1

Zola patrzył uważnie na stojących przed nim młodych wojowników, a jego spojrzenie zdawało się być groźne i surowe. Skrzyżował ręce na piersi i długo milczał, co w efekcie sprawiało, że większość uczniów zaczęła się pomału niepokoić i odwracała wzrok w obawie, iż nauczyciela znowu coś rozgniewało i właśnie przymierza się do kolejnej reprymendy. Ale w końcu Zola zaczął poważnie:
- Powiem wprost. Wielu z was szkoli się już od równo czterech lat i jestem zadowolony z postępów, jakie w tym czasie zrobiliście. A przynajmniej większość z was.
Wszyscy odetchnęli cicho z ulgą i wyszczerzyli się w szerokich uśmiechach.
- A mówiąc większość, mam na myśli rzecz jasna tych, którzy dołączyli do nas nieco później i pomimo moich wysiłków, wciąż postępy są na poziomie marnym.
I tu skierował wzrok na Yuki, która od razu zadarła nos czerwieniąc się na twarzy. Niektórzy uczniowie zaśmiali się nieznacznie. Zola westchnął głęboko i mówił dalej:
- Tak czy inaczej pora sprawdzić to, czego się dotąd nauczyliście. Za dwa tygodnie odbędzie się egzamin podsumowujący te cztery lata nauki. Ci, którzy pomyślnie go przejdą, mogą już ukończyć szkolenie. A oblani będą dalej trenować, aż uznam, że wystarczająco dotarło do ich pustych głów to, co ćwiczymy na zajęciach.
Uczniowie rozradowali się i jeszcze bardziej odetchnęli na myśl, iż są już gotowi by ukończyć te wszystkie lata treningu. Wszyscy czekali na to z wielką niecierpliwością, bo to oznaczało, że będą już pełnowymiarowymi wojownikami Shri Lan. A więc będą mogli zasilić szeregi armii, aspirować do królewskich strażników, czy nawet zatrudnić się w innych sojuszniczych klanach. Bycie wojownikiem oznaczało zaszczyty, przywileje oraz podziw, więc owa profesja cieszyła się niegasnącą popularnością. Ale ukończenie szkolenia oznaczało również wkroczenie w pełną dorosłość młodych kotołaków. Chłopcy mieli stawać się mężczyznami, którzy potrafią już doskonale chronić swój klan. Podobna rzecz miała się oczywiście z kobietami, choć te przeważnie wybierają szkolenie głównie po to, aby zwyczajnie móc dorównać mężczyznom.
Yuki zwiesiła głowę i już wiedziała, że owego egzaminu nie zda. Zbyt krótko trwało w jej przypadku szkolenie. Nie był to nawet rok, a co dopiero mówić tu o latach. Wprawdzie już coraz lepiej szła jej walka wręcz, udoskonaliła się w rzutach nożami i jeszcze bardziej rozwinęła łucznictwo. Jednakże miała wątpliwości, czy to wystarczy na egzamin. Przez cały czas musiała pracować znacznie ciężej niż reszta grupy i czuła, że wciąż pozostaje w ich cieniu. Westchnęła ciężko do siebie. Już przygotowała się w myślach do tego, że będzie jedyną adeptką, która wciąż będzie chodziła na treningi. Aż w końcu zapewne pojawią się znacznie młodsi od niej uczniowie, przez co jeszcze bardziej naje się wstydu. Zacisnęła mocno dłonie i ledwo docierały do niej słowa Zoli, który objaśniał zasady egzaminu.
- Będzie to wyścig dookoła wioski. A żeby nie było za łatwo, na trasie będziecie musieli pokonać różne przeszkody, wygrać pojedynek z jednym z wyszkolonych wojowników oraz ukończyć pewne zadania. Wszystko to ma na celu sprawdzenie w praktyce umiejętności niezbędnych podczas bitwy. Przetrwają tylko najbardziej zdeterminowani i sprytni, a więc potraktujcie poważnie ten egzamin, bo to nie zabawa. Radzę dobrze się na niego przygotować. Wszystko jasne? A więc na dziś to wszystko.
Zola odszedł na bok, aby uporządkować plac treningowy, a tymczasem jeszcze przez chwilę wszyscy żywo dyskutowali między sobą na temat egzaminu. Yuki stała w miejscu i tylko spojrzała na Kiona, który cały uśmiechnięty od ucha do ucha rozmawiał właśnie ze swoimi kolegami. Chłopcy śmiali się i przekomarzali wzajemnie, zapewne zakładając się, który z nich ukończy wyścig jako pierwszy. Yuki posmutniała jeszcze bardziej. To oczywiste, że dla Kiona egzamin był właściwie tylko formalnością. Chłopak był bardzo zdolny, sprawny i obecnie był on jednym z najlepszych uczniów u Zoli. W gruncie rzeczy mało kto mógł mu dorównać, choć uzdolnionych adeptów nie brakowało. Dziewczyna westchnęła cicho do siebie i odwróciła się z zamiarem pójścia już do domu, ignorując całkowicie rozradowanych kolegów. Ale już po chwili ktoś do niej podbiegł i chwycił mocno jej dłoń. Yuki zatrzymała się i odwróciła głowę. Kion uśmiechał się szeroko.
- Yuki, nie martw się. Na pewno dasz sobie radę. Pamiętaj, że jesteś bardzo utalentowana. Zdasz ten egzamin razem z nami.
- Dzięki, ale bądźmy szczerzy. Za mało jeszcze umiem. Zbyt wiele mi do was brakuje. Nie jestem gotowa na egzamin, każdy to wie.
- To nie prawda. Zrobiłaś ostatnio naprawdę duże postępy – Odparł zdecydowanie Kion – Tydzień temu udało ci się już wygrać z Azalee! Pamiętasz jej minę?
Yuki uśmiechnęła się lekko.
- Trudno nie pamiętać. Była wściekła. Ale to był zwykły fuks. Mimo wszystko ja...
- Yuki.
Rozległ się głos Zoli, na co Yuki i Kion odwrócili się. Mężczyzna podszedł bliżej, a jego wzrok nieco złagodniał, choć nie uśmiechał się.
- Po części masz rację i nie jesteś gotowa by ukończyć już szkolenie. Jeszcze na to za wcześnie.
Yuki spuściła głowę ze smutkiem.
- Ale chciałbym abyś wzięła udział w wyścigu. Nie po to, by wygrać, ale po to, aby zmierzyć się z własnymi słabościami. To również będzie dla ciebie ważne doświadczenie. Widzę jak się rozwijasz i jak bardzo ci zależy, aby być wojowniczką. Szczególnie ta determinacja zwiększyła się w twoich oczach po przejściach w klanie Czarnych Kłów.
Dziewczyna skinęła głową przytakująco.
- Tak więc radziłbym ci mimo wszystko podejść do egzaminu. Potraktuj to jako kolejną lekcję. Potem ustalimy twój dalszy trening. Porozmawiam z twoim ojcem i może opracuję jakieś indywidualne zajęcia dla ciebie, abyś nie musiała trenować z nowymi rekrutami.
Yuki spojrzała na niego nieco zaskoczona, ale jednocześnie rozpromieniła się na duchu. Zola, jak chciał, potrafił pokazać też miększą stronę swojej natury. Za to go właśnie lubiła.
Skłoniła lekko głowę.
- Bardzo ci dziękuję, mistrzu. To wiele dla mnie znaczy. Postaram się nie zawieść.
Zola w końcu uśmiechnął się nieznacznie.
- Wiem. Ale nie mnie powinnaś coś udowodnić, tylko sobie. Jesteś silna i masz ducha wojowniczki po swojej matce. Nie poddawaj się zbyt szybko.
Yuki uśmiechnęła się szerzej i znów przytaknęła. Gdy wracała z Kionem do domu, ten uśmiechnął się szeroko.
- No i widzisz sama. Musisz tylko nabrać większej pewności siebie i wszystko będzie dobrze. Też uważam, że egzamin będzie dobrym doświadczeniem. Nie martw się tym, że będziesz jeszcze trenować. W końcu w przeciwieństwie do nas, nie szkolisz się po to, by być w armii. A więc pewnie twój trening potrwa krócej.
Dziewczyna skinęła głową.
- No w sumie masz rację. To naprawdę miłe ze strony Zoli, że jest gotów udzielać mi prywatnych lekcji. Zaskoczyło mnie to. Choć czuję się trochę tym onieśmielona. Zola jednak jest surowym nauczycielem.
Kion zaśmiał się lekko.
- Fakt. Może uda mi się go namówić, abym też mógł uczestniczyć w twoich treningach. Będzie ci wtedy troszkę raźniej. No i mogę robić za sparing-partnera.
Yuki rozpromieniła się jeszcze bardziej.
- Byłoby super. Czasami się boję Zoli.
Oboje roześmiali się i trzymając się za ręce szli dalej.
- A tak zmieniając już temat, moja mama zaprasza cię na kolację. Masz ochotę wpaść do nas? – Zapytał Kion.
- No pewnie! Bardzo to miłe z jej strony – Ucieszyła się Yuki.
Od kąd się poznali, Yuki już setki razy była w domu chłopaka i choć mały domek rzeczywiście był znacznie skromniejszy niż królewska rezydencja, Yuki bardzo lubiła tam przychodzić. Czuła w nim ciepłą, rodzinną atmosferę, tak bardzo inną od jej domu. Rodzice Kiona zaakceptowali księżniczkę bez nawet mrugnięcia okiem i długo nie mogli wyjść ze zdumienia, iż dziewczyna wybrała właśnie ich syna. Yuki do dziś pamięta, jak matka Kiona niemal się rozpłakała, gdy oboje oznajmili, że zostali parą.
Gdy po jakimś czasie dotarli na miejsce, Yuki uśmiechnęła się na widok domku. Jak wiele podobnych domostw w klanie, tak i on był pomalowany na ciepły żółty kolor, a w oknach zawsze niezmiennie wisiały piękne wzorzyste zasłonki. Obok domu znajdował się również schludnie uporządkowany ogródek pełen róż i goździków. Kion podszedł do drzwi i nacisnął na klamkę. Przepuścił przodem Yuki i ta weszła do środka. W niewielkim korytarzu dominowały kolejne roślinki w doniczkach i nieco kolorowych wazoników. Na podłodze położono mały dywanik do wycierania butów, teraz już stary i zniszczony, ale wciąż z widocznym wzorkiem, a obok drzwi Yuki dostrzegła stojak na wędki.
Kion uśmiechnął się do niej z rozbawieniem.
- Rozglądasz się, jakbyś była tutaj pierwszy raz.
Yuki zaśmiała się nieco, rumieniąc się na twarzy.
- Lubię twój domek. Jest taki śliczny.
- A dziękuję, miło mi – Wyszczerzył się.
Oboje ściągnęli buty i założyli kapcie dla gości, po czym z pokoju obok wyszła gospodyni domu. Na widok Yuki uśmiechnęła się szeroko i pospiesznie skłoniła się uprzejmie.
- Och, a więc przyszłaś! Dzień dobry, panienko Yuki!
Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej.
- Dzień dobry pani. Dziękuję za zaproszenie na kolację.
- Cała przyjemność po mojej stronie!
Matka Kiona była niską, lekko korpulentną kobietą o bardzo miłej twarzy i pomarańczowych oczach. Całe jej ciało było pokryte burym futrem, a czarne włosy spięte były w wysoki kok i przyozdobione kolorową spinką. Gdzieniegdzie odznaczały się delikatne siwe pasemka, ale tylko dodawało to kobiecie urody.
- Za chwilę podam kolację. Idźcie umyć się po treningu – Dodała jeszcze, po czym spojrzała nieco surowo na syna – Kion, masz mi dokładnie umyć ręce! Nawet nie próbuj siadać do stołu dopóki z twojego futra nie zniknie ostatnia plama błota!
Yuki roześmiała się lekko, a Kion zarumienił się na twarzy.
- Mamo! Nie jestem już małym dzieckiem! Potrafię dbać o swoje futro. Zawsze dokładnie się myję.
I z tymi słowami pospiesznie powędrował do łazienki nim jego matka rzuciła kolejną uwagę na temat jego dbania o wygląd. Gdy się oddalił, uśmiechnęła się raz jeszcze do Yuki, po czym wróciła do kuchni dopilnować kolacji. Dziewczyna podążyła za Kionem i weszła do łazienki. Ten właśnie był w trakcie obmywania sobie twarzy świeżą wodą z misy i chwycił mydło, aby umyć ręce.
- Twoja mama jest naprawdę fajna. Trochę ci zazdroszczę – Powiedziała Yuki, która również pochyliła się nad misą z wodą.
Kion uśmiechnął się.
- Wierz mi, potrafi być upierdliwa. Wciąż traktuje mnie jak małego chłopca. Ale nie chciałbym innej matki.
Opłukał ręce i sięgnął po puchaty ręcznik. Yuki przemyła dokładnie sobie twarz i również chwyciła mydło.
- Podobnie jak w moim przypadku z ojcem. Potrafi być surowy, ale ma dobre serce. Wiem, że pragnie abym była szczęśliwa i naprawdę się stara. Po utracie mamy był wycofany i zamknięty w sobie, ale nigdy nie przestał opiekować się mną tak, jak tylko umiał najlepiej.
Kion podał jej ręcznik i Yuki wytarła nim twarz i futro.
- To najważniejsze. Wiesz, że moja mama cię uwielbia. Jesteś dla niej trochę jak córka.
Yuki uśmiechnęła się szeroko.
- Wiem. To dla mnie bezcenne.
Oboje uśmiechnęli się jeszcze do siebie, po czym wyszli z łazienki. W kuchni matka Kiona uwijała się właśnie przy palenisku, mieszając coś w wielkim, żeliwnym garze, a jednocześnie kroiła bochenek chleba na desce. Yuki pociągnęła nosem.
- Ale cudownie pachnie. Co to jest?
Kobieta spojrzała na nią.
- Gulasz z grzybami oraz pieczonymi ziemniakami. Mam nadzieję, że ci posmakuje.
- Na pewno tak.
Przytaknęła ochoczo Yuki i usiadła przy stole nakrytym lnianym obrusem. Kion zajrzał do gara i próbował umoczyć w nim palec, ale jego matka natychmiast trzasnęła w jego rękę drewnianą łychą.
- Gdzie z tymi łapami? Siadaj przy stole!
Kion przewrócił oczami i spojrzał na kuchenną klepsydrę.
- Ojciec będzie na kolacji?
- Powinien zaraz przyjść – Odparła starsza kobieta, układając wielkie pajdy chleba w koszyczku na pieczywo – Pewnie pracuje jeszcze na polu. Ostatnio mają dużo roboty.
- Fakt. Po ostatnich deszczach nie mogą narzekać na suszę.
Ojciec Kiona był rolnikiem, który zajmował się pracą na polach. Ścinał chwasty, doglądał upraw i pomagał w zbieraniu plonów. Roboty zawsze było dużo, jako że pory suche naprzemiennie pojawiały się z porami deszczowymi. A więc rolnicy albo nawadniali pola, by nie uschły, co było najcięższą pracą, albo doglądali rośliny czy nie gniją z kolei od nadmiaru wilgoci. Jako że kotołaki poza polowaniami na zwierzynę, bardzo ceniły sobie też uprawę ziemi, pracy dla każdego w klanie nie brakowało.
Kion usiadł w końcu obok Yuki i oboje cierpliwie czekali aż kolacja będzie gotowa. I gdy matka chłopaka stawiała właśnie gar z gulaszem na stole, wszyscy usłyszeli otwieranie się drzwi wejściowych, po czym rozległy się ciężkie kroki.
- Oho, w końcu wrócił – Powiedziała kobieta i wytarła pospiesznie dłonie w fartuch, aby pójść przywitać się z mężem. Po chwili do kuchni zajrzała wesoła twarz o niebiesko-szarym futrze i błękitnych oczach, która rozejrzała się uważnie.
- Hmm, ale pięknie pachnie. Ach! Księżniczka Yuki!
Mężczyzna prędko zbliżył się do stołu i wykonał głęboki ukłon w stronę Yuki. Ta uśmiechnęła się serdecznie.
- Dzień dobry panu. Jak się pan miewa?
- Znakomicie, doprawdy znakomicie. Ale jestem bardzo zmęczony. Mam nadzieję, że jeszcze nie zaczęliście kolacji.
Pociągnął nosem i zajrzał do gara, stojącego wciąż na stole. Wyciągnął rękę i już miał umoczyć palec w gulaszu, gdy nadbiegła matka Kiona i uderzyła go w ramię.
- Łapy precz! Najpierw umyj ręce! Ech, Kion ewidentnie wdał się w ciebie. Jaki ojciec, taki syn!
Yuki roześmiała się wesoło, a Kion i jego ojciec spłonęli jednocześnie rumieńcami na policzkach.
Po nie długiej chwili cała czwórka z apetytem zajadała się gulaszem. Yuki rozczuliła się z łyżką w ustach i stwierdziła, że każdy składnik gulaszu dosłownie rozpływał się na języku. Westchnęła z rozkoszą, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Chyba naszej księżniczce smakuje kolacja. Ten uśmiech mówi już wszystko – Roześmiał się ojciec Kiona.
Yuki skinęła głową.
- Naprawdę przepyszne. Myślę, że nawet Tim byłby pod wrażeniem.
Kion wyszczerzył się do niej.
- Prawdziwe szczęście, że nie mamy do czynienia z kapryśną księżniczką, która nie tknie niczego, co nie zostało zrobione przez mistrza kuchni.
Yuki trąciła go pięścią w ramię żartobliwie.
- Aż tak źle ze mną nie jest. Może i jestem przyzwyczajona do najwykwintniejszych dań, ale to nie znaczy, że nie lubię prawdziwej, prostej kuchni.
I włożyła kolejną łyżkę gulaszu do ust, po czym rozpłynęła się czując eksplozję smaków. Wszyscy uśmiechnęli się wesoło.
- Bardzo się cieszę, że smakuje ci moja skromna kuchnia – Odparła matka Kiona – Dobry apetyt u gości to najlepszy komplement.
Yuki popatrzyła na chłopaka.
- Ale na pewno nie mam większego apetytu niż on. Gdy Kion u nas je, wszystkie talerze i półmiski są wyczyszczone na błysk.
Kion poczerwieniał na twarzy i wyszczerzył się szeroko. Z kolei jego rodzice znów się roześmiali. Starszy mężczyzna popatrzył na młodą parę uważnie.
- Cieszy mnie, że tak dobrze się dogadujecie. Początkowo miałem obawy, czy ten związek nie rozleci w mgnieniu oka. Ale im częściej na was spoglądam, tym umacniam się w przekonaniu, że jesteście ze sobą szczęśliwi.
- Oni pasują do siebie jak dwie krople wody – Dodała jego żona.
Kion i Yuki spojrzeli na siebie z szerokimi uśmiechami. Dziewczyna pomyślała sobie, że chyba nic nie mogłoby zepsuć tej cudownej chwili.
Jak na tą myśl, nagle rozległo się pukanie do drzwi i ojciec Kiona dźwignął się pomału z krzesła.
- A kogoż to niesie o tej porze?
Kion spojrzał na Yuki.
- Chyba twój ojciec nie wysłał kogoś po ciebie, bo długo nie wracasz do domu?
Ta pokręciła głową.
- Nie sądzę. Jestem pewna, że się domyślił, iż poszłam do ciebie. W końcu często tak robię.
Po nie długiej chwili starszy kotołak wrócił niosąc jakąś kopertę w dłoni.
- To był posłaniec. Przyniósł list. Do Kiona.
Chłopak zastygł na krześle, a jego ojciec podszedł bliżej. Kion chwycił list i natychmiast na jego twarzy pojawił się gniewny grymas. Ku zdumieniu Yuki gwałtownie poderwał się z krzesła, po czym cisnął list na podłogę.
- To znowu ona. Kiedy wreszcie zostawi mnie w spokoju?! Mam już tego dosyć!
Wybiegł z kuchni z wściekłością i pobiegł do swojego pokoju. Yuki popatrzyła za nim, jeszcze bardziej zaskoczona, i spojrzała na rodziców chłopaka.
- Co się stało?? Co to jest za list?
Matka Kiona zacisnęła mocno usta, a jej mąż westchnął smętnie.
- To dość skomplikowane, Yuki. Jeśli Kion nigdy ci o tym nie mówił, to najlepiej jak go zapytasz sama.
W tej chwili Yuki poważnie zaczęła się niepokoić.
- Ale dlaczego tak się wściekł?
- Powiedzmy, że to bardzo stara sprawa, pozornie nie mająca zbyt wielkiego znaczenia, ale ostatnio te listy zaczęły przychodzić coraz częściej – Odparła ponuro kobieta.
Yuki wodziła po nich spojrzeniem, ale nic więcej już nie powiedzieli. W takim razie wstała od stołu i pochyliła się sięgając po list. Koperta wyglądała tak, jak każda inna, a na jej wierzchu skreślony był jedynie adres odbiorcy. Ale na drugiej stronie widniała mała pieczęć, która przedstawiała jakiegoś ptaka lecącego na tle słońca. Od razu poznała tę pieczęć.
- To z klanu Feng Shu. Kto mógł stamtąd napisać do Kiona?
Zapytała, ale nie oczekiwała nawet odpowiedzi. Zmarszczyła głęboko brwi i w końcu podjęła decyzję, że musi porozmawiać z Kionem. Odłożyła list na stół i powędrowała do pokoju przyjaciela. Pchnęła drzwi i zajrzała do środka.
- Kion?
Zobaczyła, że chłopak siedzi na łóżku i wpatruje się niemo w jakiś punkt na podłodze. Na jego twarzy wciąż malował się gniew. Yuki nieśmiało weszła do pokoju i znów zapytała cicho:
- Kion, co się stało? Od kogo był ten list?
Ten nie odpowiedział, nawet na nią nie spojrzał, tylko zakrył rękami swoją twarz próbując uspokoić nerwy. Yuki podeszła bliżej i usiadła obok niego.
- Twoi rodzice powiedzieli, że dostajesz te listy dość często. I że o czymś mi nie powiedziałeś.
W końcu Kion zdjął z twarzy dłonie i głęboko westchnął.
- Wybacz, Yuki. Nie mówiłem ci o tym, bo nie chciałbym cię w to wplątywać. To sprawa między mną a nią. Moją kuzynką. To ona przesyła mi te listy.
Yuki skinęła głową.
- Rozumiem. Nie będę naciskać. Pamiętaj tylko, że możesz na mnie liczyć. Zawsze. Tyle razy mi pomogłeś i na każdym kroku mnie wspierasz. Chcę to samo robić dla ciebie.
Kion uniósł głowę i uśmiechnął się.
- Wiem.
W tym momencie wstał i wyprostował się hardo.
- Nie. Nie chcę tego już dłużej ukrywać. Masz prawo o tym wiedzieć. A ten ciężar jest już nie do zniesienia.
Yuki znów skinęła.
- Mów śmiało.
Kion podszedł do okna i oparł ręce o parapet.
- To długa historia. Wszystko zaczęło się już w czasach dzieciństwa. Ja i Kira byliśmy sobie bardzo bliscy. Jak rodzeństwo. W sumie tak samo jak my dwoje, nim oczywiście zostaliśmy parą. Tak więc oprócz spędzania czasu z tobą, bawiłem się też z Kirą, gdy przyjeżdżała do nas w odwiedziny. Często się wygłupialiśmy w lesie udając wojowników. A w gruncie rzeczy Kira od początku wykazywała wielki talent do wojaczki. Już wtedy była lepsza ode mnie we wszystkim, każdą bójkę z nią przegrywałem i zacząłem jej zazdrościć tego talentu.
Kion uśmiechnął się nieznacznie pod nosem na wspomnienie tamtych dni. Zaczerpnął oddech, po czym mówił dalej:
- Mimo, że byliśmy tylko dziećmi, oboje mieliśmy już mocne postanowienie, że chcemy zostać wojownikami. Tymi prawdziwymi. Kira już ćwiczyła w domu różne techniki walki, a ja jedyne co umiałem, to bić kijem drzewa w lesie. Chciałem być taki jak ona. No i coś się zmieniło tego dnia, gdy znów biegaliśmy po lesie. Mieliśmy wtedy dziesięć lat. Ścigaliśmy się, nie patrząc nawet gdzie biegniemy. Próbowałem ją dogonić i w pewnym momencie wpadłem w ruchome bagna. A niełatwo było je zauważyć, bo z daleka wyglądały jak zwykłe leśne runo, pokryte trawą. Dopiero gdy moje stopy zaczęły się zapadać, zrozumiałem, w co wleciałem. A im bardziej się szamotasz, tym szybciej cię wciąga, ale wpadłem w taką panikę, że nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zacząłem krzyczeć i wołać, by Kira pomogła mi się wydostać. W końcu mnie usłyszała i zobaczyła, co się stało. Błoto sięgało mi już do pasa, więc spanikowałem jeszcze bardziej, a Kira tylko stała i dziwnie na mnie patrzyła. W końcu powiedziała: „Naprawdę mięczak z ciebie, wiesz? Gdybyś był silniejszy, bagno nie stanowiłoby dla ciebie problemu." Poczułem się nieco urażony jej słowami, ale znów zacząłem ją błagać, by mi pomogła. Kira wyglądała, jakby się nad czymś zastanawiała i odparła: „Dobra, pomogę ci pod warunkiem, że coś mi obiecasz. To będzie nasza tajemnica. Jak mi obiecasz, że zrobisz dla mnie pewną rzecz, to ci pomogę." Zezłościłem się, że w tak rozpaczliwiej chwili każe mi coś obiecywać i początkowo próbowałem wydusić z niej, o co chodzi, ale uparła się, że nie powie dopóki jej nie przyrzeknę. Z każdą sekundą zapadałem się coraz bardziej, więc nie miałem wyjścia i przyrzekłem. W końcu Kira pobiegła do pobliskich drzew wyciągając z kieszeni mały nożyk. Szybko ścięła nim pnącza, oplatające licznie pnie, zrobiła z nich prowizoryczną, ale całkiem mocną linę i rzuciła mi ją. W ostatniej chwili zdołałem ją chwycić, bo błoto sięgało mi już szyi. Nie ukrywam, że bardzo mi ulżyło, gdy się wreszcie wydostałem. Byłem naprawdę przerażony.
Yuki patrzyła na niego z oczami szerokimi jak talerze, ale nie śmiała mu przerwać, tylko cierpliwie czekała, aż Kion skończy opowiadać. Ten, z kolei, zacisnął mocno dłonie z goryczą.
- No i ledwo mnie uratowała, a już powiedziała poważnie: „Dobra. To teraz jeśli chodzi o tę obietnicę. Mówiłeś, że chcesz być najlepszym wojownikiem w wiosce. Nadal tak jest?". Spojrzałem na nią czując coraz większe obawy, ale przytaknąłem. „A więc jak już ukończysz za kilka lat szkolenie i zostaniesz prawdziwym wojownikiem, chcę byś dołączył do mnie w Feng Shu. Ja też chcę zacząć szkolenie i mam zamiar być najlepsza w klanie. Byłoby super, gdybyśmy razem walczyli dla klanu." Patrzyłem na nią osłupiały i od razu zaprzeczyłem, że nie chcę opuszczać Shri Lan. Tłumaczyłem jej, że tu jest mój dom i tu mam przyjaciół, na których mi bardzo zależy. Ale Kira nie chciała mnie słuchać. Powtarzała, że jestem jej coś winien za ocalenie mi życia i że przysiągłem dotrzymać słowa. Wtedy poważnie się wkurzyłem. Powiedziałem, że zupełnie zwariowała. Nigdy nie zapomnę jej wzroku, jakby chciała mnie uderzyć. Ale w końcu tylko odparła: „Zobaczymy, Kion, za kilka lat". Od tamtego czasu już nie pojawiła się w Shri Lan i więcej jej nie widziałem. Byliśmy tylko dziećmi. Wciąż to wszystko było dla mnie tylko głupim żartem. Skoro Kira już nie wróciła, to uznałem, że się obraziła i też dała sobie spokój. Mimo wszystko nikomu nie powiedziałem o tym, co się wydarzyło, nawet moi rodzice dowiedzieli się dopiero nieco później. Czułem wstyd, że byłem taki słaby. Dlatego jeszcze mocniej rozpaliło we mnie pragnienie, aby nie być już takim mięczakiem jak wcześniej. Chcę być wystarczająco silny, aby móc chronić to, co kocham.
Yuki uśmiechnęła się na te słowa. Poniekąd mieli identyczne marzenie. Oboje chcą być wojownikami, ale z różnych powodów. Ona po prostu pokochała łucznictwo i chciała być silniejsza, aby móc stawić czoła różnym zagrożeniom. Kion zawsze był od niej znacznie lepszy, ale wiedziała, że jednocześnie wspiera ją z całego serca. Nigdy nie śmiał się z tego, że była wyraźnie słabsza.
Chłopak westchnął głęboko i wciąż stojąc przy oknie, odwrócony do niej plecami, mówił dalej:
- Tak więc jak wspomniałem, z biegiem czasu już dawno zapomniałem o tym wszystkim. O tej chorej obietnicy. Po prostu wyleciała mi ona z głowy. Skupiłem się na swoim treningu i nawet nie myślałem już o mojej kuzynce. Do czasu. Pierwszy list od niej dostałem mniej więcej trzy miesiące temu. Po tych wszystkich latach ciszy nagle do mnie napisała, jakby nigdy nic. Najpierw pytała, co u mnie słychać, jak mi idzie szkolenie i takie tam. Wiesz, totalne głupoty. No i nagle wspomniała o tym wydarzeniu w lesie, gdy byliśmy dziećmi i o przysiędze, jaką jej złożyłem. W tym momencie wszystko mi się przypomniało. Ale ze spokojem wytłumaczyłem jej sytuację. Doskonale wie, że związałem się z tobą. W końcu wszyscy o tym wiedzą. Jednakże odnoszę wrażenie, że to jej zupełnie nie obchodzi. Uważa, że popełniłem błąd, że nie nadaję się na przywódcę klanu i powinienem skupić się na byciu wojownikiem. Nie miałem ochoty się kłócić, więc zwyczajnie zignorowałem ją. Jak się już pewnie domyślasz, Kira jednak nie chciała odpuścić tak łatwo. Listy zaczęły przychodzić coraz częściej. Po miesiącu, po dwóch tygodniach, aż w końcu co tydzień. Za każdym razem to samo. Wciąż przypomina mi o tym, jak uratowała mi skórę w lesie. Nawet już tych listów nie czytam. Myślałem, że się jej w końcu znudzi, ale jak widać nie. 
Kion spuścił głowę, jeszcze mocniej zaciskając pięści.
- Nie wiem już, co robić. Boję się, że Kira nie zrezygnuje. Nie chcę aby jej klan był wrogo nastawiony do Shri Lan, a Kira jest zdolna do tego, by nastawić wioskę przeciwko nam. Wiem o tym, bo ona została Pierwszym Wojownikiem Feng Shu, czyli prawą ręką Wielkiego Wodza. Nie chcę problemów. Nie chcę w ten konflikt wciągać ciebie czy księcia. Yuki, co ja mam robić?
Zapytał, czując jak coś w gardle mu się zaciska z bezsilności i gniewu.
Dziewczyna przez chwilę milczała, próbując przetrawić sobie to wszystko, co powiedział. A prawdą było, że faktycznie kotołaki bardzo poważnie traktują lojalność wobec tego, komu zawdzięczają ocalenie życia, czy inne tego typu rzeczy. Dla większości klanów było to niemal świętą powinnością. Skoro Kira jest gotowa posunąć się nawet do konfliktu pomiędzy ich klanami, to zapewne ma zamiar wykorzystać fakt, iż Kion będzie w przyszłości współprzywódcą Shri Lan. A co za tym idzie, łatwo wtedy rozgłosić, iż chłopak nie dotrzymuje obietnic i nie spłaca długów. Mimo wszystko dla Yuki było to zwyczajnie okrutne.
W końcu wstała i pomału podeszła do niego. Objęła go w pasie i odparła cicho:
- Myślę, że najlepiej będzie jak z nią porozmawiasz osobiście. Nie ma sensu kłócić się ze sobą przez listy. Nie możesz też jej unikać w nieskończoność, wtedy rzeczywiście może być jeszcze gorzej. Skoro tak bardzo jej zależy, abyś coś dla niej zrobił w ramach spłaty długu, na pewno by się znalazło jakieś inne rozwiązanie. Wystarczy jak się w końcu dogadacie ze sobą. Łączą was przecież więzy krwi.
Kion chwycił jej dłonie i delikatnie zacisnął.
- Wiem. Masz rację. Tylko... boję się. Nie wiem czy jestem gotowy spotkać się z nią twarzą w twarz. Przepraszam, że do tego wszystkiego doszło.
Yuki uśmiechnęła się szczerze.
- Nie przepraszaj, przecież nie zrobiłeś nic złego. To oczywiste, że skoro byliście wtedy tylko dziećmi, to tak naprawdę nie powinno być w ogóle mowy o jakiś śmiesznych obietnicach. Może tak naprawdę nabijała się z ciebie od samego początku, bo naprawdę wierzy, że jest najsilniejsza. Ale jak dla mnie daleko jej do ciebie.
Wysunęła dłonie z objęć, po czym chwyciła go mocno za ramiona i obróciła do siebie. Spojrzała mu głęboko w oczy i dodała:
- Bo nie ma tego, co ty masz. O, tutaj.
Przyłożyła dłoń do jego prawej piersi. Kion rozpromienił się i chwycił jej rękę w czułym geście.
- Dziękuję, Yuki. Wiedziałem, że zrozumiesz. Cieszę się, że nie jesteś na mnie zła.
- Ja zła? No co ty. Chyba, że tylko na tę twoją kuzyneczkę. I wiesz co? Pójdę z tobą do Feng Shu. Wiem, że to sprawa między wami, ale może gdy i ja się pokażę, to Kira od razu zrozumie, że jeśli chce grozić mojemu narzeczonemu, to tym samym grozi mojemu klanowi. A tego łatwo jej nie popuszczę.
Kion zaśmiał się lekko.
- To prawda. Zgoda. Gdy będziesz przy mnie, będę się czuł troszkę... lżej. Dziękuję ci.
Zbliżył się i tym razem to on przytulił się mocno do Yuki. Ta uśmiechnęła się szerzej i pogładziła go lekko po włosach.
W końcu wrócili do kuchni, gdzie wciąż siedzieli rodzice Kiona, cicho między sobą rozmawiając, ale gdy młoda para zbliżyła się, popatrzyli na nich z niepokojem.
- Czy wszystko w porządku? Długo was nie było... - Zaczęła kobieta, ale Yuki uśmiechnęła się ze spokojem.
- Tak, już wszystko dobrze. Kion powiedział mi o wszystkim. Już wiem, co zaszło między nim a jego kuzynką.
- Dobrze mi to zrobiło. Czuję jak kamień spadł mi z serca. Postanowiłem, że jutro pójdę do Feng Shu i raz na zawsze rozmówię się z Kirą. Najwyższy czas. Chcę aby zostawiła nas w spokoju – Odparł Kion patrząc na Yuki. Ta skinęła głową.
- A ja będę mu towarzyszyć. 
Rodzice Kiona uśmiechnęli się szeroko z poczuciem ulgi.
- Bardzo ci dziękujemy, Yuki. Sami nie wiedzieliśmy już, co począć. Ale nie chcieliśmy zawracać głowy twojemu ojcu z tak błahego powodu.
Yuki pokręciła głową.
- Naprawdę nie ma o czym mówić. Proszę się nie martwić. Jeśli ta dziewczyna się nie otrząśnie, to będzie miała do czynienia ze mną i moim ojcem. Nie pozwolę, aby dręczyła Kiona.
Kion popatrzył na nią czując w sercu strumień ciepła i pocałował ją w policzek. Yuki uśmiechnęła się i żartobliwe trąciła go pięścią w ramię.
Jako że musieli przerwać kolację, matka Kiona na prędce podała jeszcze deser i wszyscy znów w wesołych humorach rozmawiali ze sobą, jakby nigdy nic. Z kolei gdy Yuki wróciła do swojego domu, streściła krótko rozmowę z Kionem ojcu. Kamau skinął głową w zrozumieniu.
- Oczywiście, że jestem gotów pomóc jeśli będzie trzeba. Od tego w końcu jestem. Ale wierzę, że rozwiążecie tę sprawę bez większych problemów.
- Ja też mam taką nadzieję.
Odparła Yuki i powędrowała do swojego pokoju przygotować się do jutrzejszej drogi. 

                                                                      ➳

Pomimo szczerych chęci Yuki i tego, że nawet jej ojciec obiecał, że zainterweniuje, gdyby sprawy przybrały poważniejszy obrót, Kion przez cały czas był bardzo spięty i zestresowany. Yuki sama stwierdziła, że już dawno nie widziała go tak mocno zdenerwowanego. Gdy szli przez dolinę w stronę klanu Feng Shu, nieustannie starała się podnieść na duchu chłopaka. W końcu jego nastrój zaczął pomału i jej się udzielać, i Yuki uderzyła go mocno w plecy dłonią.
- Kion, jak zaraz nie skończysz się zamartwiać, to przysięgam, że kopnę cię w tyłek i zostawię na środku drogi.
Kion przerwał w końcu ponure rozmyślanie i zakłopotał się.
- Przepraszam. Po prostu nie wiem, czego się spodziewać. I od tak dawna nie widziałem się z Kirą... Już sam nie wiem, dlaczego tak bardzo się stresuję.
Yuki przewróciła oczami i uśmiechnęła się z rozbawieniem.
- Zachowujesz się jakbyś szedł na skazanie. Będzie dobrze, jasne? Zrobimy tak, jak ustaliliśmy. Najpierw ty z nią pogadasz, a ja nie będę się wtrącać. A jak zacznie cię szantażować, to delikatnie przypomnę jej, pod czyją władzą jest jej klan. Nic ci nie zrobi. Zresztą nie może być lepsza od ciebie. To niemożliwe. W końcu masz wygrać wyścig podczas egzaminu u Zoli.
Kion uśmiechnął się w końcu.
- Czy ja wiem, nie tylko ja mam szansę wygrać. Jest też Ray, Eitan, Zire, Noah – Zaczął wyliczać na palcach – No i Azalee.
Yuki parsknęła głośno.
- To by było ciekawe. Jak Azalee wygra wyścig, to chyba zjem własny ogon.
Kion zachichotał wesoło.
- Wiesz co, teraz mi przyszło na myśl, że ona i Kira idealnie do siebie pasują. Obie są utalentowane, bardzo silne i bardzo wredne. To Azalee powinna pójść do klanu Feng Shu. Kira by miała konkurentkę.
Yuki wyszczerzyła się szeroko.
- Dobry pomysł. Zaproponuję jej to, gdy znów będę jej spuszczać lanie na treningu.
Kion roześmiał się jeszcze bardziej i momentalnie zapomniał o całym stresie. Yuki popatrzyła na niego zadowolona, że chłopak w końcu się rozluźnił i również zaczęła się śmiać.

Jak większość klanów kotów, tak i Feng Shu nie był daleko. Raptem około trzech dni spokojnego marszu w głąb kraju. Za to znów musieli przygotować się na wyprawę przez zupełnie odmienne tereny, jako że klan założony został w bardzo piaszczystym i gorącym regionie. A co za tym idzie, zapobiegawczo musieli wziąć ze sobą kilka bukłaków z wodą. Ale obecnie wędrowali jeszcze polnymi drogami bogatymi w zieleń i pobliskie owocowe sady. Kion zerkał na mapę trzymaną przez Yuki.
- Byłaś już w Feng Shu? W sumie pewnie nie muszę pytać. Chyba raczej znasz wszystkie klany kotołaków.
Yuki skinęła głową.
- Tak, ale bardzo dawno. Gdy byłam dzieckiem. Zawsze to były jedynie krótkie wizyty, aby klany zobaczyły następczynię rodu. Nic poza tym. Później już ich nie odwiedzałam. Teraz trochę żałuję tego. Mało się angażowałam w sprawy klanów, bo jak pamiętasz, wolałam uciekać z domu i ćwiczyć łuk.
Uśmiechnęła się szeroko, na co Kion wyszczerzył się z rozbawieniem.
- Ale teraz z przyjemnością przypomnę sobie ten klan. Poniekąd chciałabym nadrobić to i owo i bardziej poznać nasze rodzime klany. W końcu to bardzo ważne dla mojej przyszłej roli. Nie mogę tylko sobie przypomnieć, kto tam jest Wielki Wodzem.
Kion zmarszczył z namysłem brwi.
- O ile mi wiadomo, obecnie jest to Shanna. To wielka wojowniczka. Ponoć potomkini samej Asami, założycielki tego klanu. Ale nie miałem przyjemności poznać jej osobiście, więc nie umiem powiedzieć, jaka ona jest.
- Hm, rozumiem. Możemy mieć tylko nadzieję, że jest bardziej przyjazna niż twoja kuzynka. Jestem ciekawa czy wie o waszym konflikcie.
- Nie mam pojęcia. Ale nie sądzę. Choć po Kirze wszystkiego można się spodziewać – Odparł Kion i znów ciężko westchnął.
Yuki uśmiechnęła się.
- Dobra, nie mówmy teraz o tym. Zobaczymy na miejscu.
Kion skinął głową zgodnie i oboje skupili się na marszu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top