□61□

Lara leżała na boku i podpierała głowę na dłoni. Przyglądała się Daryl'owi, który spał tuż obok jej. Wyglądał tak spokojnie i beztrosko. Przyjemne ciepło otulało ją niczym niewidzialny koc, serce biło szybciej, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Kosmyki jego włosów beztrosko opadały na jego czoło przykrywając częściowo oczy. Lara uniosła dłoń i delikatnie zgarnęła kosmyki jego włosów na bok. Patrząc na niego i to że mogła być tu z nim oraz dzielić tą chwilę, czuła się szczęśliwa. Jednak spokojne myśli i przyjemną chwilę zakłócił pewien niepokój. Obawa i strach pojawiły się w jej umyśle przez co uśmiech na jej twarzy zelżał, a promieniujące od niej szczęście przygasło. Tak bardzo zależy jej na nim, że samo pomyślenie że mogła go stracić boli i sprawia że obawy zaczynają ją zalewać. Mogła go stracić. Starcie z tamtymi zamaskowanymi ludźmi mogło skończyć się znacznie gorzej i co jeśli nie tylko Paul mógł zginąć, ale on również. Łzy pojawiły się w jej oczach i zabrała rękę, którą dotykała jego włosów. Coraz bardziej się do siebie zbliżali, a to było ryzykowne. Jeśli coś by się stało. Nie chciała przechodzić kolejnej utraty bliskiej osoby i nie chciała tego również dla niego. Ale nie miała sił by odtrącić go i nie chciała tego. Przez te mieszane odczucia powstawał konflikt, który w sobie miała. Pragnęła być szczęśliwą, ale to szczęście mógłby ktoś jej odebrać. 

-Hej.- lekko zachrypnięty głos brązowowłosego przykuł jej uwagę.- W porządku?- zapytał marszcząc brwi, najwyraźniej zauważył jej smutek. 

-Tak, jest dobrze.- uśmiechnęła się nadając swojej twarzy bardziej radosny wyraz.- Wyspałeś się? 

Kusznik skinął głową po czym uniósł rękę i dotknął jej policzka kciukiem gładząc skórę. Ciemnowłosa przymknęła na chwilę oczy tonąc w uczuciu jego bliskości. 

-Też mam obawy.- wyznał szczerzę i z smutkiem w głosie. Lara miała wrażenie że podziela jej wszystkie myśli jakby umiał wniknąć jej do głowy. Ale wszyscy przecież tak mają, gdy zależy ci na kimś masz prawo bać się że możesz stracić tę osobę.  

□■□■□■□■□■□■□■□■□■□

Henry został już wypuszczony z celi, chłopak mógł kontynuować naukę u Earl'a. 

Jack podążał za swoim przyjacielem w kierunku więzienia. Blondyn uparł się że chce zanieść kilka rzeczy dla Lydii. Gdy byli już przy wejściu brunet zwolnił jakby chciał uniknąć wejścia do piwnicy.

-Nie ugryzie cię przecież.- powiedział Henry z rozbawieniem gdy Jack nie był pewny czy z nim pójść. Blondyn jednak nie wiedział że chodziło nie o to że brunet obawiał się dziewczyny, a o coś innego. Jack dostrzegł między przyczepami Daryl'a. Szybko spojrzał gdzieś indziej.

-Nikogo się nie boję.- stwierdził nastolatek po czym jako pierwszy wszedł do pomieszczenia z celami. 

Lydia na dźwięk zbliżających się kroków zareagowała szybkim odsunięciem się od krat. Jednak gdy zauważyła kto przyszedł wyszła z kąta w celi. Jack zauważył że mimo braku uśmiechu, to na widok Henry'ego jej wyraz twarzy był radośniejszy. Blondyn również emanował dziwną radością gdy mógł ją zobaczyć. Brunet już podejrzewał co między tą dwójką zaczyna się dziać, sam był przecież zakochany. 

Henry dał dziewczynie czyste ubrania, ręcznik, wodę i jedzenie. Lydia wzięła prawie wszystko, jedzenia nie chciała przyjąć twierdząc że uczucie głodu jest darem. Kanapka którą poprzedniego dnia przyniósł jej Jack leżała nieruszona pod ścianą przy kracie jej celi. Dla bruneta wydawało się to dziwne, ale Henry zachowywał się jakby próbował zrozumieć o czym ona mówi albo był tak w nią zapatrzony że przytaknął by głową nie ważne co by powiedziała. 

Lydia opowiedziała o swoich rodzicach. Jej tata umarł na początku gdy dawny świat przepadł. Jej mama uważała go za słabego. Nastolatka twierdziła że mama chroniła ją za wszelką cenę, że dba o nią. Henry odwzajemnił się tym samym i opowiedział trochę o rodzicach, tych prawdziwych już dawno stracił, ale teraz ma przybranych i jest z nimi szczęśliwy. 

Jack poczuł się dziwnie gdy Lydia spytała go o jego rodziców. Do tej pory tylko siedział pod ścianą oddalony trochę od nich. Blondyn i dziewczyna siedzieli przy kratach celi, byli blisko siebie.

-Mam tylko mamę, jest silną kobietą. Ojciec umarł dość niedawno, ale jak bohater.- oczywiście że nie był chętny o tym rozmawiać, ale gdy każdy z nich opowiadał o swoich rodzicach czuł się dość swobodnie i czuł że mógłby również się otworzyć. Ale przypomniał sobie że przecież ktoś ich podsłuchuje więc nie miał zamiaru mówić nic więcej. 

-Moi przybrani rodzice mieszkając w innej osadzie.- odezwał się Henry jakby w ten sposób chciał by jego przyjaciel nie musiał mówić nic więcej o swoich rodzicach.

-Co to za miejsce?

-Nazywa się Królestwo. Jest dość blisko, dzień drogi stąd. 

Nagle wejście do piwnicy zostało otwarte z hukiem. Daryl wszedł do środka. Kusznik chwycił Henry'ego za ramię i wyprowadził go z pomieszczenia mimo że blondyn nie chciał. 

-Czy on coś mu zrobi?- zapytała z zmartwieniem Lydia gdy Jack również chciał opuścić piwnice. 

-Nic mu nie zrobi.- nastolatka nadal wyglądała na zaniepokojoną więc ponownie się odezwał.- Dopilnuje tego. 

Gdy brunet wyszedł zauważył że Daryl odsunął Henry'ego trochę dalej od piwnicy, najwyraźniej nie chciał by Lydia usłyszała ich rozmowę.

-Oszalałeś? Nie możesz mówić jej o Królestwie.

Daryl był wściekły. 

-A ty? Pozwoliłeś mu na to? Może sam też miałeś zamiar opowiedzieć o swoim domu?- zwrócił się do Jack'a. Brązowowłosy był jak szalejący na morzu sztorm. Ale  Henry był spokojny i nawet nie okazał strachu przed Daryl'em. 

-Odczep się od niego.- blondyn stanął w obronie przyjaciela. Jack był zmieszany i chyba pierwszy raz nie wiedział co powiedzieć.- To ja zacząłem opowiadać o Królestwie. 

-I to było głupie. Jest ich więcej. Lara widziała jednego z nich w lesie.

Na to oświadczenie pewność Henry'ego zmalała i skruszył się czując że prawdopodobnie popełnił błąd. Jack był trochę zaskoczony bo Lydia uparcie twierdziła że tylko jej mama została, ale najwyraźniej była kłamczuchą. Po chwili jednak blondyn zrozumiał coś. Daryl podsłuchiwał ich, a to sprawiło że nastolatek się zezłościł.

-Podsłuchiwałeś nas?

-Oczywiście. Ja, Tara, inni. Zmienialiśmy się. Sprawdzaliśmy co ci mówi.

-Wykorzystaliście mnie.- nastolatek czuł się oszukany. To było okropne że posłużył im jako narzędzie do zdobycia informacji. Zachowali się wobec niego jakby był jedynie przedmiotem, a nie człowiekiem który ma uczucia. 

-Tak, to był dobry plan.

-Ona jest dobrą osobą, którą zmienił świat. I ma rację co do ciebie. Jesteś dupkiem. Chcesz odpowiedzi, sam je zdobądź.- powiedział zdenerwowany. To było dość nietypowe u Henry'ego. Był miłą osobą, ale najwyraźniej tak mocno został zraniony że coś w nim pękło. Blondyn obdarował kusznika ostatnim ostrym spojrzeniem po czym odwrócił się i zaczął odchodzić.

-Pilnuj go i jak dziewczyna coś powie, przekaż to mi.- Daryl zwrócił się do Jack'a tak swobodnie jakby wcale przed chwilą nie pokłócił się z Henrym i nie potraktował go podle. 

-Nie. Nie mam zamiaru dalej tego ciągnąć. 

-Chyba nie rozumiesz o jaką stawkę chodzi.

-Rozumiem znacznie więcej niż ci się wydaje. Żałuję że zgodziłem się ci pomóc.- to było głupie że zgodził się na ten plan. Henry został wykorzystany, a on brał w tym udział. Czuł się jakby zdradził swojego przyjaciela, nie mógł dłużej tego ciągnąć.

-Pomagałeś mu?

Jack obrócił się i zobaczył Henry'ego, który stał niedaleko. Blondyn wrócił się gdy zauważył że jego przyjaciel za nim nie poszedł. Rozczarowanie na twarzy Henry'ego było aż nadto nieprzyjemne dla Jack'a, mógłby nawet powiedzieć że to zabolało, a na pewno to zabolało blondyna. 

-Henry... - odezwał się brunet, ale nie wiedział co powinien powiedzieć. Zwykłe przepraszam nie naprawi tego. 

-Obaj jesteście siebie warci.

Blondyn zaczął odchodzić szybkim krokiem. Jack ruszył za nim. Brunet musiał trochę podbiec by go do gonić. 

-Poczekaj.- złapał go za ramię. Blondyn odepchnął jego rękę zatrzymując się i odwrócił się. Zrobił gwałtowny krok w kierunku bruneta przez co chłopak cofnął się. 

-To było podłe. Myślałem że możemy sobie ufać. Poręczyłem za ciebie, a ona ci zaufała. 

-Wiem. Popełniłem błąd. Powiedziałem mu że nie chce mu już pomagać...

-Ale zawiodłeś mnie. Nie zmienisz tego co zrobiłeś. Tyle czasu znosiłem twoje durne zachowanie, czasem miałem cię dość, bywałeś palantem, ale taki miałeś charakter i ostatecznie zawsze stawałeś po mojej stronie i mogłem na ciebie liczyć. Nie wiem co się zmieniło i sprawiło że mnie oszukałeś. W sumie to nie mam pojęcia co siedzi ci w głowie. Masz przede mną sekrety. Nasza przyjaźń już nie jest taka sama jak wcześniej. Co się z tobą dzieje?

-Ja... - brunet zaciął się, umysł szumiał mu od natłoku myśli by choć trochę wyjaśnić Henry'emu co się z nim dzieje. Cisza była jednak za długa i Henry odezwał się pierwszy. 

-Po co masz mi cokolwiek wyjaśniać. Już znalazłeś kogoś na moje zastępstwo. 

-Nigdy cię nie zastąpi idioto!- wykrzyknął Jack i zrobił krok do przodu stanowczo wpatrując się blondynowi w oczy.- Zżerają mnie wyrzuty sumienia z powodu śmierci John'a.- wyznał już spokojniejszym tonem.- Gdybym nie chciał pozbyć się ojca, nie znalazłbym się w piwnicy, nie zabiłbym Jace, a Cora nie próbowałaby mnie zabić i ojciec nie zasłoniłby mnie własnym ciałem. Długo to w sobie dusiłem i próbowałem wmówić że mnie to nie rusza i że to nie moja wina. Ojciec chciał odnowić z nami relacje, a Tim'owi na tym zależało. Miał zaledwie parę miesięcy gdy ojciec odszedł więc nie miał z nim za wiele wspomnień. Teraz Tim nienawidzi mnie bo odebrałem mu szansę dorastania z ojcem. Sam siebie za to nienawidzę. Dlatego zachowuje się tak dziwnie. W mojej głowie panuje istny chaos. Ale to mnie nie usprawiedliwia.

-Zawsze mogłeś ze mną o tym porozmawiać. - powiedział spokojnym głosem Henry.- Nie oceniłbym cię.- spojrzenie blondyna było pełne wyrozumiałości i zrozumienia. Nie sądził że jego przyjaciel aż tak bardzo to przeżywał i nie umiał się z tym pogodzić. Zawsze wydawał się być silny i beztroski jakby nikt nie mógł go zranić, ale najwyraźniej też miał swoje słabości.- I rozumiem czemu chciałeś pomóc Daryl'owi.- blondyn rozumiał czemu kusznik nie ufał Lydii, chciał ich chronić.- Ale źle do tego podszedł i ty też. 

-Jest już w porządku między nami?

-Tak, ale na przyszłość, nie okłamuj mnie więcej.

□■□■□■□■□■□■□■□■□■□

Daryl był sfrustrowany, stracił łatwy sposób na zdobycie od Lydii informacji, a fakt że Alden i Luke wciąż nie wracali oraz to że grupa poszukiwawcza wróciła bez nich jeszcze bardziej pogarszał sytuację.

-Henry już nie pomoże, Jack też nie.

Lara spojrzała na niego. Złapała go za dłoń, splątała ich palce i lekko ścisnęła chcąc dodać mu chociaż trochę otuchy. 

-Sytuacja jest kiepska, ale jakoś z tego wyjdziemy. Może Michonne wróci tu z Rick'iem i nam pomogą. 

-Wątpię. Mają na głowie Alexandrię, o swoich mieszkańców muszą się martwić.

-Też nimi jesteśmy. 

-Więc czemu nie odjechałaś z Michonne?

-Poczułam że muszę tu zostać.

-Ja też. Tara nie poradzi sobie z tym wszystkim sama. Potrzebuje pomocy.

-Więc jej pomożemy.

-Zacznijmy od wyciągnięcia informacji z więźnia.

Oboje stanęli przed wejściem do piwnicy.

-Ja spróbuję. Lepiej tu zostań.

Ciemnowłosa weszła do piwnicy. W dłoni trzymała leki dla Lydii, która miała problem z uchem, za które ciągle się łapała jakby ją bolało. 

-Cześć.- Lara powoli zbliżyła się do krat. Nastolatka siedziała pod ścianą i obserwowała ją niczym wystraszone zwierzę.- Przyniosłam ci leki na ucho.- ciemnowłosa przykucnęła przy kracie i przełożyła rękę przez kraty by położyć leki na ziemi w celi. 

-Nie widziałam cię tu wcześniej.- mruknęła Lydia. Nastolatka nie ruszyła się z miejsca więc Lara wstała i cofnęła się od krat by nie przytłaczać jej swoją obecnością.

-Nazywam się Lara, poznałaś już mojego syna, Jack'a.

Imię bruneta było jak sygnał dla nastolatki. Henry uważał że można ufać Jack'owi więc jego mamie może też można.

-Jestem Lydia.

-Miło mi cię poznać. Weź je, pomogą ci na ucho.- ciemnowłosa skinęła w kierunku lekarstw. Lydia przez chwilę niepewnie przyglądała się tabletkom po czym je wzięła i popijając wodą, którą dostała razem z lekami połknęła je.- Potrzebujesz czegoś?

-Nie. Czemu jesteś miła?

-A czemu miałabym nie być?

-Bo twój przyjaciel nie żyje. 

Lara zacisnęła pięść i to bardzo mocno aż paznokcie wbiły się w jej skórę. W porę ukryła rękę za plecami więc nastolatka nie zauważyła tego. Nie musiała być dla niej miła, ale bezpieczeństwo Wzgórza i innych osad było teraz priorytetem więc musiała udawać że jej nie zdenerwowała. Zastanowiła się przez chwilę skąd nastolatka wiedziała o tym że Paul był jej przyjacielem, ale najwyraźniej Henry lub Jack musieli jej o tym wspomnieć. 

-Nie ty go zabiłaś. Ale osoba odpowiedzialna za to już nie żyje. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top