□7□
Częściowo spalone ciało Dereka, nawet po jego śmierci przydało się. Jako szwendacz zawisł na płocie pośród innych trupów.
Jack siedział na kanapie w mieszkaniu jego mamy. Przyglądał się swojej obandażowanej dłoni, którą poparzyły płomienie. Chłopiec rozmyślał i przy okazji czekał aż jego rodzicielka wróci po rozmowie z Neganem i innymi. Można powiedzieć że czekał na swój wyrok po tym co zrobił. Podpalił człowieka.
Spojrzał w kierunku drzwi gdy usłyszał jak ktoś je otwiera i wchodzi do środka. Pierwszy wszedł Brent z Timem na rękach, poszedł z chłopcem od razu do jego pokoju, po drodze posyłając Jack'owi nikły uśmiech. Drzwi zamknęła Lary, przystanęła na krótki moment przy nich. Ruszyła w kierunku kanapy i usiadła obok syna. Szatyn zerknął na nią, ale kobieta patrzyła tylko przed siebie.
-Nie dostaniesz kary, nie poniesiesz konsekwencji za swoje czyny. Derek był chujem i zasłużył na chujowy koniec. To słowa Negana.- powiedziała beznamiętnie Lara.
-To chyba dobrze.- wzruszył ramionami chłopiec. Skoro nie oberwie za to, to dla niego było dobrą wiadomością.
-Dobrze?- zapytała jakby nie mogła uwierzyć w to co zrobił jej syn.- Zabiłeś człowieka Jack. Podpaliłeś go żywcem.- spojrzała na niego.- Nie wychowałam cię na mordercę. Dlaczego to zrobiłeś? Proszę, powiedź że to nie było dla zabawy. Proszę, podaj prawdziwy powód.- była bliska załamania. On miał dopiero dziesięć lat, a zabił w brutalny sposób człowieka. Gdy tylko przypomniała sobie smród przypalonego ludzkiego mięsa, robiło jej się niedobrze. Nie chciała by wyrósł na złego człowieka. Ale zrobienie czegoś takiego w młodym wieku nie dawało zbyt dobrej przyszłości i szansy na wyrośniecie z niego dobrej osoby.
-Wkurzył mnie. Powiedział wiele okropnych słów o tobie, o ojcu, o mnie, nawet nie pominął Brenta. Nie mogłem pozwolić by tak po prostu sobie kpił i robił co chciał. Byłem tak bardzo zły, chciałem by umarł. Niedaleko stały karnistry z benzyną, w kieszeni miałem zapalniczkę. Po prostu złapałem za karnister i polałem go benzyną. Ognień szybko go pochłonął. Nie mogłem znieść jego szyderczego śmiechu, po prostu to zrobiłem. I nie jest mi przykro że go zabiłem. Jest mi przykro bo teraz pewnie uważasz mnie za potwora. Tim zawsze był lepszym synem.- spuścił głowę w dół, zadrżał i pociągnął nosem gdy zachciało mu się płakać. Ale nie mógł być miękki.
Lara poczuła jakby ktoś dźgnął ją w serce. Otarła łzy gdy spłynęły jej po policzkach. Z pewnością to było sensowne wyjaśnienie. Miał problemy z gniewem, tak jak ona gdy była w jego wieku. Jej nastoletnie życie było dość ciężkie, a niekontrolowanie agresji nie pomagało jej. Miewała przez to kłopoty, ale ojciec i brat jakoś zawsze ją wyciągali z nich. Odziedziczył te cholerstwo po niej. A to że chłopcy sami w sobie w nastoletnim wieku miewają problemy z emocjami jeszcze bardziej potęgowało nieradzenie sobie z agresją. Był tylko dzieckiem, które sobie nie potrafiło poradzić z samym sobą. Nigdy nie przestałaby go kochać, nie ważne co by zrobił, nie ważne kim by się stał, zawsze będzie jej dzieckiem.
-Nigdy nie przestanę cię kochać, ani tym bardziej nigdy nie będę uważała cie za potwora. Jesteś moim synkiem. Ale nie możesz postępować w ten sposób. Będę przy tobie i pomogę ci gdy będziesz tego potrzebował.- objęła go, a Jack mocno się do niej przytulił.
-Przepraszam mamo.- załkał cicho jeszcze bardziej się w nią wtulając.
-Już dobrze, będzie dobrze.- gładziła go delikatnie po plecach by go uspokoić.
■□■□■□■□■□■
Ciemnowłosa zamknęła drzwi od pokoju synów. Była późna pora, a zarówno Tim i Jack poszli już spać.
Zmęczona usiadła z głośnym westchnieniem na kanapę. Brent usiadł obok niej trzymając w dłoniach dwie szklanki z whisky i podał jej jedną z nich. Skinęła głową w podzięce i napiła się trunku. Lekko gorzki i duszący smak rozlał się w jej gardle, ale nawet się nie skrzywiła. Potrzebowała chwili zapomnienia, musiała się choć odrobinę zrelaksować.
-To był na prawdę męczący dzień. Czy kiedykolwiek będzie lepiej?
-Musi być. Zło zawsze przegrywa z dobrem.
Parsknęła i spojrzała na mężczyznę, na którego twarzy widniał niewielki uśmiech.
-To nie bajka. To popaprana rzeczywistość. Tutaj nie ma dobrych ani złych, są tylko niedobitki, które przeżyły walkę z śmiercią. Jedna rzeczy się liczy, przetrwanie. Świat już nie jest nasz, należy do trupów.
-Zbyt ponure myśli.
-Serio? Myślisz że zbyt ponuro to przedstawiam. Nie ważne czy powiem to w pozytywny sposób czy nie, istoty sensu tego świata nie zmienisz. Walcz albo giń. Silni przetrwają.
-Potrzebujesz relaksu.
-Nie mam na to czasu. Mój syn dziś kogoś zabił, a mój brat zadrwił sobie ze mnie, kazał mi pokazać swoje posłuszeństwo, kazał klęknąć. A obiecywał że władza nas nie poróżni. - jednym łykiem wypiła prawie całą zawartość szklanki lekko się przy tym krzywiąc. Ten dzień był beznadziejny. I coś czuła że to tylko początek nieustannych problemów. Ale przynajmniej miała Brenta, chociaż jego.
-Jest na to rozwiązanie. Odejdźmy stąd.
-To nie rozwiązanie. Nikt nie ucieknie od Zbawców. Ktokolwiek próbował ginął albo wracał tu. Jedynym sposobem jest walka, ale tego nie chcę.
-Życie to kawał suki.- stwierdził mężczyzna. Wstał na chwilę by wziąć z półki butelkę alkoholu oraz odtwarzacz, który leżał na wysepce kuchennej. Usiadł obok ciemnowłosej, dolał im obojgu alkoholu do szklanek. Włączył urządzenie i założył jedną słuchawkę na ucho, a drugą podał ciemnowłosej.
-Będziemy pić i słuchać przygnębiających kawałków, co ty na to?
-Brzmi nieźle.- uśmiechnęła się i wzięła od niego słuchawkę, którą założyła na ucho.
Brent objął ją ramieniem przyciągając do siebie i włączył piosenkę z playlisty.
Gdybym mógł wybrać cokolwiek.
Pewnego dnia byłbym dobry w łóżku.
Zakochałabym się i zostałabym.
Zakochać się.
I to niesprawiedliwe.
Ciągle piszę ciąg dalszy opowiadań, które nie istnieją.
Nie chcę umierać, ale nie chcę tak żyć.
Chcę tylko coś poczuć, chcę tylko poczuć.
Coś naprawdę prawdziwego, żebym mógł naprawdę. . . .
Znów poczuć się jak człowiek.
Lara oparła głowę o ramie Brenta. Uśmiech nie znikał z jej warg gdy przyglądała się jego rysom twarzy, jego ustom, oczom, każdemu nawet najmniejszemu fragmentowi. Czuła się z nim tak dobrze, w końcu miała kogoś kto na prawdę ją wspierał i akceptował. Może miał racje by spróbować uciec stąd, znaleźć gdzieś indziej nowy dom. Ale bała się konsekwencji jeśli coś pójdzie nie tak. Nie czuła się jeszcze gotowa by spróbować i coś podskórnie jej podpowiadało że coś złego może się stać. Wolała by jej przeczucie się myliło, ale najgorsze było to że przeważnie bywało tak jak przeczuwała. Nie chciała stracić synów, Brenta, ani nawet brata choć czasami nienawidziła go tak bardzo że wolałaby by umarł, ale w rzeczywistości potrzebowała go. Bycie samemu było czymś czego nie chciała najbardziej na świecie. Często czuła się samotnie, porzucona i niezrozumiana. Nie mogła ryzykować by stracić kogoś kto zapewniał jej to czego potrzebowała, sprawiał że pustka w sercu była wypełniona. Każdy w końcu potrzebuje bratnią duszę.
Możesz mi zdradzić sekret?
Możesz mi powiedzieć, co jest ze mną nie tak?
Wiem, że powinienem być zły.
Ale ledwo czuję pieprzoną rzecz.
Możesz mi zdradzić sekret?
Możesz mi powiedzieć, co jest ze mną nie tak?
Chcę tylko coś poczuć, chcę tylko poczuć.
Coś naprawdę prawdziwego, żebym mógł naprawdę. . . .
Znów poczuć się jak człowiek.
■□■□■□■□■□■
Delikatny powiew wiatru zawiał przez co wiatrowskaz, który znajdował się na dachu budynku zaskrzypiał wskazując w którym kierunku wiał wiatr. Budynek który był zarówno barem jak i służył jako noclegownia stał obok małej stacji paliw. Szyld z napisem "Bar u grubego Barry'ego" wiszący nad wejściem do budynku był już wyblakły, a niegdyś świecił jasnymi neonowymi kolorami zachęcając podróżnych do zatrzymania się na odpoczynek w tym zacisznym miejscu. Teraz to wszystko przypominało runę, zgliszcza dobrych i radosnych chwil, które z czasem zacierały się w pamięci.
Głowa szwendacza poturlała się po drodze, brudząc asfalt krwią która przypominała bardziej czarną breję wyciekającą z odciętej części ciała, które leżało jakieś pół metra dalej.
Lara wytarła zakrwawioną maczetę w szmatkę po czym schowała ostrze do pochwy przy pasku. Podeszła do odciętej głowy. Zamglone ślepia umarlaka obserwowały ją gdy kucała, a szczęka poruszała się ocierając zębami o zęby tak mocno że wydawały nieprzyjemny dźwięk zgrzytania.
Ciszę zagłuszył dźwięk palonej gumy opon, a później pisk gdy czarny sportowy samochód zajechał na zajazd i ustał tuż obok jej samochodu, którym tu przyjechała.
Zerknęła tylko na krótką chwilę na przybysza po czym podniosła głowę z ziemi i przeszła na drugą stronę ulicy. Nabiła głowę na pal obok innych głów, które również były nabite na drewniane słupy. Oddaliła się od nabitych głów. Wzięła łuk oraz kołczan z strzałami, który leżał pod drzewem. Nałożyła strzałę i napięła cięciwę. Skupiła się na celu po czym puściła cięciwę. Strzała przeleciała tuż obok jednej z głów i wbiła się w korę drzewa, które rosło za nimi.
Negan wysiadł z samochodu. Poprawił krwisto czerwoną chustkę zawieszoną wokół szyi. Wziął z siedzenia pasażera swój najdroższy kij po czym spokojnym krokiem ruszył w miejsce za ulicą.
Obserwował jak Lara strzela z łuku.
-Pudło.- parsknął podchodząc do ciemnowłosej. Kobieta wywróciła oczami i nie zaprzątając sobie głowy jego obecnością nałożyła kolejną strzałę na cięciwę i strzeliła, tym razem trafiła. Czarnowłosy przyjrzał się nabitym głowom na palach ustawionych w rzędzie. Nie wiedział co takiego ciekawego jest w tym. Po co strzelać do nieruchomych celów?- Nie rozumiem po co to robisz? Lubisz się nad nimi pastwić? Ma to w sobie nutę szaleństwa, można dostać dreszczy od takich widoków.
-Zamknij się, irytujesz mnie, a to mnie rozprasza.
-To jakaś gra? Jak w wesołym miasteczku, gdy strzelasz w ustawione puszki by wygrać nagrodę. Tyle że nie widzę tu klaunów czy czegokolwiek takiego. Porąbane to. Laura powiedziała że wybrałaś się na przejażdżkę tam gdzie zawsze. Obstawiłem że będziesz w motelu "64 noce". Zapomniałem że zawsze wolałaś zabawy w barze Barry'ego.- zerknął na budynek po drugiej stronie ulicy.- Aż wracają wspomnienia.
-Po co tu przyjechałeś?- zapytała wciąż celując do głów, już tylko trzy zostały do trafienia.
-Nie miałem konkretnego powodu. Skąd to masz?- wskazał łuk oraz strzały, obie te rzeczy wyglądają na ręcznie zrobione.- Nie mamy takich rzeczy, a ty z pewnością nie umiesz ich zrobić.
-Z Królestwa. Gavin załatwił je dla mnie.
-Czemu w ogóle to chciałaś? Mamy mnóstwo broni, karabiny i wiele innych. Kawałek drewna jest lepszy?
-Z pewnością mniej zawodny niż pistolety i niektórzy ludzie.- strzeliła, a strzała trafiła prosto w oczodół i przebiła się na wylot głowy.- Naboje trudniej zrobić niż strzały. No i łuk nie jest głośny, to cichy zabójca.
-Brzmisz jakby ci się to na serio podobało. Co z tobą?
-Królestwo nie potrzebuje broni palnej. Sami tworzą własną broń, mają tego mnóstwo.- stwierdziła z lekką ekscytacją. Wiadomo pistolety są świetne, ale łuk czy inne tego typu rzeczy mają swój własny urok. Choć ostrza zawsze były dla niej najlepsze, maczety czy zwykłe noże. W końcu sama ulokowała niewielkie ostrze w podeszwie butów, które zawsze nosi. Gdy zabraliby jej pistolet czy inną broń którą miałaby przy sobie, to ten ukryty nóż mógłby ją uratować. Była pewna że któregoś dnia może jej się to przydać.
-To banda głupców, którzy myślą że żyją w wspaniałym Królestwie na czele którego stoi król Ezekiel. Jeżdżą na koniach w zbrojach z dzidami i łukami myśląc że są rycerzami? To bajeczki dla dzieci. Wiesz co na prawdę jest odjazdowe? Ciężarówy, zajebiste bryki, karabiny i kij baseballowy. Zbawcy rządzą tym światem.
-Może masz rację.- naciągnęła strzałę i wycelowała w kierunku swojego brata. Mężczyzna drgnął niespokojnie. Strzała przeleciała tuż obok głowy i trafiła trupa, który był za mężczyzną.- Ale patrz co ci właśnie dupę uratowało. Powinniśmy się rozwijać. Paliwo i amunicja kiedyś się skończą. Lepiej być przygotowanym na wszystko. I wiesz że podobno Ezekiel ma cholernego tygrysa? Gavin coś o tym wspominał. To dopiero jest oldskulowe.
-Chrzanisz, to niemożliwe. Ale skoro cię to tak interesuje, to może wpadnij do Królestwa.
-Zapomniałeś że mamy umowę. Dają nam to co chcemy, a w zamian zostawiamy ich w spokoju i nie naruszamy ich domu.
-Warunki umowy można zawsze zmienić. Wystarczy tylko twoje słowo.
-Co ty odwalasz?- zapytała wyczuwając że o coś konkretnego mu chodzi. Niby twierdził że przyjechał tu bez powodu, ale coś musiało być na rzeczy. Nie mógł być miły bez powodu.
-Nic. Chcę tylko by nie było między nami chujowej atmosfery.
-Jest chujowo bo kazałeś mi się ukorzyć przed tobą przy Simonie.
-To było konieczne. Za bardzo żarliście się ze sobą. Trzeba było ogarnąć was. Simon zbytnio kozaczył. Gdybym kazał tylko jemu klęknąć, to nic by to nie dało. Wiesz jaki on jest. Nie mogłem cię wywyższyć bo podważałby moje zdanie i autorytet. A wtedy byłyby kłopoty. Mógłby zacząć coś knuć, a tego przecież nie chcemy.- zbliżył się do ciemnowłosej i objął ją ramieniem po czym zaczął prowadzić w kierunku stojących po drugiej stronie samochodów.- Mam browary w samochodzie. Chodźmy do baru, wypijemy i odprężymy się. Co ty na to?
Lara mruknęła i mimo początkowej niechęci skinęła głową pozwalając by brat zaprowadził ją do budynku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top