nie spodziewałem – Powiedział Kion i trącił dla pewności czubkiem miecza żółty piach.
- Najwyraźniej odcięcie mu kolca sprawiło, że ta magia, czy co tam to było, przestała działać – Odparł Kijani, równie oszołomiony.
Obaj odetchnęli z ulgą i wojownik zwrócił się jeszcze do kolegi:
- Dziękuję, ocaliłeś mi życie.
Kion pokręcił głową z uśmiechem.
- Daj spokój, to nic takiego. Ale nadal nie rozumiem, skąd się wzięła ta bestia.
- Pojawiła się gdy dotknąłem malunek. Może to był jakiś strażnik Lwiej Skały?
Kion zamyślił się głęboko nad tymi słowami, bezwiednie wpatrując się w piasek, pozostały po bestii, i nagle dojrzał wśród drobin coś błyszczącego. Odgarnął piasek i znów rozwarł szeroko oczy. Chwycił ową rzecz i sapnął zaskoczony:
- Wiesz co, chyba masz rację. Znaleźliśmy ostatnią wskazówkę.
Odwrócił się do Kijaniego unosząc dłoń, w której ściskał pozłacany, ozdobny klucz. Kijani popatrzył na niego zaskoczony.
- A niech mnie!
Kion uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz co to oznacza? Rozwiązaliśmy tę zagadkę! Udało się!
- Oczom nie wierzę... A więc chodziło o to, że jeśli pokonamy tego stwora, to klucz wypadnie z jego ciała! – Dodał Kijani podchodząc bliżej, aby przyjrzeć się kluczowi.
- Na to wygląda. Kto by pomyślał? Pewnie kotołaki, które ukryły klejnot, rzuciły jakieś zaklęcie, by ten wielki skorpion pokazywał się temu, kto dotknie rysunek.
Kijani pstryknął palcami.
- Przypomniało mi się coś. Chyba niektórzy wojownicy już zetknęli się z nim podczas poszukiwań klejnotu. Kira mówiła, że kilku już nie wróciło. Coś czuję, że niejeden próbował pokonać piaskowego skorpiona, ale nikomu się to dotąd nie udało.
Kion skinął głową.
- Racja, to bardzo możliwe. A wystarczyło tylko odciąć mu kolec.
Obaj popatrzyli na siebie zarówno z rozbawieniem, jak i dumą. Byli coraz bliżej odnalezienia legendarnego klejnotu i czuli jak rozpiera ich jeszcze większa ekscytacja. Kijani podniósł z ziemi włócznię i z powrotem zetknął ją sobie za plecy i to samo zrobił Kion z łukiem i mieczem.
- No to co teraz? Skoro mamy klucz, to chyba muszą być i jakieś drzwi?
Zapytał Kijani, gdy podeszli znów pod Lwią Skałę. Kion spojrzał na nią i na klucz w ręku.
- Też tak mi się wydaje, ale nie widzę żadnych drzwi...
Zaczęli ponownie krążyć dookoła skalnej formacji wypatrując jakiejś dziurki od klucza lub czegoś w tym guście. Kion zadarł głowę i przyjrzał się wysuniętej skalnej półce. Wspiąć się na nią nie stanowiło w sumie żadnej trudności, więc po chwili namysłu zbliżył się i tak też zrobił. Kijani podążył za nim z rosnącą ciekawością. Jednocześnie nie zauważyli, że zaczął się już zachód słońca i pomarańczowe, jeszcze jasne promienie tańczyły po blokach skalnych i ciałach wojowników. Ci wdrapali się w końcu na półkę i Kion rozejrzał się. Musiał przyznać, że faktycznie widok był wspaniały. Sawanna rozciągała się przed nimi niczym żółtobrunatny dywan pełen nielicznych zielonych drzew. Odwrócił się i szedł wzdłuż półki aż zatrzymał się przed ścianą największego obelisku. Popatrzył na nią i dojrzał to, czego szukał: maleńką, ledwo widoczną dziurkę wyrytą w skale.
- Jest! – Zawołał Kijani obok niego.
Kion, z szybko bijącym sercem, uniósł złoty klucz i wsunął go do dziurki. Przekręcił i w tym momencie rozległ się cichy zgrzyt gdzieś w środku. Wojownicy odsunęli się na kilka kroków i nagle część ściany zadrżała, po czym zaczęła przesuwać się w bok. Wielkie, kamienne drzwi rozsuwały się ukazując ciemne wnętrze i po chwili znieruchomiały. Kion i Kijani wpatrywali się w wejście oszołomieni i spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- No to chwila prawdy, Kion – Szepnął Kijani.
- Tak.
Wciągnęli oddech i wkroczyli do małej jaskini, wykutej wewnątrz obelisku. Choć początkowo było ciemno, nie musieli zapalać pochodni, bo natychmiast ujrzeli przed sobą cel swojej podróży. Na samym końcu groty stała kamienna rzeźba w kształcie dwóch skorpionów, które trzymały wspólnie w szczypcach owalny, jaskrawozielony kamień. Klejnot mienił się magią, która subtelnie rzucała drobne iskierki dookoła. Kijani i Kion zachłysnęli się tym widokiem i stanęli jak wryci.
- Klejnot Luny. Ja chyba śnię... - Powiedział w końcu Kijani, czując jak głos mu aż drży z przejęcia.
- Jest piękny. A więc naprawdę istnieje – Dodał Kion, po czym pomału zbliżył się do rzeźby.
- Mam nadzieję, że nagle nie uruchomi się jakaś pułapka, gdy go weźmiemy.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Okaże się. Ale nie wydaje mi się. Ten piaskowy skorpion już sam w sobie robił za pułapkę.
I wyciągnął dłoń. Chwilę się zawahał, a palce mu się trzęsły z przejęcia i w końcu chwycił klejnot. Delikatnie pociągnął, wyszarpując go z uścisku kamiennych skorpionów. Na kilka sekund on i Kijani zastygli, jakby czekając czy coś się wydarzy, czy zaraz sufit im runie na głowę, ale nic takiego się nie wydarzyło. Wszędzie panowała cisza. Kion popatrzył z zachwytem na klejnot, unosząc go sobie do twarzy.
- Łał, naprawdę się udało. Wciąż to do mnie nie dociera.
Kijani krzyknął wesoło, aż echo poniosło się po jaskini:
- Tak!! Mamy Klejnot Luny! Kion, wyobrażasz sobie, jaka to historyczna chwila?! Odnaleźliśmy magiczny artefakt, którego przez całe stulecia nikt nie mógł znaleźć!
Chłopak wyszczerzył się szeroko.
- Nie drzyj się tak. Ale masz rację. To absolutnie niesamowite. Nawet ja muszę przyznać, że te odkrycie jest sensacyjne. I to nie tylko dla klanu Feng Shu. Myślę, że dla wszystkich naszych klanów. Teraz Kira będzie musiała przyznać, że nie jestem mięczakiem!
Kijani uderzył go mocno w plecy żartobliwe.
- A jakże! Nie jesteś mięczakiem, Kion, tylko naprawdę świetnym wojownikiem. To wszystko dzięki tobie!
Młodzieniec zarumienił się na policzkach.
- Ty też mi pomogłeś. Bez ciebie nie umiałbym rozwikłać tej zagadki.
Wojownik wzruszył ramionami.
- To był banał. Najważniejsze, że nasze zadanie zostało ukończone z sukcesem. Wracajmy do wioski. Jestem ciekaw, co powie Kira na widok klejnotu.
Kion przytaknął zgodnie i schował pieczołowicie kamień do sakiewki u pasa. Wyszli z ciemnej jaskini na zalane zachodzącym słońcem skałę, po czym zgrabnie zsunęli się z niej na ziemię.
Gdy wracali uśmiechnięci od ucha do ucha, Kion również nie myślał już o niczym innym, niż by pokazać jak najszybciej klejnot Kirze i Shannie. Chyba jednak nie wróci do domu tylko z goryczą w sercu. To był niezwykły dzień. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top