6 Los krzywdzi

Kolejna bezsenna noc w życiu Tonego nie była czymś dziwnym.

Ba, takie noce zdażaly się Tonemu często kiedy siedział w warsztacie do rana popijając ciągle kawę.

Szczególnie w tedy kiedy Pepper wyjeżdżała na delegacje, a on zostawał sam w domu. Sam ze swoimi myślami co w przypadku Starka nie było najlepszym przeżyciem.

Czasami nawet kładł się do łóżka i próbowal zasnąc ale natłok myśli skutecznie mu to uniemożliwiał.

Tamtego wieczoru był już zbyt zmęczony by majsterkować, bo nawet ręka w której ściskał śróbokręt nie chciała wspólpracować więc zalożyl na siebie zbroje i zrobił jedyną rzecz która w tej sytuacji mogła dać mu choć skrawek ukojenia - Wzbił się w powietrze i poleciał w stronę ulubionego miejsca na który przesiadywał w bezsenne noce.

Był to dach niewielkiej kamienicy w Queens nie wyróżniający się pewnej niczym posrud innych dokłdanie takich samych dachów.

A jednak to własnei tam, a nie nigdzie indziej Tony lubił przesiadywać.

Kiedy wylądowal na ziemi, a zbroja sumęła się z jego ramion, zauważyl, że na dachu znajduje się ktoś jeszcze.

Podszedł bliżej niskiej postaci, oświetlonej jedynie bladym swiatłem księzyca i usiadł obok pozwalając by tak jak i jej obok, jego nogi zwisały z murku.

Tony nie widział dokładnej twarzy osoby obok ale zdecydowanie był to dzieciak. Niski nastolatek z ciemnymi lokami który wpatrywał się w gwiazdy nad sobą jakby z odrobiną czegoś w rodzaju naiwnej nadzieji. Że chociarz one będa chciały pomuc.

Tonego przeszły lekkie ciarki kiedy zdał sobie sprawę, że w odrózneiniu od niego samego, dzieciak pewnie nie zaslużyl sobie na coś takiego.

Na tak głęboki smutek rozlewający się pewnie w całej jego psychice.

-Hej mały - zwrócił się do chłopca - czy coś się dzieje?

Chłopak zwrócił na niego na moment wzrok ale szybko go odwrucił.

-Lubisz gwiazdy co? - Tony zadał kolejne pytanie unosząc leniwie wzrok do góry.

Dzieciak spojrzał na niego. Tym razem na dłuższy momęt ale i tak odwrucił wzrok.

-Czasem - szepnąl cicho spoglądając gdzieś przed siebie - czasem myślę że nawet świat śię odemnie odwrucił... Ale wtedy patrzę w gwiazdy, i wiem że one nadal są... Nie są bowiem jak ludzie, nie opuszczają nas.

Pod koniec swojej wypowiedzi głos zaczął mu się trochę łamać a kiedy skończyl zalał się łzami.

-Masz trochę racji - przyznał Tony. Słowa chłopca wywarły na nim z jednej strony wielkii podziw ale też wielkie przerażenie.

Przerażenie, że taka młoda osoba, mogła przeżyć tak wiele. Przerażenie, że los nie patrzy kogo krzywdzi. Przerażenie, że krzywdzi też tych któży niczym nie zawinili.

Dum dum dum
Dramatyczna rozmowa ojca i sy- znaczy Tonego i Peter

Jak wam się ten rozdział podoba? Mam nadziję że znośny.

To tyle na dzisiaj.

Miłego dzionka,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top