■36■

Lara przeszła między drzewami i rozstawionymi namiotami. Pośpiesznie dotarła do głównego namiotu gdzie nawet z zewnątrz było słychać że trwają dyskusje między kilkoma osobami. 

Rano przyszły wieści że Justyn nie dotarł do Sanktuarium, a osoby z obozu znalazły go przemienionego niedaleko rzeki. Świadkowie twierdzili że mężczyzna miał ranę kutą w klatce piersiowej, co było powodem jego śmierci, a później przemienił się. Tylko gdy dawni Zbawcy dowiedzieli się że kolejny z nich zginął doszło do awantury. Sytuacja była napięta. Chcieli odpowiedzi oraz by sprawcy śmierci ich człowieka ponieśli karę. 

-Justyn musiał znać napastnika. Nie było śladów walki, ani że z kimś się ciągał.- powiedział Rick gdy ciemnowłosa weszła do namiotu. Debatowali nad sprawą śmierci Justyna. Potrzebowali odpowiedzi bo bez nich sytuacja z dawnymi Zbawcami może się pogorszyć.

-Ten ktoś czekał aż będzie sam i wtedy go zaatakował.- stwierdził Daryl. Kusznik zerknął na Lare, która posłała mu delikatny uśmiech i stanęła przy nim. 

-Może z kimś się pokłócił i ta osoba chciała zemsty.- zaproponowała Maggie. Dawno nie było jej w obozie, ale gdy doszły ją wieści jak kiepsko jest nad rzeką postanowiła przyjechać i pomóc.

-I z byle kłótni go zabili? To musiał być ważny powód.- odezwała się Carol. 

-Masz coś?- Grimes spojrzał na Lare wyczekująco. Ciemnowłosa miała zrobić mały rekonesans, spróbować dowiedzieć się czegoś u swoich dawnych ludzi i dowiedziała się, ale nie miała dobrych wieści.

-Te zaginione osoby nie są przypadkowe. Wszyscy należeli do grypy Simona, prawej ręki mojego brata. 

-I co to oznacza?- dopytała Maggie bo nie widziała powiązania z sprawą Justyna.

-Wzięli oni udział w masakrze. Zabili wszystkich mężczyzn, nawet chłopców w osadzie, którą nazywacie teraz Oceanside.

-O matko. Teraz wszystko nabiera sensu.- powiedziała Tara.- Cyndie ostatnio wspominała coś, że w końcu nadszedł czas na sprawiedliwość, ale nie sądziłam że to one są odpowiedzialne za te zaginięcia.

-Teraz już wiemy. Kto jest zagrożony?- zapytał Rick zwracając się do Lary.- Powinniśmy wiedzieć by zaradzić kolejnej śmierci. Zbawcom to się nie spodoba.

-Będą chcieli się zemścić. Lepiej by kobiety z Oceanside wróciły do siebie.- odezwała się Carol.

-Najpierw porozmawiamy z nimi, później je odeślemy.

-Tylko jedna osoba została z dawnej grupy Simona. To Arat, jest teraz celem.

-Więc ją znajdźmy zanim zrobi to ktoś inny.- oświadczył Rick po czym opuścił namiot, a za nim reszta.

Wszyscy po kolei wychodzili, ale Lara pozostała w tym samym miejscu co stała. Daryl tak jak pozostali miał zamiar wyjść, ale gdy zauważył że ciemnowłosa nie wychodzi zatrzymał się przy wyjściu.

-Nie idziesz?

-Po co? Arat jest ostatnia. Zabiją ją i problem się skończy.

-Zbawcy przez to odejdą.

-I tak by to się stało. Znaleźli by inny powód do odejścia. Te kobiety chcą sprawiedliwości. Każdy kto brał udział w tej rzezi zasłużył na śmierć. Zabili nie tylko mężczyzn, ale też chłopców, nie ważne ile mieli lat. 

-Wiec Arat zasłużyła na śmierć? 

-Jeśli Oceanside ją dopadnie, nie pomogę wam jej szukać. Nie będę brała w tym udziału. Nie znasz Arat. Robiła wszystko by zdobyć jak najlepszą pozycje wśród Zbawców. Może i ja też nie jestem święta, ale nigdy nie przekroczyłam granic, które ona przekroczyła. Gdybyś miał dzieci zrozumiał byś to.

Kusznik jedynie skinął głową po czym wyszedł z namiotu zostawiając ciemnowłosą samą. 

Wszystko szło ku upadku. Problemy w obozie dawały się wszystkim we znaki, a Lara miała jeszcze własne zmartwienia na głowie. Ktoś chciał ją dopaść i nie miała pojęcia kto.

□■□■□■□■□■□■□■□■□■□

Kobiety z Oceanside dokonały zemsty. Arat zginęła, a dawni Zbawcy opuścili obóz i wrócili do Sanktuarium. Budowa mostu została wstrzymana. Coraz więcej osób zaczęło opuszczać obozowisko, wielu nie widziało już sensu by kontynuować budowę. Kolejną fatalną wiadomością było, to że nurt rzeki nie zmalał i nadal był niebezpieczny, most groził zawaleniem. 

Atmosfera w obozie była na tyle nie do zniesienia że Lara postanowiła trochę odetchnąć. Siedziała na drewnianej platformie na drzewie, która służyła jako mini posterunek. Drzewo stało przy drodze, która prowadziła do mostu. Wystarczyłoby że zeszłaby na ziemię i ustała na drodze to miała by idealny widok na most i co na nim się dzieje. Miała na uszach słuchawki, próbowała odprężyć się słuchając muzyki. Ale nawet najlepsze kawałki, które poznała dzięki Brent'owi nie były wstanie wyciągnąć ją z dołka. Więc siedziała bez celu obserwując okolicę. Słuchawki były dobrymi izolatorami przez co nie słyszała że ktoś mówi coś przez radio, które miała przyczepione do siodła. Koń spokojnie stał pod drzewem do którego był przywiązany. Zwierze przecież nie rozumiało że to co osoba powiedziała przez radio było ważne więc nie dał znaku swojej właścicielce że coś jest nie tak. Lara była nieświadoma tego co działo się w obozie i poza nim. Za bardzo pozwoliła sobie na zaniedbanie obowiązków, ale nie jej wina że miała tyle na głowie że chciała choć trochę odpocząć. Problemy ciągle się pojawiały, rzadko kiedy miała czas by odetchnąć i nacieszyć się życiem albo chociaż ładną pogodą, a dzisiejszy dnień był wyjątkowo słoneczny i nic nie zwiastowało że może wydarzyć się coś złego.

Kilku sztywnych wyłoniło się spomiędzy drzew. Truposze skierowały się w kierunku konia, który na ich widok zaczął szarpać za uprząż którą był przywiązany do drzewa. Na szczęście Lara zauważyła nadchodzące zagrożenie. Zeszła z platformy i wyciągnęła maczetę. Zabiła sztywnych po czym podeszła do konia i pogładziła go po grzywie by go uspokoić, ale zwierze się nie uspokoiło. I nic w tym dziwnego nie było bo znacznie więcej truposzy wyłoniło się z lasu. Ciemnowłosa zdjęła słuchawki z uszu i schowała do torby, która była przyczepiona do siodła. Odwiązała konia. Ilość szwendaczy była niepokojąca, a do tego szli od strony mostu. Niedaleko rzeki miało przejść duże stado. Teoretycznie powinni minąć most i pójść dalej, ale coś musiało przykuć ich uwagę. Lara wsiadła na konia i sięgnęła po krótkofalówkę. Próbowała się z kimś skontaktować, ale nikt jej nie odpowiadał. Kobieta była jeszcze bardziej zaniepokojona. Ale widok jaki zobaczyła na moście sprawił że prawie spadła z konia. Stado sztywnych szło na most, a ktoś szedł tuż przed nimi. Z tej odległości nie była wstanie rozpoznać tej osoby, ale ktokolwiek to był miał kłopoty. 

Lara poruszyła mocno lejcami, a koń ruszył galopem w kierunku mostu. Gdy była już blisko, dopiero wtedy rozpoznała osobę, którą okazał się być Rick. Grimes był ranny i ledwo szedł przed siebie. Na brzegu rzeki ciemnowłosa dostrzegła swoich, którzy biegli w kierunku mostu. Nie było szans że zdążą dotrzeć na miejsce, ale ona przecież już tu dotarła. Wjechała na most i zatrzymała się tuż przy Rick'u, który spojrzał na nią niewyraźnym wzrokiem. Zeszła z zwierzęcia wyciągając maczetę i zabiła paru truposzy, którzy byli najbliżej nich.

-Właź na konia Rick.- powiedziała do mężczyzny i pociągnęła go za ramię by pomóc mu wsiąść na zwierzę.

-Stado nie może przedostać się przez most. Trzeba zniszczyć most.- powiedział słabym głosem. Lara miała zamiar zapytać jak to zrobić, ale wtedy mężczyzna wskazał na dynamit w skrzynkach, które stały na moście. To właśnie chciał by zrobiła. Nie było innego sposobu by powstrzymać stado. Trzeba było poświęcić to co tyle czasu próbowali stworzyć.

Ciemnowłosa uderzyła lekko konia, który z impetem ruszył do przodu zabierając Rick'a z mostu. Lara biegiem podążyła za nim. Zatrzymała się tuż przed wejściem na most, na którym było pełno truposzy. Wyciągnęła pistolet z kabury i wycelowała w dynamit w skrzyniach. Pociągnęła za spust, ale za pierwszym razem nie udało jej się trafić, dopiero za drugim razem trafiła.

Nastąpiła eksplozja. Most wybuch wyrzucając w powietrze zniszczone kawałki drewna oraz części rozerwanych trupich ciał. Fala uderzeniowa, która powstała przy wybuchu odrzuciła ciemnowłosą mocno do tyłu.

Lara leżała na ziemi czując duszący zapach dymu w płucach. Obraz przed jej oczami był zamazany, a wszystko co słyszała było jedynie nieznośnym szumem przez który bolała ją głowa. Zobaczyła nad sobą jakieś postacie, ale nie potrafiła ich rozpoznać. Później nastąpiła ciemność.

□■□■□■□■□■□■□■□■□■□

Lara powoli otworzyła oczy. Zamrugała szybko kilka razy by przyzwyczaić się do jasności. Był dzień, a ona leżała w łóżku w lecznicy. Z małym jękiem podciągnęła się do siadu. Dotknęła głowy gdzie poczuła że ma bandaż. Przez wybuch musiała mocno uderzyć się w głowę, ale nic innego chyba jej nie dolegało. Czuła jeszcze że jest po obijana, ale nic dziwnego skoro solidnie przywaliła w ziemię. Gdy wstawała z łóżka zauważyła że na drugim łóżku obok leży Rick. Był nieprzytomny. Obok niego na krześle siedziała Michonne. Kobieta spała i jednocześnie trzymała Grimes'a za rękę. Widok był uroczy, szczególnie że tych dwoje jeszcze niedawno mogła rozdzielić śmierć.

Ciemnowłosa jak najciszej wstała, założyła swoje buty, które leżały obok łóżka po czym wyszła z lecznicy. Nie chciała ich budzić. Kiedy indziej będzie miała okazję z nimi porozmawiać. 

Gdy szła do domu, już z oddali zauważyła kogoś na werandzie.

Carl i Daryl malowali pędzlami drzwi. Napis który jeszcze nie tak dawno widniał na drzwiach zniknął, jakby nigdy go tu nie było. Gdy kończyli i zamykali puszki z farbą kusznik zauważył Lare, spojrzał na nią, a za nim to samo zrobił Carl. Nastolatek na jej widok zszedł z werandy, podszedł do niej i ją przytulił. Ciemnowłosa była na początku zmieszana, ale odwzajemniła uścisk.

-Dziękuję. Uratowałaś mojego tatę.- powiedział wdzięcznie nastolatek.

-Chyba tak.- uśmiechnęła się zmieszana. Owszem uratowała Rick'a, ale jak miała odpowiedzieć Carl'owi, coś w stylu "Nie ma sprawy", "To nic takiego"? Właśnie zrobiła dobry uczynek i nie była pewna jak ma się z tym czuć. 

Carl odszedł mówiąc że idzie zobaczyć co z jego tatą. 

-Jak się czujesz?

Pytanie Daryl'a wyrwało Lare z zamyślenia. Kobieta weszła na werandę i stanęła przed drzwiami przyglądając się miejscom, które zostały pomalowane. Widok tamtego napisu nadal tkwił w jej głowie nawet gdy już go nie było. 

-Chyba dobrze. Jestem trochę skołowana, ale to pewnie przez uderzenie w głowę.- wskazała na opatrunek, delikatnie dotknęła materiału.- Jeszcze mnie boli.

-Siddiq mówił że nic poważnego ci się nie stało.- powiedział mężczyzna. Zapanowała między nimi cisza.- Carl znalazł farbę więc pomalowaliśmy drzwi.- Kusznik odezwał się choć to było nietypowe u niego, zwykle nie był chętny do dłuższych rozmów czy odezwania się jako pierwszy. Ale gdy patrzył na Lare, coś ciągnęło go do odezwania się.- Jest wdzięczny za to co zrobiłaś, chciał jakoś ci się zrewanżować. Uratowałaś Rick'owi życie, jesteś teraz bohaterką.

-Nie czuję się tak. W Sanktuarium też ratowałam ludzi, w pewnym sensie. Znajdowaliśmy nowych, decydowaliśmy czy ich zabierzemy czy nie. Ale nie każdy był wdzięczny za ocalenie, dla niektórych życie w fabryce było gorsze niż na zewnątrz, mieli pretensje. Więc ocalenie kogoś nie koniecznie kojarzy mi się dobrze.

Brązowowłosy skinął głową. Miał zamiar odezwać się, ale ciemnowłosa go uprzedziła.

-Pójdę się położyć.- kobieta weszła do domu pozostawiając go samego. 

Daryl chciał poruszyć temat osoby odpowiedzialnej za napis na drzwiach i kamień, którym rozbito szybę w pokoju Lary. Nie miał okazji porozmawiać z nią wcześniej. Chciał podzielić się swoimi przypuszczeniami i tego czego się dowiedział. Ale to mogło jeszcze poczekać. Lara dopiero co przebudziła się i nie doszła do siebie po sytuacji na moście. Potrzebowała odpoczynku. Nie chciał jej się narzucać, szczególnie że przecież nie chciała by pomagał jej w tej sprawie więc może zareagować nerwowo, a wolał by nie była na niego zła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top